Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5

« 1 4 5 6 7 8 10 »
– Szczerze mówiąc wyszło na to, że równowaga sił między nami była bardziej krucha, niż przypuszczałam – Beyre skrzywiła się lekko. – Jakiś czas później znów odwiedziłam Tarkina na Eriadu. Rebelia zorganizowała zamach, ale nie spodziewali się, że natkną się na mnie. To nie była dla nich miła niespodzianka, o, zdecydowanie. Tylko że vornskr, zamknięty w sypialni na piętrze, wyłamał drzwi, wiesz, pałacyk Tarkina to takie zabytkowe cacuszko z antycznymi, drewnianymi drzwiami. No więc Deixel te drzwi wyłamał, zbiegł na dół i mało brakowało… Jednym słowem, musiałam go zabić. Cholera, nie chciałam, żeby tak wyszło. To było ekscytujące – mieć przy sobie tak niebezpieczne stworzenie. Myślałam, że umiem sobie z nim poradzić…
– Bywa – powiedział Fett, czujnie rozglądając się wokół. – Czasem tak bywa, Beyre.
Zwolnił nieco, przepuszczając ją w wąskim przejściu. Znaleźli się na nabrzeżu. Woda rozbijała się z chlupotem o betonowy falochron, a dalej widoczność kończyła się zaskakująco szybko. Warunki pogodowe były naprawdę złe. Na tle ciemnej mgły wyraźnie odcinał się podświetlony słup radiolatarni.
• • •
Bossk stał oparty plecami o ścianę magazynu, co zawężało mu pole obserwacji do oceanu po prawej ręce, pokrytego rozpaćkanym błotem pośniegowym nabrzeża na wprost i uliczki między wielkimi metalowymi kontenerami po lewej. I właśnie w chwili, kiedy jaszczur tam patrzył, u wylotu uliczki pojawił się Boba Fett.
Bez zbroi – to była kluczowa informacja. Gdyby Mandalorianin zjawił się w pancerzu, nawet chwila zmarnowana na lekkomyślne negocjacje mogłaby Bosska bardzo drogo kosztować.
Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni. Trandoshanin sprężył się cały i wyprostował gwałtownie, odrywając plecy od ściany budynku. Błyskawicznie ocenił, jaką broń może ukrywać jego przeciwnik i wyszło mu, że w zasadzie dowolną, no, może poza działkiem fotonowym.
– Tylko bez durnych pomysłów, Mandalorianinie – wysyczał. – Dawaj ją tu i zaraz dobijemy targu. Chcesz dostać kasę, to musisz być grzeczny. Zaraz zrobię przelew, ale jeżeli nie potwierdzę go za pół standardowej godziny, zostanie wycofany!
– Znam różne ciekawe metody nakłaniania ludzi, żeby wykonywali operacje bankowe – zaśmiał się Fett.
– Nie jestem głupi! – Bosska łatwo było rozwścieczyć. – Ta operacja musi być wykonana z konkretnego miejsca w konkretnym czasie!
– Zapewne z twojego statku. Znasz mnie na tyle dobrze, że na pewno nie zapomnisz potwierdzić przelewu, prawda? A jeżeli wszystko będzie zgodnie z umową, to przecież ja chcę po prostu pohandlować, nie bój się mnie aż tak bardzo.
W jaszczurze aż się zagotowało, ale nie zdążył zareagować, bo Fett popchnął dziewczynę w jego stronę.
– Idź – rozkazał ostro, a Bossk zobaczył, że Boba w jednej ręce trzyma zawieszony na pasie na ramieniu EE-3, w drugiej zaś mniejszy, elegancki miotacz, w którym Trandoshanin rozpoznał drogą broń należącą do Windu.
Dziewczyna zrobiła kilka kroków, patrząc hardo spod daszka imperialnej oficerskiej czapki.
– Łowcy nagród… – syknęła pogardliwie.
– Milczeć – warknął Fett.
Bossk zgodnie z obowiązującym zwyczajem uniósł komunikator, odwracając go ekranem w stronę Mandalorianina, i wysłał przelew. Człowiek skinął głową.
– Jest twoja, teraz ty jej pilnuj – powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć napięcie.
– A co ona niby może zrobić? Nie przeceniaj swojej panienki, Fett. Ty się może boisz bab, ja na pewno nie. No, lalunia, wycofujemy się…
• • •
Beyre poczuła między łopatkami bolesny ucisk lufy miotacza, a na lewym ramieniu mocne jak stal, pazurzaste palce Trandoshanina.
Niezatrzaśnięte do końca kajdanki stopniowo dawały się coraz bardziej poluzować. Beyre przymknęła na chwilę oczy. Skoncentrowała się na miotaczu Bosska. Był odbezpieczony, pozycja w dół to ogłuszanie, dwa – to zabezpieczenie, standardowo, jak w każdej produkowanej w Galaktyce broni energetycznej.
Pomału… Spokojnie… Czuła jak materia, z której składał się miotacz, poddaje się jej woli.
– No, lalunia, wycofujemy się.
Lalunia!… Ożeż…
Wywinęła się jaszczurowi gwałtownie, zrywając kajdanki. Wyprowadziła wysokie kopnięcie, celując prosto w tchawicę Bosska. Jego pokryta łuskami skóra była zbyt twarda, żeby próbować uderzenia kantem dłoni, ale ciężki wojskowy but powinien załatwić sprawę.
W tym momencie Trandoshanin nacisnął spust miotacza. Miotacza, który wcale, wbrew przekonaniu Beyre, nie był zabezpieczony.
Uderzenie polem z tak bliskiej odległości pozbawiło ją na chwilę wzroku. Dokończyła atak na ślepo, na przeczucie, ostatkiem siły próbując zachować koordynację ruchów, ale potem straciła równowagę. Zatoczyła się jak pijana, poślizgnęła na topniejącym śniegu i nagle poczuła, że spada.
• • •
Boba widząc, jak trafiona ogłuszaniem Beyre potyka się i osuwa poza krawędź betonowego nabrzeża, bez namysłu rzucił się za nią. Wiedział, że w tym miejscu nie jest głęboko, ale nieprzytomny człowiek może się utopić nawet w kałuży.
Skoczył długim susem przez krawędź i ułamek sekundy później wylądował w sięgającej mu prawie do kolan lodowatej wodzie. Tuż przed nim stała Beyre, zgięta wpół, z dłońmi opartymi o uda. W ostatniej chwili powstrzymał odruch, żeby ją podtrzymać. Ale już nie zdążył ugryźć się w język:
– A w czasie abordażu nad Ord Mantell przecież zemdlałaś? – wyrwało mu się.
Kwestia odporności Jedi na strzały ogłuszające stanowiła jeden z ulubionych tematów dyskusji łowców nagród. Każdy miał przy tym własne, niepodważalne podglądy w tej materii.
– Wtedy… oberwałam… kilka razy – odpowiedziała z trudem Beyre.
Miała dreszcze, dygotały jej nogi. Była to raczej reakcja mięśni na paraliżujące pole niż na zimno.
Chciałaś się zabawić? – pomyślał wściekły Boba. No to masz zabawę.
Jemu się ten pomysł od początku nie podobał. Łowca zgadzał się całkowicie z Beyre, że strzelanie się z Bosskiem w kosmosie absolutnie nie wchodzi w grę, bo nikt normalny nie ryzykuje uszkodzenia własnego statku, jeżeli tylko da się tego uniknąć.
Oczywiście należało pozbyć się irytującego ogona, im prędzej tym lepiej. Trudno, żeby poszli do miasta załatwiać swoje interesy, pozwalając, żeby w tym czasie Trandoshanin znów majstrował przy „Slave” albo w najmniej odpowiednim momencie zwalił im się na głowę.
Beyre stwierdziła, że skoro Bossk to jednak mimo wszystko łowca nagród, któremu niejedną brzydką przygodę udało się przeżyć, to sprzątnięcie go będzie wymagało trochę czasu i zachodu. Zwłaszcza, że jaszczur wiedział, że musi się mieć na baczności. Również tu Fett się z nią zgadzał.
Rzecz w tym, że zaproponowane przez Beyre rozwiązanie uznał za skrajny idiotyzm. Ale to nie on był od podejmowania decyzji i wydawania rozkazów.
– Pomóc ci? – spytał teraz z pozoru całkowicie neutralnie i niewinnie.
Jednak Beyre bez problemu wyczuła jego jadowite intencje, bo rzuciła mu mordercze spojrzenie, wyprostowała się powoli i po prostu wyprysnęła do góry. Kompletnie niemożliwym z punktu widzenia praw fizyki skokiem znalazła się nagle na nabrzeżu, które wznosiło się nad wodą na wysokość większą niż wzrost lady Sith.
Fett bez słowa przeszedł kawałek, rozchlapując zimne fale, i wspiął się po śliskich stopniach.
– Usuń zwłoki z widoku, łowco – rzuciła Beyre. – Niech się tak nie rzucają w oczy, jeszcze ktoś się przyczepi. Oczywiście masz świadomość, że Bossk cały czas tylko kombinował, jak cię zastrzelić zza mojego ramienia?
– Głupie pytanie – wycedził, starając się zachować resztki cierpliwości.
To chyba nie ja nalegałem, żeby się „zabawić i trochę rozruszać”, nie? Ja bym go kulturalnie kropnął z ukrycia. Wcale by mi to znowu nie zajęło dużo więcej czasu.
Powlókł trupa w kierunku nabrzeża, pocieszając się tylko myślą, że Bossk miał na sobie tyle rozmaitego rodzaju żelastwa, od podkutych butów począwszy, a na broni skończywszy, że przynajmniej nie będzie go trzeba obciążać, aby przedwcześnie nie wypłynął.
• • •
« 1 4 5 6 7 8 10 »

Komentarze

18 VIII 2012   11:43:26

Chciałem sobie toto poczytać, ale drugie zdanie:

"Guri spędziła ostatnie godziny, wraz z Falleen gorączkowo szykując do odlotu statki stanowiące sporą część bojowej floty lorda Xista."

Skutecznie mnie zniechęciło.
Naprawdę, Esensjo...

17 IX 2012   08:23:18

A mi się podoba. Świetny, ciekawy, utrzymany w klimacie Gwiezdnych Wojen tekst. 10/10 :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

7 VII 2012

Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.