Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marek Wasielewski
‹Dzieje Tristana i Izoldy inaczej›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarek Wasielewski
TytułDzieje Tristana i Izoldy inaczej
OpisAutor pisze o sobie (2005):
Pani od polskiego w podstawówce kładła nam do głów, jak ważne dla analizy jest podanie czasu i miejsca akcji. Postaram się zatem scharakteryzować siebie poprzez te dwie kategorie.
Wiek – trzydzieści trzy i jedna trzecia, a więc liczba okrągła i znamienna. Zdecydowanie za późno na młodzieńczy genialny debiut, o wiele za wcześnie na przesycone mądrością dzieło życia. Urodzony i wychowany w Poznaniu, mieście, które nie wydało żadnego literackiego giganta, mieście do bólu nudnym i pozbawionym fantazji. Bez złudzeń, że można to zmienić, co udowadnia fatalistyczne podejście do świata. Tristan ma pokazać, że mimo wszystko poznańskie pyry nie do końca pozbawione są poczucia humoru. A jeśli niczego nie pokaże? Cóż, zawsze można iść w ślady Cegielskiego, pracować organicznie i u podstaw, prawda?
Gatunekhumor / satyra

Dzieje Tristana i Izoldy inaczej – księgi IV-VI

« 1 11 12 13 14 15 19 »

Marek Wasielewski

Dzieje Tristana i Izoldy inaczej – księgi IV-VI

Nie chcąc wtajemniczać go w szczegóły dotyczące wyprawy Ryszarda, co według niej tylko pogorszyłoby szanse Marka, Uryna przekazała mu kilka brzęczących sakiewek oraz trzygodzinną stertę dobrych rad dotyczących moralności i właściwego prowadzenia się osób wysokiego urodzenia – po czym wyjechała. Król Marek śmiertelnie zmęczony bezużytecznym truciem baby rzucił się na łóżko i ponownie zasnął.
Wczesnym wieczorem po obudzeniu stwierdził, że kilkunastogodzinna abstynencja dokonała cudu, reanimując większość jego władz intelektualnych. Ujmując to prościej, myślenie przestało być dla niego rzeczą niemożliwą do osiągnięcia. Po przeliczeniu kasy, zadowolony z rezultatu, pospiesznie udał się na pobliskie targowisko znajdujące się na terenie starego, zbudowanego przez Rzymian w rocznicę podbicia Brytanii, amfiteatru. Kiedyś urządzano tu urokliwe, chwytające za serce widowiska z udziałem lwów, niedźwiedzi, tygrysów, gladiatorów i chrześcijan, ale wraz z nastaniem prawa angielskiego widowisk zakazano, powołując się na ustawę o humanitarnym traktowaniu zwierząt. Amfiteatr Dwustulecia początkowo opustoszał, ale niebawem przybysze z kontynentu, z odległych czasami zakątków Europy, obrali go sobie na plac targowy. Nie minęło nawet dziesięć lat i amfiteatr robił kilkakrotnie większe obroty od pobliskiego Makro Cash and Carry. A handlowano wszystkim: bronią masowego rażenia od katapult poprzez miecze, topory i włócznie aż do zadżumionych (do wrzucania za mury obleganych zamków), stuprocentowo oryginalną starożytną sztuką celtycką, produkowaną w setce przyległych manufaktur, bimbrem nazywanym szumnie whisky, pirackimi menhirami, przemycanymi tureckimi kaftanami ze skóry i tysiącem innych produktów.
Marek, chcąc zaradzić logistycznym kłopotom Ryszarda, poszukiwał na targowisku jakiegoś szybkiego i niezawodnego środka transportu. Odwiedzał więc dealerów różnych firm samochodowych, sprzedających w amfiteatrze auta jako pojazdy rolnicze, w celu uniknięcia płacenia zaporowego cła. Jakież było jego zdumienie, gdy okazywało się, że każdy kolejny samochód bez przeszkód uruchamiany przez pracownika salonu nie chce odpalić, kiedy sam Marek siadał za kierownicą. Niestety! I jego dosięgnął zły czar Graala, nie pozwalający żadnym sojusznikom Ryszarda posługiwać się urządzeniami mechanicznymi.
Po kolei odwiedził stoiska każdej firmy samochodowej reprezentowanej na Wyspach Brytyjskich – nic z tego. Żaden z pojazdów nie był mu posłuszny; czar okazał się w swej skuteczności i precyzji doskonały. Marek snuł się po amfiteatrze oszołomiony, przybity; wkrótce został zmuszony do sromotnej ucieczki przez tłum wzburzonych ludzi, wytykających do palcami, krzyczących: „Nieczysty! Potępiony! Technologicznie przeklęty!”, głośno domagających się przybycia kapłana dla odprawienia egzorcyzmów.
Załamany wlókł się w stronę gospody, pragnąc tylko ponownie siąść w biesiadnej sali i utopić smutki w morzu alkoholu, gdy w wąskim, ciemnym zaułku dostrzegł może ośmioletniego, zabiedzonego chłopca w zniszczonym, połatanym ubraniu, wpatrującego się w niego uważnie błyszczącymi oczami. Pogrzebał w sakiewce poszukując drobnych dla obszarpańca.
– FSO! – usłyszał cichy głos chłopca – FSO!
Malec podszedł, chwycił jego dłoń i bez słowa pociągnął za sobą w głąb zaułka. Niczego nie rozumiejący Marek dał się prowadzić przez coraz biedniejsze dzielnice miasta, zaśmiecone, odrapane, zapełnione starymi, rzymskimi ruinami, które dopiero człowiekowi schyłku następnego tysiąclecia wydadzą się malownicze i godne uwagi. Doszli wreszcie do okazałej kamienicy czynszowej z czasów cesarza Dioklecjana. Chłopiec zmusił go do wejścia w ciemne wnętrze. Kiedy wzrok przyzwyczaił się do półmroku panującego w środku, władca ujrzał trzęsącą się starowinkę siedzącą za dębowym stołem pokrytym czerwonym aksamitem, z wielką szklaną kulą i nieodłączną czaszką przedstawiciela homo teraz już nie sapiens.
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Ilustracja: Łukasz Matuszek
– Znam twój problem, przybyszu z odległych krain – odezwała się staruszka – I znam jego rozwiązanie.
Nadspodziewanie rześko wstała z fotela i ciemnym korytarzem poprowadziła go na zaplecze budynku. Po otwarciu drzwi jego oczom ukazało się kilkadziesiąt nieznanych mu z wyglądu, cokolwiek kanciastych samochodów stojących na sporym placu.
– Sprawdź! – powiedziała staruszka wciskając mu w dłoń kluczyki i wskazując najbliższy pojazd.
Król Marek wsiadł do samochodu, konstatując pewną surowość wyposażenia, która jednak współgrała z wyglądem zewnętrznym auta. Włożył kluczyk do stacyjki, szepcząc pod nosem modlitwy przekręcił – i silnik zapalił! Trzęsąc się z emocji wrzucił jedynkę, najłagodniej jak potrafił puścił sprzęgło – ruszył!!! Warkot, wstrząsy, chrobotanie i klekot zaworów pod maską były dla niego najpiękniejszą muzyką.
– Jaka jest cena tego bogactwa? – zwrócił się, ze szczęścia prawie nieprzytomny, do staruszki.
– Ach… – kobieta lekceważąco machnęła ręką – Są twoje. Nic nie płacisz.
Kiedy Marek wybałuszył gały, kontynuowała.
– Rozumiesz, to nasze koszty reklamy, nieodzowne, gdy próbuje się zdobyć nowy rynek. Wcale nie tak wielkie, gdy zna się przyszłość. A nadchodzą przedziwne czasy, wierz mi.
Umówiwszy się na odbiór pojazdów Marek pobiegł organizować ekipę kierowców i najemnych wojów spragnionych przygody, chwały i żołdu. Wiedział, że Ryszard już wyruszył na wyprawę, która bez jego pomocy prawdopodobnie zakończy się sromotną klęską.
Już następnego dnia wraz ze wschodem słońca kawalkada samochodów pełnych najemników oraz broni i prowiantu, zakupionych za pieniądze Uryny i jego własne oszczędności, wyruszała w stronę siedziby władcy Brytanii. Ryszard powinien już tam być.
Wynajęci kierowcy dokonywali cudów unikając policyjnych patroli, wręczających dosłownie łupieżcze mandaty za nieosiaganie prędkości minimalnej na autostradzie, czających się wszędzie na pojazdy, które można zarekwirować za niespełnianie norm ekologicznych. Zarzynane silniki wyły na najwyższych obrotach, woda gotowała się w chłodnicach, z rozgrzanych do czerwoności kół odpadały stopione kołpaki.
Ale udało się. Zdążyli na czas.

Mowa króla Marka została nagrodzona oklaskami. Wszyscy gratulowali sobie szczęśliwego dla nich losu i pod niebiosa wychwalali mądrość Uryny, która tak trafnie oceniła monarchę, wznosili kolejne toasty za ich zdrowie i pomyślność.
– O ile dobrze zrozumiałem – odezwał się po chwili król Aleksander, władca Brytanii – wasz wróg, niejaki Śnięty Graal, rzucił selektywny czar unieruchamiający każde urządzenie mechaniczne czy też elektroniczne, należące do wszystkich związanych z Drużyną Ryszarda. Ja jednak z waszą wyprawą nie miałem do momentu waszego przybycia nic wspólnego, a na moim zamku od pewnego czasu zawieszają się komputery, nie chcą odpalić agregaty prądotwórcze i coś złego dzieje się z windami.
– Najjaśniejszy Panie! – rzekła Uryna – Nawet najlepszy selektywny czar wytwarza magiczne odbicia, które wywołują negatywne skutki tam, gdzie pierwotne zaklęcie nie powinno sięgać. Po jakimś czasie odbicia te zanikają. Obawiam się jednak, królu, że goszcząc nas na swoim zamku wplotłeś swój los w losy Drużyny, a Graal, posiadający teraz ogromną moc, wspomagany przez jeszcze silniejszego czarownika, na pewno tego nie zapomni. Na twoim miejscu pomyślałabym o znalezieniu bardziej tradycyjnych źródeł energii jak ogień czy gorące źródła. I poszukałabym specjalisty od maszyn prostych. Najjaśniejszy Pan rozumie: dźwignia, wielokrążek.
Aleksander zamyślił się głęboko.
– Śnięty Graal nie przestanie – szepnął do króla Ryszard, nachylając się ku niemu, by nie słyszeli go obecni na sali – Już sama jego fizyczna obecność tutaj wprowadza zmiany. On i jego protektor, wielki czarownik Merlin, uparli się, by z tej epoki uczynić śmietnik. I mogą to zrobić, bo mają siłę, mają wiedzę i moc. A ja mam tylko tę Drużynę, nędzne kilkaset ludzi, z których po dwóch takich bitwach jak ta zostanie połowa, a moja tajna broń, sprowadzona nieprawdopodobnym kosztem z czasów Graala, leży pod tamtym stołem we własnych rzygowinach. No właśnie, przedstawiam Najjaśniejszemu Panu profesora Rupperta Beblocka. Nie mamy szans. I nie myśl, Aleksandrze, że sprowadziłem tu swoją cholerną armię po to, by wciągnąć króla Brytanii do mojej własnej, prywatnej rozgrywki. W tej chwili ten konflikt dotyczy nas wszystkich. Właśnie dlatego chcę prosić cię, panie, o pomoc.
Król Aleksander uważnie słuchał, kiwając potakująco głową. Kiedy Ryszard skończył, monarcha podniósł się z tronu, waląc kilkakrotnie ciężkim złotym pucharem w stół.
– Słuchajcie wszyscy! – krzyknął – Oficjalnie udzielam całej Drużynie dzielnego Ryszarda i wszystkim jego sojusznikom poparcia i błogosławieństwa jako najwyższy władca Brytanii! Niniejszym daję wam wszelkie uprawnienia w walce ze Śniętym Graalem i jego poplecznikami! Na pokrycie choć części kosztów tej wyprawy ofiarowuje swoją Platynową Kartę Kredytową City Bank. Dodatkowo, by wzmocnić wasze siły, oddaję pod rozkazy księcia Ryszarda doborową kompanię Celtów, dowodzoną przez nieustraszonego Conana Barbarzyńcę. Niech wam się szczęści!
No, to właśnie chciałem usłyszeć – pomyślał Ryszard z uśmiechem szerszym od twarzy – A zwłaszcza słowa o karcie kredytowej.
Aleksander wzniósł kielich w toaście. Wszyscy ci, którzy potrafili jeszcze to uczynić, powstali.
– Za wyprawę Ryszarda!
« 1 11 12 13 14 15 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.