Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Monika Lech
‹Wkręć Żarówkę, proszę›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMonika Lech
TytułWkręć Żarówkę, proszę
OpisAutorka pisze o sobie:
Mieszkam w Krakowie, zawodowo siedzę w internecie, pracuję w jednym z portali internetowych, ksiażki czytam te „papierowe”… chyba dlatego, że kocham dotyk papieru i szelest kartek , no i dlatego, że trudno zasnąć z e-bookiem. Sporo podróżuję, odpoczywam albo w górach, albo obserwując rozrastające się grono siostrzenic i bratanic. Traktuję to jako ćwiczenie cierpliwości (no nie jest to moja najsilniejsza strona). Ulubiona książka to „Diuna”. Do ulubionego filmu nie przyznam się za skarby świata ;)
Gatunekhumor / satyra, realizm magiczny

Wkręć Żarówkę, proszę

1 2 3 4 »
Ulkę prawie zamurowało. Była pewna, że Żarówka ją zobaczyła. Stanęła przecież kilka metrów od niej i patrzyła na miejsce, gdzie ona, Ulka, stała sobie spokojnie, starając się wymyślić jak tu wkręcić Żarówkę, żeby ta nie miotała się po całym mieszkaniu i żeby babka miała szansę zacerować te skarpetki. To wydawało się być niemożliwe.

Monika Lech

Wkręć Żarówkę, proszę

Ulkę prawie zamurowało. Była pewna, że Żarówka ją zobaczyła. Stanęła przecież kilka metrów od niej i patrzyła na miejsce, gdzie ona, Ulka, stała sobie spokojnie, starając się wymyślić jak tu wkręcić Żarówkę, żeby ta nie miotała się po całym mieszkaniu i żeby babka miała szansę zacerować te skarpetki. To wydawało się być niemożliwe.

Monika Lech
‹Wkręć Żarówkę, proszę›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMonika Lech
TytułWkręć Żarówkę, proszę
OpisAutorka pisze o sobie:
Mieszkam w Krakowie, zawodowo siedzę w internecie, pracuję w jednym z portali internetowych, ksiażki czytam te „papierowe”… chyba dlatego, że kocham dotyk papieru i szelest kartek , no i dlatego, że trudno zasnąć z e-bookiem. Sporo podróżuję, odpoczywam albo w górach, albo obserwując rozrastające się grono siostrzenic i bratanic. Traktuję to jako ćwiczenie cierpliwości (no nie jest to moja najsilniejsza strona). Ulubiona książka to „Diuna”. Do ulubionego filmu nie przyznam się za skarby świata ;)
Gatunekhumor / satyra, realizm magiczny
Babka wyglądała na niezadowoloną. A to oznaczało dla Ulki kłopoty.
– Przecież mówiłam ci, żebyś ją wkręciła.
Kiedy babka była zła, potrafiła mówić wyjątkowo głośno.
Ulka tylko smętnie pokiwała głową. A pewnie, że mówiła. I to nie raz. Zwykle powtarzała wszystko milion razy, tak jakby trzy, cztery nie wystarczyło. Dziewczynka zrobiła więc swoją tradycyjną obrażoną minkę i usiadła przy stole z rozłożoną książką. Gdy babka widziała, że się uczy, zwykle dawała jej spokój. Zwykle. Bo nie tym razem.
– Dziewczyno, mówię do ciebie. – Babka była naprawdę zła. Stanęła nad jej krzesłem z wełnianą skarpetą i grzybkiem do cerowania w jednej ręce, a z ogromną igłą w drugiej.
– Jak mam zacerować te skarpetki, skoro nic nie widzę, a światło mi lata po pokoju jak głupie? Co ja mam 10 lat? Mam latać za Żarówką? Rusz się i wkręć ją.
– Jak? – Ulka była na siebie zła, bo zdołała wydobyć z własnego wnętrza tylko jakiś pisk, a nie, jak sobie obiecywała, głos sprzeciwu godny osoby dorosłej.
Babkę zatkało. Rzuciła skarpetkę na stół, igła poleciała gdzieś do kąta. Podparła się pod boki i wrzasnęła:
– To czego was w tej szkole uczą? To już tego nawet nie? Poziomy energetyczne? Nie? Zasada zachowania energii? Nie? Algebra Liego? Skandal. Skandal! Jak rany, przestaję płacić na tych darmozjadów. I pogadam z panią Misią!!! W domu cię więcej nauczę! – Babka rąbnęła ręką w stół, aż podskoczył Ulki ulubiony kubeczek.
– Mam mieć światło! I to takie stałe, a nie coś, co mi się kręci po domu i świeci byle gdzie i byle jak!!! Już. – Dla większego efektu babka wyciągnęła rękę i pokazała Ulce kuchnię.
Dziewczynka musiała przyznać, że to rzeczywiście nie wyglądało dobrze. Jasne światło przemieszczało się… nie, pomyślała sobie, bądźmy uczciwi… biegało po całym, sporym przecież pomieszczeniu, oświetlając to ogromny piec z rozpaloną prawie do czerwoności blachą, to dużą, ustawioną w rogu kuchni dzieżę, w której spokojnie rósł sobie zaczyn na chleb, to znowu podłogę, babcinym staraniem wyszorowaną do białości. Ulka westchnęła. Babka ma rację. Tak się dłużej nie da. Coś musi zrobić z tą Żarówką.
Wstała, odruchowo przeciągając rękami po spódniczce. Poszła do kuchni. Stanęła na środku, zaczerpnęła powietrza i bardzo, bardzo się skupiła.
Po kilku sekundach wolniutko, jakby z obawą otworzyła oczy. No tak. To już zdecydowanie nie była jej chałupa. Najprostsze za nią. Stanęła pod czyściutką i pomalowaną na bieluśką biel ścianą i poszukała wzrokiem Żarówki. Z podziwem obserwowała tak idealnie błyszczącą podłogę, że mogła zobaczyć, co ma pod spódniczką. Zebrała kieckę wokół kolan. Nie lubiła, gdy się ją zawstydzało, specjalnie czy nie.
Szukała. Kuchnia wydała się jej nieprzyjemna i zimna. I za czysta. Wszędzie metal, jak w kuźni wujka Leopolda, tylko gładki i błyszczący, a nie okopcony i chropowaty, jak w tym znanym doskonale Ulce miejscu. Bo kuźnię, to trzeba przyznać, Ulka lubiła. I myślała sobie, tak po cichu i w największej tajemnicy, że jak już będzie duża i nie będzie musiała słuchać babki – to wtedy zostanie kowalem. No, w tej kuchni nie było jak w kuźni. Było jak w aptece u Marychy. Szkło i słoiczki. Mnóstwo słoiczków, dużych i małych… Ulka westchnęła. Po co tyle żelastwa i szkła? Żeby obiad ugotować?
Łazienka była za to cieplutka i zielona jak morze. I woda tak miło szumiała w rurach…. Było… jak naprawdę, jak na plaży. Nie żeby Ulka morze widziała, ale czytała o nim w szkole i widziała zdjęcia, i słyszała o tym, że muszle szumią, i w ogóle. Morze jest zielone i faluje. Uśmiechnęła się do siebie. Może kiedyś uda się babkę namówić na wyjazd nad morze. Fajnie byłoby pobawić się na piasku, a nie tylko trawa i drzewa, trawa i drzewa, trawa i drzewa. I te babcine einsteiny, plancki, keplery i inne schrodincośtam…. o których tyle się trzeba uczyć, a wszystko to po to, by wkręcić Żarówkę lub podłączyć Pralkę. Nie opłaca się – jej osobistym i prywatnym zdaniem się nie opłaca. Nudy same. Dokładnie takie jak cerowanie skarpetek i babcine narzekanie na jej, Ulki, oceny w szkole.
Zganiła samą siebie i zabrała się do poszukiwania Żarówki. Czuła się nieswojo w cudzym domu. Niby wiedziała, że nikt jej nie widzi ani nie może zobaczyć, ale jednak. Tak bez pukania, bez zaproszenia… Wzruszyła ramionami. Głupia jest. Żarówki świecą i tyle. A jak ona się nie pośpieszy, to babka będzie jeszcze bardziej zła. A dzisiaj na deser ma byś placek z rabarbarem!
Ulka nie chciała, żeby przez głupią Żarówkę i niezacerowaną skarpetkę ominął ją placek z rabarbarem. Postanowiła więc się pośpieszyć i szybciutko po wywoskowanej posadzce prześlizgnęła się znowu na korytarz.
Żarówka tam była. Jeździła na błyszczącej jak lusterko hulajnodze, której widok wyrwał z piersi Ulki jęk zazdrości i z zapałem rysowała obcasikami lśniącą podłogę.
„No to już jasne, czemu babce tak światło lata”. Ulka dezaprobatą popatrzyła na Żarówkę, która z jakimś złowrogim prawie zacięciem brała zakręt i upapraną czekoladą łapą robiła ślady na niepokalanej do tej pory bieli ścian.
„Chuda” – pomyślała Ulka. „I jakaś taka mała…” Przygryzła górną wargę i w ostatniej chwili przypomniała sobie, że nie wolno jej opierać się o ścianę. Babka byłaby zła, gdyby zniszczyła trzecią sukienkę w tym tygodniu.
„I taka w ogóle… Co ta elektrownia nam w tym tygodniu przydzieliła?” – Ulka pomyślała, że działania dorosłych nigdy nie przestaną jej zadziwiać. Najczęściej niekorzystnie. Westchnęła głośno, aż podskoczyła jej opadająca na oczy grzywka. Nieważne czy duża, czy mała. Żarówka ma być porządnie wkręcona, bo inaczej babka ją przeklnie albo nie da placka. Tak czy owak – cerowanie skarpetek to nie operacja wyrostka robaczkowego i mała Żarówka w zupełności wystarczy. Aż nadto. Ulka fuknęła niezadowolona jak wściekły jeż i podeszła do Żarówki. Zaczerpnęła powietrza.
I nie powiedziała nic, bo zasadniczym problemem Ulki nie była nieznajomość zasad rozchodzenia się fal dźwiękowych w gazach, stałej Plancka, zasad termodynamiki czy fizyki kwantowej – tylko nieśmiałość. Ale do tego w życiu by się nie przyznała. Nie babce. Może wujkowi Leopoldowi, może Adasiowi… nie, Adasiowi nie… Czy ktoś widział kiedyś nieśmiałego ducha?
– Ej, ty… – zaczęła i zdała sobie sprawę, że jak na uprzejmą prośbę to zbyt bezpośrednie, a jak na polecenie to zdecydowanie za mało zdecydowane.
Chrząknęła i zaczęła jeszcze raz. Identycznie.
– Ej, ty.
Żarówka potrząsnęła lekko rudymi warkoczykami związanymi oliwkowymi wstążeczkami. Ulkę aż kusiło, żeby dotknąć tych wstążek. – Świetny kolor – westchnęła mała kobietka. Żarówka z rozpędem odepchnęła się bucikiem od ściany, zostawiając śliczny ślad podeszwy.
– Uch, żeby cię tak moja babka zobaczyła – powiedziała Ulka z mieszaniną zazdrości i złośliwości. Nagle przypomniała sobie, że ma Żarówkę wkręcić, a nie zazdrościć jej przerażającej dowolności w traktowaniu ścian rodzinnego mieszkania.
– Ej, ty – wrzasnęła w końcu na całe gardło, tak jak to robiła w szkole, gdy Adaś usiłował jej wyrwać piłkę na boisku przed szkołą albo gdy chciał ją wepchnąć do kałuży, która królowała na samym środku szkolnego podwórka.
Podziałało. Żarówka zatrzymała się i uważnie przyjrzała się ścianie koło kuchni.
• • •
Gosia nie lubiła, gdy traktowało się ją jak dziecko. Nie lubiła, gdy się jej czegoś zabraniało mówiąc: „Jak będziesz duża, to zrozumiesz dlaczego nie możesz”.
Była duża i mogła spokojnie iść z mamą do szpitala, do cioci Basi, która miała mieć dzidziusia. Chciała wiedzieć, co tam się dzieje takiego, że dorośli zniżają głos do szeptu, że ciotki w kuchni stoją koło zlewu i o czymś mówią, jakby w tym zlewie było coś ciekawego. Gosia wie, że nic nie było ciekawego. Wie, bo zaraz jak ciotki wyszły, poszła do kuchni i chyba pół dnia stała na taborecie, patrząc na ten zlew. Filiżanka mamy, której nie wolno jej było dotykać, trzy kubki, brudna gąbka i trochę fusów. Błeeee i to ma być ciekawe? To o czym one rozmawiały przez pół godziny? Kombinacje, komplikacje, kompilacje… straszne to było i takie na „kom..” tego Gosia była pewna. Zmarszczyła czoło i po raz kolejny rozpędziła się na hulajnodze. „Tak? Jestem za mała, żeby iść z mamą do ukochanej cioci Basi? To sobie pojeżdżę na hulajnodze” – pomyślała, z mściwą satysfakcją odbijając kolejną czekoladową łapę, tuż obok drzwi do swojego pokoju. „I jeszcze bucikiem, o!” – dodała i z całej siły odepchnęła się od ściany. „Jak się dzieci nudzą, to takie są efekty” – powtórzyła zasłyszaną kiedyś od babci Janiny mądrość, która sprawiła, że mamę zatkało. Tak przynajmniej powiedziała babcia Janina… że mamę zatkało.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.