Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Rusnak
‹Zbrodnia doskonała›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Rusnak
TytułZbrodnia doskonała
OpisAutor pisze o sobie:
Z wykształcenia anglista, z zamiłowania pisarz. Fan Neila Gaimana, ostrego rocka i czeskiego piwa. Więcej na: www.marcinrusnak.of.pl.
Gatuneksensacja, SF

Zbrodnia doskonała

« 1 2 3 4 5 »

Marcin Rusnak

Zbrodnia doskonała

IV.
Zarządzono przerwę, obraz na plazmie się zatrzymał, a na sali rozbłysły z wolna zapalające się światła. Otworzyły się drzwi i ludzie stopniowo wylewali się na zewnątrz. Większość z ulgą witała olbrzymie okna i zalane słońcem korytarze sądowego gmachu.
Detektyw Hamilton podszedł do automatu i zamówił czarną kawę z podwójnym cukrem. Upił łyk i powiódł wzrokiem po zebranych. Minął zasępioną grupkę, zapewne przyjaciół lub dalszą rodzinę oskarżonego. Widział dwóch dziennikarzy szepczących coś do dyktafonów i reportera powtarzającego w kółko parę linijek przed kamerą, próbującego różne intonacje i tempa. Jeszcze kawałek dalej trzech młodych chłopców i dwie dziewczyny przerzucało się spostrzeżeniami i uwagami. Studenci prawa, pomyślał Hamilton.
W końcu dostrzegł też kobietę. Zdziwił się, że od razu nie przykuła jego uwagi. Śliczna, wysoka, o kręconych brązowych włosach i zgrabnej sylwetce obleczonej w obcisły grafitowy kostium. Gdy obróciła się do niego twarzą, ich spojrzenia na moment się spotkały. Mógłby przysiąc, że już ją gdzieś widział. Podszedł do niej powoli, zastanawiając się, gdzie ją wcześniej spotkał.
– Wiem, że to prawdopodobnie najmniej oryginalne z powiedzonek – zaczął – ale czy my się nie znamy?
– Raczej nie – odpowiedziała. – Nie jestem stąd.
– Naprawdę? – zainteresował się. – Mam pamięć do twarzy.
– Przykro mi. Ostatni raz byłam w San Corvo trzy lata temu.
– Szkoda. Niemniej jednak, nic straconego. Miasto nic się nie zmieniło przez ten czas. Jestem Peter Hamilton.
– Liv Bosworth.
– Ładne imię – powiedział. Podobała mu się. Miała odrobinę za mocny makijaż i pachniała tanią perfumetką L’Occitane, ale tylko dodawało jej to dziewczęcego uroku. Kształt jej ust przypominał drogie czekoladki. – A więc, pani Bosworth… co panią sprowadza tutaj w taki ładny dzień?
– Wolałabym o tym nie mówić.
– Przepraszam.
– Nie ma za co. Może się pan natomiast zrewanżować własną odpowiedzią. Co pana tu sprowadza?
– Chyba nuda – odpowiedział wzruszając ramionami. – I ciekawość. To rzadka okazja, zobaczyć taki proces na własne oczy. Poza tym detektyw Godz… jest kimś wyjątkowym.
Uśmiechnęła się łagodnie i zmarszczyła brwi. Roześmiał się, widząc jej spojrzenie.
– Nie, nie, to nie tak, jak pani myśli – rzekł. Zapatrzył się na moment w okno i dodał – Oglądała pani kiedyś Brudnego Harry’ego? – pokręciła głową. – Nieważne. To archetyp, rozumie pani. Twardy, konsekwentny glina, który nigdy nie odpuszcza przestępcom. Bohater prostych ludzi. Odnoszący sukcesy. Eddie Godz to ten typ. Jakiś czas temu. Chluba posterunku. Niech mnie pani nie zrozumie źle, to dalej świetny glina. Jeden z najlepszych, tylko jakby bardziej w cieniu. Nie pokazuje się. Nie błyszczy.
– Jest pan policjantem, panie Hamilton?
– Detektywem. Od ponad dwóch lat.
Otworzyły się drzwi i woźni zaczęli wpuszczać ludzi do środka. Hamilton spojrzał na Liv Bosworth, ta jednak zarzuciła torebkę na ramię i uśmiechnęła się do niego. Nieco wymuszenie.
– Miło było pana poznać, detektywie Hamilton.
– Nie idzie się pani dowiedzieć, co dalej?
– Mam coś do załatwienia. Do widzenia.
Odwróciła się i odeszła korytarzem, stukając obcasami na płytkach posadzki. Hamilton posłał jej ostatnie spojrzenie i ruszył za innymi do sali rozpraw. Był pewien, że gdzieś ją widział, choć nie mógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy. Pamiętał jej twarz.
Usiadł na miejscu i rozejrzał się po sali, gdy nagle trafiło go jak grom z jasnego nieba. Pamiętał ją, z drewnianą boazerią za plecami i przechyloną flagą nad lewym barkiem. Musiała kiedyś stać w tej sali.
Liv Bosworth była kiedyś świadkiem na procesie.
V.
Chwyta pierwszy nóż i obraca go w dłoni. Patrzy na ostrzoną laserem piłkę i myśli.
Teraz już nie będzie odwrotu. Teraz już trzeba przeć do końca, choćby nie wiem co. Nie pójdę do pudła. Nigdy w życiu nie pójdę do pudła.
Patrzy na cyferblat: 00:46. Rozkłada na podłodze folię i wciąga na nią ciało. Przykłada ostrze do skóry. Waha się. W końcu tnie, szybko, mocno, energicznie. Rozcina skórę i zrywa ją z ciała całymi płatami i umieszcza w olbrzymim kotle. Zaciska zęby na wargach i stara się, żeby napad mdłości mu nie przeszkodził. Poci się i dyszy z wysiłku.
Zaraz się porzygam. Zaraz się zwyczajnie porzygam na oskórowanego trupa, któremu za moment będę wycinał wnętrzności.
Ilustracja: <a href='mailto:nakatoni@gmail.com'>Olga Dąbrowska</a>
Ilustracja: Olga Dąbrowska
Nie rzyga, choć z każdą chwilą bardziej blednie i ciężko mu się oddycha. Włącza klimatyzację, żeby pozbyć się zapachu śmierci. Systematycznie, uparcie wycina mięso, mięśnie i kolejne narządy, a następnie wrzuca je do kotła. W połowie, gdy wyciąga i wyciąga jelita ślizgające mu się w rękach, nie wytrzymuje, podnosi się i nie dobiega do łazienki. Wymiotuje w przedpokoju. Po chwili wraca i pracuje dalej. Gdy kończy, kocioł jest prawie pełny. Z trudem unosi go, kładzie na blacie, uruchamia robota kuchennego i nastawia go na mielenie mięsa. Robot ochoczo zostaje wspólnikiem zbrodni i prosi o dodanie w odpowiednich proporcjach chleba, cebuli i przypraw. Automat włącza kuchenkę i kilkanaście minut później pierwsza partia trzydziestu kotletów mielonych smaży się w jednej z komór piekarnika.
VI.
Hamilton przetarł zmęczone oczy i poszedł zaparzyć sobie świeżej kawy. Zapatrzył się bezmyślnie za okno, w noc, z czego wyrwało go dopiero pstryknięcie ekspresu. Pociągnął kolejny łyk i skrzywił się z niesmakiem. Czwarta kawa jednego dnia to było zdecydowanie zbyt wiele. Nie mógł jednak pójść spać. Wciąż o niej myślał. Liv Bosworth była piękna, ale to nie o to chodziło. Peter był pewien, że już ją widział… pamiętał jej twarz i wyprostowaną sylwetkę i wiedział, że to musiało być na sali sądowej. Był w życiu przynajmniej na kilkunastu procesach i parokrotnie prześledził każdy z nich w myślach, ale nic to nie dało. Żadnych wspomnień dotyczących Liv Bosworth. Nie wiedział, czemu ta kobieta wypełniła do tego stopnia jego myśli, ale coś mu mówiło, że gdy tylko sobie przypomni, gdzie ją widział, coś zrozumie. Coś nabierze sensu. Tylko co, do diabła?
Usiadł przed komputerem, wyciągnął nogi przed siebie i upił kolejny łyk kawy. Zastanawiał się, skąd to zainteresowanie Liv Bosworth. Może podświadomie czuł się samotny? Ile to już lat odkąd…
Nowa myśl pojawiła się znienacka, jakby go ktoś grzmotnął kolbą po głowie. Liv mówiła, że była ostatni raz w San Corvo przed trzema laty. A on przed trzema niemal laty uczył się do egzaminu na detektywa i wkuwał dziesiątki lub nawet setki najświeższych spraw i procesów. Jeśli to to… To może być to… Serce zaczęło mu szybciej bić. Nie podniecaj się, powiedział sobie. Możesz się mylić… możesz się mylić, Pete.
Przez ponad minutę przeglądał zawartość twardego dysku. Gdyby pamięć komputera porównać do jakiegoś pomieszczenia, to pamięć jego komputera byłaby zagraconym strychem. Obesranym przez gołębie, dodał w myślach, przekopując się przez grube megabajty danych, których najpewniej miał już więcej nie potrzebować.
W końcu znalazł katalog z raportami, zdjęciami i całą dokumentacją procesów. Włączył przeglądarkę zdjęć i uruchomił pokaz slajdów. 459 zdjęć, poinformował go komputer. No nic, ruszamy, pomyślał.
Wzięła go z zaskoczenia, bo znalazł ją już na trzecim zdjęciu z kolei. Uśmiech tryumfu pojawił się na jego ustach i Hamilton ucałował monitor ze szczęścia. Była tam; w zgrabnym żakieciku, z prostymi włosami i ledwie dostrzegalnym makijażu, ale z całą pewnością to była ona. Sprawa CF 54.
Zminimalizował okno zamiast je zamykać, zupełnie jakby mogła mu nagle uciec. Znalazł dokumentację sprawy CF 54 i otworzył plik. Uśmiech na jego ustach zniknął. Z trudem odstawił kawę, nie rozlewając jej po całym stoliku.
Sprawa CF 54 to było zaginięcie osoby z podejrzeniem dokonania morderstwa.
Liv Bosworth była świadkiem, który zapewnił oskarżonemu alibi.
Oskarżonym była chluba trzeciego posterunku, detektyw Edward Godz.
VII.
Wstaje, oddycha powoli. Patrzy na zakrwawiony, oblepiony resztkami mięsa i ścięgien szkielet. Zaprzestaje pracy, żeby umieścić kolejną porcję kotletów w zamrażarce. Dopycha je na siłę, ostatnia partia – ta, która teraz siedzi w komorze piekarnika – będzie musiała wylądować w śmieciach.
Nie szkodzi. Nikt nie zwróci na to uwagi. W San Corvo i tak marnuje się mnóstwo żarcia.
Podchodzi do niszczarki odpadów, patrzy bez wyrazu na błyszczący, odsuwany blat.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

24 V 2011   15:41:39

Raju... brak mi słów...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Historie rozmaite
— Beatrycze Nowicka

Trzy oblicza pisarza
— Marcin Mroziuk

Dokąd zmierzasz, Filipie?
— Magdalena Kubasiewicz

Nokturn na dwa głosy
— Marcin Rusnak

Business is business
— Marcin Rusnak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.