Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Jupowicz-Ginalska
‹Dobrymi intencjami to piekło brukują›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Jupowicz-Ginalska
TytułDobrymi intencjami to piekło brukują
OpisAutorka pisze o sobie:
Prywatnie: szczęśliwa mama małego Stasia i równie szczęśliwa żona Jacka. Miłośniczka popkultury, podróży, dobrej kuchni i muzyki (raczej metalowej). Fanka tatuaży i wschodnich sztuk walki.
Zawodowo: specjalista ds. PR z ponad dziesięcioletnim stażem, doktor nauk humanistycznych, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka pierwszego w Polsce podręcznika akademickiego na temat marketingu medialnego oraz wielu artykułów o środkach przekazu. Obecnie pełni funkcję Pełnomocnika Dziekana Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW ds. Promocji.
Gatunekfantasy

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 2

« 1 3 4 5 6 7 11 »

Anna Jupowicz-Ginalska

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 2

Powtórzyli czar parokrotnie, za każdym razem siłą głosu wzmacniając inkantację. Wreszcie zwieńczenie wysoko wzleciało. Zatrzęsło się pod sufitem, lekko ocierając o półkoliste sklepienie.
– Uważaj – syknął Dyfuzjusz.
Przesunęli rękami, delikatnie skierowali kopułę nad rusztowanie i zawiesili ją nad konstrukcją z metalowych obręczy.
– Teraz powoli ją obniż… Niczego nie zniszcz.
Lotr zagryzł wargi i z trudem opanował drżenie rąk, które rozpraszało wir powietrza. Usłuchał rady wuja i powolutku opuścił dłonie. Kopuła osadziła się na podeście, coś drapnęło, a z dysz zwieńczenia chlusnęła para. Czarodziej osunął się na kolana i wsparł się na łokciach.
– Udało się! Cha, cha! – Dyfuzjusz podskakiwał z radości, aż długa szata podniosła się, ukazując okaleczoną stopę. Była rozpłaszczona, zdeformowana i zakrzywiona. Wyglądała bardziej na cynową miskę niż na część ludzkiego ciała. Lotr wzdrygnął się.
– Poradzisz sobie. – Mag mechaniczny przysiadł obok klęczącego bratanka i sztuczną ręką pogładził go po karku. – Po naszej współpracy widzę, że tak.
– Spotkamy się dopiero za parę dni…?
– Oczywiście, dziecko. Tak jak mówiłem.
– I poinstruujesz mnie dokładnie, co mam robić?
– Nie inaczej.
– To dobrze, wujku. I nasze drogi się rozejdą?
– Och, rozejdą, a nawet zejdą. Powiem więcej. One się zacieśnią. Zabiorę cię ze sobą. Myślę, że koledzy z czarnoksięskich organizacji chętnie cię poznają bliżej. Pora awansować: i tobie, i mnie.
– Jak to… Zabierzesz…? Ale ja nie wiem, czy… No cóż, nie jestem tu sam i nie chciałbym…
– Wiem – zimno odparł Dyfuzjusz.
Lotr poczuł, jak czuły gest zamienia się w zimny, bolesny chwyt.
– Co ty robisz, do cholery? – jęknął, gdy lodowate ostrza podrapały go w kark.
– Sprawdzam twoją lojalność, dziecko. Może zdradę masz zapisaną w genach? Muszę to wiedzieć.
– Puść mnie – syknął czarodziej i próbował się wyrwać, ale Dyfuzjusz ani drgnął. Lotr szarpnął się, a szpony wgryzły się w jego skórę. – Nie ręczę za siebie… Wujku.
– To nic. Będzie ciekawiej.
– Czego ty chcesz?!
– Opowieści.
– Co?
– Tak, drogi bratanku. Chcę wiedzieć wszystko o kobiecie, która cię rozprasza. Wszystko. Rozumiesz? A jeśli będę zadowolony, to cię wypuszczę. Zgoda?
Lotr skrzywił się ze wściekłości. Wiedział jednak, że walka nie ma sensu. Zamiast się dalej szarpać, posłusznie skinął głową.
– Cudownie. To mów. Zamieniam się w słuch – powiedział mag mechaniczny i ku obrzydzeniu Lotra, podsunął mu przed oczy najprawdziwsze w świecie ucho.
VII
Drzwi otworzył chudy, zgarbiony staruszek. Kępki siwych, rzadkich włosów opadały na jego plecy, a okulary same zsuwały się z wielkiego, spiczastego nosa.
– Tak? W czym mogę pomóc? – zapytał, zadzierając wysoko głowę. Zmrużył przemęczone oczy i zmarszczył brwi, próbując rozpoznać gościa. W końcu uśmiechnął się krzywo, ukazując bezzębne dziąsła. – Posterunkowy Gestleiter! Nie do wiary! Długośmy się nie widzieli…!
– Jan? – upewnił się dowódca, z niedowierzaniem przyglądając się starcowi. – Jan z Eclasu?
– Ano, we własnej osobie… Trudno uwierzyć, prawda? – fuknął ten i niechętnie zaprosił przybysza. – Wejdźcie, panie posterunkowy. Wejdźcie.
Półogr ruszył naprzód i, zanim przekroczył próg, rąbnął głową we framugę drzwi. Rozmasował guza, skulił się i wszedł do środka.
– A, i uważajcie na sklepienia – z opóźnieniem uprzedził dziadek. – Niskie są… Magistrat miał je podnieść, ale zdaje się, że zapomnieli… Zresztą, po co by im to było? Nikt do mnie nie zagląda…
Jan z Eclasu ledwo kuśtykał na słabych, wychudłych nogach. Robił dwa, trzy kroki i przystawał, aby złapać oddech. W końcu znowu zagadnął:
– Ile to już lat, panie posterunkowy? Powiedzże, bo głowa mi nieco szwankuje…
– Przeszło czterdzieści – odrzekł Gestleiter. – I nie jestem posterunkowym. Awansowałem. Na kapitana.
– O, brawo, brawo! Kapitan! Wiedziałem, że będą z ciebie ludzie! – przyklasnął starzec i z ulgą usadowił się w bujanym fotelu. Zamyślił się i dodał o wiele ciszej. – To nie było zbyt dobre porównanie, prawda?
– Nie – posępnie zgodził się innorasowiec. – Nie było.
Zapadła niezręczna cisza. Jan z Eclasu poprosił:
– Podkręć lampę, dobrze?
Dowódca spełnił prośbę. Po pomieszczeniu rozniósł się intensywny zapach nafty, a światło delikatnie rozjaśniło ponure wnętrza. Gestleiter rozejrzał się. Wszystko tkwiło na swoim miejscu tak, jak parę dekad temu: skrzynie z dokumentami, szafy z grubaśnymi księgami i niekończące się regały, zawalone tysiącami zwojów, notatek oraz listów.
– Jedynie kurzu przybyło… I pająków – westchnął Jan, poprawiając okulary. – Nie ma kto tu sprzątać, a ja jestem za stary… Nie dałbym rady. Ale nie narzekam. Z czasem można się przyzwyczaić i do kurzu, i do pająków. Zawsze to jakieś towarzystwo.
Kapitan spojrzał ze smutkiem na rozmówcę. Pamiętał go jako wszędobylskiego, sprawnego mężczyznę, który z radością przetrząsał archiwum Silva Rerum. Jan z Eclasu był chodzącą encyklopedią na temat dziejów Cesarstwa. Jak z rękawa sypał cytatami z innorasowych traktatów, cesarskich edyktów i rozporządzeń. Niósł nieocenioną pomoc we wszelakich śledztwach i rozprawach sądowych, które toczyły się w mieście… Do momentu, w którym Silva Rerum, dotknięte cesarskim embargiem, odizolowało się od reszty świata. Wówczas wiedza o kontynencie stała się zbyteczna, podobnie zresztą jak Jan i samo archiwum.
Niegdyś ceniony urzędnik popadł w zapomnienie i zestarzał się wraz ze swoimi dokumentami.
– Taka już kolej rzeczy – powiedział staruszek, a jego głos przepełniało rozżalenie i zgorzknienie. – Pogodziłem się z nią, podobnie jak z wątpliwymi przymiotami mojej rasy. I nie zazdroszczę wam, nieludziom, tej długowieczności… Kiedyś złorzeczyło się, mówiąc: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Mam to szczęście, że starość dopadła mnie w momencie, gdy czasy zaczęły robić się naprawdę interesujące.
Gestleiter pokręcił głową, usiłując nie zgodzić się z archiwistą. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie okoliczności, przyznał mu w duchu rację. Przestępczość, ciasnota, dzielnice biedy, a nade wszystko – narastająca groźba ataku ze strony Calty. To nie nastrajało zbyt optymistycznie.
No i jeszcze sprawa z Soarą… i Sh’elalą.
Jak to dobrze, że burmistrz zainteresowała się jednooką.
Chociaż… cholera jasna.
Półogr wspomniał przesłuchanie.
Kobieta nie była taka jednooka, na jaką wyglądała.
– Cóż, panie pos… Panie kapitanie – rzekł Jan. Ziewnął i popatrzył na dowódcę zmęczonym, niechętnym wzrokiem. – Pewno nie przyszedłeś w odwiedziny? Nie, nie po czterdziestu latach! Zatem sprowadza cię coś innego. Obowiązki. Czyżby archiwum stało się znowu potrzebne?
Gestleiter podrapał się z zakłopotaniem w brodę.
– Tak myślałem. – Starzec znowu poprawił okulary. – Zatem pytaj. Formalnie nadal pracuję w Magistracie… Może coś jeszcze pamiętam, mimo podeszłego wieku.
Powiedział to z taką obojętnością, że półogr stracił rezon.
– No? – ponaglił archiwista. – Będziemy milczeli? Cisza nie zamaskuje niezręczności, wiesz?
– Chodzi o pewną przyjezdną, która niedawno zawitała na naszą wyspę… – zaczął Gestleiter. – Pani burmistrz chciałaby się czegoś o niej dowiedzieć.
– Pani burmistrz? – zdziwił się Jan z Eclasu. – Nie Kandyzjan Szary?
– Poprzedni zarządca złożył urząd trzydzieści lat temu. Od tego czasu zastępuje go pani Henrietta.
– A Kandyzjan?
– Zmarł tego lata.
– To pech – starzec zasępił się i opuścił głowę. – Byliśmy równolatkami.
– Hm – chrząknął Gestleiter i rzekł: – Wracając do gościa… Ta kobieta… Nazywa się Sh’elala, pochodzi z kontynentu i… nie jest człowiekiem. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Zaś jej wygląd… Nigdy nie widziałem takiego mieszańca…
Archiwista bujał się w fotelu i mruczał pod nosem:
– Równolatkami… Byliśmy równolatkami…
– Janie? Czy wiesz cokolwiek na temat Sh’elali?
« 1 3 4 5 6 7 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.