Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 2

« 1 18 19 20 21 22 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 2

Ładowarka coraz szybciej wznosiła się w górę. W zwykłym polu ciążenia ważyła kilka ładnych ton. Lecąc ukośnie od pionu, na wysokości kilkudziesięciu metrów opuściła szyb windy, by, pozbawiona działania poduszki magnetycznej, poddać się polu stacji. Zwolniła majestatycznie, na moment zawisła w powietrzu – po czym ruszyła w dół.
Miał ledwie sekundy. Oczami wyobraźni już widział stertę poskręcanego plastiku, ledwie parę metrów od operatora. Rzucił się biegiem w jego stronę. Szczęśliwie, zgrzyt odkształcanego tworzywa przywrócił nieuważnego pracownika do rzeczywistości. Spojrzał w górę i zaczął uciekać. Wilan, mając lepsze rozeznanie w sytuacji, przechwycił go w biegu i siłą odciągnął w bezpieczne miejsce.
Przy akompaniamencie miażdżonej konstrukcji kilkutonowa maszyna z impetem uderzyła w podłogę, wprawiając ją w wyczuwalne drżenie. Od początku zdarzenia minęło ledwie kilka chwil. Ładowarka zamieniła się w stos złomu; wysięgnik zahaczył o panel, niszcząc całe stanowisko. Ładowarki zaczęły się zatrzymywać, posłuszne wezwaniu automatycznej kontroli bezpieczeństwa stoczni.
Wilan odetchnął. Czuł drżenie nóg i napięcie wszystkich mięśni. Operator gapił się z głupią miną na potrzaskane szczątki. Wściekły, obrócił zaskoczonego człowieka przodem.
– Człowieku, śpisz czy co? – potrząsnął nim w zdenerwowaniu. Widział dość podobnych wypadków, by wystarczyło ich na niejedno życie. – Na kosmos, nie potrafisz uważać nawet na siebie? Na zarazę! Chcesz zapłacić z własnej kieszeni za maszynę?
Operator był cały, zdrowy i całkowicie zdezorientowany. Jego wzrok był wciąż nieobecny. Miał więcej szczęścia niż rozumu. Wilan długą chwilę trząsł nim niczym kukłą zanim zorientował się, że od niedawna zna tego nieźle umazanego smarem technika. Fil Stenhord.
Puścił go. Fil spojrzał nieprzytomnym wzrokiem.
– Nie zauważyłem, przysięgam… – wyjąkał. Potrząsnął głową, wracając do rzeczywistości. – Zapłacę, tylko nie..
Albo wciąż był w szoku, albo pod wpływem narkotyków. Pracownicy brali różne środki by pomóc sobie przy pracy, lecz znali ryzyko i unikali środków odurzających. Zresztą, operator nie miał po co brać. Wilan spojrzał mu w oczy. Był czysty, choć dziwnie rozkojarzony. Czy tak zachowywałby się włamywacz, w kilka godzin po włamaniu? Gdyby coś wiedział, byłby na adrenalinie…
– Nie ode mnie zależy, czy zostaniesz w pracy – odpowiedział sucho. – Narażasz innych, nie tylko siebie!
Operator nie odpowiedział. Wilan oddał go pod opiekę przybyłej ekipy medycznej. Na wszelki wypadek zalecił zrobić badanie krwi.
Dookoła zaczęła się zbierać grupa techników. Wilan przeciągnął wzrokiem po ścianach. Perceptory były skierowane na wnętrze windy, lecz ich ustawienie nie pozwalało dostrzec, co robił Fil. Komputer zobaczy najwyżej jego plecy, w połowie zasłonięte konsolą. Wilan zdał sobie sprawę, że jest jedyną osobą, poza Filem, która znała prawdziwą przyczynę wypadku. Zarządzająca stocznią korporacja mocno cięła koszty produkcji. Technicy bez problemu znajdą tuzin usterek w każdym sprzęcie. Jeśli badanie krwi nic nie wykaże, być może operator nie zostanie wyrzucony.
• • •
Dopiero w magazynie Wilan zmusił się, by zapomnieć o wypadku i skupić się na tym, po co tu przyszedł. Nie liczył, że coś znajdzie. Złodziej nigdy nie zostawił po sobie śladu. Policja miała z tą sprawą tyle samo szczęścia.
Zamek był nienaruszony, choć słaby ślad magnetyczny dowodził, że ktokolwiek go otworzył, nie miał własnej karty lub nie użył jej z obawy przed pozostawieniem śladu w pamięci. Od czasu pierwszego włamania wypróbowano wiele rzekomo inteligentnych systemów zabezpieczających – wszystkie zdały się na próżnię. Byle technik nie dałby sobie z nimi rady; w grę wchodzili jedynie inżynierowie, a i to nie wszyscy. Rozczarowany, pomyślał, iż wśród jego towarzyszy jest przynajmniej jedna osoba, bardzo inteligentna, której tak naprawdę nie znał i na którą powinien zwrócić szczególną uwagę.
Będąc w środku, zaczął zestawiać stan magazynu z brakującymi rzeczami. Nie było tego wiele, lecz dziwnym zbiegiem okoliczności wszystkie brakujące przedmioty pochodziły ze skrzyń, które dotarły do stoczni zeszłego rozjaśnienia, wieczorem. Było późno, nie było nikogo, kto mógłby je wciągnąć na rejestr magazynu. Dopiero dzisiaj, już po wykryciu włamania, Rikad nakazał ich kontrolę. Nie sprawdzano, czy skrzynie były już gdzieś otwierane. Założono, że zrobił to złodziej, lecz prawda mogła być nieco inna.
Każdy, kto choć raz wciągał takie skrzynie na rejestr wiedział, że ich zawartość nie zawsze zgadza się ilościowo z tym, co powinno być w środku. Pojedyncze sztuki musiały ginąć gdzieś po drodze, być może podczas pakowania skrzyń. Hesin mógł zwrócić uwagę na ten drobiazg, lecz na jego miejscu Wilan nie wspominałby o tym w raporcie. Łatwiej było oskarżyć złodzieja o braki niż wykłócać się z dostawcami. Takie podejście już się sprawdziło przy okazji wcześniejszych kradzieży. Tym razem zginęły jedynie nic niewarte drobiazgi. To nie pasowało do profilu. Jeśli brakujące rzeczy zaginęły jak zwykle gdzieś przy transporcie, znaczyłoby to, że włamanie wprawdzie było, lecz… sprawca niczego nie zabrał.
Zaczął uważnie i systematycznie sprawdzać każdy znajdujący się w magazynie obiekt, każde narzędzie i każdą skrzynię. W tym jednym względzie raport był niezwykle skrupulatny. Nie znalazł ani jednej rozbieżności, ni śladu po włamywaczu, odkrył za to coś innego.
Jeden róg pomieszczenia od zawsze zajmował raz większy, raz mniejszy stos pustych skrzyń. Były przeznaczone do oczyszczenia i odesłania. Wypełniały je części przeznaczone do segregacji – te, które się nadawały miały być użyte ponownie, reszta miała zostać wysłana do dekompozytorni. Innymi słowy, śmietnik techniczny. Nie wiedział, po co się w nim grzebie, chyba tylko po to, by mieć pewność, że nie przeoczył niczego. I nie przeoczył. W jednej ze skrzyń znalazł kulę wielkości głowy, ukrytą pod stosem części.
Zamarł, poznając komorę fuzji.
To była bomba.
Otwory wlotowe były zabezpieczone. Miało to zwiększyć wydajności reakcji fuzji i tym samym, siłę rażenia bomby. Na powierzchni kuli doczepiono metalowy zbiorniczek, zapewne wypełniony sprężonym wodorem – dość by osiągnąć siłę rażenia najmocniejszej ze starożytnych głowic jądrowych, lecz nawet gdyby go odłączył, samo powietrze w komorze wystarczyłoby do eksplozji o sile paru megaton. W sam raz na stocznię. Po drugiej stronie kuli znalazł moduł zasilania, zawierający energię konieczną do wytworzenia impulsu grawitonowego mającego ścisnąć gaz do punktu, w którym osiągnie gęstość zapłonu. Obok niego umieszczono półkolisty obiekt – zapewne zegar. Brak wyświetlacza czy przełączników sugerował, że programowano go przez zewnętrzne urządzenie. Nie znając częstotliwości odbioru, mógł zapomnieć o jego wyłączeniu; skanowanie mogło uruchomić bombę.
Zdusił panikę nim zdążyła się rozpalić na dobre. Zbyt dobrze znał się na takich urządzeniach, by stracić głowę. Ostrożnie złapał kulę w dłonie i bardzo, ale to bardzo powoli uniósł do góry, na wypadek gdyby urządzenie miało także zapalnik bezwładnościowy. Spojrzał na spód, szukając przewodów inicjujących komorę. Nie wierzył, by terrorysta zastosował przekaźniki. Nawet on wiedział jak je zagłuszyć, a to zneutralizowałoby bombę. Staroświeckie światłowody były odporne na zakłócenia, a przy środkach, jakimi dysponował niemal nie do obejścia. Znalazł je i odetchnął z ulgą. Rzucił kulę z powrotem do skrzyni i otarł pot z czoła.
Komora nie była podłączona do zegara.
• • •
Właśnie w takich chwilach ludzie zaczynają nienawidzić Podziemie, pomyślał, obserwując zebranych na miejscu zdarzenia policjantów, Ochronę Stoczni i kilku agentów Kosy. Tym razem zjawili się szybko i równie szybko zaczęli przeszukiwać magazyn, próbując znaleźć jakikolwiek ślad sprawcy. Tym razem traktowali sprawę poważnie. Trzeba było bomby, by zwrócić uwagę tych durniów.
Przy korytarzu prowadzącym do magazynu zgromadził się tłumek pracowników stoczni. Był tu chyba każdy. Wiadomość rozeszła się z prędkością światła. Nikt nie wątpił, że to robota Podziemia. Kto inny podkładał bomby? Stocznie od zawsze były dla nich atrakcyjnym celem. Podobno dobrze je pilnowano. Najwyraźniej nie dość dobrze.
Wiele się mówiło o Podziemiu i o tym, co wyprawiało. Wielu patrzyło na nich jak na nadzieję Układu, jeśli nie na zbawców całej ludzkości. Tyle że to byli bardzo niebezpieczni ludzie. Partyzanci, często terroryści, złodzieje i przemytnicy. W tym pierwszym, jak słyszał, byli beznadziejni, lecz z tym drugim szło im całkiem nieźle.
Kto konkretnie podłożył bombę? To pytanie zadawał sobie każdy, także Wilan. Wiedział już, że włamania nie było – nie po to, by coś ukraść ani nie po to, by zostawić bombę na później. Skrzynia z częściami, w której ją okryto, zostałaby sprawdzona najpóźniej pojutrze. Nikt, kto potrafił niepostrzeżenie dostać się do magazynu, nie mógł być tak głupi, by ją tam ukryć do czasu, gdy zdecyduje się ją uzbroić. Nie, ona miała być nastawiona już teraz, lecz ktokolwiek ją podłożył, w zdenerwowaniu zapomniał ją nastawić. Najprawdopodobniej niczego nie zauważył, inaczej natychmiast naprawiłby swój błąd.
« 1 18 19 20 21 22 24 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.