Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Głęboki Grób›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułGłęboki Grób
OpisAutor pisze o sobie:
Z wykształcenia inżynier okrętownictwa, z serca i duszy – pisarz. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu – z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Niniejsza publikacja na łamach „Esensji” jest już drugą. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naszej codziennej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Głęboki Grób – część 1

« 1 4 5 6 7 8 14 »

Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1

Po blacie walało się mnóstwo, zapisanych drobnym maczkiem, kartek kancelaryjnego papieru – efekt jego ponad trzy i pół godzinnej pracy. Było ich ponad trzydzieści; nie potrafił sobie przypomnieć, czy pracując nad jakąkolwiek z wcześniejszych powieści, zdołał zapisać więcej w tak krótkim czasie. Zwykle był z siebie zadowolony, jeśli dziennie udało mu się spłodzić chociaż dziesięć stron. Tymczasem pisanie nowej książki szło mu bez najmniejszego trudu, zupełnie jakby historia ta sama chciała się opowiedzieć i wszystko wskazywało na to, że ukończy ją w rekordowym czasie. Kolejne słowa wylewały się z niego jakimś nieokiełzanym strumieniem i często nie nadążał nawet z ich zapisywaniem. Zwykle odkładał pieczołowicie na schludną kupkę ukończoną stronę, by nie wprowadzać niepotrzebnego bałaganu i cieszyć się chwilą wytchnienia, ale tym razem po prostu nie miał na to czasu. Nawet ból w nadgarstku, który teraz, po skończonym pisaniu tym bardziej dawał o sobie znać, nie był w stanie skłonić go do zrobienia przerwy. Gdyby nie obiecany Oliwii spacer nad jezioro, z pewnością nadal byłby bez reszty pochłonięty swoją pracą.
Zabrał się za składanie rozrzuconych w nieładzie kartek, starając się nadać im jednocześnie właściwą kolejność, kiedy w oczy rzuciło mu się coś jeszcze. Tradycyjnie swoim zwyczajem wszystkie kartki zapisał po obu stronach dla zaoszczędzenia papieru i miejsca, co dawało w efekcie ponad sześćdziesiąt stron gotowego tekstu… gotowego, bo pozbawionego wszelkich skreśleń, wstawek czy zaznaczonych do późniejszej korekty fragmentów, od których zawsze roiło się w każdym z jego wcześniejszych rękopisów. Kolejne zdania, kwestie czy wręcz całe akapity, po których przebiegał teraz wzrokiem, wyglądały na niemal idealne tak, że z czystym sumieniem mógłby pokazać je swemu wydawcy nawet zaraz. Jak duże było prawdopodobieństwo, że coś takiego w ogóle mogło się zdarzyć?
Ciężkie, ponure chmury instynktownego niepokoju, który ostatnio nawiedzał go coraz częściej, zaczęły już gromadzić się stadnie nad jego głową, lecz odegnał je szybko i zdecydowanie, zanim zdążyły rzucić na niego urok. Owszem, wszystko to było dziwne, całe dotychczasowe dwieście stron nowej książki powstało w dziwny sposób, lecz przecież nie aż tak, żeby wyobrażać sobie teraz Bóg wie co. Po prostu historia mu służyła jak żadna dotąd i tyle. Nie było najmniejszego sensu zamartwiać się tym, a najlepsze, co mógł teraz zrobić, to cieszyć się. I, naturalnie, pisać dalej. Pozostawała jeszcze co prawda kwestia tytułu, którego wciąż uparcie nie mógł znaleźć, ale to akurat nie stanowiło jakiegoś większego problemu; wcześniej czy później wpadnie mu coś do głowy i będzie po kłopocie.
Na pograniczu jego świadomości zrodziła się jeszcze jakaś kołacząca się nerwowo jak natrętna osa w upalny dzień myśl, lecz stłumił ją z rozmyślną premedytacją, zanim zdołała nabrać realniejszych kształtów. Niosła ze sobą coś, co mu się nie podobało, czemu nie chciał i nie mógł uważniej się przyjrzeć, chociaż wszystko podpowiadało mu, że powinien. Podniósł się szubko i ściskając mocno, jakby w obawie przed utratą, plik świeżo zapisanych kartek, podszedł do stojącego po przeciwnej stronie gabinetu komputera. Szary ekran monitora, odbijając skrzywiony nieco obraz pokoju i jego zbliżającej się postaci, zdawał się wpatrywać w niego z niemym wyrzutem, że w całym tym magicznym akcie tworzenia on zawsze odgrywa drugoplanową rolę. Karol próbował kiedyś pisać bezpośrednio w edytorze tekstu, ale nie szło mu to najlepiej i prawdę mówiąc nie bardzo potrafił powiedzieć dlaczego. Może powodem był tu właśnie ten szklany ekran, który jakby każdemu nowo napisanemu zdaniu odbierał ducha, sprawiając, że całość brzmiała sucho i bez wyrazu. A może też wina leżała po stronie Karola, a raczej tej wewnętrznej, ukrytej w nim osobowości, która od samego początku odwalała za niego całą tą robotę z pisaniem; może to ona czuła się nieswojo przy włączonym, szumiącym cudzie elektroniki. Jakkolwiek by nie było, Karol pozostał przy starym, sprawdzonym schemacie: najpierw pisał ręcznie, a potem pozostawało mu żmudne, ale dające dużo dobrego przepisywanie.
Po lewej stronie klawiatury, pod niewielką półeczką z drukarką, w plastykowym pojemniku na papier spoczywały te strony, których jeszcze nie zdążył przerzucić na dysk komputera. Tu i tam dostrzegał dopisane na czerwono smukłym, wyraźnym pismem uwagi Oliwii. Ich też tym razem było wyjątkowo mało; zwykle nie szczędziła mu słów krytyki w jej najlepszym, bo konstruktywnym wydaniu (za co był jej niewypowiedzianie wdzięczny, gotów wręcz nosić na rękach przy każdej okazji, bo dzięki temu wiedział, na czym stoi), twardo i bez ogródek sugerując mu, co jest nie tak i powinien raz jeszcze przemyśleć, a co jest w porządku. Oczywiście nie zawsze się z nią zgadzał, ale to przecież już zgoła inna sprawa. Najważniejsze było to, że osoba, którą kochał, stała z nim ramię w ramię na tym osobliwym polu bitwy, wskazując mu w porę potencjalne niebezpieczeństwa. Natomiast nowa powieść najwyraźniej przypadła jej go gustu bardziej niż inne, o czym zresztą sama nie raz już mu wspominała.
Położył nowe strony obok pojemnika, by Oliwia nie musiała trudzić się z wyszukiwaniem ich spod sterty starych i przeciągnął się, aż strzeliło mu w krzyżu. Kilkugodzinne siedzenie w jednej pozycji ze skrzywionym kręgosłupem także dało mu się we znaki i teraz, oddychając pełną piersią, z rękoma splecionymi na karku, czuł jak błogie odprężenie stężałych dotąd mięśni spływa wzdłuż jego ciała aż po czubki palców u stóp. Przez uchylone okno, za którym malowała się panorama pokrytych lasem wzgórz, stopniowo schodzących nad iskrzące się w oddali jezioro, wpadały ciepłe podmuchy letniego wiatru, niosące ze sobą łagodny zapach drzew i leśnego poszycia, sprawiając, że nagle poczuł nieodzowną chęć położenia się na kanapie i ucięcia sobie krótkiej drzemki. W myślach rozważał już, czy czasem nie jest to dobry pomysł, kiedy rozległo się delikatne, nieśmiałe pukanie do drzwi. Nieco zaskoczony obrócił się i krzyknął uprzejme: „Proszę”.
Drzwi uchyliły się i do środka zajrzała Magda, drobna blondyneczka o lekko spłoszonym, ale pogodnym jak zawsze spojrzeniu zielonych oczu.
– Przepraszam panie Wroński, ale pani Oliwia prosiła przekazać, że obiad jest już gotowy – odezwała się cichym głosem, jakby w obawie, że zbyt głośno wypowiedziane słowa mogą zburzyć w jakiś sposób spokój tego miejsca i ciężar tej winy spadnie wyłącznie na nią.
Karol polubił dziewczynę już od pierwszego dnia jej pobytu tutaj, kiedy z rumieńcem na twarzy, mnąc nerwowo skraj sukienki, mówiła, jak bardzo jest wdzięczna za okazane zaufanie i daną szansę, i że dołoży wszelkich starań, by byli z niej zadowoleni. Miała w sobie pewną dozę młodzieńczego ciepła, żywotności, która, nieskażona jeszcze szarością dorosłego życia, udzielała się także im. Edyta powiedziała później, że czuła się zakłopotana, ponieważ nie tyle nie pracowała wcześniej u znanej osoby, co nie pracowała w ogóle. „Ale to dobra dziewczyna”, zapewniała dalej. „Może jest odrobinę zahukana, bo nosa nie wyściubi z domu, ale pomagała matce przy rodzeństwie, więc zna się na rzeczy. Poza tym – tu mrugnęła porozumiewawczo do Karola – jest twoją fanką. Mówi, że jesteś jej ulubionym pisarzem”. Karol wdzięcznie udał, że w to wierzy, jak zawsze, kiedy spotykał się z tak niewyszukanym objawem kurtuazji wobec siebie i swojej profesji.
– W porządku, dzięki – odparł, uśmiechając się. – Przekaż jej, że zaraz zejdę. A jak tam moje dziewczynki? Sprawiały jakieś kłopoty?
– Och, żadnych! – potrząsnęła głową. – To dwa grzeczne aniołki, świetnie dajemy sobie z nimi radę.
– Jestem całkowicie pewien, że mówiłabyś inaczej, gdybyś musiała zmagać się z nimi dwadzieścia cztery godziny na dobę. Uwierz mi, wtedy potrafią zaleźć za skórę i pokazać różki.
Roześmieli się oboje; Karol nie po raz pierwszy spostrzegł, że kiedy Magda się śmiała, robiła to całą buzią, a z oczu tryskały jej iskierki. Z początku dziewczyna czuła się w jego obecności nieco skrępowana, co widział jak na dłoni, dokładał więc wszelkich starań przy każdej nadarzającej się okazji, by przełamać te niesprzyjające, niepotrzebne okowy lodu. Z czasem ich wzajemne relacje stawały się coraz bardziej swobodne, z czego był niezmiernie zadowolony.
Magda, stojąc wciąż na progu uchylonych drzwi, nieśmiałym, ukradkowym wzrokiem obiegła gabinet; nie zdziwiło go to specjalnie, ponieważ taką reakcję uważał za dość naturalną – szybkie rozglądniecie się po miejscu, w którym jest się po raz pierwszy. Złowił jej spojrzenie, gdy przez odrobinę dłuższą chwilę przyglądała się wysokiej pod sufit, szerokiej gablocie stojącej przy biurku z komputerem.
– Ojej, przepraszam najmocniej – oblała się rumieńcem. – Nie powinnam tak się rozglądać. To nieładnie, wiem.
– Daj spokój, to nic takiego. Wejdź, jeśli masz ochotę. Wbrew temu, co mówi moja żona, naprawdę nie gryzę.
Gablotka, której przyglądała się Magda, wypełniona była w całości tylko jego książkami. Łącznie napisał ich dziewięć; pięć powieści i cztery tomy opowiadań. Jego zdaniem był to całkiem niezły wynik, jak na niecałe dziesięć lat pracy twórczej, nawet jeśli czasem jakiś niedorobiony, szukający poklasku krytyk twierdził, że inni pisarze potrafią napisać więcej w analogicznym czasie. Na przysłoniętych szkłem półkach stały wszelkie wydania jego utworów: wznowienia, egzemplarze specjalne i autorskie, dodruki czy też powieści wydane ponownie, lecz pod szyldem innego wydawnictwa. Dolną półkę zajmował stos czasopism, w których na przestrzeni wszystkich tych lat publikowano jego opowiadania. No i były też naturalnie nagrody – zarówno te w postaci okazjonalnych, eleganckich dyplomów, jak i niewielkich, ale gustownych statuetek.
« 1 4 5 6 7 8 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Pewne formy zła
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.