Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Pindel
‹Bestseller›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Pindel
TytułBestseller
OpisAutor pisze o sobie:
Nowotarżanin, z wykształcenia inżynier, na co dzień pracownik korporacji. Żona mówi o nim, że urodził się zbyt późno, co potwierdzają jego staroświeckie nawyki i awersja do najnowszych zdobyczy technologii. W wolnym czasie chętnie czyta, jeździ na rowerze i wędruje po górach. Pisanie jest dla niego nie tylko odprężającym hobby, ale również sposobem gospodarowania zasobami wyobraźni. Debiutował zbiorem opowiadań „Bez przebaczenia”.
Gatunekrealizm magiczny

Bestseller

« 1 5 6 7 8 »

Marcin Pindel

Bestseller

— Wyciągnęła go na jakieś wakacje w momencie, gdy Stasia była akurat w gorszym stanie — ciągnęła kobieta nazwana Basią. — Grześ poprosił Anetę, żeby się nią zajęła, ale wiesz… Anetka dobra dziewczyna, ale nigdy się starszą osobą nie opiekowała. I właśnie wtedy Stasi przytrafiło się to, co przytrafiło. Grzesiu pewnie wiedziałby, jak się zachować i Stasia miałaby jakieś szanse, a biedna Anetka… No, wyszło, jak wyszło. Ale Grzesiu nie mógł sobie tego darować.
— I że ta Sylwia zostawiła go w takiej chwili!
— A nie, to akurat on ją zostawił. Wiesz, on… Przykro o tym mówić, ale chyba rzuciło mu się na głowę. Jakby myślał, że jak zrezygnuje z Sylwii, to odzyska matkę. Biedaczysko… Opowiadał niestworzone rzeczy… I w kółko, że się sparzył, czy coś podobnego…
Wyjęła z torebki chusteczkę i otarła nos.
Kondukt dotarł do ceglanego muru oddzielającego starą część cmentarza od nowej i zaraz za nim skręcił w prawo. Na górze przeraźliwie dął wiatr. Żałobnicy zatrzymali się kawałek dalej, przy otwartym grobowcu, na którym znajdowały się nazwisko rodziców Grześka.
Marka nie było już wśród nich.
• • •
Przez następny tydzień tkwił w letargu. Snuł się po domu, nie wiedząc, czym się zająć i prawie w ogóle nie wychodził na zewnątrz. Wciąż myślał o Grześku. O pisaniu nie było mowy.
Antek tymczasem był już o krok od spełnienia swojego marzenia. Legia skontaktowała się z nimi, proponując spotkanie, na którym klub ze stolicy miał reprezentować jeden z zastępców dyrektora sportowego. Robiło się naprawdę poważnie, ale Marek odkrył, że nawet tak dobra wiadomość nie wzbudziła w nim radości, jakiej mógłby się spodziewać.
Wszystko zmieniło się ósmego dnia od pogrzebu. Marek zbudził się, usiadł na łóżku i przeczesał palcami włosy. Poczuł, jak coś wewnątrz go pali i nie był to ani głód, czy pragnienie, ani chęć natychmiastowego opróżnienia pęcherza.
Musiał czym prędzej zacząć pisać.
Nie tracił czasu, żeby się umyć, ubrać, czy coś zjeść, tylko od razu siadł przy biurku i otworzył laptopa. Uruchamianie systemu trwało w nieskończoność, przynajmniej takie miał wrażenie, jeszcze gorzej było z odnalezieniem odpowiedniego folderu i otwarciem pliku. Prawa noga chodziła mu jak tłok jakiejś oszalałej maszyny, w górę i w dół, w górę i w dół; energią, jaką na to zużywał, pewnie dałoby się oświetlić całe miasto.
W końcu się udało: miał przed sobą swój tekst.
— Hej, tato. —Usłyszał nagle głos Antka. Chłopak stał w drzwiach. — Już wstałeś?
Marek zmiął w ustach przekleństwo. Ostatnie, czego teraz potrzebował, to żeby ktoś mu przeszkadzał.
— Wstałem. Ty nie w szkole?
— Przecież jest niedziela…
— Ano tak…
— Słuchaj… — zaczął nieśmiało Antek. — Masz może chwilę?
— No właśnie nie bardzo, synek. A co?
— Chciałem pogadać.
Marek westchnął cicho, nie odrywając wzroku od kursora na ekranie; ten migał tak, jakby próbował go ponaglić.
— Możesz pogadać na razie z mamą? Gdzie ona jest? Wiesz, chyba w końcu poczułem wenę i to taką, jakiej nie miałem od bardzo dawna. Muszę pisać i to niezwłocznie, inaczej uleci. Rozumiesz?
— Mamy nie ma, poszła pobiegać. Właśnie specjalnie czekałem, aż jej nie będzie, bo chciałem pogadać tylko z tobą.
Marek uśmiechnął się delikatnie. Od małego Antek to właśnie jemu zwierzał się z mniejszych lub większych przewinień; większość z nich zatrzymywali w tajemnicy przed Moniką. Markowi schlebiało, że syn darzy go tego rodzaju zaufaniem, uważał to nawet za nić czyniącą ich relację mocniejszą od tej łączącej chłopaka z matką. Normalnie po takim wstępie odwróciłby się na fotelu, nachylił ku młodemu, wspierając łokcie na kolanach i go wysłuchał.
Tyle że teraz po prostu musiał pisać.
— Później, ok? — odparł.
Antek kiwnął głową, ale widać było, że liczył na coś innego. Odwrócił się i powlókł w stronę kuchni, pewnie po to, żeby zrobić sobie śniadanie.
— To od czego by tu zacząć? — wymamrotał do siebie Marek, na powrót skupiając się na tekście.
Ale odkrył, że choć chęć pisania nie zniknęła, to coś innego odsuwa ją na bok. Antek wydawał się jakiś podenerwowany. Jakby coś naprawdę mocno go trapiło.
No dobra, chyba mogę mu jednak poświęcić te parę minut, uznał.
Nabrał powietrza, żeby zawołać syna, lecz w tej samej sekundzie gdzieś w kuchni odezwał się telefon. Antek odebrał go niezwłocznie, a następnie wymienił z kimś kilka lapidarnych komunikatów.
Po chwili znowu pojawił się w drzwiach.
— Tato, wychodzę — oznajmił.
— Znowu z tymi… Tymi… Jak im tam?
— Łysym i Baryłą, tak.
Marek wywrócił oczami, ale go nie zatrzymywał.
— Leć. Jak wrócisz, to pogadamy, jak obiecałem.
— Jasne, tato. Trzymaj się!
— To od czego by tu zacząć? — powtórzył. Poczuł ulgę, że sytuacja z Antkiem na razie sama się rozwiązała. — A, może od tego.
Po dziesięciu minutach wiedział już, jak przemodelować główną intrygę. Po godzinie, że trzeba będzie dopisać nowego bohatera. Mniej więcej koło południa wyklarowało mu się idealne zakończenie.
Czego natomiast nie wiedział, to że miesiąc wcześniej Antek został nagrany przez Pietrzaka na jednej z imprez, jak popala marihuanę. Że Pietrzak od tego czasu szantażuje go, strasząc, że nagranie zobaczy nie tylko dyrekcja szkoły, ale i dowiedzą się o nim również władze Legii.
O czym nie miał pojęcia, to że Łysy i Baryła nie tylko podsunęli Antkowi mało pokojowe rozwiązanie tego problemu, ale i zaoferowali swoją pomoc. Że gdy tego wieczoru on sam powoli będzie kończyć poprawianie rozdziału ósmego, Antek napadnie wraz z nimi na wracającego z randki Pietrzaka. Że chłopak będzie przez dwie minuty uderzany i kopany, a sprawców nagra kamera miejskiego monitoringu.
Oraz że choć sam Antek wymierzy Pietrzakowi tylko jeden, ostatni cios, w opinii badającego później sprawę biegłego to właśnie ten okaże się śmiertelnym.
• • •
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI
Ilustracja: Tatsu, wygenerowane przy pomocy AI
Gdy w pewien grudniowy wieczór następnego roku Marek siedział w „Spiżarni”, zmagając się z szóstym kuflem piwa, mógł już uważać się za pisarza pełną gębą. Jego książka okazała się bestsellerem i nie tylko sprawiła, że nazwisko Plewa stało się rozpoznawalne, ale i przyniosła mu niemały zysk. Osiągnął sukces, o jakim marzył od dawna.
Mimo to był chyba w najgorszym momencie swojego życia.
Sprawa Antka dosłownie zmiotła jego rodzinę z powierzchni ziemi. Z początkiem przyszłego roku ruszał proces, w którym chłopak miał być sądzony jak dorosły. Cały ciąg zdarzeń od tamtego feralnego dnia — zatrzymanie Antka przez policję, śledztwo, areszt, oczekiwanie na postawienie zarzutów — doprowadził Monikę do załamania psychicznego. Marek nie potrafił jej pomoc, czuł, że oddalili się od siebie już bezpowrotnie. A Antek? Cóż, to, że nie zrobi kariery, jaką mu wszyscy wróżyli, wydawało się teraz najmniejszym zmartwieniem. Niezależnie od tego, czy sąd wyda surowy czy łagodny wyrok, po wyjściu na wolność będzie musiał zaczynać praktycznie od zera, z balastem na psychice i brudami w papierach. Z nim Marek również nie wiedział już jak rozmawiać. Jedyne, co mu ostatnio wychodziło, to spędzanie wieczorów na popijaniu piwa w „Spiżarni”.
Ale przynajmniej książka się sprzedaje, podsumował gorzko, tęgo pociągając z kufla.
I jak gdyby po to, by jeszcze bardziej mu dokopać, przed oczami stanął mu Kowalik. Ten chłopak, zawsze drugi, talentem niemogący równać się z Antkiem, teraz brylował w Legii, a coraz częściej mówiło się nawet, że chrapkę na niego mają kluby z Niemiec.
— Dobry wieczór, panie Plewa — przywitał się. — Zobaczyłem pana, pomyślałem, że podejdę.
— Hej, Olek — odparł Marek bez odrobiny entuzjazmu. — Jak się miewasz?
— Nieźle, dziękuję. Właśnie zaczęliśmy przerwę zimową, dostałem trochę wolnego, więc pomyślałem, że odwiedzę stare śmieci.
— Dobrze ci się wiedzie w klubie, co? — spytał kąśliwe Marek, ale chłopak chyba niczego nie zauważył.
— Staram się — odparł skromnie. — Hej, ale i o panu jest ostatnio głośno. Czytałem pańską książkę na wakacjach w Turcji. Wciągnęła mnie na maksa.
Świetnie, pomyślał Marek. Zostałem autorem czytadeł na plażę. Pełen sukces, czyż nie?
— Dzięki — odparł sucho, przylepiając usta do ścianki kufla.
— No, a jak… — zaczął nieśmiało Kowalik. — A jak się trzyma Antek?
« 1 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wiatr
— Marcin Pindel

Zerwany kwiat
— Marcin Pindel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.