Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Głęboki Grób›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułGłęboki Grób
OpisAutor pisze o sobie:
Z wykształcenia inżynier okrętownictwa, z serca i duszy – pisarz. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu – z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Niniejsza publikacja na łamach „Esensji” jest już drugą. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naszej codziennej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Głęboki Grób – część 1

« 1 2 3 4 14 »

Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1

– Fenomen, no proszę – cmoknęła z podziwem Oliwia. – Takiego określenia chyba jeszcze nie znaliśmy, co?
Karol puścił do niej oko i ponownie spojrzał na ekran.
Janusz Jarosz wstał zza biurka i wolnym krokiem przemierzył stylizowane na dziewiętnastowieczny gabinet studio.
– Świat ten jest z pewnością fascynujący i niezwykły – ciągnął dalej swój wprowadzający monolog. – Czasem bywa też okrutny i przerażający, lecz to zdaje się nie stanowić dla nas żadnej przeszkody. Człowiek, którego dzisiaj zaprosiłem, doskonale zdaje sobie z tego sprawę, może nawet lepiej od nas samych. Lubimy się bać, lubimy obcować z tym, co nieuchwytne, mistyczne czy wręcz paranormalne. Wszyscy kochamy przecież tajemnice. To leży w naszej naturze.
Prowadzący zatrzymał się obok dwuskrzydłowych, obitych skórą drzwi.
– Mam zaszczyt przedstawić wam człowieka, który wyjątkowo umiejętnie wykorzystuje tę naszą słabość, za co, nawiasem mówiąc, wszyscy jesteśmy mu wdzięczni. Jego książki sprzedały się dotąd w większej ilości, niż jakiegokolwiek innego polskiego autora na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Przed wami Karol Wroński.
Wśród gwałtownego aplauzu publiczności drzwi otworzyły się szeroko i do studia wszedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna po trzydziestce. Pozdrawiając z wyraźnym zakłopotaniem publiczność, uścisnął dłoń gospodarza programu, po czym zasiadł we wskazanym przez niego fotelu, tuż obok dębowego biurka.
Karol, siedząc w kuchni własnego domu i obserwując siebie na szklanym ekranie, nie po raz pierwszy doznał ukłucia dziwacznego, wręcz abstrakcyjnego wrażenia oderwania od rzeczywistości, zupełnie jakby patrzył teraz na kogoś jedynie łudząco, wręcz niepokojąco podobnego. Możliwość spojrzenia na siebie z perspektywy drugiej osoby nieodmiennie wprawiała jego świadomość w rodzaj osobliwego, odczuwalnego na pograniczu zmysłów rezonansu i nigdy specjalnie nie potrafił sobie z tym poradzić.
– Popatrz, skarbeńku – odezwała się do Weroniki Oliwia, wyciągając ją po skończonym posiłku z krzesełka i sadzając sobie na kolanach. – Tatuś jest w telewizji. Widzisz tatusia?
Młodsza z bliźniaczek podążyła ciekawie oczkami za wyciągniętym palcem mamy i nawet przez chwilę przyglądała się siedzącemu w studiu Karolowi. Potem jednak zapiszczała tarmoszona przez nią zabawka, tym samym skupiając na sobie całą uwagę dziewczynki. Z ich perspektywy nie ma rzeczy mniej i bardziej ciekawych, pomyślał Karol. Wszystko jest po prostu magiczne.
– Karolu – zaczął gospodarz. – Chyba nie masz nic przeciwko temu, bym zwracał się do ciebie po imieniu?
– Nie, skądże. Proszę bardzo.
– Na początku chciałbym ci podziękować za znalezienie chwili wolnego czasu, by tu do nas zajrzeć.
– Ja też się cieszę, że tu jestem. Podoba mi się twój program, często go oglądam.
Oliwia spojrzała pytająco na męża i roześmiała się; Karol wzruszył tylko ramionami.
– Musiałem mu trochę pochlebić – odparł. – Zastrzelił mnie tym „fenomenem”.
Płonący stos, twoja najnowsza powieść, od kilku tygodni niezmiennie utrzymuje się szczycie zestawienia bestsellerów – mówił Janusz Jarosz, stawiając jednocześnie egzemplarz książki na specjalnej podpórce i obracając go okładką do kamery. Widniała na niej wysoka, przygarbiona postać łysego człowieka w czarnym prochowcu. Mimo że stał on w kręgu ognia, na jego sylwetkę nie padała nawet odrobina światła. Oblicze mężczyzny także było pogrążone w nieprzeniknionym mroku, z wyjątkiem błyszczących, czerwonych, skośnych oczu. – Słyszałem jednak, że zakasałeś rękawy i pracujesz już nad kolejną. Zdradzisz nam, o czym ona będzie?
– Na razie jest na bardzo wczesnym etapie, więc wolałbym zachować to dla siebie.
– Standardowa wymówka – wtrąciła Oliwia.
W rzeczy samej najnowsza książka miała już grubo ponad sto stron i – o dziwo – rozwijała się najłatwiej z dotychczasowych, ale Karol nigdy nie lubił opowiadać o tym, nad czym aktualnie pracował. Wychodził z założenia, że jeśli ktoś lubi jego literaturę, to odrobina niepewności tylko zaostrzy mu apetyt, a resztę i tak niewiele to obejdzie. Jedynie Oliwia – jego zawsze pierwszy i najsurowszy krytyk – miała dostęp do bieżących tekstów. No i naturalnie czasem musiał pokazywać co nieco w wydawnictwie, po prostu dla świętego spokoju.
– W porządku, nie będę więc nalegał – powiedział gospodarz programu. – Powiedz, proszę, wobec tego, czy presja oczekiwań, wynikająca z faktu, że jesteś obecnie jednym z najpopularniejszych autorów literatury grozy, ma jakiś wpływ na twoją twórczość. A jeśli tak, to jaki?
– Myślę, że po trochu zarówno pozytywny, jak i negatywny – odparł Karol po krótkiej chwili zastanowienia. – Presja jest tutaj może zbyt dużym słowem, ale istotnie na nowe teksty patrzę teraz nieco przez pryzmat wcześniejszych dokonań. Czy im dorównają, czy może przewyższą, a jeśli nie, to jak zrobić, by to osiągnąć. I to motywuje mnie do dalszego udoskonalania tworzonej akurat historii, tak pod kątem fabularnym, jak i technicznym. Często łapię się nawet na tym, że mam chęć odpuścić sobie w jakichś wyjątkowo trudnych czy nieprzyjemnych miejscach, ale szybko się reflektuję, spoglądając chociażby na nagrody, które stoją u mnie w gabinecie.
– Jak rozumiem, to ten pozytywny wpływ. A negatywny?
– Wynika dokładnie z tego samego. Kiedyś napisanie historii przyszłoby mi dużo szybciej i łatwiej. Teraz, kiedy nie chcę sprawić zawodu moim wiernym czytelnikom, ślęczę nad kartkami papieru znacznie dłużej, starając się ulepszyć to, co wymyśliłem i napisałem.
– Nadal piszesz ręcznie?
– Tak, to dla mnie najdogodniejsza forma obcowania ze słowem. Czuć wtedy jego autentyczną bliskość, niemal jedność, a to z kolei…
– Jak na razie wszystko gra – odezwała się Oliwia; doskonale znała obawy Karola przed przypadkowym zdyskredytowaniem się w jakimś wywiadzie. – Może trochę nieskromnie i z lekka patetycznie to brzmi, ale akurat ty chyba możesz sobie na to pozwolić – uśmiechnęła się.
– Na razie – powtórzył z naciskiem. – Najgorsze zaczęło się, kiedy wyskoczył z tym nieśmiertelnym, amatorskim pytaniem.
Marta, najwidoczniej znudzona już do granic przesiadywaniem bez ruchu, zaczęła kręcić się na jego kolanach, domagając się ostentacyjnie poświęcenia wszelkiej uwagi tylko sobie. Karol zmuszony był ją posadzić na wypolerowanej do połysku podłodze, gdzie raczkując nieporadnie wpadła w wir eksploracji kuchennych szafek – tych, do których mogła sięgnąć.
Dalsza część wywiadu toczyła się w tradycyjny, niewyróżniający się niczym sposób. Janusz Jarosz zadawał niewyszukane pytania, na które Karolowi zdarzało się już kiedyś odpowiadać, w stylu: „Którego z pisarzy cenisz sobie najbardziej?” lub „Jak przygotowujesz się do pisania?”. Oliwia co jakiś czas dorzucała swój komentarz czy kąśliwą uwagę pod adresem prowadzącego, ale po jej błyszczących oczach dało się zauważyć, że dobrze się bawi. Karol odzywał się raczej mało, niespokojnie oczekując nadejścia tego feralnego momentu, lecz w pewnym stopniu odczuwał też zadowolenie; Oliwia sprawiała wrażenie, że zupełnie zapomniała o nocnych zdarzeniach.
A przynajmniej taką miał nadzieję.
– No, zaczyna się – rzekł z westchnieniem.
Janusz Jarosz odchylił się w swoim fotelu, aż zaskrzypiało i podkreślając każde słowo stuknięciem w blat biurka, zapytał:
– A skąd w ogóle bierzesz takie pomysły?
Oliwia parsknęła.
– A to się nam pan prowadzący wysilił – skwitowała sarkastycznie.
Karol w studiu pokręcił głową powoli, jakby ze znużeniem i odpowiedział niemal natychmiast:
– Janusz, nie ma na to wyjaśnienia. Żadnego. Każdy autor powieści powie ci to samo. To jest ten typ pytania, na które nie da się, ot tak, odpowiedzieć. Mógłbym rzec teraz, że z głowy i tyle, ale czy takie postawienie sprawy byłoby uczciwe? Nie. Poza tym nawet w połowie nie odpowiadałoby prawdzie. Nie wiem skąd. One po prostu… są. Gdzieś we mnie. Cała sztuka polega na właściwym spojrzeniu w głąb własnej wyobraźni i podejrzenia świata, który tam kreujemy.
– Czyli twierdzisz, że wszystkie te przerażające i makabryczne sceny, które opisujesz, to nic innego jak twoja ciemna strona?
– To nie tak, źle mnie zrozumiałeś. Takie spojrzenie na twórców horrorów jest dość krzywdzące. Widzisz… – Karol pochylił się do przodu i na chwilę zamilkł, szukając właściwych słów – …cała sztuka pisania, niezależnie od gatunku, w jakim się tworzy, opiera się na umiejętności odpowiedniego zamknięcia się na świat zewnętrzny, a otworzenia na to, co żyje w naszych umysłach. To sposób patrzenia do wewnątrz, patrzenia tą parą oczu, która jest ukryta gdzieś w naszej głowie i dostrzegania rzeczy, które potem można przelać na papier. Wszystkie obrazy, jakie podsuwa nam wyobraźnia… czy sny… wszystko to jest elementem jakby odmiennej rzeczywistości, do której tylko my mamy dostęp. Tu właśnie rolę zaczyna odgrywać akt pisania – modelujemy te światy nie tylko w swoich własnych głowach, ale także w głowach tych, którzy potem będą czytać nasze teksty. W tym wszystkim najciekawsze jest jednak to, że rzeczywistość taka w swojej pierwotnej, czystej formie zdaje się wcale od nas nie zależeć.
« 1 2 3 4 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Pewne formy zła
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.