Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Głęboki Grób›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułGłęboki Grób
OpisAutor pisze o sobie:
Z wykształcenia inżynier okrętownictwa, z serca i duszy – pisarz. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu – z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Niniejsza publikacja na łamach „Esensji” jest już drugą. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naszej codziennej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Głęboki Grób – część 1

« 1 5 6 7 8 9 14 »

Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1

Magda podeszła bliżej, obserwując z zaciekawieniem grzbiety stojących za szkłem książek.
– W zasadzie nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać o nich nieco dłużej – powiedział Karol. – A zawsze chciałem cię zagadnąć, jak podobają ci się te moje historyjki. Wiesz, to dość przyjemne móc tak bezpośrednio porozmawiać z kimś, kto czyta to, nad czym spędziło się masę czasu.
– Nie wszystkie jeszcze czytałam – odparła szybko i jakby trochę przepraszająco, co rozbawiło Karola, ale nie dał po sobie tego poznać. – Na pewno to zrobię, ale trochę brakuje mi czasu. Podobała mi się ta pierwsza, Przechytrzyć diabła, miała taką ciężką, apokaliptyczną atmosferę, aż dostawało się gęsiej skórki. Chciałabym przeczytać tą najnowszą, Płonący stos, ale jest trochę droga, a odkładam akurat na studia, więc nie mogę sobie teraz pozwolić na większe wydatki.
Karol popatrzył na nią nieco zaskoczony.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? Przecież to żaden problem.
Podszedł do stojącego w kącie za gablotą dużego, tekturowego pudła, oblepionego emblematami poczty. Na górnej powierzchni, wciąż jeszcze zaklejonej brązową taśmą samoprzylepną, spoczywał długi, wąski nóż do papieru.
– Przywieźli mi to wczoraj po południu – wyjaśnił, biorąc go do ręki i rozcinając wzdłuż taśmę. – Nie zdążyłem jeszcze zabrać się za rozpakowywanie. Zawsze przysyłają mi kilka egzemplarzy autorskich. Czasem nawet kilkanaście.
Rozchylił uwolnione klapy paczki i spomiędzy wypełniających ją piankowych kostek wyciągnął książkę; różniła się nieco od wydania prezentowanego przez Janusza Jarosza w jego programie, miała twardą okładkę i obwolutę ze zdjęciem autora na tylnej zakładce. Karol uważał, że akurat na tym zdjęciu wyszedł dość nieciekawie, ale podobało się Oliwii, więc machnął na to ręką.
– Proszę, możesz ją zatrzymać – powiedział, podając książkę Magdzie. – To wydanie limitowane, w sprzedaży będzie dopiero w przyszłym miesiącu i to w ograniczonym nakładzie. Polityka wydawnictwa, ja w to nie wnikam. Przynajmniej dopóki otrzymuję tantiemy – mrugnął do niej.
Magda obdarzyła go promiennym, pełnym wdzięczności uśmiechem, ściskając książkę w obu dłoniach niczym coś cennego i kruchego zarazem.
– Dziękuję panu bardzo – odparła, a oczy jej błyszczały jak para gwiazd na nocnym niebie, kiedy spoglądała na okładkę i wytłoczony na niej połyskującą w słońcu czcionką tytuł. – Nie wiem nawet, co powiedzieć…
– Przede wszystkim musisz obiecać, że powiesz mi, co o niej myślisz. Tylko szczerze. To mój warunek.
Podniosła wzrok i zagryzła wargi.
– A czy mógłby pan… – zaczęła nieśmiało. – Czy mógłby pan podpisać ją dla mnie?
Karol kiwnął tylko głową, spodziewając się takiej prośby (prawdę mówiąc sądził, że dziewczyna zjawi się wcześniej z jakimś własnym egzemplarzem, ale widocznie jej wrodzona nieśmiałość trzymała ją w mocnym uścisku) i biorąc od niej książkę, podszedł do biurka. Teraz blat był już wcieleniem ładu i porządku. Nóż do papieru położył na jego skraju, zamierzając później wrzucić go do którejś z szuflad i sięgnął po pióro kulkowe. Szybkimi pociągnięciami podpisał stronę tytułową książki sentencją, która wydała mu się odpowiednia do sytuacji, wieńcząc ją wyćwiczonym kleksem autografu.
– „Mojej najwspanialszej czytelniczce Magdzie, dozgonnie wdzięczny Karol Wroński” – przeczytała dziewczyna, kiedy oddał jej książkę.
– Teraz nikt nie będzie wątpił, że masz ją ode mnie. Mam nadzieję, że będzie ci się podobać.
– Na pewno. Postaram się przeczytać jak najszybciej. Naprawdę jestem panu bardzo wdzięczna.
– Nie ma o czym mówić. Wiesz, może zejdziemy już na dół. Oliwia pewnie się niecierpliwi. Jak zamarudzimy dłużej, to następne pół dnia będę musiał słuchać, jak to ona się męczy z obiadem, a ja to lekceważę.
Kiedy zamykał za nimi drzwi gabinetu, zerknął przelotnie na wilgotną, żółtawą plamę w rogu korytarza, gdzie ściana schodziła się z sufitem. Była nieco większa niż przed kilkoma godzinami. Smukłe, żółtawe smugi przypominające wydłużone palce rozchodziły się zarówno po suficie, jak i w dół ściany, jakby w próbie rozciągnięcia owalnej plamy możliwie najdalej we wszystkich kierunkach.
„Muszę zawołać kogoś do tego przecieku najpóźniej jutro rano”, pomyślał Karol. „To poważniejsze, niż się wydawało”.
Najbardziej zaniepokoiło go kilka niewielkich, nitkowatych wybrzuszeń o zielonym zabarwieniu, które pokrywały wewnętrzną część ciemnego śladu, niczym jakaś osobliwa, trudna do zidentyfikowania grzybnia.

5.
– Powiedziałeś o tym Oliwii? – zapytał po dłuższej chwili milczenia Szymon, nie odwracając spojrzenia od mieniącej się w słońcu tafli jeziora; twarz miał skupioną, nieruchomą i Karol nie zdołał z niej wiele wyczytać.
– Nie – odparł, spuszczając wzrok. – Nie miałem dość odwagi. Wie tylko o zeszłej nocy. Próbowałem ją przekonać, że to był pierwszy i jedyny raz. Mam nadzieję, że uwierzyła.
Szymon pokiwał głową ze zrozumieniem i oparł się w zamyśleniu o barierkę oddzielającą zielone, łagodne zbocze niewielkiego wzgórza od wyłożonego czerwoną kostką tarasu, na którym teraz stali. Pokryty krótko przystrzyżoną trawą i kilkoma rabatkami stok biegł w dół aż do przecinającej go w poprzek, szerokiej promenady, która kilkanaście metrów dalej na prawo, wijąc się między drzewami, wpadała do przylegającego do miasteczka parku. Poniżej zaczynała się już plaża; pomimo popołudniowej pory słońce wciąż mocno przygrzewało i oblegały ją jeszcze tłumy ludzi. Mimo to Karol bez trudu dostrzegał Oliwię i Edytę. Siedziały na kraciastym kocyku, obie w jasnych kostiumach kąpielowych, a jego bratowa z dumą prezentowała swój zaokrąglony brzuch. Bliźniaczki buszowały tuż obok, zapamiętale eksplorując magiczny świat piaszczystego podłoża i na swój dziecięcy sposób wymieniając się spostrzeżeniami.
– Mimo to uważam, że powinieneś – stwierdził w końcu Szymon, wysoki, masywny mężczyzna o okrągłej, dobrotliwej twarzy, z rozległą, zachodzącą na potylicę łysiną, w której można było się przejrzeć. – Jest twoją żoną, zasługuje na to, żeby wiedzieć, co się z tobą dzieje.
– Wiem – zgodził się z ciężkim westchnieniem Karol i popatrzył na rozpościerające się przed nimi jezioro, zataczające w tym miejscu szeroki, malowniczy łuk, tworząc tym samym raj dla wielbicieli sportów wodnych. Co kilka chwil przemykały po nim motorówki, ciągnąc piszczące głośno z wrażenia dziewczyny na nartach. Kolorowych żagli desek surfingowych nie sposób było zliczyć. – Doskonale zdaję sobie sprawę, że to cholernie nieuczciwe wobec niej. Gdyby dowiedziała się, że rozmawiam o tym z tobą, z pewnością poczułaby się zraniona. Nie zrozum mnie źle, to nie jest nic osobistego…
– Jasne. Wiem, co masz na myśli.
– Po prostu boję się tego, co mogłaby zrobić, jeśli dojdzie do wniosku, że znowu popadam w tą… że znowu mam…
Karol pokręcił głową ze znużeniem i oparł się plecami o barierkę. Bar, do którego przynależał taras, notował właśnie drugi punkt najwyższych obrotów w ciągu dnia i wokół wejścia cały czas tłoczyło się sporo ludzi. Co chwilę zjawiał się tu ktoś z plaży, spragniony zimnych napojów bądź lodów. Stali jednak w pewnym oddaleniu i raczej nie istniało ryzyko, że ich rozmowę usłyszy ktoś postronny. Nawet ci, którzy zajmowali rozstawione po tarasie stoliki, pochłonięci byli swoimi sprawami i mało kto zwracał na nich uwagę; większość z nich stanowili miejscowi, przyzwyczajeni już do obecności w sąsiedztwie znanej osoby. Jedynie przyjezdni co pewien czas zatrzymywali się na kilka sekund dłużej przy schodkach na plażę i przypatrywali mu się z nieśmiałą ciekawością.
„Oliwia miała rację”, przemknęło mu przez głowę. „Jak zawsze. Niewiele ich obeszło, co wygadywałem w tym głupim programie”.
– Wiesz, kiedy tamtej nocy… – zaczął, ale urwał i zacisnął wargi, szukając w pośpiechu jakiegoś możliwie najłagodniejszego słowa na opisanie czynu, którego się wówczas dopuścił, a który wciąż jeszcze budził w nim wstręt do samego siebie; jak na ironię, ilekroć starał się włożyć odpowiednie kwestie w usta swych fikcyjnych postaci, zawsze przychodziło mu to bez większego trudu, jakby wyciągał te dialogi z rękawa, a kiedy usiłował możliwie najlepiej wyrazić własne myśli, w głowie miał tylko pustkę. – Kiedy tamtej nocy zaatakowałem Oliwię nożem, naprawdę myślałem, że jest kimś innym. Nie widziałem jej, mojej żony, kobiety, która za mnie wyszła, ale jedynie kogoś nieokreślonego, postać, która wzbudzała we mnie zwierzęcy lęk. Kogoś, kto mi zagrażał.
Karol przerwał i przez chwilę stali w milczeniu, otoczeni gwarem rozmów, szumem drzew poruszanych ciepłym, południowym wiatrem i odległym pluskiem jeziornych wód. Kontrast tych dwóch, jakże różnych światów przez chwilę uderzył w niego przytłaczającym ciężarem; poczuł się jak zamknięty w szklanej klatce, uwięziony na zawsze w potwornej przeszłości, za wymazanie której oddałby bez mrugnięcia okiem wszystko, co dotąd osiągnął jako pisarz. Zerknął przelotnie na Szymona i napotkał jego spojrzenie. W oczach brata nie dostrzegł ukrytej pogardy czy niemego wyrzutu, a jedynie szczere współczucie. Był mu wdzięczny, że chociaż doskonale znał wydarzenia sprzed dwóch lat, to jednak nie starał się przerywać; obaj zdawali sobie sprawę, że tylko w ten sposób mógł wyrwać kolejny kawałek tkwiącego głęboko w nim ciernia i przybliżyć moment, w którym ostatecznie pokona przeszłość.
« 1 5 6 7 8 9 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Pewne formy zła
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.