Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Głęboki Grób›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułGłęboki Grób
OpisAutor pisze o sobie:
Z wykształcenia inżynier okrętownictwa, z serca i duszy – pisarz. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu – z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Niniejsza publikacja na łamach „Esensji” jest już drugą. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naszej codziennej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Głęboki Grób – część 1

« 1 3 4 5 6 7 14 »

Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1

Pochylił się i zaczął pisać dalej.
Renata weszła do pokoju 307 i wyczuła to już od progu; w mieszkaniu śmierdziało trupem. Nie był to jednak ten typowy odór rozkładających się zwłok, z jakim spotykała wielokrotnie podczas siedmiu lat swojej pracy w policji, lecz coś o wiele bardziej nieokreślonego, uchwytnego jakby większą ilością zmysłów. Coś, co w przeciągu niecałego tygodnia czuła już dwukrotnie, a teraz natknęła się na to po raz kolejny. Nie musiała nawet oglądać ciała; doskonale wiedziała, z czym ma do czynienia.
W tym mieście działo się coś bardzo niedobrego.
Po ciasnym, obskurnym i lepiącym się od brudu mieszkaniu kręciło się kilku policjantów; kolejny mundurowy, fotograf i pewien detektyw, którego widywała o wiele częściej, niż by tego pragnęła. Cóż, najwidoczniej los chciał ją w ten sposób pokarać.
– O, porucznik Wilczewska – odezwał się na jej widok, po czym zaraz odwrócił ostentacyjnie wzrok. – Cieszymy się, że zaszczyca nas pani swoją obecnością.
– Odpuść sobie, Rudnicki – odparła, zdejmując okulary i chowając je do kieszeni koszuli. – Nie jestem w nastroju do takich gierek.
Podszedł do niej, trzęsąc wydatnym brzuchem; cierpiał na tę częstą chorobę policjantów po czterdziestce, objawiającą się nadmierną ilością ciała w okolicach pasa. Towarzyszył mu jakiś młokos z notesem w ręku, którego widziała po raz pierwszy. Przypatrywał się jej dość nachalnie; nie, nie przypatrywał – gapił. Przez chwilę miała ochotę zaproponować mu śliniaczek z żółtą kaczuszką.
„Boże, skąd oni ich wszystkich biorą?”
– Porucznik dziś nie w nastroju? – zapytał Rudnicki, przesadnie akcentując słowa. – Czyżby te pani wampiry nie dawały spać po nocach?
– Zamierzasz tak stać i rzucać swoimi genialnymi uwagami, czy pokażesz mi, gdzie jest ciało? – zapytała, spoglądając na niego obojętnie.
– Proszę tędy, pani porucznik – wskazał sąsiedni pokój; głos podszyty miał skrywaną zjadliwością. Nic dziwnego, sam był przecież tylko sierżantem. W takim kontekście, jego ciągłe podkreślanie stopnia służbowego Renaty stawało się nawet nieco zabawne. Ale tylko nieco.
Przeszli do drugiego pokoju, oddzielonego od reszty mieszkania łukowato sklepionym, pozbawionym drzwi przejściem. Był mniejszy i bez wątpienia pełnił rolę sypialni. Tu, na zroszonym krwią, podwójnym łóżku spoczywały teraz zwłoki mężczyzny; ułożono je w pozycji mogącej uchodzić za rytualną, pod wymalowanym na ścianie symbolem ich kultu – dokładnie tak, jak się tego spodziewała.
– Jest cały pani – odezwał się Rudnicki, stając pod ścianą naprzeciw łóżka i zapalając papierosa. – Chociaż już doskonale wiem, co zaraz usłyszę. Te same trupy, te same brednie…
– Byłbyś tak uprzejmy? – odparła, kiedy wydmuchał sporą porcję dymu.
Rudnicki w pierwszej chwili nie zareagował, spoglądając tylko badawczo, jak zdejmuje skórzaną kurtkę i podaje ją stojącemu nieopodal mundurowemu. Potem, najwyraźniej nie mając już ochoty na przepychanki, westchnął i rzucając papierosa na podłogę, zdusił go obcasem. Zamruczał coś pod nosem, na co jego młody asystent parsknął śmiechem.
Renata zignorowała go jednak, skupiając się na zmasakrowanym ciele. Wyglądało jak te dwa, które znalazła w przeciągu ostatnich kilku dni – w piwnicy opuszczonego budynku i w łazience podrzędnego, nocnego klubu. Rozczłonkowane i poddane dekapitacji, a następnie zszyte ponownie przy pomocy pordzewiałego drutu kolczastego, z rękoma splecionymi na sterczącym z piersi drewnianym kołku i twarzą przykrytą jedwabnym, szkarłatnym płótnem. No i oczywiście ponownie przy denacie był ich symbol: wąż z potężnymi kłami jadowymi, przecinający na wylot idealnie nakreślony okrąg. Zajmował prawie całą powierzchnię ściany, od zagłówka pod sufit i Renata dałaby głowę, że do wymalowania go użyto krwi ofiary.
Ten nieszczęśnik musiał być albo kandydatem na jednego z nich, który po prostu nie sprawdził się, albo sługą, który przestał być potrzebny, co do tego nie miała wątpliwości. Szczerze jednak wątpiła, aby był prawdziwym wampirem, ponieważ dla swoich pobratymców kult, który zadomowił się w tym mieście, miał znacznie bardziej wysublimowane metody unicestwiania bądź karania. Sterczący ze środka klatki piersiowej drewniany kołek wbrew pozorom niczego tu nie dowodził; podejrzewała, że był to po prostu przejaw ich osobliwego poczucia humoru.
– Moglibyście przestać gapić mi się na biust i chociaż zacząć udawać, że robicie coś pożytecznego? – odezwała się do Rudnickiego i jego asystenta, nie zaprzątając sobie nawet głowy spojrzeniem w ich stronę.
Młokos oblał się rumieńcem i pospiesznie zaczął wertować swój notes, jakby nagle musiał odszukać w nim coś niezwykle istotnego, ale Rudnicki wyszczerzył się tylko w głupkowatym uśmiechu.
Odwróciła się jak rażona piorunem.
– Masz coś do dodania? – warknęła, patrząc na niego wzrokiem, który mógłby skuć lodem piekło. – Jeśli tak, to zamieniam się w słuch. Mogę tolerować niektóre z twoich zachowań, bo rozumiem, że taki szowinistyczny samiec jak ty może mieć kłopoty z akceptacją kobiety wyższej stopniem. Ale jeśli wszystko, co możesz tu zrobić, to szczerzyć się jak ostatni kretyn, to dobrze ci radzę, zabieraj stąd swe tłuste dupsko i nie przeszkadzaj mi w pracy!
W mieszkaniu zapadła cisza. Fotograf, robiący zdjęcia odciskom dłoni na parapecie sypialni, zamarł z uniesionym aparatem i z ciekawością przyglądał się teraz Rudnickiemu. Młokos dalej wpatrywał się zapamiętale w swój notes i niecierpliwie przestępował z nogi na nogę. Tylko mundurowy zachował kamienną twarz, pełną opanowanej, profesjonalnej powagi i niewzruszony trzymał starannie złożoną, skórzaną kurtkę.
Błękitne, lśniące jak stal oczy Renaty zdawały się przewiercać na wylot Rudnickiego. Gburowaty, obleśny uśmiech spłynął mu z warg jak spłukany zimnym prysznicem, a usta poruszały się bezgłośnie, kiedy szukał rozpaczliwie jakiejś riposty, która zdołałaby przywrócić mu chociaż odrobinę twarzy. W końcu, zrezygnowany, uciekł spojrzeniem gdzieś w bok i potrącając stojącego za sobą asystenta pospiesznie wyszedł z pokoju.
Renata, odwracając się z powrotem do ciała i sięgając po przykrywający twarz ofiary materiał, usłyszała jeszcze jak detektyw mruczy pod nosem coś, co zabrzmiało jak „pieprzona lesba” i chciała już zrugać go ponownie, skoro raz nie poskutkowało, ale w tej samej chwili płótno zsunęło się i słowa uwięzły jej w gardle.
Miała wrażenie, że jej serce zamarło w połowie uderzenia, zmieniając się w ciężką, zimną skałę. Przez moment nie była zdolna myśleć o czymkolwiek, stała więc tylko i wpatrywała się nieruchomo w twarz mężczyzny.
W tym obskurnym, brudnym hoteliku, gdzie ściany pokryte były grzybem i wilgocią, a biegające po kątach szczury należały do czegoś zupełnie naturalnego, na okrwawionym łóżku pod symbolem wampirzego kultu leżał bowiem Michał.
Jej Michał. Ten sam, który zaledwie kilka dni temu włożył jej na palec pierścionek zaręczynowy. Wtedy przyjęła go z radością, teraz zdawał się ciążyć jej niesamowicie i wręcz boleśnie wpijać w skórę.
Karol odłożył długopis i w zdumieniu popatrzył na to, co właśnie napisał. Od początku planował, że trzecią ofiarą będzie bezpośredni zwierzchnik Renaty, co da jej podstawy przypuszczać, że macki kultu wampirów sięgają głębiej, niż można było się spodziewać. Nawet kiedy opisywał jeszcze reakcję Rudnickiego, do głowy nie przyszedł mu narzeczony Renaty. A potem pomysł ten wyskoczył z niego w sposób całkowicie niespodziewany, jakby przez cały ten czas trwał w jakimś ciemnym zaułku tej twórczej części jego umysłu i czekał tylko na swoją szansę.
Karol uśmiechnął się; czasem pomysły pojawiały się zupełnie znikąd i był im za to niezmiernie wdzięczny. Tak przecież zrodziły się jego najlepsze rzeczy – w czysty, naturalny sposób, jakby obdarzone własną wolą same decydowały czy i kiedy mają mu się ujawnić. Nigdy nie zastanawiał się, gdzie leży ich źródło, dopóki mógł z niego chociaż w ten sposób korzystać. Teraz było podobnie; śmierć ukochanego głównej bohaterki podobała mu się o wiele bardziej i co więcej, w dalszej perspektywie dawała mu szersze pole do popisu. Osobistą stratę Renaty będzie mógł przecież wykorzystać jako swoisty katalizator, który jej zwykłe, pozbawione głębszych emocji polowanie na wampiry przekształci w okrutną, graniczącą z szaleństwem wendettę. I pomyśleć, że planował już zrezygnować z postaci Michała i usunąć go z powieści; widocznie opatrzność – albo ten tajemniczy wpływ, który zawsze prowadził go przez wszystkie te fikcyjne historyjki – nadal trzymała nad nim pieczę.
Zerknął na zegarek, po czym odwiesił długopis na uchwyt stylowego stojaka na przybory do pisania, który kiedyś podarowała mu żona. Właśnie minęła pierwsza i Oliwia razem z siostrzenicą Edyty, Magdą – dwudziestoletnią opiekunką, która przychodziła co drugi dzień pomagać jej w domu i przy dzieciach, kiedy Karol zajęty był pisaniem – zapewne kończyły właśnie przygotowywać obiad. Głód z wolna kiełkował już w jego żołądku, uznał więc, że na dziś wystarczy tego twórczego szaleństwa. Było to jedyne określenie, jakie przychodziło mu do głowy, kiedy spoglądał na biurko.
« 1 3 4 5 6 7 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Pewne formy zła
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.