Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 3

« 1 13 14 15 16 17 30 »

Alan Akab

Więzień układu – część 3

Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Po prostu skupmy się na tym, by wszystko poszło tak jak zawsze – powiedział. – Ty zajmiesz się tym starszakiem, a ja resztą. Dasz sobie radę?
– To nic nowego – Rejkert wzruszył ramionami. – Mam bieżące hasła do banku danych centralnego komputera. Jeśli nie zdobędę haseł do konsoli tego Dadela, to poszukam ich od środka, w komputerze szkoły. To będzie zwykła, prosta robota.
– Żadna robota nie jest zwykła ani prosta. Zawsze jest jakieś ryzyko. Pewność siebie…
– Zawsze to powtarzasz. Pamiętam o tym.
„Zrób swoje, a ja zrobię swoje”, dał do zrozumienia Rejkert. Wiedział, że kapitana się nie poucza, lecz Arto często puszczał takie drobiazgi mimo uszu.
– Zajmij się komputerem. Jak spotkasz Żimmiego, powiedz mu, że poszedłem zawiadomić mrówki o nowej robocie. – Pewnie cały czas się zastanawia, czy nie sprali mnie gdzieś w kącie, pomyślał.
Rozeszli się. Mrówki, jak nazywał Arto młodszaków, którym oferował pomoc w zamian za posłuszeństwo, już nie raz okazywały się przydatne. Czas przypomnieć im o obowiązkach. Będą wiedzieli do kogo pójść i co robić. Wszystko po to, by Chas wyglądał na dobrego ucznia, który nie zasługuje na pozostawienie na drugi rok.
Arto odszukał w pamięci słowo pasujące do tego, co robił. Hipokryzja. Otrząsnął się z takich myśli. Tego rozjaśnienia czekało na nich jeszcze kilka spraw do załatwienia.
• • •
Wlókł się niezgrabnie przez szyb, próbując nadążyć za towarzyszami. Ci wysforowali się już daleko do przodu; czasem tylko ktoś zatrzymywał się na węzłach, wskazując mu drogę i ponaglając do pośpiechu. Tym razem nikt na niego nie czekał, nie było też nowych rozgałęzień. Iwen zrozumiał, że musi być blisko celu.
Starał się jak mógł, lecz nie sposób było za nimi nadążyć. Nowy sposób podróżowania po stacji był dla niego równie trudny jak i fascynujący obiecywanymi możliwościami. Przeciskając się przez wentylację można było, teoretycznie, dojść tam, gdzie nie mogliby dotrzeć korytarzami. Teoretycznie, także tam, gdzie dostać się nie powinni. Każdy tunel, wystarczający, by wcisnęło się do niego dziecko – w praktyce każdy, który nie prowadził do prywatnych mieszkań – był im korytarzem. Dorośli nie mogli być tak głupi, by nie dostrzec tak oczywistej luki, zatem i tu musiał istnieć jakiś system zabezpieczeń. Niemniej, po zachowaniu swoich towarzyszy Iwen poznał, że wiedzieli, co robią i nie robią tego po raz pierwszy. Wiedzieli jak sobie radzić, którędy przejść, co im wolno a co nie. Niełatwo było tu wejść, lecz będąc w środku…
Póki co, pełne możliwości były poza jego zasięgiem. Poruszał się tak niemiłosiernie wolno, że nikt nie chciał czołgać się za nim. Mało kto mógł wytrzymać tak powolne tempo bez rzucania docinków. Jego nieporadności nie tłumaczył brak odpowiedniego ubrania – strój kompensacyjny nie miał tak pomocnym innym chłopcom naszywek, lecz nie ślizgał się aż tak, by uniemożliwić mu szybkie poruszanie się. Póki mógł, obserwował ruchy swoich towarzyszy, próbując ich naśladować. Zginali ręce w łokciach naprzemiennie z kolanami, zapierali się nimi o dno szyby i podciągali ciało do przodu, wyginając je na boki idealnie zgranymi, płynnymi ruchami kończyn, niczym jaszczurki – równie zwinnie, cicho i szybko. Iwen szybko przekonał się, że bez właściwej synchronizacji kończyn taki sposób czołgania się jest gorzej niż bezużyteczny. Poprzestał na swoim własnym, przypominającym bardziej psa w wąskim tunelu – metoda może i mało wydajna, lecz przynajmniej poruszał się do przodu.
Czołgając się monotonnie do przodu przez ciemny szyb, zastanawiał się, jak wykorzystać nową wiedzę do rozwiązania swojego problemu. Przeczucie go nie myliło. Starszak wrócił. Pojawiał się coraz częściej; bił go, za każdym razem trochę mocniej. Bywał już w takich kłopotach i z początku wierzył, że starszakowi kiedyś to się znudzi, lecz dziś powoli zaczął rozumieć, że ten raz może nie być taki jak inne. Nawet jego niedawni wrogowie, Rajza i Sochn, omijali go z daleka, jakby rozumieli, że teraz jest jego łupem.
Bał się rozejrzeć wychodząc na przerwę, by nie zobaczyć tej twarzy – chłodnej, wyczekującej na chwilę samotności, której imienia nawet nie znał, bojąc się zapytać, by nikomu niczego nie zdradzić. Na początku był na niej chociaż gniew, chociaż jakieś emocje; teraz widział tylko chłód i zawziętość. Czasem przechodził obok, niby niedbale, lecz wiedział, że robi to celowo. Tylko Iwen wiedział, że niezdarność w czołganiu się po części zawdzięcza otrzymanym dziś razom. Mógł skrywać ból, jednak i tak odczuwał go przy każdym ruchu.
Majacząca w oddali, odsłonięta jasna plama podpowiedziała mu, że koniec drogi jest już blisko i że tylko on wciąż tkwi w tunelu. Dotarł do wylotu i zeskoczył na leżącą dwa metry niżej hałdę plastikowych odpadków, czując jak zapada się lekko pod jego stopami. Kilkanaście metrów dalej towarzysze otoczyli kapitana luźnym pierścieniem, wysłuchując jego poleceń. Podszedł do nich. Nikt się nie obejrzał, nawet Arto ledwie spojrzał na spóźnialskiego, kontynuując wydawanie rozkazów. Był dla nich wart tyle, co powietrze.
– Dziś zbieramy dla siebie – mówił. – Spróbujcie znaleźć jakąś konsolę ze sprawnym ekranem. Potrzebujemy części na wymianę, ale przyda się wszystko, co ma wartość. Obserwatorami będziemy ja, Kerell i Dert. Inne grupy twierdzą, że odzyskiwacze są ostatnio spokojni, ale to nie znaczy, że macie przestać na siebie uważać.
– Odzyskiwacze? – spytał szeptem najbliższego chłopca. – To jakieś maszyny?
– To ludzie, głuptasie – chłopiec również odparł szeptem. – Dorośli, bardzo niebezpieczni. Niezbyt zręczni, powolni i mało spostrzegawczy, ale bardzo silni. To ich teren. Wiedzą, jak nas podejść. Miej oczy i uszy szeroko otwarte.
Wspaniale. Kolejni chętni by go okraść. Iwen spojrzał na pobliską hałdę, w większości złożoną z korpusów dużych maszyn. Mogli to sobie nazywać pozyskiwaniem, nazwa nie zmieniała faktu – zamiast treningu będą się dziś grzebać w śmieciach. Szczęśliwie zapach odpadków był słabo wyczuwalny, o wiele mniej intensywny od tego, czego by oczekiwał po takim miejscu.
Nie miał wątpliwości, grupa nie była tu po raz pierwszy. Kapitan wskazał podgrupom rejony do przeszukania, wybierając najbardziej obiecujące, świeże hałdy. Chłopcy wiedzieli, kto z kim pracuje. Każdy był przydzielony do jednego z jajcogłowych. Każdy, z wyjątkiem Iwena.
– A ja? – zapytał, gdy Arto skończył. – Co mam robić?
– Naucz go, Rejkert – kapitan rzucił krótko. Odwrócił się i ruszył w stronę jednej z hałd.
– Spróbuj znaleźć coś użytecznego – powiedział Rejkert. – Jak ci się uda, przynieś to do Ubera. On to oceni. Zacznij tam – wskazał palcem – gdzie leżą świeże rupiecie i nieruszane maszyny. Jak znajdziemy taką przed dorosłymi, zawsze się obłowimy. Pamiętaj, Nowy. Przede wszystkim musisz uważać na siebie. Tu bardzo łatwo o wypadek.
Iwen poczuł niezadowolenie, że otrzymał instrukcje od jajcogłowego, nawet jeśli był tym najważniejszym jajcogłowym w grupie. Kapitan nie musiał na to pozwalać. Kolejna reakcja typowego wojownika, uświadomił sobie. Sami byli winni jego niechęci, niemniej pożałował tego, co poczuł. Przecież to tylko Uber. Rejkert może być inny.
Rozejrzał się dookoła. Oświetlone bladym blaskiem sufitowych lamp, ogromne, wielometrowe hałdy wypełniały niemal całe pomieszczenie. Gdyby nie widział tego na własne oczy, nie uwierzyłby, że na stacji istnieją tak wielkie pomieszczenia. Gdyby było puste, można by nawet zagrać w rakietopiłkę – inaczej piłkę rakietową. Przy sztucznym ciążeniu byłoby to nawet łatwe. Wystarczyłby ekran, by zawodnicy czuli się jak w kosmosie.
– Co się dzieje z tym wszystkim? – spytał. – Te śmieci muszą gdzieś iść.
– To poczekalnia. Dorośli zbierają tu odpadki do rozkładu. Biochemiczna dekompozycja, tak się to nazywa. Gdy pokój się napełni, automaty segregują wszystko i rozsyłają do mniejszych pomieszczeń, a gdy one się napełnią, wysyłają je na dół.
– Na Ziemię?
– Przecież mówię! Na stacji nie ma miejsca na zbiorniki, a w procesie rozdzielania frakcji prawdziwa grawitacja jest lepsza niż sztuczne ciążenie. Nie takie magnetyczne, lecz takie jak w wirówkach na farmach orbitalnych, w których oczyszczają żywność z płynu hodowlanego. Na dole bakterie i nanoboty rozkładają takie śmieci na mieszankę cząsteczek, monomerów, z których powstają nowe rzeczy. Depolimeryzacja i repolimeryzacja, oto cały recykling. Odzysk jest zupełny. Nie marnuje się ani gram materii.
Mówił niemal jak dorosły. Jajcogłowi naprawdę znali się na rzeczy. Dlatego że musieli, czy może lubili wiedzieć? Zapamiętał, że Rejkert, w przeciwieństwie do Ubera, chętnie wszystko objaśniał. Może jajcogłowi nie byli tacy za jakich ich z początku wziął.
Odwrócił się, słysząc głośne stuknięcie. Jeden z wojowników podniósł kawałek twardego, ciężkiego plastiku i z wyraźną złością cisnął go o ścianę. Iwen poszukał wzrokiem obiektu ataku. Nie od razu dostrzegł wiszący pod sufitem niewielki czujnik. Chłopiec niespecjalnie przykładał się do celowania, próbując raczej wyładować swoją nagłą, niezrozumiałą agresję, niż trafić w urządzenie, które, sądząc po śladach pęknięć, już od dawna przestało pełnić swoją funkcję. Za którymś razem pocisk sięgnął celu. Czujnik przekrzywił się; coś wypadło z wnętrza obudowy. Jeden z chłopców podszedł tam i zaczął tego szukać. Jeśli wciąż były tu jakieś działające czujniki, na pewno nie w pobliżu tego miejsca.
« 1 13 14 15 16 17 30 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.