Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 1

« 1 5 6 7 8 9 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 1

Chłopiec stanął przed nim z założonymi rękoma, niczym jakiś posąg. Przywódca, pomyślał. Nie był specjalnie wysoki. Przerastał Iwena może o parę centymetrów, lecz równie dobrze mógł to być efekt jego wiecznie zmierzwionych, rozrzuconych i sterczących na wszystkie strony ciemnobrązowych włosów. Z jeszcze bardziej ciemnobrązowych oczu wyzierała inteligencja – twarda, chłodna i bezwzględna. Odkąd do nich trafił, twarze jego towarzyszy przywodziły mu na myśl pyski drapieżników – a może zaostrzała je jego wyobraźnia? – lecz wyraz twarzy tego chłopca był łagodniejszy, niemal ludzki. Na lekcji zdawał się mówić: „hej, zostańmy przyjaciółmi”. Teraz, choć twarz pozostała ta sama, jej wyraz się zmienił.
Iwen milczał. Jego skrywany strach przybrał na sile. Nigdy nie widział takich oczu. Przyciągały uwagę, samym swoim istnieniem każąc mu w siebie patrzeć. Obserwowały spokojnie, krytycznie. Potrafiły być przenikliwe. Przysiągłby, że nic nie umknie ich uwadze. Wobec pewności siebie tego chłopca, jego własna była niczym.
Nikt nie patrzył tak czujnie jak on, nawet dorośli. Oni byli zwykle zbyt zmęczeni, zbyt zajęci i zbyt odlegli. Iwen miał wrażenie, że spojrzenie oczu chłopca przeszywa go na wylot, pozwalając mu dostrzec wszystko, nawet jego strach. Czy to on miał uderzyć jako pierwszy?
– Tu nikt nie zostawi cię w spokoju – obojętny ton głosu chłopca przyprawił go o ciarki. – Zwłaszcza, jeśli nie potrafisz na siebie uważać. Jesteś tu nowy. Planetarianin… – powiedział to jakby nie wiedział czy to dobrze, czy źle. – Musisz poznać jak to jest, gdy żyjesz na stacji. Musisz poznać swoje miejsce.
– Nie obchodzą mnie wasze zasmarkane miejsca! – Iwen powiedział to trochę zbyt głośno, lecz zaczepna odpowiedź dodała mu odwagi. Cokolwiek się wydarzy będzie po myśli tego chłopca, lecz nie zamierzał jęczeć o litość tylko dlatego, że był sam przeciwko całej klasie.
– Nas obchodzą. Ciebie też zaczną – tamten wciąż mówił z chłodnym spokojem, ale na Iwena ten spokój już nie działał. – Jesteś w naszej szkole. Musisz się dostosować.
– Ja nie… – Iwen chciał powiedzieć, że wcale nie chciał tu trafić, że wolał zostać na Ziemi, jednak zagryzł wargi. Rozejrzał się jeszcze raz. To było bez sensu. Cokolwiek by nie powiedział, oni nie dadzą mu spokoju.
Zdjął z ramion torbę ze szkolnym sprzętem i wbił swój wzrok prosto w oczy tamtego, tak pewnie i stanowczo jak tylko potrafił. Niech nie myśli, że się go boi.
– Rozumiem – powiedział hardo – musicie mnie pobić. Tak witacie… planetarian – podkreślił to nowe dla siebie słowo. – Zaczynajcie, jeśli tak ma być – rozłożył ramiona i obrócił się, patrząc na nich. – Nie będę uciekał. Załatwmy to tu i teraz.
Gdy znowu spojrzał na ich przywódcę, na twarzy chłopca igrał lekki uśmieszek. Zawsze to jakaś odmiana. Myślałeś, że będę uciekał, gdy wy rzucicie się na mnie z pięściami? Że będę się bronił? Więc nic z tego. Skoro to nie ma sensu, nie będę się męczył. Oto jestem na waszej łasce, jak tego chcieliście od początku. Róbcie ze mną, co chcecie.
Choć patrzył na niego uważnie, nie był w stanie ocenić o czym myślał. Nieprzeniknione oczy skrywały wszelkie emocje – jeśli jakieś odczuwał. Jest jak kawał plastali, pomyślał, nie bez zazdrości. Twardej i niezniszczalnej. Jak bym wyglądał, gdybym mógł na siebie spojrzeć takimi oczami? Co bym widział? Przestraszonego tchórza czy… desperata?
– To nie działa w ten sposób – odpowiedział mu chłopiec. – Nie w mojej grupie. My nie bijemy nowych.
Iwen zauważył jak mówił o swojej klasie. My. Nie – oni, lecz – my.
– Więc co mam zrobić? – spytał.
Nie spuszczając wzroku z Iwena, chłopiec nieznacznie kiwnął głową w stronę kolegów.
– Walczyć. Wybierz kogoś. Niekoniecznie teraz, niekoniecznie dzisiaj. Może być jutro, a nawet pojutrze. Lecz jeśli spróbujesz…
– Nie będę niczego próbował! – przerwał mu hardo. – Chcę ciebie, tu i teraz!
Chciał to zrobić raz a dobrze. Wymierzył w dowódcę. Nieważne czy wygra, czy przegra, czy tamten pobije go tak mocno, że będzie to czuł przez następne dni, Iwen zyskałby tym szacunek i uznanie reszty klasy. Lecz jego prosty plan nie miał się ziścić.
– Możesz wybrać każdego oprócz mnie – usłyszał w odpowiedzi. – Takie są zasady. Jestem kapitanem. Kapitan nie zajmuje się nowymi.
– Więc je zmień! – warknął, zaciskając pięści i stawiając gardę. – No chodź! Boisz się?
Spróbował zagrać mu na ambicji, ale tamten tylko pogardliwie się uśmiechnął. On nie tylko wygląda na opanowanego, pomyślał, on jest opanowany. Całkowicie. Musiał wymyślić coś innego.
– W innej klasie kapitan sam by się tobą zajął i może, może – podkreślił chłopiec – zdołałbyś wrócić do domu o własnych siłach. Nie wyglądasz na takiego, który mógłby mi cokolwiek zrobić.
– Przekonajmy się! – odpowiedział zaczepnie. Pewność tamtego chłopca zaczęła go irytować.
– U nas nie jest jak w innych klasach – głos kapitana wciąż był spokojny, lecz teraz przybrał ton cierpliwości i uporu rodzica, wyjaśniającego małemu dziecku dlaczego nie może bawić się nożem. Nie upokarzał go, tego chyba nie chciał, jedynie pouczał. – Nie jestem tu po to, by cię zniszczyć, a ty nie walczysz o miejsce w stadzie.
– Więc po co ta walka?
– To próba. Nieważne czy wygrasz, czy przegrasz, ważne jak to zrobisz. Możesz zrezygnować i wtedy damy ci spokój, ale robiąc tak pokażesz wszystkim, że jesteś nic niewartym śmieciem. Chcę wiedzieć, czy przyjęcie cię nie będzie błędem. Jeśli potem wciąż będziesz miał ochotę by zmierzyć się ze mną, to podejmę twoje wyzwanie, ale tylko wtedy. Tylko, gdy zrozumiesz, że jestem kapitanem, bo jestem najsilniejszy.
Na to Iwen nie znalazł odpowiedzi. Argumenty kapitana były chłodne, lecz słuszne.
Opuścił ręce. Kiwnął głową i spojrzał na jego towarzyszy. Nie chcieli puścić go bez walki, więc nie zamierzał marnować więcej czasu. Zaczął oceniać ich siłę i możliwości, szukając dla siebie odpowiedniego przeciwnika.
Oceniał ich uważnie. Nie szukał najsłabszych; taki wybór wywołałby jedynie pogardę, lecz zbyt silny przeciwnik nie dawał szansy na zwycięstwo, a Iwen chciał wygrać. Co innego przegrać z najsilniejszą osobą w klasie, a co innego z kimś, kto jest silny, ale już nie tak ważny. To pierwsze mogło zapewnić mu spokój, to drugie nie gwarantowało braku innych chętnych.
Jego spojrzenie zatrzymało się na najwyższym z chłopców. Nad jego czołem, po lewej stronie, ścięte krótko jasnobrązowe włosy stawały się białe niczym mleko, tworząc łatę wielkości połowy dłoni. Wyglądała na zrobioną sztucznie, lecz to nie umniejszało jej efektowności. Chłopiec wyglądał na silnego, a w jego oczach czaiło się coś, co Iwen nazywał „obietnicą mordu”. Nawet biała łata wyglądała wyzywająco. Przez chwilę patrzył mu prosto w twarz. Gdyby nie wiedział, kto im przewodzi, wybrałby właśnie jego. Lecz już wiedział.
– Wybieram ciebie – wyciągnął rękę w stronę chłopca podobnego wzrostu i postawy co jego własna. Włosy miał krótkie, jak większość chłopców. Był szczupły, lecz wysportowany; nie wyglądał na słabeusza ni na siłacza.
Chłopiec zawsze siadał w trzecim rzędzie pod prawą ścianą. Dla Iwena była to kolejna wskazówka. Logicznie myśląc, kapitan winien zarezerwować sobie najlepsze miejsce. Obok niego siedział ten wysoki, wyzywający chłopiec. Zatem tylne rzędy były w jakiś sposób uprzywilejowane i przysługiwały najsilniejszym. Te z przodu były dla najsłabszych – i dla nowych.
Kapitan skinął głową. Chłopiec bez słowa wystąpił do przodu. Reszta cofnęła się, dając im miejsce. Kątem oka Iwen zauważył jak trzech z nich, nie czekając na polecenie, oderwało się od grupy i zajęło stanowiska obserwacyjne, pilnując czy nie zbliża się ktoś obcy. Byli dobrze zorganizowani, uznał. Wejście do takiej grupy mogło okazać się korzystne.
Cofnął się, niepewny jak ta walka ma wyglądać. Skoro tyle rzeczy było tu innych, wolał poczekać i obserwować, co zrobi wybrany przez niego chłopiec.
– Na co czekasz? – spytał tamten, mierząc go wzrokiem od stóp do głów. – Rozbieraj się. Nie walczymy w zbroi. Takie są reguły – spojrzał na kapitana, który przytaknął w milczeniu.
Zrozumiał, co miał na myśli. Na stacji było ciepło. Wszyscy uczniowie, z wyjątkiem Iwena, mieli na sobie lekkie koszulki z krótkimi rękawami. Nawet tym muszę się wyróżniać, pomyślał ze złością. Rękawy jego pancernej koszuli sięgały aż do nadgarstków. Pod nią nosił, chroniący go od otarcia, lekki podkoszulek.
Nagle przypomniał sobie, że tylko dzięki tym długim rękawom jego ręce zachowują precyzję ruchów. Bez nich, gdy sięgał po jakiś przedmiot, często strącał go z miejsca zamiast chwycić. Bez stroju będzie szybszy, silniejszy, lecz o wiele bardziej niezgrabny. Znów przeszył go impuls strachu, tym razem o to jak wpłynie to na walkę, ale wycofać się nie mógł. Jego ciało potrzebowało tygodni na dostosowanie – o wiele więcej niż mógł oczekiwać od tego pewnego siebie chłopca. Nie mógł się wycofać, nie po tym jak go wyzwał do walki. Powiedział dzisiaj – i dzisiaj musiał to zakończyć.
« 1 5 6 7 8 9 24 »

Komentarze

30 III 2012   15:34:26

Ciekawi mnie dlaczego, skoro tyle osób czyta esensję, nikt nie komentuje. Czy to strach czy lenistwo? Czy matematyczne zadania są za trudne? Ta książka została wydana więc zapewne moja opinia nic nie znaczy, ale chętnie się wypowiem skoro już przeczytałam pierwszą część (rozdział?).
Świat przypomina swoją specyfiką większość książek Zajdla i to jest na pewno miłe skojarzenie. Psychologia dzieci przyciąga takie skojarzenia jak książka "Władca much", tylko, że tutaj dzieci nie stają się szalone. Są dojrzałe, normalne, podobne do dorosłych tylko z tymi wszystkimi zasadami wilczego stada. Podoba mi się to ujęcie psychologii w tej historii. Bardziej niż część technologiczna. Zarówno postać Arto jak i Nowego jest wyrazista, reszta odrobinę pozbawiona indywidualności. Sami dwaj główni bohaterowie robią wrażenie podobnych do siebie, nie ma między nimi wyraźnej różnicy, czegoś co by ich wyróżniało. Od środka oczywiście, nie z punktu widzenia innych. I dialogi służą fabule, a nie pociągają jej. Wynikają z fabuły, odpowiadają akurat na te pytania, które muszą być odpowiedziane, przez to tracą nieco na naturalności. Poza tym brak mi w tej książce estetyki. Wszystko jest bezbarwne. Postacie niemal pozbawione są wyglądu w oczach czytelnika. Opisy są lakoniczne, nie ma w nich artyzmu. No ale zapewne nie temu miał służyć "Więzień układu".

06 IV 2012   08:10:35

"Ciekawi mnie dlaczego, skoro tyle osób czyta esensję, nikt nie komentuje."
Może dlatego, że to tekst z 2005 roku?

06 IV 2012   10:54:26

Z 2005, ale ostatnio w związku z ukazaniem się "Więźnia" na papierze (podobno po lekkich zmianach) jego esensyjna wersja online przeżywa burzliwą drugą młodość ;)

W imieniu działu literackiego bardzo zachęcam do komentowania publikowanych tekstów! Będzie to na pewno bardzo ważne dla autorów, ale i nam pozwoli dowiedzieć się, czego oczekują czytelnicy.

07 IV 2012   09:22:17

1. tom "Więźnia..." ukazał się na papierze po solidnej redakcji w stosunku do wersji elektronicznej, odrobinę skrócony i w pięknej szacie graficznej. Szczerze polecam :) Tom 2. powinien wyjść w drugiej połowie 2012.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.