Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 3

« 1 15 16 17 18 19 30 »

Alan Akab

Więzień układu – część 3

– Chodź! – Bebre złapał go za rękę i szarpnięciem postawił na nogi. Leżące luzem śmieci jedne po drugim poczęły zsuwać się po stoku hałdy. W dół ruszyła niewielka lawina lekkiego plastiku. Kilka małych przedmiotów odbiło się od nierówności hałdy, rozlatując się dookoła.
Odbiegli kilkanaście metrów. Kilka sekund później wszystko się uspokoiło, tylko gdzieniegdzie odpadki wciąż zsuwały się powoli w dół. Inni zbieracze także uciekli w stronę środka dolinki. Iwen rozwarł zaciśniętą odruchowo lewą dłoń. Niczego nie zgubił.
Bebre uniósł rękę, wskazując coś nad ich głowami. Kilka metrów pod sufitem, cicho bucząc induktorami, majestatycznie płynął przemysłowy kontener na odpadki, mieszczący do kilku ton złomu. Dolna klapa zamykała się powoli, wracając do pierwotnego położenia. Gdy znikał za hałdą, Iwen usłyszał szczęk magnetycznych zatrzasków.
– Nowa dostawa – podsumował Bebre. – Takie rzeczy się tu zdarzają cały czas.
– Gdzieś blisko – zauważył Iwen. – Może tam coś znajdziemy.
– Dlatego się przenosimy – przytaknął Bebre. – Prawdziwy dar losu! Musimy zdążyć nim…
Z tyłu, dokładnie zza ich pleców, dobiegł ich zgrzyt giętego plastiku i łoskot osuwających się śmieci. Odwrócili się. Obudowa maszyny, w której siedział ledwie dwie minuty temu, leżała przygnieciona obsuniętym stokiem hałdy, spłaszczona jej ciężarem niemal na kartkę.
– Oto dlaczego nie włazimy do każdej dziury, nieważne co jest w środku – powiedział Bebre. – Pomyśl, co by z tobą było, gdybyś wciąż tam był. Nigdy nie wiesz, kiedy co się obsunie.
– Ale… – spojrzał na garść zdobytych podzespołów.
Bebre pokręcił głową.
– Przez coś takiego możesz tu zostać na dobre, ale jak chcesz. Jeśli uważasz, że garść elektroniki jest tego warta, to możesz próbować dalej. To twoje życie.
Bebre miał rację. To niebezpieczna zabawa. Było warto, uznał, spoglądając na sprasowaną obudowę, lecz nie zamierzał tego powtarzać. Pozwolił sobie raz, tylko przez ignorancję.
Uber przyjął zdobycz w milczeniu, choć kiwnięciem głowy potwierdził swoje uznanie. Wśród kolekcji przetworników, filtrów, prostych przekaźników i modułów zasilania układy logiczne były nie lada trofeum – o ile były sprawne.
Całą grupą pośpiesznie przeszli do miejsca nowego zrzutu, gdzie czekały ich świeże, nietknięte przez nikogo części urządzeń. Miejsce było inne, inne było też zachowanie się grupy. Wszyscy gorączkowo zbierali wszystko, co wpadło im w ręce bez dokładnego oglądania. Nawet obserwatorzy byli jacyś nerwowi.
– Pośpiesz się! – popędził go Orfius. – Bierz, co ci się nawinie. Długo tu nie zostaniemy. Towar przejrzymy później. Znajdziesz coś ciekawego, to bierz i szukaj następnego.
Nie pytał, o co chodzi. Pośpiech musiał mieć swoje uzasadnienie. Nie minęło wiele, nim przekonał się, jaka jest tego przyczyna.
Grupa rozsypała się po hałdzie, starając się jak najszybciej przeszukać jak największy obszar. Jak oni, Iwen pełzł niemal na czworakach, zajęty napychaniem kieszeni każdym wartym tego obiektem. Udzieliła mu się gorączka grupy; nie spostrzegł jak i kiedy znalazł się na krawędzi doliny, nie zauważył niczego aż do chwili, gdy coś rzuciło się na niego znienacka.
Napaść była zbyt szybka, nie zdołał zareagować. Czyjeś ramię mocno pochwyciło go za ramiona i poderwało w górę, inne otoczyło szyję, ściskając do utraty tchu. Za późno zrozumiał gorączkę poszukiwań. Ktoś wepchnął mu do ust cuchnącą szmatę, by chwilę potem założyć nelsona, blokując ramiona i naciskając na kark. Nie zdołał nawet zawołać po pomoc, lecz nie musiał.
Obserwatorzy wciąż czuwali. W jego stronę poleciały kawałki plastiku. Jeden trafił go w czoło – był ciężki, uderzenie niemal go zamroczyło – lecz ochrypłe przekleństwa, jakie Iwen usłyszał nad uchem poświadczyły, że większość trafiła we właściwy cel.
Uścisk zelżał. Iwen szarpnął się w dół, wysuwając ramiona. Natychmiast rzucił się do ucieczki. Biegnąc, odwrócił się i spojrzał na próbujących go łapać dorosłych – parę zarośniętych, nędznie ubranych i wychudzonych mężczyzn i pomarszczoną kobietę o wściekłym, niemal obłąkanym spojrzeniu, płonącym gniewem i żądzą zemsty za wdarcie się na ich terytorium. Nie taką stację znali na co dzień jej mieszkańcy.
– Piegus, uważaj! – usłyszał za sobą. Zrozumiał, że nie on jeden był celem – lecz tylko on nie wiedział jak się zachować i tylko on był aż tak nieuważny.
Mimo gradu pocisków, napastnicy pobiegli za nim. Choć wystraszony, Iwen nie stracił głowy. Nie biegł długo. Próbował kluczyć między hałdami, gdy nagle coś złapało go za kostkę i mocno pociągnęło za sobą. Krzyknął cicho, padając jak długi twarzą na stos odpadków. Coś – lub ktoś – wciągało go za stertę śmieci. Bezskutecznie próbował kurczowo uchwycić palcami cokolwiek, co by go zatrzymało. Z naderwanym paznokciem, czując jak coś ostrego rozcina opuszkę jego palca, przestał robić za rozgarniarkę – i wtedy się zatrzymał.
Uniósł się na rękach, próbując przewrócić się na plecy. Jego głowa natychmiast została na powrót przygnieciona do śmieci. Zaraz potem coś przywaliło całe jego ciało.
– Siedź cicho! – rozkazało mu ciche syknięcie. – Nie ruszaj się!
Mając brodę przyciśniętą do zgniecionego pudła, policzek oparty o szorstką plastikową płytę i nos rozpłaszczony na kawałku sztywnej, utrudniającej oddychanie grubej folii uniósł oczy, by spojrzeć na osobę, która przygniatała go do ziemi – czy jakkolwiek by to nazwał. Oddychając najciszej jak potrafił, mimo przyspieszonego oddechu, Dert obserwował miejsce, w którym przechwycił kolegę. Piersią niemal wgniatał głowę Iwena w podłoże, trzymając ręce na jego ramionach. Jego ściągnięta napięciem twarz i skupione spojrzenie przypominały sokoła – jeden z nielicznych gatunków, który na Ziemi wciąż miał się dobrze – chwilę przed atakiem na zwierzynę. Jeden z nich, którego widział Iwen, gdy zaczajony na jaskółkę, zaatakował z parapetu okna, wyglądał dokładnie jak on – kłębek zmysłów, gotowy pociągnąć ciało do działania. Tym razem nie do ataku, lecz do ucieczki.
Leżeli tak ledwie chwilę – Dert, gotowy poderwać Iwena i ciągnąc go dalej, Iwen – z zaciśniętym gardłem gotowy dać się wlec jak najdalej stąd, obaj nieruchomi, choć zdyszani – gdy szelest roztrącanych śmieci oznajmił nadejście pogoni. Dorośli mignęli w wyrwie między kopcami, cisi i zwinni niczym projekcja. Gdy znikli, Dert uniósł wysoko głowę i znieruchomiał, milczący niczym posąg. Nozdrzami zdawał się węszyć towarzyszący napastnikom smród, o wiele intensywniejszy od aromatów wysypiska. Trwali tak, oddychając tak ostrożnie jak tylko byli w stanie, póki nie upewnili się, że tamci byli już daleko. Byli bezpieczni – na razie.
Minęły minuty nim czujność Derta zaczęła opadać. Wreszcie poruszył się. Nacisk na ciało Iwena zelżał. Dert klepnął go w ramię, dając znać, że może wstać. Iwen uniósł głowę i odetchnął.
– Dzięki – wysapał. – Mogli mnie złapać.
– A mogli – odpowiedział z powagą Dert. Nagana w jego głosie była aż nazbyt czytelna. – Co z tobą? Snujesz się jak załamana beksa w potrzebie. Na wysypisku ciała znikają na dobre, bez śladu. Nawet pluskwa nie pomoże. Z takiego jednego, co dał się złapać po kilku rozjaśnieniach znaleziono tylko podgniłą rękę, uciętą przy barku, z pluskwą w środku. Reszty ciała nikt już nigdy nie zobaczył. I to nie jest kolejna, szkolna bajka dla młodszaków – dodał surowo.
Iwen wzdrygnął się, klękając. Przycisnął ręce do piersi. Nie byłby pierwszym, który straciłby na wysypisku życie, ledwie za garść części z odzysku, wartą może kilka impulsów – cenę średniego obiadu. Sądząc po wyglądzie trójki odzyskiwaczy, dawno nie widzieli żadnego na oczy. Nawet tyle nie był tu wart, a jednak uczniowie przychodzili tu, mimo niebezpieczeństwa. Chociaż, przypomniał sobie zachowanie Derta, dla nich to może nie być tak wielkie ryzyko. Dert nie stracił głowy nawet na nanosekundę.
– Będę pamiętał – zapewnił gorąco – Dzięki i przepraszam.
– Gdybym pozwolił ci zniknąć, wszyscy mieliby kłopoty – drugi zastępca uśmiechnął się z wyższością. – Nie zapominaj. Jesteś Nowy.
Jak mógłbym, pomyślał. Obiecał sobie solennie, że nigdy więcej nie pozostanie sam w takim miejscu. Syknął cicho, sprawdzając jak mocno trzyma się resztka paznokcia, po czym oblizał krwawiący palec.
Dert odszedł w stronę jednej z hałd. Odruchowo Iwen ruszył za nim, zauważając przy tym, że nie idą do miejsca, w którym jeszcze nie tak dawno grupa szabrowała odpadki. Kilka zakrętów między hałdami i już byli razem z towarzyszami.
– Zaraza, Nowy! – Kerell wyrósł przed nim jak spod śmieci, a może to Iwen wciąż był w szoku i nie zauważył jego nadejścia. – Mówiliśmy ci byś uważał! Ależ z ciebie nowy!
– Zapomnieliście dodać, że mam aż tak bardzo uważać – odparł.
– To nie oczywiste? Myślisz, że byłoby dla nich problemem by skręcić ci kark, gdyby znaleźli przy tobie coś cennego?
Iwen wzruszył ramionami. Kerell machnął ręką i odszedł. Wzrok Iwena napotkał twarde i surowe spojrzenie kapitana. Tylko on tak potrafił – nic nie mówił, nie pokręcił nawet głową, lecz to było zbędne. Wyraz jego oczu sam w sobie był lepszą naganą niż słowa.
« 1 15 16 17 18 19 30 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.