Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Łagan
‹Niszczyciel›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Łagan
TytułNiszczyciel
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodzona w Krakowie, w roku 1983. Po długich i burzliwych poszukiwaniach zrozumiałam, że w życiu mam trzy pasje: literaturę, religioznawstwo i gry fabularne. To opowiadanie właściwie pierwszy mój opublikowany tekst, chyba, że liczyć te rozrzucone po portalach, forach i blogach.
Gatunekfantasy

Niszczyciel

« 1 2 3 4 11 »

Anna Łagan

Niszczyciel

— Czy to elf? — spytał jakiś odważniejszy archeolog.
— Tego nie możemy stwierdzić — wyjaśnił profesor Akraz. — Ciało pokryte jest czymś w rodzaju… w rodzaju… — zawahał się, nie umiejąc znaleźć właściwych słów.
— To energia magiczna — wyjaśniła Dinah. — Skondensowana do tego stopnia, że nabrała właściwości materii. Nie jest groźna, przynajmniej dopóki nie spróbujemy usunąć jej z ciała. A póki jej nie usuniemy, nie będziemy mogli stwierdzić, kim jest ten… — zawahała się — ten mężczyzna.
— Co do tego, mamy z panią mer Kanede kilka teorii — dodał archeolog. — Nie życze sobie, żeby ten szczegół znaleziska został ujanwiony. Możecie mówić, że znaleźliśmy ostatniego cesarza i jego żonę bądź konkubinę. Ale o nim — wskazał na leżące na schodach ciało — ani słowa. Pani mer Kanede zawiadomi Kolegium, a wy dwaj — polecił robotnikom — znajdźcie skrzynię, w której będzie można go przewieźć.
Dinah odnosiła niemiłe wrażenie, że przewożenie w skrzyni uwłacza godności tajemniczego mężczyzny. Akraz nie żywił podobnych skrupułów, transportował już w ten sposób zwłoki królów i kapłanów… Niestety, w tym wypadku nie można było nawet stwierdzić, czy mężczyzna rzeczywiście jest martwy. Liczyła na to, że po zdjęciu kokonu będzie można go ożywić. Była spora szansa, że mieli do czynienia z nadwornym magiem cesarza — a może nawet z jakąś mityczną istotą… W obu wypadkach odkrycie byłoby sensacyjne, zaś wiedza, jaką można by pozyskać… Samo jej wyobrażenie nie mieściło się w głowie Dinah.
Jeszcze tego wieczora czarodziejka wysłała telepatyczną wiadomość do Kolegium. Odpowiedź dotarła kilka godzin później. Tuż przed północą tajemniczy mężczyzna, starannie zapakowany w drewnianą skrzynię, został wywieziony ze Starego Turanu. Dinah towarzyszyła mu w drodze, bojąc się odstąpić swojego cennego znaleziska choćby na krok. Podczas nocnej podróży wozem, podskakującym na nierównościach bruku, cały czas trzymała dłoń na skrzyni i zastanawiała się, kim jest znajdujący się w środku człowiek. Nie miała wątpliwości, że jego głowa zawiera wiedzę, o której od dwóch tysięcy lat marzyli magowie i uczeni. Historia, magia… Gdyby nie była nadwornym magiem, mogłaby otrzymać to stanowisko już za samo rozplątanie kokonu energetycznego. Przywództwo w Kolegium — czemu nie? No i nieśmiertelna sława…
Dinah mer Kanede była interesowna i wcale się tego nie wypierała. Lubiła zaszczyty wiążące się z piastowanym stanowiskiem, ceniła sobie szacunek, którym ją darzono, i uważała się za osobę wystarczająco kompetentną, by doradzać władcy nie tylko w sprawach magii, ale i polityki. Bycie politykiem, doradcą, swego rodzaju szarą eminencją, leżało w zakresie jej obowiązków. Z drugiej strony, w tej chwili odkrycie było ważniejsze. Nie powierzyłaby go żadnemu z adeptów ani drugiemu z przebywających w mieście mistrzów. Ten mężczyzna i tajemnice w jego głowie były jej własnością. Jej, Kolegium Magów i króla — uzupełniła po namyśle.
Nad ranem przyjazd powozu wyrwał ze snu pół Kolegium. Choć o prawdziwym powodzie zamieszania mieli pojęcie tylko nieliczni, wszyscy mieszkańcy starej twierdzy, pamiętającej czasy, gdy magowie i uczeni musieli chronić się przed prześladowaniami, wiedzieli, że stało się coś niezwykłego. Prędko znaleźli się tacy, którzy powiązali przybycie nadwornego maga z wykopaliskami w Starym Turanie, trudno było jednak zweryfikować te pogłoski. Do tajemnicy dopuszczono jedynie trójkę obecnych w Kolegium mistrzów, pozostali — adepci, uczniowie i służba, zmuszeni byli gnieździć się na korytarzu, w nadziei usłyszenia zza szczelnych, dobrze zabezpieczonych drzwi choćby małego wybuchu. Niektórzy wręcz marzyli o eksplozji, i to możliwie jak największej. Byłoby co opowiadać.
Za zamkniętymi drzwiami na wybuch się nie zanosiło. Dinah i trójka mistrzów, spośród których wszyscy byli starsi od nadwornego maga, a w dodatku dwóch było mężczyznami, zgromadzili się wokół kamiennego stołu do eksperymentów. Uprzątnięte w pośpiechu księgi i szklane naczynia leżały w kącie sali. Energetyczny kokon migotał w blasku magicznych lamp — nie było go widać w żadnym naturalnym świetle.
— Więc mówi pani, że znaleźliście ostatniego cesarza? — spytał mistrz Tasires, otyły mężczyzna po sześćdziesiątce.
Dinah skinęła głową.
— Prócz tego dwóch strażników, konkubinę i jego. — Ruchem głowy wskazała na mężczyznę w kokonie.
— Jeśli był nadwornym magiem — rzekła mistrzyni Artea — czemu uratował siebie, zamiast cesarza?
— Ma pani na myśli warunkowanie?
Artea skinęła głową.
— Za czasów Starego Turanu wszyscy słudzy cesarza byli warunkowani. Strażnicy nie uciekli z pałacu, podobnie jak cesarska konkubina. Zmarli wraz ze swoim władcą i wraz z nim zostali pogrzebani. Paskudny zwyczaj. Ale on… — Mistrzyni przesunęła dłonią po elastycznej powłoce, oplatającej mężczyznę. — Gdyby był nadwornym magiem, umarłby razem z cesarzem, może spróbowałby go ocalić, zamiast ochraniać siebie…
— Jeśli jest elfem, mógł nie być warunkowany — zauważył mistrz Karien, najmłodszy wśród trójki mistrzów Kolegium, kiedyś konkurent Dinah. — No i oczywiście nie mamy gwarancji, że był magiem. Może zaklęcie rzucił na niego ktoś inny…
— Z zewnątrz? — spytał Tasires.
— Niekoniecznie. Nie wiemy, czy nasz klient został zamknięty przed czy po katastrofie… I jest jeszcze jedna opcja: nie był z Turanu.
— Barbarzyńca? — Dinah ściągnęła brwi. — To by mogło tłumaczyć te długie włosy… Ale kto dopuściłby barbarzyńcę do sali tronowej?
— Ostatni generałowie byli barbarzyńcami z pochodzenia — przypomniał Kairen. — Może i on był kimś takim. A może zdrajcą? Posłem? Może chciał prosić cesarza, żeby nie niszczono miasta?
— Ma turańskie szaty. Bardzo bogate — zauważyła Artea.
— Moje panie, panie Kairen — przerwał Tasires — zostawmy spekulacje na później. Być może uda nam się wyciągnąć te informacje bezpośrednio z obiektu… w ten czy inny sposób.
Aederlinn<br/>Ilustracja: <a href='mailto:nakatoni@gmail.com'>Olga Dąbrowska</a>
Aederlinn
Ilustracja: Olga Dąbrowska
„Ten czy inny sposób” sugerował, że Tasires już planował sekcję. Jego skłonności do grzebania we wszelkich organizmach graniczyły z obsesją, a przy tym miał niewiarygodnie wytrzymały żołądek. Już jako adept potrafił pochłaniać kanapkę, porównując ludzki mózg ze schematami w starych księgach. Od dawna liczył na to, że uda mu się doprowadzić do perfekcji raczkującą jeszcze metodę wydobywania wspomnień z mózgów umarłych. Wyobraziwszy sobie grube paluchy Tasiresa, grzebiące w rozciętej czaszce jej znaleziska, Dinah poczuła, że zbiera jej się na mdłości.
— Przepraszam — wydusiła z siebie i wybiegła z sali.
Na korytarzu momentalnie obległ ją tłum adeptów i uczniów. Próbowała się przedrzeć, jednak magowie i kandydaci na magów byli bardziej nieugięci od niej. Żołądek Dinah wygrał walkę z umysłem i zwymiotowała na koszulę jakiegoś mężczyzny.
— Tasires coś kroi! — rozległ się z tłumu podniecony głos. Wymiotująca Dinah mer Kanede mogła oznaczać tylko jedno — sekcję zwłok. Obecna nadworny mag jeszcze jako uczennica dostawała mdłości na sam tylko widok schematów. Anatomię zaliczyła z trudem.
— Pani mer Kanede! Mistrzyni Dinah! Czy to prawda, że macie tam smoka? — spytał jeden z gapiów.
— Mistrzyni Dinah, czy ktoś zginął?
— Pani mer Kanede, czy…
— Dość! — wrzasnęła Dinah. — Rozejść się, natychmiast! To sprawa najwyższej wagi państwowej! Każde wejście do tej sali zostanie uznane za zdradę stanu!
Uczniowie i adepci cofnęli się, przerażeni. Autorytet urzędnika państwowego robił swoje.
— Przepuśćcie mnie do łazienki… — dodała Dinah słabym głosem.
Umywszy się i wypłukawszy z ust posmak wymiocin, wróciła do sali. Ku jej zadowoleniu, Tasires nie wspominał już więcej o sekcji. Mogli się zająć naprawdę istotną sprawą — zdjęciem kokonu.
Cały dzień we czworo ślęczeli nad starymi księgami, spierając się, jakich kręgów i glifów należy użyć. Zaklęcie tak potężne mogło eksplodować przy zdejmowaniu lub przynajmniej spalić na popiół cenne znalezisko.
Pod wieczór przybył królewski posłaniec. Jego wysokość Vergius Trzeci nie był zadowolony z samowoli nadwornego maga, lecz rozumiał wagę odkrycia i zezwalał na prace nad nim, pod warunkiem, że w miarę możliwości będą kontynuowane w Turanie. Dinah i pozostali mistrzowie rozumieli doskonale, że król chciał położyć rękę na odkryciu i że przeciwstawianie się temu może skończyć się nieprzyjemnie dla Kolegium. Sprawę należało rozwiązać tak, by skorzystali wszyscy: Kolegium, król, Uniwersytet i nadworny mag. Dinah napisała uprzejmy list, w którym poinformowała swego władcę, że jeśli mężczyzna żyje, nie powinno być przeszkód w przewiezieniu go do stolicy.
« 1 2 3 4 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.