Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Aleksandra Żyłkowska
‹Fałszywie ujemny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAleksandra Żyłkowska
TytułFałszywie ujemny
OpisRocznik 89. Mieszka na Podlasiu. Od dziecka zafascynowana opowiadaniem historii. Szczęśliwa posiadaczka męża, córki oraz stada owczarków australijskich.
GatunekSF

Fałszywie ujemny

Aleksandra Żyłkowska
« 1 2 3 4 5 »

Aleksandra Żyłkowska

Fałszywie ujemny

– Jesteś rozpalony – stwierdziła.
Nie wiem, czy miałem wtedy gorączkę. Raczej nie. Mogłem się zgrzać od siedzenia pod przykryciem, od panikowania i chciałem jej to wyjaśnić, ale nie dała mi dojść do słowa. Zaczęła dopytywać, czy dobrze się czuję, czy nie jest mi niedobrze albo słabo, ale nie słuchałem. Ją też otaczał płomień – tylko na tym potrafiłem się wtedy skupić. Nie był zielony, jak mój, ale żółty. Przypominał kwiat słonecznika.
Otrzeźwiałem dopiero, kiedy powiedziała, że zabierze mnie do lekarza. O nie. Do tego nie miałem zamiaru dopuścić. Ostatnim razem, kiedy byłem na badaniach, pobierali mi krew, a że żyły zawsze miałem słabe, udało się dopiero za dziewiątym wkłuciem.
Dlatego wziąłem się w garść i powiedziałem:
– Nic mi nie jest. Może trochę drapie mnie w gardle.
Zakasłałem, chcąc przekonać ją, że jestem tylko przeziębiony, a ona, całe szczęście, uwierzyła.
Dostałem herbatę z cytryną oraz tabletki na zbicie gorączki, której nie miałem, a później mama wzięła się za gotowanie rosołu. Większość dnia spędziłem, zastanawiając się, co mnie spotkało. W końcu po, jak się okazało, kilku godzinach rozważań uznałem, że to, co od rana widzę, nie jest normalne i rodzice powinni się o tym dowiedzieć.
Mamę znalazłem w salonie. Oglądała telewizję. Stanąłem obok, patrząc w ekran i zastanawiając się, jak dobrać słowa, żeby wzięła mnie na poważnie. Puszczali właśnie reportaż o telepatach. Pokazywali zdjęcia aur, dodatnich i ujemnych. Dokładnie takie same płomienie jak te, które widziałem. Przysiadłem się do mamy, a gdy mój dziecięcy umysł połączył fakty, zapytałem, czy jestem telepatą.
Spojrzała na mnie, nie kryjąc zaskoczenia, a później roześmiała się i odparła:
– Oczywiście, że nie.
– To dlaczego widzę ogień?
– Ogień?
– Mój jest zielony, a twój żółty.
Wzięła wdech, ale zaraz wypuściła powietrze z płuc, nie mówiąc niczego. W szafce z dokumentami odszukała zdjęcia mojej aury. Były opatrzone szczegółowym opisem wszystkich tych płomyczków i podsumowane w sposób, który uspokoiłby każdego, kto wierzył w nieomylność badania:
Wynik ujemny
Przyjąłem tę informację do wiadomości i poszedłem zająć się swoimi sprawami. W trakcie obiadu palnąłem jeszcze, że aura ojca jest fioletowa jak śliwki. Ojca bardzo to zdenerwowało. Powiedział, że mam się nie wydurniać, bo jestem normalny, i że jeśli jeszcze raz usłyszy o tak idiotycznej zabawie, szczerze tego pożałuję.
Wystraszyłem się. Ojciec był wielkim, groźnym facetem, który lubił wymyślać kary, dlatego uznałem, że lepiej nie wspominać mu o tym, co widzę.
Może wróćmy do Liama.
To była czwarta, może piąta klasa podstawówki. Nie pamiętam dokładnie. Na pewno minęło parę lat, odkąd wpadł w swoje pierwsze sprzężenie i musiała go zabrać karetka. Przez ten czas stał się jeszcze chudszy i bledszy. U telepatów, którzy mają problem z samokontrolą, stosuje się leczenie farmakologiczne. Straszny syf, nawet nie próbujcie mi wmówić, że jest inaczej. Liamowi przepisali coś, co nieźle tłumiło zdolności, ale też pozbawiało chęci do życia.
Nikt nie chciał siedzieć z Liamem. Dzieciaki wolały trzymać się jak najdalej od czytającego w myślach świra. Baliśmy się go. Mógł przecież zdradzić nasze sekrety albo splątać wspomnienia. Liama niespecjalnie obchodziło zawieranie przyjaźni. Mało co go obchodziło. Całymi dniami chodził naćpany.
Zdążyłem się już przyzwyczaić do widzenia aur. Każda miała swoją barwę i kształt, każda poruszała się w nieco inny sposób. Odkryłem, że nie potrzebuję czytania w myślach, żeby dowiedzieć się czegoś o samopoczuciu drugiej osoby. Wystarczyło spojrzeć na aurę. Nie powiem, przydatna umiejętność.
Według popularnej wtedy skali Capaldiego zdolności telepatyczne posiadają wszyscy. Niektórzy są ich nieświadomi, niektórzy widzą tylko aury, inni natomiast są tak silni, że powinno się ich izolować od społeczeństwa. I to dla ich własnego dobra. Uważałem się za szczęściarza. Miałem super moc, ale nie byłem dziwakiem jak Liam.
Swoją drogą, Liam też miał swój udział we wprowadzeniu mnie w błąd. Gdy przyglądałem się aurom innych ludzi, widziałem wystające z ich karków języki ognia. U każdego były trochę inne, mimo to zawsze krótkie, sztywne, jak zamontowane w złym miejscu królicze uszka.
Płomienie Liama były długie i szerokie. Przypominały trochę kikuty skrzydeł. Jego aura nie trzymała też stałego koloru. Jednego dnia była błękitna, innego atramentowa, niemal czarna. Gdy tak teraz o tym myślę, wydaje mi się, że zależało to od tego, jak bardzo został nafaszerowany lekami.
W domu wielokrotnie przyglądałem się swojej aurze. Nie miałem skrzydeł jak Liam, kolor też był w miarę jednolity. Tyle wystarczyło, żebym wmówił sobie, że panikuję, że nie mam żadnych magicznych zdolności.
Nie jestem telepatą.
Jestem normalny.
Naprawdę!
Zderzenie z rzeczywistością przyszło w połowie piątej klasy.
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI
Ilustracja: Tatsu, wygenerowane przy pomocy AI
To były zajęcia z techniki. Uczyliśmy się posługiwania młotkiem i piłą i niepoucinania sobie przy tym palców. Mieliśmy zbudować karmnik dla ptaków czy coś takiego. W domu ojciec nie pozwalał mi nawet podawać narzędzi. Twierdził, że zrobię sobie krzywdę. Albo gorzej – coś zepsuję. Więc kiedy na lekcji wziąłem do ręki młotek, od razu uderzyłem się w kciuk, a później, gdy owinięty bandażem dorwałem się do piły, naciąłem grzbiet dłoni i porwałem bluzę. Nauczyciel niespecjalnie przejmował się naszymi obrażeniami. Szkoła wychodziła z założenia, że mamy uczyć się na własnych błędach, dlatego poobklejani plasterkami próbowaliśmy do skutku.
Właśnie na jednej z takich lekcji, otoczony zapachem świeżego drewna i wszędobylskim pyłem, wpadłem w sprzężenie. To uczucie…
Kąpaliście się kiedyś w morzu? Wyobraźcie sobie, że idziecie po płyciźnie, woda sięga wam pasa, gdy nagle trafiacie na dziesięciometrowy spadek. Co czujecie? Pustkę pod stopami. Uderzenie gorąca. I strach, prawda? Sprzężenie jest bardzo podobne. Tylko że zamiast głębiny pojawia się utrata kontroli nad własnym ciałem.
Nagle przestałem cokolwiek czuć. Nie upadłem, po prostu w pewnej chwili odkryłem, że nie mogę się ruszyć. Stałem przy stanowisku całkowicie sparaliżowany, rozpaczliwie starając się zrobić cokolwiek i nie mogąc zrobić niczego. Spanikowałem, czego na szczęście nikt nie zauważył.
Coś podpowiadało mi, że w takiej sytuacji należy poruszyć ręką. Skupiłem się na tym, nawet nie wiecie, jak ogromny był to wysiłek. Zamiast mojej ręki, poruszyła się jednak ręka chłopaka stojącego obok. Kątem oka dostrzegłem, jak zaskoczony ściąga brwi, a później wzrusza ramionami. Uznał chyba, że złapał go skurcz.
Tyle że to nie był skurcz. To byłem ja.
– Nie – jęknąłem zrozpaczony. – Nie. Tylko nie to.
I wszystko byłoby dobrze, gdybym skorzystał z własnych strun głosowych. Niestety słowa, które chciałem wypowiedzieć, wypowiedziała dziewczyna w drugim końcu sali. W przeciwieństwie do mojego kolegi błyskawicznie zrozumiała, o co chodzi.
Krzyknęła. Poczułem napinającą się przeponę i przepływ powietrza w nieswoim gardle.
Nauczyciel powiódł wzrokiem po sali. On też się domyślił.
– Kto to? – zapytał. – Natychmiast przestań.
Chciałem go posłuchać. Naprawdę! Ale nie wiedziałem jak.
– Powiadomię rodziców – zagroził.
A ja naprawdę się tej groźby przestraszyłem. Nogi się ugięły. Nie pode mną. Pod sześcioma innymi osobami. Cholera. Jeśli szkoła powiedziałaby rodzicom, kim jestem, wyrzuciliby mnie z domu. Byłem zdesperowany. Byłem gotów zrobić wszystko, żeby tylko utrzymać to w tajemnicy.
Zacząłem więc mówić. Nie wiem, czy użyłem swoich ust, chyba nie. Nie czułem własnego ciała. Inaczej. Nie miałem pojęcia, które z kilkuset niepasujących do siebie, posłusznych mojej woli fragmentów, były częścią mnie, a które należały do moich kolegów.
– To Liam – powiedziałem. – Znowu ześwirował.
Tyle wystarczyło, żeby aury dzieciaków z klasy rozbłysły, by zaczęły zlewać się ze sobą, zdradzając ogarniający wszystkich strach. Nie musiałem robić nic więcej.
Ci, którzy nie byli unieruchomieni, skoczyli do drzwi. Przepychali się i wyzywali, próbując jak najszybciej znaleźć się poza klasą, poza budynkiem szkoły. Reszta stała bezradnie, jak ja. Nie mogli się ruszyć. I dobrze. Stanowili doskonałą przykrywkę.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.