Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Jupowicz-Ginalska
‹Dobrymi intencjami to piekło brukują›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Jupowicz-Ginalska
TytułDobrymi intencjami to piekło brukują
OpisAutorka pisze o sobie:
Prywatnie: szczęśliwa mama małego Stasia i równie szczęśliwa żona Jacka. Miłośniczka popkultury, podróży, dobrej kuchni i muzyki (raczej metalowej). Fanka tatuaży i wschodnich sztuk walki.
Zawodowo: specjalista ds. PR z ponad dziesięcioletnim stażem, doktor nauk humanistycznych, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka pierwszego w Polsce podręcznika akademickiego na temat marketingu medialnego oraz wielu artykułów o środkach przekazu. Obecnie pełni funkcję Pełnomocnika Dziekana Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW ds. Promocji.
Gatunekfantasy

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 3

« 1 6 7 8 9 10 11 »

Anna Jupowicz-Ginalska

Dobrymi intencjami to piekło brukują – część 3

– Powinienem cię dobić – warknął. – No, ale przez całe życie uczymy się na błędach.
Sh’elala była tuż tuż, gdy czarodziej krzyknął triumfalnie:
– Jest! – Zwycięsko uniósł nawigator, a drugą ręką nakreślił w powietrzu magiczne runy.
Wielka fala energii rozbiegła się w promienistych okręgach, powalając morderczynię i Lotra. Mężczyzna spadł ze schodów, z chrzęstem łamiąc kości.
Portal głośno zafurkotał. Dyfuzjusz ryknął radośnie, rzucając kurtuazyjnie:
– A teraz wybaczcie… – to powiedziawszy, skoczył do środka maszyny. Oplotły go cienkie nitki, zamazując kontury jego sylwetki.
Rzucony przez niego czar odbijał się od ścian, nie mogąc znaleźć wyjścia. Tężał i puchł, zamiast rozproszyć się w powietrzu.
Sh’elala podczołgała się do kochanka, szepcząc:
– Ten twój wujek… to kawał drania.
– Ścigaj go – głos Lotra nikł: umrzeć dwa razy w ciągu godziny to stanowczo za dużo, nawet dla czarodzieja. – On nie powinien tu wrócić…
– Nie mogę się ruszyć. To zaklęcie przygniata mnie do ziemi.
– Spróbuj – rzekł. Uśmiechnął się, gdy jednooka pogładziła go po policzku. – Po naszych ostatnich czułościach poczułem nóż pod żebrami. Sh’elala… Tak chciałbym, żebyś coś dla mnie jeszcze zrobiła…
– Co?
– Uśmiechnij się. Ale nie, nie tak, jak to zwykle robisz. Uśmiechnij się szczerze. Do mnie… Dla mnie.
– Lotr…
– Nie daj się prosić. Dobrze wiesz, że nie zdążę już nikomu powiedzieć.
Spełniła jego życzenie, chociaż ów uśmiech kosztował ją więcej, niż mogłaby przypuszczać. Lotr ledwie zauważalnie kiwnął głową, patrząc na ten nieludzki grymas.
– Domyślałem się prawie wszystkiego, wiesz? Przeczuwałem, że nie jesteś człowiekiem… Ale że nie jesteś też innorasowcem…! Co za ironia losu. My. Ja i ty. Metakańczyk i… mutant. TEN mutant. A przecież mimo to poszedłbym za tobą…
– Nic nie mów – szepnęła. – Zachowaj siły.
– Na co? Już za późno. To ty musisz iść, Sh’elala. Proszę cię. Kończy mi się czas…
– Czas? – powtórzyła mechanicznie.
Nagle zobaczyła srebrzystą suknię. Pomimo pożaru zrobiło się zimno.
– Lotr, czy to jest…?
– Idź. Uciekaj – jęknął, patrząc na zbliżającą się postać. – Ratuj się. I… I wiesz co?
– Co, Lotr?
– Naprawdę miałem dobre intencje…
Mag zamknął oczy, gdy morderczyni usiłowała wstać. Czarował, a wraz z wypowiadanymi przez niego słowami, powietrze rozrzedzało się, umożliwiając oddychanie i poruszanie się.
Wypowiedziawszy zaklęcie do końca, Lotr znieruchomiał.
Sh’elala zerwała się na nogi. Odwróciła się na pięcie i… stanęła oko w oko z Nią. Zabójczyni cofnęła się, a wtedy Ona zapytała:
– Jak masz na imię?
– Sh’elala.
– Nie. Kobieta o takim imieniu już od dawna tkwi w moim królestwie. A ja nie pytałam o twój przydomek.
Zabójczyni nie śmiała kłamać. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat powiedziała prawdę, czując, że przeznaczenie zatacza pełny krąg.
– Amarthwen – szepnęła.
Kobieta w srebrzystej sukni uważnie popatrzyła na jednooką, kiwając głową. Przejechała szponiastym palcem po twarzy morderczyni, mrożąc ją miliardem śmierci.
– Ach, to ty. Lubisz mnie wyręczać, prawda?
Sh’elala wzdrygnęła się, nie odpowiadając.
Portal zaczął wirować, a Dyfuzjusz – skąpany w mlecznobiałym świetle – nikł w oczach. Śmiał się do rozpuku, machając wszystkim na pożegnanie.
– To jeszcze nie twój czas – rzekła kobieta w srebrzystej sukni, schodząc zabójczyni z drogi. Zwróciła się do Lotra. – Twój zaś właśnie dobiegł końca. Chodź. Zatańczymy.
Lotr utonął w lodowatych objęciach. Dał się ponieść miarowemu rytmowi jej kroków. Odpływał w dal, w inny wymiar. Zmąconym wzrokiem odprowadził Sh’elalę, żegnając ją jak miłość swojego życia. Zresztą… chyba tak było.
• • •
Jednooka puściła się biegiem w kierunku maga mechanicznego. Widziała, jak przejście zaczyna tracić kształty, jak jego kontury gubią ostrość. W ostatniej chwili skoczyła szczupakiem w niknącą przestrzeń, w nieznane. Śmiech Dyfuzjusza zawisł w powietrzu niczym niedokończona melodia.
Wieża zatrzęsła się w posadach i portal, przy ogłuszającym chrzęście rozszalałych trybików, znikł.
Pozostało jedynie osnute dymem zwieńczenie.
• • •
Kołysała go aż do utraty sił. Lotr zawisł na jej ramionach i dał się poprowadzić.
Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy.
Taniec-koszmar, taniec-pożegnanie.
Taniec-makabra.
XI
Portal drżał i podskakiwał, poddając w wątpliwość bezpieczeństwo podróży.
Sh’elala w okamgnieniu znalazła się przy Dyfuzjuszu i wymierzyła mu silny cios w szczękę. Syknęła z bólu, gdy jej nadgarstek napotkał jego metalowe zęby.
– Wynoś się!! – zawył starzec jak pies. – To mój portal! Mój!!
Odskoczyła i kopnęła go w twarz. Mag zachłysnął się własną krwią i wypuścił pilota. Sh’elala opadła na kolana, próbując odnaleźć tajemnicze urządzenie.
– Zostaw! – ryknął, chcąc uderzyć ją w brzuch.
Pomylił jednak nogi, zamierzając się zdrową, a opierając na tej zdeformowanej. Stracił równowagę i upadł. W końcu razem natrafili na nawigator i zaczęli go sobie wyrywać.
– Oddawaj! – krzyczeli, siłując się i okładając przypadkowymi ciosami.
Wtem pilot zabłysnął, zaświeciły się wszystkie lampki.
– Co zrobiłaś?! – wrzasnął Dyfuzjusz, gdy machina nagle stanęła. – Imbecyl! Bęcwał! Matoł!
– Jeszcze jedno słowo, a wyrwę ci jadowity jęzor, sukinsynie!
Opary opadły, a obręcze portalu zwolniły. W prześwitach pomiędzy nimi zamajaczył dziwny krajobraz – rozlewiska i bagna. Ogromne skrzypy i paprocie przewyższyłyby każdego ogra, a niebotyczne drzewa zdawały się sięgać chmur. Tropikalny, wilgotny skwar w jednej chwili sprawił, że Sh’elala oblała się potem.
Coś zadudniło.
Nagle, tuż obok przejścia, spadł słup. Potem drugi, trzeci i czwarty… Okazało się, że ogromne obeliski mają grubą skórę o szarawym, niezdrowym kolorze. Na nich zaś wspierało się potężne, wrzecionowate cielsko, zwieńczone masywnym ogonem po jednej stronie i długaśną szyją po drugiej. To był niewątpliwie smok, tylko jakiś inny od tych, które znali.
Gdy szedł z mozołem, trzęsła się cała ziemia. Zaryczał, czubkiem pazura zahaczając o górną część portalu. Sh’elala i Dyfuzjusz, ciut przerażeni, równocześnie nacisnęli na pilota.
Obręcze zakręciły się, rozszalały.
Błysk!
Portal znikł.
• • •
Świat rozpalała czerwień. Burze miotały piekącym piachem, a brunatne skały straszyły dziwacznymi kształtami. Bezkresną równiną targała wichura, a niebo zasnuły krwiste chmury, z których siąpił kwaśny deszcz. Słońce parzyło ponurym blaskiem.
Coś wystawało ponad jedną z wydm: skomplikowany mechanizm, podobny do dorożki osadzonej na metalowych gąsienicach. Kątem oka zdołali przeczytać napis na maszynie.
Niestety, nic on im nie powiedział.
Cóż znaczył wyraz PATHFINDER?
Błysk.
Zmiana miejsca.
• • •
Byli przygarbieni, rozwrzeszczani i owłosieni. Zaatakowali całą grupą, obrzucając Sh’elalę i Dyfuzjusza prymitywnymi dzidami. Kłapali przy tym paszczami i w ogóle się nie bali. Zaczęli włazić do środka portalu, przeciskając się przez jego obręcze. Morderczyni znokautowała kilku z nich, podobnie zresztą jak i czarodziej.
Zabójczyni, patrząc na te istoty z bliska, mogłaby przysiąc, że przypominały jej… ludzi, uchwyconych w jakiejś skarlałej, nierozwiniętej formie.
Pilot znowu szczęknął.
Błysk.
• • •
« 1 6 7 8 9 10 11 »

Komentarze

05 I 2012   01:58:39

Przeczytałam wszystkie części do końca. Genialne, wciągające i bardzo oryginalne. Połączenie Steampunka z fantasy. Najlepsza była główna bohaterka i krasnoludzica, burmistrz. Polecam każdemu :D

01 VII 2013   13:55:15

Atrybucja dialogu zniechęca do czytania. Nic tylko warknął, westchnął, syknął ...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.