Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 2

« 1 21 22 23 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 2

Było zupełnie ciemne i tak niskie, że ledwie mógł w nim usiąść, nie garbiąc się. Łagodne ciepło i ciche pomrukiwanie układu wymiany ciepła działało usypiająco. Niewielka przestrzeń była ekranowana; świadczyły o tym zastygłe nieruchomo cyfry zegarka. Pole stało się zbyt słabe, sygnał czasomierza stacji był zbyt niewyraźny dla prostych układów dziecinnej zabawki. Ciążenie wciąż działało, lecz było wyraźnie słabsze. Te same osłony sprawiały, że sygnał z pluskwy nie był w stanie dotrzeć do odbiorników centrali. Nie było tu także czujników – długotrwałe promieniowanie z małego reaktora, nawet po przejściu przez główną osłonę, sprawiało, że z czasem zaczynały generować fałszywe alarmy.
Jego plan był prosty – zamierzał zniknąć z systemu. Ze starych prób pamiętał, że wystarczyło posiedzieć tu dwie czy cztery godziny, by system zaczął go szukać. Najszybciej dopadały go automaty – bez nich poszukiwania mogły przeciągnąć się na całą dobę. Proste, choć czasem ryzykowne doświadczenia pozwoliły Arto poznać podstawową zasadę tego układu. Automaty były powiązane z lokalizatorami. Wyruszały, gdy pluskwa nie odzywała się na czas, lub gdy wszczynała alarm – a czasem na życzenie Kosiarzy, gdy chcieli kogoś odnaleźć – lecz jej położenie nie zawsze mogło zostać zidentyfikowane.
Dopóki nie był poszukiwany przez system, automaty zostawiały go w spokoju, niezależnie od miejsca. Nie szpiegowały go, gdy udawał się do doków. Choć leżał ledwie o krok od zakazanej strefy, te wredne, małe kuleczki wcale nie reagowały. Nie powinien się tam znaleźć, lecz nie było czujników, które kazałyby go zidentyfikować, a to one informowały system o naruszeniu chronionej strefy. Póki nie uruchomił alarmu, omijały go jak zwykłą przeszkodę, dużego śmiecia w wentylacji. W tym pomieszczeniu zmieniał zasady tej gry. W szybie doków komunikacja między pluskwą a centralą odbywała się bez zakłóceń. Tym razem na sygnał wywoławczy nie nadejdzie żadna odpowiedź. System zleci automatom zlokalizowanie zgubionego obiektu, lecz jeśli urządzenie działa, nie zdołają go znaleźć.
To tu, w tym pomieszczeniu, rozegrała się pierwsza, nieświadoma bitwa w jego cichej wojnie. Przez trzy godziny mały pierwszak siedział skulony w jednym z kątów, pragnąc z całego serca, by cały wszechświat przestał istnieć, wraz z nim, szkołą i wszystkim innym. Lecz automaty przeszukujące znalazły go nawet tutaj. Kosiarze wyciągnęli go i odstawili do domu. Wtedy zrozumiał, że to nie rodzice kazali go odszukać. Było za wcześnie, by zaczęli się martwić. Cichy alarm wszczął automatyczny system kontroli lokalizatorów, bo dla niego wtedy zniknął.
Miesiące później zrozumiał wagę tego zdarzenia. Wystarczyło dwadzieścia minut by automaty dopadły każdego, nieważne czy miał pluskwę, czy nie. Z czasem Arto zaczął eksperymentować ze znikaniem, aż odkrył lukę w działaniu pluskwy. Na jakiś czas mogła zniknąć. Ten czas bywał różny, lecz nie dłuższy niż cztery godziny. Znał dwa miejsca, w których mógł zniknąć – ten niewielki, ciasny pokoik oraz kanały plazmy. Nie wątpił, że są inne miejsca, lecz nigdy ich nie szukał. Te mu wystarczyły. Nie znał się na tym jak działa system i mało go to obchodziło – dość, że wiedział, iż czasem można z niego zniknąć i że potrafił to zrobić. Interesowały go wyłącznie luki i sposób ich wykorzystania.
Skryty w ciemnościach, obserwował wyświetlacz zabranego z kryjówki klucza. Ze wszystkich zegarów, do jakich miał dostęp, tylko ten działał, gdy tu wchodził. Siedział z twarzą zwróconą w stronę jaśniejszego półmroku szybu, jedynego wejścia i wyjścia. Nie spodziewał się dostrzec automatów; było zbyt ciemno, a one były zbyt małe. Wypatrywał Kosiarzy. Czy pamiętali, że to właśnie tu kiedyś chował się najczęściej? Jeśli nie przyjdą w ciągu sześciu godzin, będzie to znaczyło, że urządzenie działa.
Czekał, aż zapadł w drzemkę. Obudził się dziwnie wypoczęty. Spojrzał na klucz – upłynęło ponad sześć godzin, a nikt go nie znalazł. Poczuł podniecenie. Mógł oszukać automaty, stał się dla nich niewidzialny! Towar wart był swojej ceny.
Rozebrał się. Zdjął zbroję, nałożył koszulkę i wyłączył przyrząd. Wiedział, że zostanie złapany, musiał działać szybko. Ukrył wszystko między poluzowanymi płytami. Pośpiesznie wyczołgał się z pomieszczenia, zamknął uszczelnianą klapę i zabezpieczył obrotowym ryglem. Krótkim szybem wydostał się na korytarz. Usiadł pod ścianą, czekając. Pierwsza latająca kuleczka odnalazła go zaledwie dwie minuty później.
• • •
Dwaj Kosiarze o poważnych twarzach odprowadzili go do domu. Było późno. Nieczęsto wracał do domu o takiej porze. Przygotował się na awanturę. Jeśli rodzice obawiali się co powiedzą sąsiedzi, nie mieli się o co martwić. Rzadko kogo spotykał na korytarzach w pobliżu domu, najwyżej jakieś automaty, lecz nawet ich program nakazywał im unikać ludzi, jakby wzorowały się na mieszkańcach. Czyste, jednakowe korytarze, czyste, jednakowe drzwi i zawsze pusto – taka była wizytówka sekcji zamożnych mieszkańców stacji. Impulsy szły w parze z izolacją. Choć zdarzały się towarzyskie wizyty, sąsiadów znał równie dobrze jakby żyli na Oberonie. Ludzie pokroju jego rodziców nie tylko unikali uboższych mieszkańców, lecz także siebie nawzajem.
Rodzice byli tak bardzo zdenerwowani, że nawet wizyta Kosiarzy nie mogła pogorszyć sytuacji. Spokojnie porozmawiali kilka minut, po czym odeszli. W milczeniu wysłuchał awantury, jaką zrobiła mu matka. Zaskoczyło go, że ojciec, dawniej tak chętnie jej wtórujący, teraz prawie się nie odzywał. Słuchał, co mówili, zwłaszcza tego, co Arto mówił na swoją obronę, lecz sam milczał.
– Kiedyś się doigrasz! – obiecywała matka. – Dostaniesz zakaz wychodzenia na tydzień, to na następny raz się zastanowisz!
Przestraszył się. Nie wiedział na ile jej groźba była realna. Musiałby wracać do domu zaraz po szkole. Gdyby wypadło coś ważnego, jakaś bitwa, nie tylko on miałby kłopoty.
– Przepraszam! – zawołał z przejęciem. – Nie robię tego codziennie! Raz się zdarzyło…
– I całe szczęście! – matka przyłożyła dłoń do czoła. Ojciec wciąż milczał. – Nie mogliśmy cię namierzyć przez trzy godziny! Gdyby to się miało powtarzać…
Dorośli zawsze myśleli o najgorszym. Nie myśleli logicznie. Gdyby coś mu się stało, pluskwa zaraz wszczęłaby alarm. Chociaż, wiedząc, że nie może go zlokalizować…
– Nie po to wsadzili we mnie pluskwę byś musiała się o mnie martwić – powiedział, ściszając głos, z trudem rozwierając zaciskające się w nagłym gniewie szczęki.
Podziałało, być może aż za dobrze. Matka źle zrozumiała wypisaną na jego twarzy winę. Nie żałował tego, co zrobił, lecz tego, że był. Cały gotował się na samą myśl o pluskwie. Obwiniał ją za wszystko, co się stało.
– Idź do swojego pokoju, już! – poleciła. – Zastanowimy się, co z tobą zrobić.
Więc poszedł. Z ulgą wspinał się po schodach. Nie będzie musiał więcej kłamać, przynajmniej na razie.

Wilan był zbyt roztargniony, by zamienić swój udział w naradzie na coś więcej ponad fizyczną obecność czy zdawkowe odpowiedzi. Ene mówiła i mówiła, zła na wszystko, w tym na niego, lecz nie potrafił się skupić na jej słowach. Siedział naprzeciwko niej, patrzył na nią, lecz rozumiał może co drugie zdanie. Próbował, naprawdę się starał, a jednak ilekroć zmuszał się by wymyślić jakąś karę dla syna, jego umysł sam wracał do tego jak Arto zdołał na tak długi czas zniknąć z systemu i uniknąć wykrycia. Czuł, że gdy to zrozumie, znajdzie sposób na przemycenie go na statek.
A jeśli schował się w miejscu, z którego sygnał lokalizatora nie mógł się wydostać?
Czy to możliwe, by dało się go tak łatwo zagłuszyć?
System miał słabe punkty, swoją piętę Achillesową, której nie dało się usunąć, mimo że Kosa wiedziała o jej istnieniu. Stacja kosmiczna była czymś więcej niż podzielonym na pokłady pancerzem, chroniącym żyjących wewnątrz ludzi przed zabójczą próżnią. Była ogromnym, niezwykle złożonym, zmechanizowanym urządzeniem. Niektóre pracujące maszyny wytwarzały pole zagłuszające sygnały namierzania. Przejście w pobliżu ekranu ochronnego lub cewki o silnym polu wystarczyło, by dziecko znikło na chwilę z systemu. System oczywiście wykrywał brak lokalizatora, lecz nie reagował natychmiast. Dzieci wchodziły wszędzie; musiały często znikać z systemu, tymczasem automaty bardzo rzadko wyruszały na poszukiwania.
Zatem, snuł dalej swoje rozważania, niepomny na narzekania żony, niezależnie od tego czy łączność między lokalizatorem a systemem jest stała, czy okresowa, system musi akceptować chwilowy brak łączności. To sprawia, że odznacza się pewnym bezwładem. To tu powinien uderzyć, nie w czujniki. Reszta byłaby już prosta. Wszedłby do stoczni razem z Ene, owinął swój identyfikator w folię ekranującą i dał żonie do wyniesienia. System nie zauważyłby, że Arto jest dzieckiem. Z identyfikatorem dorosłego i swoim własnym zagłuszonym przez ekran, czujnik potraktowałby go jak dorosłego.
« 1 21 22 23 24 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.