Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 3

« 1 14 15 16 17 18 30 »

Alan Akab

Więzień układu – część 3

– Nie przejmuj się – przechodzący obok Kerell klepnął go po ramieniu. – Może to i śmieci, ale co dla jednego jest śmieciem, dla drugiego jest skarbem. Dzięki nim nie musimy tak często chodzić do magazynu.
Iwen obejrzał się za nim. Nim odszedł, Kerell przekrzywił głowę i kiwnął w stronę hałdy. Spojrzał tam. Miał rację, na swój sposób.
– Trafia tu tylko plastik? – spytał.
– Odpadki organiczne są zbierane i przetwarzane osobno – odpowiedział Rejkert. – Robią z nich pożywki do farm.
– Mam szukać tylko czegoś, co się wam przyda?
– Czegokolwiek, co jest coś warte, Nowy. Niektóre przydają się nam, resztę sprzedajemy tym, którzy wiedzą, co z nimi zrobić. Czasem, gdy coś jest potrzebne, a niełatwo to znaleźć, kupujemy to od odzyskiwaczy, ale tu lepiej na nich nie wpadać.
Iwen już słyszał od Orfiusa, że pozyskiwanie bywa niebezpieczne. Nie wiedział tylko, na czym polega zagrożenie. To tylko śmietnik. Co mogło się stać?
– Co właściwie robią ci odzyskiwacze?
– To co my. Nie przepadają za konkurencją. Są tak biedni, że rozbierają na części wszystko, co tu trafia i sprzedają, byle coś zarobić. Jak taki cię złapie, zabierze wszystko co masz. Policja ci nie pomoże, Nowy. Nas nie powinno tu być.
– Ich też – zauważył.
– Oni płacą strażnikom część tego, co zarobią. Szczególnie cenne dla odzyskiwaczy są nasze identyfikatory, nawet jeśli są puste. Sprzedają je przestępcom i Podziemiu.
Iwen poczuł w brzuchu ukłucie niepokoju. Dziecięcy identyfikator pozostawał w ścisłej relacji z lokalizatorem. By się mógł komuś przydać, lokalizator musiałby przestać odpowiadać. Nie wątpił, że jego uciszenie nie kończyło się dla właściciela najlepiej.

Podzieleni na grupy myszkowali w śmieciach. Rozrzucali je, odkrywając przy tym niejedno szczurze gniazdo. Iwen brzydził się ich. Wciąż pamiętał ukąszenie jednego z nich, gdy był mały, lecz na innych dzieciach gryzonie zdawały się nie robić wielkiego wrażenia. Niektórzy porzucali poszukiwania na parę minut i zabierali się za ich ściganie, kopiąc je czasem jak piłkę i śmiejąc z ich pisków.
Wszystko, co wyszukali znosili do jajcogłowych. To oni oceniali wartość każdego przedmiotu, decydując, czy warto go zabierać. Jako jedyni nosili plecaki, do których pakowali najbardziej obiecującą zdobycz, by potem sprawdzić jej użyteczność. W wolnych chwilach przebierali ją dokładniej, odrzucając te części, które przy bliższej ocenie okazywały się uszkodzone.
Znali się na tym doskonale. Rozpoznawali części, których Iwen nigdy na oczy nie widział, lecz wojownicy nie zawsze zgadzali się z ich werdyktem.
– To zwykły śmieć!
– A ja ci mówię, że to jest coś warte!
To był Żimmy. Kłócił się z Lienem, jajcogłowym, do którego był przydzielony. Głos Liena był dziwnie stanowczy, co zwróciło uwagę Iwena.
Wyprostował się i odwrócił. Stali kilka metrów od niego. Iwen rozpoznał tak surowo oceniony przedmiot. Znaleziona przez Żimmiego część wyglądała bardzo atrakcyjnie, wręcz niezwykle. Niczym artefakt obcych, pozbawiona ostrych krawędzi, zwijała się posplatanymi ze sobą spiralami i pierścieniami, wybijała wyrostkami na różne strony, pozbawiona jakiejkolwiek osi symetrii. Lecz wygląd był mylący. Iwen znał ten element i wiedział, że nie przedstawia sobą wielkiej wartości. Żimmy nie dawał się o tym przekonać.
– Chyba mówię, że to zwykły śmieć, nie? – Lien był wyraźnie zdenerwowany krytykowaniem swojej wiedzy i umiejętności. – To rezonator pola, chwytasz? W środku nie ma niczego ciekawego. W dodatku jest uszkodzony.
Żimmy sapnął i odwrócił się, by odejść, podrzucając i łapiąc znaleziony przedmiot. Przeszedł kilka metrów, zamachnął się jakby chciał go wyrzucić, lecz zamiast tego odwrócił się i cisnął nim, starannie mierząc w łydkę Liena. Jeden z wyrostków przebił spodnie i utkwił w nodze niczym rzep. Lien syknął z bólu i opadł na kolano.
– Ej, Żimmy! – dobiegł ich głos Arto. Kapitan stał na jednej z najwyższych hałd w okolicy, obserwując całe zdarzenie. – Znajdź coś lepszego. Jeśli mówi: „nie”, to znaczy, że „nie”. Od tego jest.
– On zawsze mówi: „nie”! – odparł poirytowany Żimmy.
– Nie jego wina, że masz pecha. Nie robisz tego dla sławy. Zostaw go i wracaj do szukania.
– Przepraszam, wszystkowiedzący jajcogłowcu – nim odszedł, wargi Żimmiego ułożyły się w lekki, ironiczny uśmieszek. Lien potoczył za nim złym spojrzeniem. Ostrożnie wyciągnął z nogi wbity przedmiot, podwinął nogawkę i zajął się zranieniem.
Iwen już odkrył, że nie był jedyną osobą w grupie, za którą Żimmy nie przepadał. Nie lubił mądrzejszych czy zręczniejszych od siebie, gardził niższymi i słabszymi. Jeśli na tym miało polegać jego starszactwo, to znajomość z nim musiała być trudna.
Spojrzał na kapitana, licząc, że zrobi coś więcej, lecz Arto już zapomniał o całej sprawie. Wraz z Kerellem i Dertem nie zajmował się przekopywaniem przez odpadki. Każdy z nich stał na szczycie innej hałdy, każdy z innej strony penetrowanej przez grupę doliny. Obserwowali okolicę i swoich zbieraczy. Towarzysząca temu czujność wiele mówiła o potencjalnym zagrożeniu.
Starając się o tym nie myśleć, Iwen rozejrzał się za czymś, czym mógłby się zająć. Kilka metrów dalej zauważył dziurę w stoku hałdy. Korpus sporej maszyny wystawał częściowo ze zwałów otaczających ją zewsząd odpadków, tworząc jaskinię wystarczająco dużą, by mógł się do niej wcisnąć. Wyglądała obiecująco, mimo to nikt się nią nie zainteresował.
Szukał czegoś, co zwróci ich uwagę i potwierdzi jego spostrzegawczość. Jaskinia z obudowy maszyny była znakomitą okazją. Rozebrał w swoim życiu niejedno urządzenie. Wiedział, że większość części jest standaryzowana. Znał się trochę na podzespołach – nie tak dobrze jak jajcogłowi, lecz o kosmos lepiej niż wojownicy. Dość, by wydłubać coś cennego z wnętrza takiego wraku. Kucnął przy wejściu. Spróbował potrząsnąć krawędzią korpusu, sprawdzając jego stabilność. Trzymał się mocno, niemniej wślizgując się do środka zachował ostrożność, starając się nie naruszyć równowagi.
Wnętrze obudowy tonęło w półmroku. Blade światło z zewnątrz z początku zdało mu się niewystarczające, lecz po kilku minutach macania na ślepo zaczął dostrzegać kontury wewnętrznego szkieletu. Zabrał się za szukanie centralnej jednostki sterującej, sieci wewnętrznych przekaźników, łączy do sieci zewnętrznej i innych wartościowych drobiazgów. Każde urządzenie o takich rozmiarach zawierało w swoim wnętrzu sieć komunikujących się ze sobą podzespołów oraz organizujące ich pracę układy sztucznej inteligencji – o wiele cenniejsze niż proste elementy, znane z przedmiotów codziennego użytku.
Wydłubał kilka drobnych elementów z okolicy wejścia, ostrożnie obrócił się na plecy i wsunął głębiej, wypatrując panelu kontrolnego. Nie spodziewał się znaleźć procesora – te posiadała jedynie sieć. Wszystkie inne urządzenia kontrolowane były przez mikroprocesory – proste układy logiczne – lub bezpośrednio przez zdalne łącze do sieci. Wzrokiem odszukał niewielką skrzyneczkę z mózgiem urządzenia, jego motem oraz szeregiem modułów pamięci. Przysunął się bliżej i zaczął je wydłubywać, zaczynając od tych najcenniejszych.
Pracował tak kilka minut, gdy coś chwyciło go za kostki u nóg i wyciągnęło na zewnątrz. Serce momentalnie podeszło mu do gardła. Odzyskiwacz! – pomyślał, lecz to był tylko Bebre.
– Nowy, czy próżnia mózg ci wyssała? – spytał z gniewem. – Nie masz się gdzie pchać? Życie ci niemiłe? Chcesz żeby cię zgniotło?
– Spokojnie! Sprawdziłem, mocno się trzyma – Iwen puknął palcem w ściankę korpusu. Klęknął i wyprostował palce lewej dłoni. – Widzisz? To znalazłem w środku. Jednostka centralna, moduły pamięci, przekaźniki… Na pewno warte więcej niż te wasze drobiazgi – wskazał kciukiem za siebie. – To miejsce aż się prosi, by je oczyścić!
– Połowa pewnie dobrze wysmażona. Z takich dużych pudeł dorośli sami wymontowywują wszystko, co cenne, zanim je wywalą.
– Wymontowują – poprawił odruchowo. Bebre łypnął na niego z irytacją.
– A ty co, w nauczyciela się bawisz czy w jajcogłowego?
– Przepraszam.
Bebre mógł mieć rację, lecz Iwen nie wierzył, by spaliło się wszystko na raz. Przed nim nikt nie grzebał w korpusie. Większość z tych rzeczy musiała być sprawna. Już miał mu o tym powiedzieć, gdy poczuł wstrząsy. Najpierw lekkie, potem coraz mocniejsze. Mógł przysiąc, że całe wysypisko zaczęło podskakiwać jak na tańcach. Wstrząsom towarzyszył szum i huk. Dochodził gdzieś z bliska, lecz był zbyt głośny, by Iwenowi udało się go zlokalizować.
« 1 14 15 16 17 18 30 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.