Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 2

« 1 19 20 21 22 23 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 2

Zatem, myślał dalej, zamachowiec był pewien, że bomba wybuchnie. Logicznym było, że była nim osoba, której nie było już na terenie stoczni, a może i stacji. Tymczasem załoga była w komplecie. Owszem, prawdziwy włamywacz mógł pomóc zamachowcowi, lecz został na miejscu, nieświadom tego, co ma nastąpić. To by było podobne do Podziemia – działało bezwzględnie i bez litości.
Jeden z ochroniarzy podszedł do Wilana. Wilan spodziewał się tego o wiele wcześniej.
– Jakim sposobem ta bomba trafiła do mojej stoczni? Na ciężką zarazę, od czego tu jesteście? – spytał drżącym, lecz wściekłym głosem. Wciąż był zdenerwowany i wcale tego nie krył. Ręce mu się trzęsły ponad możliwość opanowania. Żył tylko dlatego, że zamachowiec był aż tak nieuważny, czy zdenerwowany, że nie podłączył komory.
– My wiemy, od czego tu jesteśmy – zauważył chłodno strażnik. – Pytanie, co pan robił w magazynie, panie… Waspers.
– Co ja tu robię? Pracuję tu! Niech to śluza, przecież to ja ostrzegłem was o bombie!
– To niczego nie wyklucza. Jak na razie, wszystkie odciski palców i ślady zapachowe jakie znaleźliśmy na komorze należą do pana.
– Bo próbowałem ją rozbroić! – jego wściekłość zaczęła narastać.
– To pan tak twierdzi – spokój i chłód strażnika pozostały niewzruszone. – Bomba nie była uzbrojona.
– A skąd miałem to wiedzieć!? – zawołał. – Może mi wmówicie, że chciałem ją uzbroić, więc zawołałem was byście mi pomogli? Nie wydaje się panu, że ktoś tak sprytny, by niepostrzeżenie włamać się do magazynu i wnieść bombę na teren stoczni byłby za głupi, by zostawić na niej swoje odciski palców?
– Rozważamy taką możliwość – strażnik znacząco spojrzał na Wilana.
– Co? Może spodziewacie się znaleźć wewnątrz komory identyfikator jej konstruktora?
– Sprawdzamy wszystko – odparł strażnik z chłodną uprzejmością – także tę możliwość.
– Czy ktoś już panu mówił, że jest pan paranoikiem? – Wilan wysilił się na spokój, czując dziwny niepokój, że strażnik wcale nie żartuje.
– Wiele osób – stwierdził strażnik, bez cienia emocji. – Za to nam płacą. Na razie wiemy tylko, że to pan znalazł bombę i jest jedynym, który ją widział czy dotykał.
Wilan zamknął oczy i odetchnął kilka razy.
– Jestem oskarżony? – spytał bardzo, bardzo spokojnie.
– Nie.
– Więc, na radiację, dajcie mi spokój i zajmijcie się szukaniem prawdziwych przestępców!
Odwrócił się i odszedł, przechodząc przez wytyczoną przez policję linię. Nie wierzył, by ktokolwiek, poza ochroną, poważnie potraktował te idiotyczne oskarżenia, jednak wolał nie ryzykować, że wyjdzie z siebie. Strażnik może nie był zbyt bystry, lecz był czujny. Teraz wszyscy będą czujniejsi. Tylko drugi taki wariat mógłby spróbować powtórzyć zamach. To oczywiście utrudni także i jego plany, jednak mając wybór pomiędzy bezpieczeństwem a jego szybszą realizacją, wolał wybrać to pierwsze. Jeśli to miała być cena za to, by któregoś rozjaśnienia nie wylecieć w kosmos, był gotów ją zapłacić.
– Banda kosmicznych debili, Wil – zauważyła Susumi. Jej głos był zawsze stanowczy, upominający i hardy, cokolwiek by się nie działo. – Nie przejmuj się nimi, inaczej dasz im wygrać. Kto jak kto, ja wiem o tym najlepiej.
Spojrzał na nią. Susumi Kires. Wśród jej przodków musiało być wielu Azjatów. Dziś pozostał po nich jedynie ślad, lecz za to ślad znaczący. Jej uroda miała coś, co kiedyś nazywano orientalnym, jakiś delikatny rys, rozmyty wśród innych genów. Jednakże stanowczość odziedziczyła po przodkach z Europy.
Trudno było nie żywić wobec niej choć odrobiny respektu. Tak niewiele kobiet miało pracę, tak niewiele było w stanie ją utrzymać, a jeszcze mniej było tak dobrymi fachowcami, twardo i zdecydowanie utrzymującymi się na stanowisku. Ich ekspert od napędów był jedyną znaną mu pracującą kobietą, poza nauczycielkami i Protektorkami. Nie wątpił, że wie, o czym mówi.
– Myślisz, że biorę ich na poważnie? – wskazał kciukiem za siebie. – Bomba jest na poważnie, Susumi. Tego nie zmienią nawet tacy idioci.
– Rok temu wysadzili dwudziestkę dwójkę, razem z okrętem – wspomniał Rubio Fachren, potężny mężczyzna i znany stoczniowy plotkarz. Źródło wszelkich nowinek, w którego informacje można było wierzyć. Zwykle wesoły, dusza zespołu, teraz bynajmniej nie miał ochoty na żarty, choć gestykulował równie żywo jak zawsze. – To po drugiej stronie stacji! Dopiero co ją odbudowali. A miesiąc temu, słyszałem, podłożyli bombę na Tau Marsa, na promenadzie!
Właśnie. W sąsiednim sektorze budowano transportowiec, trzy sektory dalej – niewielki krążownik. Czy nie tam byłoby lepiej uderzyć?
– Całe szczęście, że mamy perceptory – stwierdził ktoś. – Bez nich rozwaliliby stację na kawałki!
Jak myślący człowiek mógłby nazwać szczęściem gapiące się na ciebie czujniki, obserwujące cię ilekroć wychodzisz i wracasz do mieszkania, węszące za tobą bez ustanku cały czas między przekroczeniem drzwi, nasłuchując, podglądając? Ale słowa były prawdziwe. Gdyby nie one, co powstrzymałoby Podziemie? Musiał wierzyć, jak inni, że linia obronna jest sprawna i szczelna – lecz jak mógł podtrzymać tę wiarę po dzisiejszym? Dobrze, że tylko on wiedział, że można ją oszukać. Nie wiedział jak, lecz oglądał rezultaty – to wystarczyło. Już nigdzie nie było bezpiecznie, nawet w stoczni.
– Robi się coraz gorzej – zdenerwowała się Susumi. – Mamy skończyć jak dwudziestka dwójka? Jak można pracować, kiedy to… – machnęła ręką w stronę magazynu.
– Musimy wracać do pracy – dłonie Wilana przestały drżeć. Wciąż był trochę oszołomiony, lecz głos brzmiał pewnie. – Gapienie się na nich niczego nie zmieni. Mamy opóźnienia, zajmijcie się robotą!
Już miał dodać, by uważali na wszystko, co wyda im się dziwne, lecz w porę ugryzł się w język, myśląc o swojej pracy. Nie unikną opóźnień i podejrzliwości, obojętnie, co zrobi czy powie. Ludzie to nie roboty. Nie wszystkie rzeczy przemijają bez echa.
– Lepiej uważaj na Lerszena – usłyszał za sobą cichą uwagę Susumi. Odwrócił się.
– Uważam – odparł. – Jest tu nowy. Mam na niego oko.
– To nie to – żachnęła się, lecz szybko pokręciła głową. – Nieważne. Pilnuj wszystkiego.
Odwróciła się i odeszła pośpiesznie, jakby pożałowała swoich słów. Cokolwiek Susumi miała na myśli, wiedział, że się myli. Od dziś każdy będzie miał swoich podejrzanych niczym zawodnika na wyścigach. Od dziś każdy będzie plotkować. Każdy oprócz Wilana. A może…?
Inżynierowie rozeszli się przy wtórze narzekań na Podziemie i zamachy. Przez rzednący tłumek Wilan dostrzegł szerokie plecy odchodzącego Burisa i stojącego w grupie techników, wciąż gapiącego się na policjantów Fila. Wypytywanie ich obu nie miało sensu. Nie powiedzą więcej niż to, co zarejestrowały perceptory – czyli nic. Od teraz policja zajmie się zapisami. Rikad pewnie już cofnął swoje upoważnienia, by nie odkryli, że nadał je swojemu nieformalnemu zastępcy. Mógł mu go udzielać, lecz nie zmieniało to faktu, że było to nielegalne. Jego prywatne śledztwo było skończone; zresztą nie przychodziło mu na myśl nic, co chciałby ponownie sprawdzić. Mógłby polecić komputerowi wyszukać wszystkie sceny, w których padło słowo „podłożyć” i pokrewne, mógł przysłuchać się każdej takiej rozmowie. Licząc na wyciek gazu ze zbiorniczka bomby mógł poszukać podwyższonego stężenia wodoru w powietrzu, lecz to wszystko mogli równie dobrze zrobić rządowi specjaliści od sztuki wyławiania szczegółów z potoku danych.
Nie wierzył, by bombę podłożył ktoś ze stoczni. To musiał być ktoś z zewnątrz, ktoś, kto dostać się tu inną, nieznaną drogą. Być może tą samą, którą złodziej wynosił narzędzia. Znikały, choć większość z nich miała wbudowane własne, przemysłowe lokalizatory…
Pomyślał o Arto. To było coś, czym warto się było zająć, póki sprawa nie przycichnie. Bomba czy nie, plan pozostał jego priorytetem.
• • •
Policja szybko i sprawnie zbadała, co miała zbadać. Nie było tego wiele. Oficjalna wersja, w którą zresztą nikt nie uwierzył, mówiła, iż włamywacz spróbował podłożył bombę, by zatrzeć po sobie ślady – dziwny sposób zacierania, zwłaszcza, że groziła za to kara znacznie większa niż za samą kradzież. Funkcjonariusze rozesłali wezwania na przesłuchanie, zwinęli linię i odeszli. Wilan wykorzystał ten czas na przyjrzenie się stoczni. Miał dobrą wymówkę – wciąż szukał złodzieja. W rzeczywistości szukał przejścia.
Szybko się przekonał, że jedynym wyjściem na zewnątrz, poza korytarzem wejściowym, były szyby wentylacyjne, a tymi, jak wiedział, nie dało się nigdzie dostać. Ta część sieci wentylacyjnej była odcięta od reszty stacji. Obejmowała tylko doki i stocznię i tylko tam znajdowały się jej wyloty. Terrorysta mógł się tu dostać jedynie przez zwykłe, strzeżone wejście. Jak ominął straże i czujniki – było dla niego tajemnicą, którą chętnie by poznał.
« 1 19 20 21 22 23 24 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.