Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 2

« 1 5 6 7 8 9 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 2

Przekonał się o tym na własnej skórze, gdy odpowiedź na jego pytanie znalazła go sama. Mira był wściekły. Było widać, że niedawno ktoś się do niego dobrał. Szukał kogoś, na kim mógłby się wyżyć – najlepiej kogoś winnego. Dwa szerokie, czerwone pasma, biegnące od grzywki znad ciemnych oczu aż do karku nadawały jego twarzy bardziej złowieszczy wygląd niż zwykle.
– Brać go! – polecił Mira.
Jego towarzysze przyszpilili Arto do ściany za ręce i nogi. Nie pierwszy raz przychodziło mu płacić cenę za wtrącanie się w sprawy starszych. Baczniejsze przyjrzenie się Mirze zdradziło Arto coś jeszcze. Mira był nawalony. Sięgnął po wszystko, by się zemścić i utrzymać władzę. Nie będzie sobie żałował.
Spojrzał na Żimmiego. Był tylko o rok młodszy od Tygrysów, tak jak Arto był o rok młodszy od niego. Oby nie naszła go ochota, by czegoś spróbować. Ledwie dostrzegalnie pokręcił głową. Żimmy się cofnął.
– Pozdrowienia od Egina! – Mira stanął przed nim. Rozprostował palce i zacisnął prawą pięść. Cios był mocny. Głowa Arto odskoczyła w bok, uderzając prawą skronią o ścianę. Na pierścieniach starszaka zalśniła krew z rozcięcia nad lewym policzkiem. Mira cierpliwie poczekał, aż uniesie głowę i uderzył ponownie. Ulżyj sobie, pomyślał jak przez mgłę, czując, że traci czucie w szczęce. Jeśli mi się uda, już niedługo będziesz kapitanem. A jeśli nie… wkrótce to samo zrobi ze mną Aristo. Mógł mieć tylko nadzieję, że do tego nie dojdzie. Znał Egina. Każde podejrzenie traktował równie bezwzględnie, nie wnikając w jego prawdziwość. Rządził siłą i lubił ją okazywać, zaś narkotyki zamieniały go w bezwzględnego mściciela. Nigdy niczego nikomu nie podarował. Nie wierzył, by Mira spróbował mu cokolwiek tłumaczyć. Przyznając się, że został obity za sprawą młodszaka zyskałby tylko pogardę i narobiłby sobie wstydu.
Po kilku kolejnych ciosach Arto zaczął się liczyć z tym, że malowanie nie wystarczy i że może być zmuszony opuścić kilka następnych lekcji. Mirze musiało o to chodzić. Choć odurzony, chciał, by zemsta była jak najdotkliwsza.
W końcu dał znak swoim ochroniarzom, żeby go puścili. Arto zwalił się na podłogę.
– Do jutra, zaropiały szczurze! – wysyczał tuż przed kopniakiem na pożegnanie. Ból z krocza zmusił Arto do zwinięcia się w kłębek. Jak dobrze pójdzie, nie będzie żadnego jutra. Wiedział to tylko on i Aristo, lecz jego umysł był zbyt zamglony, by myśleć o tym akurat teraz.
Mira odszedł. Żimmy podniósł go z podłogi, pomagając stanąć na nogi. Gdy oparł się na ramieniu Żimmiego, jego obitą twarz rozciągała bolesna parodia uśmiechu.
– Ty chyba lubisz tak obrywać – Żimmy spojrzał na niego z niepokojem w oczach. – Przyznaj się. To ty ich na siebie napuściłeś? Jesteś szalony! Nie wiem jak i po co, lecz tylko patrzeć, jak zaczną nas bić. Tyle mówisz o odpowiedzialności za grupę…
Ledwie przez chwilę myślał, że Żimmy może mieć rację. Czasem warto ryzykować, czasem nie. Lecz z jakiegoś powodu, on ryzykował zawsze.
– Nie safną – wybełkotał przez puchnące wargi. – Alisfo nie pofoli.
Z trudem składał język do niektórych głosek, ale Żimmy był przyzwyczajony do trudności w mówieniu po spotkaniu ze starszakami.
– Aristo? A co on ma do tego? To Mira…
Żimmy wybałuszył oczy i rozdziawił usta. Wyraz nagłego zrozumienia rozlał się na jego twarzy. Posąg zdziwienia, pomyślał. Nic nie mogło pokazać wyraźniej, jak bardzo jego pierwszy zastępca nie zna się na takich sprawach.
– Ale jak…? – wydusił z siebie.
– Faśnie fak – Arto kiwnął słabo głową w kierunku, w którym odszedł Mira. Od razu tego pożałował. – Nie mal sę, sam za fo zafasę – uśmiechnął się szerzej i niemal od razu przyłożył dłoń do policzka.
– Jesteś wariat – Żimmy pokręcił głową. – Aristo nie kiwnie palcem, jeśli to mu się nie opłaci. Po co się narażać? Tylko ty się w to bawisz i oto co z tego masz. Myślisz, że on będzie lepszy?
Arto sięgnął do kieszeni ruchem niepewnym i drżącym, niczym u niemowlaka. Z trudem wydobył chusteczkę. Przetarł usta, wypluł krew.
– Musi byś. Jes mi soś finien – odpowiedział trochę wyraźniej. Będzie winien przysługę. Przysługę wartą więcej niż rozcięta skóra, ból, niewyraźna mowa i podbite oczy. To minie, jak tylko Żo nastawi mu szczękę.
Tam gdzie dwóch się bije, trzeci zawsze korzysta, mawiał Dael. Korzysta zwłaszcza wtedy, gdy wie jak skłonić tę dwójkę do walki. Jednak póki Mira nie ochłonie i pogodzi się ze zmianą, Arto będzie musiał częściej trzymać się grupy miast paradować jedynie w towarzystwie Żimmiego. Nie lubił wlec ze sobą połowy grupy, lecz być może przyjdzie mu to robić bardzo długo. Być może na zawsze.
• • •
Dwie lekcje później czuł się już znacznie lepiej. Przeszły kłopoty z mówieniem, za to Dert spóźnił się na zajęcia o całe pięć minut. Obawiał się, że to kolejne dzieło Miry i że tym razem nie tylko on zapłaci za swoje pomysły, lecz powód okazał się inny. Wyjaśniła go wiadomość, którą dostał wkrótce po podłączeniu konsoli jego drugiego zastępcy do systemu grupy.
Jakiś dwojak z 2b chce pogadać na następnej przerwie mówi że będziesz zainteresowany ale nie powiedział czym
Któraś z naszych mrówek
Nie znam go zlejemy go co ty na to zawsze to jakaś rozrywka
Tak, rozrywka. Jego wojowników bawiło pokazywanie młodszakom, gdzie jest ich miejsce. Nie to żeby sam nigdy tak nie robił. Czasami było to konieczne, poza tym to było dobre narzędzie, by nauczyć ich posłuchu, lecz znał lepsze metody.
Niemniej, zaczął rozważać czy powinien się interesować czymś takim, czy po prostu wysłać Żimmiego i Derta by zbili go za bezczelność. Czym mógłby go zainteresować byle dwojak?
Zobaczymy dowiedz się czegoś o jego bandzie
Dert się uśmiechnął.
Mimo wszystko, Arto był ciekaw. Dwojaki rzadko odważały się na takie rozmowy. Większość z nich była zastraszona przez trojaki, unikała ich niczym plazmy i panicznie bała się choćby zbliżyć do kogokolwiek starszego od siebie. Z jakiegoś powodu, ten młodszak zachowywał się inaczej. Tacy jak oni nie mieli swoich systemów, więc nawet gdyby znał jego sygnaturę i połączył się z jego konsolą, nauczyciel młodszaka poznałby, że z kimś rozmawia.

Dwojak – nazywał się Karros – nie był ani wysoki, ani mały, za to bardzo pewny siebie. Przyszedł sam, co rozczarowało Derta i Żimmiego; teraz obaj niecierpliwie czekali na okazję. Jeśli znajdzie się powód, nie będzie miał nic przeciwko jej dostarczeniu.
– Dobra, jestem – ostrzegawczo rozprostował palce, aż strzeliło w knykciach. Młodszak niezbyt się tym przejął. – Przyszedłeś tylko po lanie, czy chcesz zaliczyć coś poza tym?
Malec stanął dwa kroki przed nim. Spojrzenie miał pewne, lecz Arto z zadowoleniem zauważył jak chłopiec nerwowo ściska swoją rękę. Był spięty, choć z tym walczył. Jego umysł już potrafił się odciąć od lęków ciała i podświadomości. Nieźle, jak na jego wiek.
– Chciałbym, jeśli mogę, prosić o ochronę dla mojej grupy – oświadczył pewnym głosem.
Więc dlatego ryzykował. Gdyby Karros od razu oznajmił Dertowi w czym rzecz, Arto nawet by nie chciał z nim gadać. Niemniej jego słowa odrobinę go zaintrygowały. Zawsze mógł go wysłuchać, a potem pozwolić zbić.
– Grupy? – spytał niedbale. – Od kiedy to dwojaki mają grupę? A ty niby jesteś kapitanem?
Pierwszaki i dwojaki nie miały grup, kapitanów ani nazwy. Jeszcze nie potrafiły się zorganizować, były po prostu bandą dzieciaków, z jakimś nieoficjalnym przywódcą, który często się zmieniał i rzadko kiedy był w stanie nad nią zapanować. Dopiero trzeciaki, jeśli ustaliły wśród siebie jakąś hierarchię, mogły zostać uznane za prawdziwą grupę, partnera w interesach i w walce.
Karros zacisnął zęby. Uwaga Arto wyraźnie go rozdrażniła.
– Dla mojej klasy – poprawił się ze skrywaną niechęcią. – Chcemy należeć do was.
Młodszak nie wyglądał na speszonego czy wystraszonego. Stając przed Arto, zachował należyty szacunek, lecz swoim zachowaniem pokazywał, że dostaje go tyle, ile sam uznał za stosowne i ani słowa więcej. Słabo nad sobą panował, jednak miał dość odwagi, by żądać tego spotkania, przyjść na nie i odpowiadać na docinki.
– A ja chcę mieć myśliwiec – odpowiedział ironicznie, używając popularnego zwrotu, jakby stworzonego na tę okazję. Rozejrzał się z udawanym zdziwieniem. – Czy ktoś mi go dał?
Jego towarzysze roześmieli się. Karros zagryzł wargi i spuścił wzrok, w milczeniu przełykając gorzką pigułkę upokorzenia.
– Możesz prosić o ochronę – Arto litościwie położył temu kres, okazując swoje rosnące lekceważenie – lecz nie widzę powodu, by Smok miał zauważyć waszą żałosną obecność.
– Dobrze zapłacimy! – wyważona i niezbyt złośliwa odpowiedź Arto rozochociła młodszaka.
– Dobrze zapłacimy? – przedrzeźnił go Arto. – Dwojak, który dobrze płaci?
« 1 5 6 7 8 9 24 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.