Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Obława›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułObława
OpisOpowiadanie z cyklu zapoczątkowanego „Drugą stroną Mocy” Achiki i Cranberry, ale w wersji alternatywnej, w której Cran przechodzi na Ciemną Stronę i staje się Darth Beyre. Akcja rozgrywa się po upadku Imperium.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Obława

1 2 3 »
Jednym susem znalazła się na biurku. Odbiła się z całej siły, skoczyła z furkotem płaszcza nad głową komendanta, zasłoniła ramionami głowę i uderzyła barkiem w okno. Przeleciała przez szybę, prawie nie robiąc sobie krzywdy. Większy problem miała z wyhamowaniem upadku z piątego piętra, zaczętego w tak dziwnej pozycji. Jeszcze kilka lat temu by się jej to nie udało. Miał rację stary Jedi, kiedy do znudzenia powtarzał, że nie jest ważny wiek i fizyczna sprawność, tylko wiedza i doświadczenie.

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Obława

Jednym susem znalazła się na biurku. Odbiła się z całej siły, skoczyła z furkotem płaszcza nad głową komendanta, zasłoniła ramionami głowę i uderzyła barkiem w okno. Przeleciała przez szybę, prawie nie robiąc sobie krzywdy. Większy problem miała z wyhamowaniem upadku z piątego piętra, zaczętego w tak dziwnej pozycji. Jeszcze kilka lat temu by się jej to nie udało. Miał rację stary Jedi, kiedy do znudzenia powtarzał, że nie jest ważny wiek i fizyczna sprawność, tylko wiedza i doświadczenie.

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Obława›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułObława
OpisOpowiadanie z cyklu zapoczątkowanego „Drugą stroną Mocy” Achiki i Cranberry, ale w wersji alternatywnej, w której Cran przechodzi na Ciemną Stronę i staje się Darth Beyre. Akcja rozgrywa się po upadku Imperium.
Gatunekspace opera
Beyre biegła jak wicher niesiona przywołaną Mocą, tak w tej chwili potężną, jak tylko było ją na to stać. Dzięki niej nie wpadała w kompletnej ciemności na drzewa, jedynie niższe gałęzie chlastały ją po twarzy. Las był mokry, ociekający po deszczu. Wilgotne, tropikalne powietrze z trudem pozwalało oddychać.
Buty rozchlapywały wodę. Teren był nierówny, więc Beyre raz po raz ześlizgiwała się po liściach na dno jakiegoś parowu i wytarzana w błocku wdrapywała się na przeciwległą skarpę, pomagając sobie rękami.
Nie czuła w ogóle bólu pokaleczonych nóg i ramienia. Udało jej się na tyle wyprzedzić pogoń, że przestała słyszeć warczenie tropiących drapieżników. Ale wiedziała, że tam są, daleko z tyłu. Ogromne półkole wojskowej obławy, żołnierz przy żołnierzu, każdy z bronią i reflektorem, węszące jej ślady zwierzęta, ciężki sprzęt. Federalna policja, żołnierze z lokalnej armii, ochrona portu kosmicznego, strażnicy więzienni.
Kiedy oni to wszystko zorganizowali? Kiedy?! I tak dobrze, że nie mają vornskrów. Nasze wojska miały.
• • •
Tego samego dnia, tuż przed zmierzchem, Beyre siedziała w portowej knajpie. Jednej z tych, do których nie wpuszcza się byle kogo. Ale Beyre, to znaczy Windu, nie była byle kim. Podejrzewała, że przez swoje upodobanie (skądinąd wynikające w jej przypadku wyłącznie z zimnej logiki) do palenia zwłok osób, za których śmierć jej płacono, zaczynała mieć w środowisku opinię psychopatki. Szczerze mówiąc, dosyć ją to bawiło.
Lokal był obskurny. Tak obskurny, że naprawdę bardziej się nie dało. Panował w nim półmrok, powietrze było gęste od dymu, a w tle rzęziła potworna muzyka wygrywana przez orkiestrę. Przy stolikach siedzieli łowcy nagród i inne typki tego rodzaju, przedstawiciele wszystkich chyba ras galaktyki. Kwiat, elita. Nawet Beyre, która zasadniczo zauważała ich tylko, kiedy jej płacili, miała czasem ochotę wykonać własnoręcznie ciążące na nich wyroki.
Wybrała jedyne jaśniejsze miejsce w pomieszczeniu – przy barze, na którego czarny blat padało spod sufitu punktowe światło, sprawiając, że mrok w pozostałej części sali stawał się jeszcze bardziej nieprzenikniony. Torbę z rzeczami niezbędnymi do przeżycia, którą jak za czasów w Zakonie nosiła zawsze na wszelki wypadek, położyła na podłodze koło wysokiego stołka. Skinęła na barmana ręką w rękawicy, podał kubek.
Piła wódkę jak wodę, alkohol w takich dawkach w ogóle przecież na nią nie działał, ale też wcale nie sprawiało jej to przyjemności. Zawsze była bardzo wyczulona na to, co je. Od tego zależała sprawność, a z kolei od niej – życie.
Jeszcze trochę takich planet, skrzywiła się, ale tylko w duchu, a Cień Galaktyki umrze na marskość wątroby.
Ale nie miała innego wyjścia. Jedyny dostępny tu napój bezalkoholowy, poza wodą z kranu oczywiście, to serwowany w każdej knajpie cywilizowanego świata sok z owoców roogla. Warunki higieniczne w lokalu były takie, że od samego patrzenia można się było rozchorować. Beyre wolała się nie zastanawiać, ile lat miał ten sok. A wodę z kranu piłby na tropikalnej planecie tylko samobójca.
Nie lubiła Ord Mantell. Przylatywała tu tylko wtedy, kiedy naprawdę musiała. Niestety raj hazardzistów wciąż przyciągał jej zleceniodawców. I ofiary.
Już w momencie, kiedy wchodziło się na orbitę, nieprzeparty urok tej parszywej dziury dawał o sobie znać. Radio chrypiało zmęczonym (zawsze, czemu trudno się dziwić) głosem pracownika kontroli lotów, że w tej chwili lądować nie można, ale jest się… i tu następowała horrendalnie wysoka liczba… w kolejce. Beyre miała wtedy świetną okazję, żeby ćwiczyć swoją cierpliwość, mocno odzwyczajoną od pracy w czasach, kiedy zamykano wszelki ruch, cywilny i wojskowy, co najmniej godzin wcześniej niż jej niszczyciel wychodził z nadprzestrzeni. Ćwiczyć cierpliwość, taak. Często tylko to powstrzymywało ją od wybitnie nierozsądnego wybuchu wściekłości.
A najgorsze było to, że w przeciwieństwie do innych pilotów krążących wokół Ord Mantell nie mogła mieć pretensji do „tego idioty, co takie prawa powymyślał”. Sama była sobie winna. To ona zasugerowała swego czasu gubernatorowi Tarkinowi, że byłoby nad wyraz korzystne dokładnie kontrolować statki lądujące i startujące z planet, na których powierzchni mieszczą się najważniejsze więzienia imperialne. Od szczegółowej rewizji wolne były tylko transporty wojskowe, służb ratowniczych i prywatne pojazdy dyplomatów. Wielkie statki publicznego transportu pozostawały na orbicie, pasażerów dowożono lokalnymi promami.
Stare, być może nawet dobre z punktu widzenia władzy, prawo pozostało nietknięte za czasów Nowej Republiki, a piloci klęli. Beyre nie mogła sobie nawet przypomnieć, czy kiedykolwiek padł argument, że na Ord Mantell oprócz więzienia jest też drugi co do sławy, po rodiańskim, kompleks kasyn. Związany z tym ruch turystyczny dławił port, a kontrole wyprowadzały wszystkich z równowagi. Ale te kilka lat temu powiedziałaby, że jej to absolutnie nie obchodzi, a nawet gdyby obchodziło, to przecież do kasyn nie jeżdżą porządni obywatele, tylko podejrzany element przestępczy i dobrze ich będzie trochę posprawdzać. Przez myśl by jej nie przeszło, że już niedługo sama będzie podejrzanym elementem przestępczym.
Kiedy wylądowało się już na planecie, atrakcje wcale się nie kończyły. Trzeba było odczekać w statku, często kilka godzin, aż do hangaru wpadną urzędnicy celni z obstawą kilku żołnierzy i w błyskawicznym tempie przejrzą całą maszynę tak, że nie dałoby się w niej schować nawet Ewoka.
Potem człowiek był wolny. Aż do rewizji pożegnalnej.

Beyre tym razem czas oczekiwania na celników po prostu przespała tak, że gdy dali jej wreszcie przepustkę, ruszyła w stronę wyjścia całkiem rześko i bez zbytniej ochoty, żeby któregoś z urzędników poddusić.
Ale w tym momencie odezwał się głośnik pod sufitem:
– Uwaga, uwaga! Na godzinę dwudziestą trzecią czasu stolicy planowane jest lądowanie statku więziennego, w związku z tym…
Bogowie…
Doskonale wiedziała, co będzie dalej. Sama to wymyśliła. Zamkną ruch zupełnie, na całe godziny. Dobrze będzie, jak się jej uda wydostać stąd jutro nad ranem. Statek więzienny wyląduje nawet nie tutaj, tylko na platformie po drugiej stronie miasta, ale cała przestrzeń powietrzna stolicy ma być zupełnie pusta, aż wszyscy więźniowie, dowożeni dwudziestoosobowymi pancernymi śmigaczami, dostaną się do zakładu. A potem serwis, naprawy, cholera wie co jeszcze, a port cywilny otworzą i tak dopiero, kiedy statek wejdzie w nadprzestrzeń.
Ale to naprawdę nie była zbędna biurokracja, Beyre broniła przed samą sobą dawnej decyzji. W krótkim odstępie czasu, na różnych planetach zdarzyły się dwa wypadki. Za pierwszy odpowiadała, jak się później okazało, huttyjska mafia. Schodzący do lądowania transportowiec został zestrzelony przez flotyllę prywatnych statków, pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego i przybywających z innych układów. Widocznie jeden z więźniów musiał być dla Huttów naprawdę niebezpieczny.
Drugi atak zorganizowało Czarne Słońce i nigdy nie znaleziono bezpośrednich sprawców. Do stojącego już na platformie statku wdarło się falleeńskie wojsko. Odbili jednego ze skazanych i uciekli, zanim portowe myśliwce w ogóle zdążyły wystartować.

Beyre pojechała kolejką podziemną do miasta, wynajęła śmigacz i spędziła pół nocy na uganianiu się za swoim zleceniodawcą. Kiedy tylko zbliżała się już do lokalu, w którym miał być, komunikator na jej przegubie brzęczał i Malasterczyk bardzo uprzejmie Beyre przepraszał, podając adres kolejnego kasyna, mieszczącego się oczywiście na drugim końcu miasta.
Beyre zacisnęła zęby. Kiedy mówi się o kimś, że ma ochotę kogoś zabić, używa się tego zwrotu przenośnie. Tu nie było mowy o przenośni. Beyre chciała go zabić. Ale nie tak jak tego żałosnego Kalamarianina, który był mu winien pieniądze – szybko i czysto cięciem miecza.
Nigdy nie wyobrażała sobie, że kogoś torturuje, zabija. Po prostu robiła, czego wymagały od niej okoliczności. Nie mogła na przykład pozwolić, żeby flotą dowodził nieodpowiedzialny idiota.
Ale teraz, lecąc śmigaczem z nadmierną prędkością i na niedozwolonej wysokości przez zakorkowane ulice, przypominała sobie dokładnie i obrazowo, jak się czuła, kiedy udusiła Samiriana na mostku „The Shadow”. Po plecach przechodził jej dreszcz.

Znowu zwyciężył rozsądek. Nauczyła się panować nad sobą już dość dawno. Wzięła pieniądze i wyszła. Wschodziło wielkie, pomarańczowe słońce.
Najchętniej wróciłaby na statek, ale niestety to też było niemożliwe. Port był zamknięty dosłownie. W końcu kogoś, kto planuje zamach na pancerny transport, formalny zakaz przed wystartowaniem nie powstrzyma.
Dzień przeczekała. Robiła się coraz lepsza w czekaniu. Wieczorem wróciła do dzielnicy portowej i poszła do knajpy.
• • •
Beyre nie lubiła Ord Mantell – to bardzo łagodnie powiedziane. Ta planeta była chyba najbardziej przez nią znienawidzonym miejscem w galaktyce. To tutaj przegrała ostatnią, decydującą bitwę.

1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.