Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 4

« 1 2 3 4 5 6 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 4

Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Zacisnął pięści. Nie zamierzał pozwalać, aby jakaś dziewczyna uczyła go co ma robić. Stąpasz po świetliście cienkim włóknie, ostrzegł w myśli, pozwalając, by cała złość wymalowała się na jego twarzy.
– Interesuję się tym – warknął wściekle. – Staram się odkryć, kto się na niego uwziął.
– Ach, więc tydzień wystarczył – stwierdziła ironicznie. – Wielki, sławny Arto był w stanie zauważyć, że ktoś bije Iwena! Wielki sukces! – jej twarz się zmieniła. Zapłonął na niej gniew. – Ułatwię ci. Ten kretyn, którego szukasz, to Anhelo Lousse, dzieciaku, z klasy 9c. Zdaje się, że jego grupa nazywa się Niebiańskie Wrota.
Arto nie był aż tak wściekły, by nie dotarło do niego znaczenie jej słów. Anhelo znany był ze swojej brutalności, bezwzględności i… Wiedział, co o nim mówiono, wierzył w to, ale nie wiedział, ile w tym prawdy.
– Co, zaniemówiłeś?
– Myślę! – polubownie uniósł rękę. Niech to śluza, a dzisiaj wyprawa do magazynu…
– Ach, nareszcie jakaś odmiana. Dobra. Wiesz już kto, więc radzę ci byś się tym zajął.
Jasne. Zająć się Anhelo. Proste. Jest starszy tylko o cztery lata. Może jeszcze przy okazji stłuc kilku jedenastaków? Siostra Nowego najwyraźniej nie wiedziała, kiedy należy się zamknąć. Znowu poczuł złość.
– Bo co? Może naskarżysz? Wy, dziewczyny, jesteście takie… dziecinne!
– Znalazł się dorosły!
– Zrób to, a zobaczysz, co zrobią z wami starszaki. Będziesz mogła przyszykować sobie i bratu ładną, wygodną puszkę – prychnął pogardliwie. – Nie macie pojęcia, jak się to załatwia.
– A czy taki głupi, zarozumiały kociak może cokolwiek wiedzieć? Myślisz, że dziewczyny się skarżą? Szczurzy bobek! Jesteś beksą, czy może zwyczajnie i po prostu za tępy, by zrozumieć, co to znaczy dbać o kogoś? – pokazała mu zaciśniętą pięść. – Radzę ci, abyś zajął się tym, co do ciebie należy albo ja zajmę się tobą!
Arto spojrzał na nią ze zdumieniem, a potem wybuchnął szczerym śmiechem. Po prostu nie mógł przestać. Kilku przechodzących uczniów aż się odwróciło. Była tak bardzo zabawna udając starszaka, myśląc, że jest starszakiem, że nie mógł się powstrzymać.
Ros sapnęła gniewnie. Jej rzekomo nagły ruch ręki był dla Arto przeraźliwie wolny. Odskoczył, wciąż się śmiejąc, unikając siarczystego policzka.
– Siostrzyczko, jesteś za wolna! – spróbował się opanować, lecz szeroki uśmiech wciąż rozciągał mu usta. – Lepiej wracaj do swoich koleżanek i chłopaka, bo jeszcze ktoś cię skrzywdzi!
W jej oczach zapłonął dziki błysk gniewu. Arto nie zwrócił na to uwagi. Dziewczyny nie potrafiły walczyć. W porównaniu z nią Nowy był mistrzem, ona po prostu jeszcze o tym nie wiedziała. Siostrzyczko, nie jesteś na Ziemi, stwierdził w myśli, tu są sami prawdziwi twardziele a nie dziewczynki w spodniach. Nawet twój chłopak, jeśli znajdzie się taki, który chce mieć coś wspólnego z taką jak ty, nie tknie mnie palcem. Gdyby inni się dowiedzieli, że biega za młodszakiem, bo tak kazała mu jego dziewczyna…
Ros pogroziła mu zaciśniętą pięścią.
– Lepiej uważaj! – syknęła. – Ciesz się, że cię potrzebuję. Inaczej pokazałabym ci, że kobiety z Ziemi potrafią poradzić sobie z takim bezczelnym karzełkiem jak ty! Jeszcze się doigrasz! – odwróciła się na pięcie i odeszła.
I kto tu był bezczelny?
– W każdej chwili, siostrzyczko! – zawołał za nią. – Jak jesteś taka mocna, to sama się o niego zatroszcz!
Odwróciła się w jego stronę, lecz nie zatrzymała. Gdy znikła na schodach, rozejrzał się dookoła. Odetchnął głęboko. Już się nie uśmiechał. Dziewczyny, pomyślał z pogardą. Nadają się tylko do tego, by z nimi handlować. Wolał sobie nie wyobrażać jak wyprawiają się do magazynów. Były takie zarozumiałe i pewne siebie, jakby to, że wyglądają na dorosłe sprawiało, że rzeczywiście takimi się stają. Według niego były ledwie mało sprytnymi, choć wyrośniętymi dziećmi.
Rozmowa wzbudziła sensację wśród młodszaków. Kilkanaście par ciekawskich oczu obserwowało każdy jego ruch. Kilku młodszaków od razu pobiegło na górę, w ślad za dziewczyną. Dostrzegł dwóch ironicznie uśmiechniętych wojowników z Gwiezdnej Flary. Na wielki kosmos, taki wstyd! Musi nauczyć Nowego jak postępować z siostrą. Lecz ani przez chwilę nie wierzył, że to on ją przysłał.
Anhelo… Nie bez powodu nazywali go Aniołem Śmierci. Nie bez powodu lubił to przezwisko. Nie bez powodu zmienił nazwę swojej grupy na Niebiańskie Wrota. Tamten chyba nazywał się Herry, przypomniał sobie. Mówili, że to był wypadek, lecz wszyscy dobrze wiedzieli kto był z nim tamtego rozjaśnienia na Przystani. Dwóch innych nie wytrzymało; sami poszli na drugą stronę, kilkunastu innych trafiło przez niego do akademii. I była jeszcze Włócznia. Od Anhela uciekał każdy, kto mógł, nawet rówieśnicy z grupy. Zostali przy nim tylko tacy jak on; niewielu, ale byli. Każdy miał nadzieję, że nigdy nie będzie miał z nimi do czynienia. Robaki mogły być jego dziełem. Mógł pilnować Nowego i obserwować reakcję jego kapitana. To było logiczne, lecz Rejkert twierdził, że robaki nie były identyczne…
Rozumiał, że Nowy jest nowy, ale dlaczego nie przyszedł z tym do niego? Gotów był poświęcić życie za jego szacunek? Zdziwił się, gdy złapał się na tej myśli. Nie mój, uznał, lecz grupy, ale nie mógł zapomnieć jak czasem Nowy mu się przyglądał. Poczuł, że w jakiś dziwny sposób mógł być odpowiedzialny za to, co się stało.
Zaczął obawiać się, że udzielenie Nowemu pomocy może okazać się zbyt kosztowne, lecz nie chciał go tak od razu wyrzucać. Jeszcze nie. Dopiero jak nie będzie miał wyjścia. Nikt nie będzie wtrącać się do jego grupy, nawet Anhelo.
Ruszył w stronę klasy. Niemal natychmiast został otoczony przez towarzyszy. Coś usłyszeli? Ich wesołość nijak się miała do ponurego nastroju, w który sam wpadł. Tylko Żimmy był poważny. Nic nie mówił. Tak, on musiał słyszeć.
– Dobrze słyszałem, kapitanie? – spytał jeden z wojowników. – To siostra Nowego?
– Potrzebuje opiekunki? – zachichotał inny. – Nasze niańki nie wystarczają?
Arto odwrócił się gwałtownie. Twarz chłopca usiana była piegami niczym przestrzeń gwiazdami. Linia, jaką tworzyły pod oczami, przypominała Drogę Mleczną. Teraz konstelacje jego piegów były poprzestawiane przez zmarszczki lekko złośliwego uśmiechu.
– Kopalniany kloc! – siła gniewu sprawiła, że nawet gdyby to wykrzyczał, nie sprawiłby tym takiego wrażenia. Chłopiec zesztywniał. Zapamiętam cię, Alsza. Przypomnę ci wszystko, gdy sam będziesz miał kłopoty.
Zatrzymali się, nie rozumiejąc jego złości.
– Jeśli któryś będzie się nabijać z Nowego za to, że ma taką głupią siostrę – ostrzegł – to tak mu przyłożę, że będzie sklejał twarz taśmą. Nie jego wina, zrozumiałe?
Jeden z chłopców kiwnął głową. Kerell.
– Jasne, kapitanie. Też jest nowa. Nie wie, co się dzieje.
– Dokładnie – potwierdził. – Nowy jest od niej mądrzejszy, więc to nie dziedziczne – uśmiechnęli się lekko, lecz jemu nie było do śmiechu. – Ale jego kopalniana siostra na coś się przydała. Wiem już kto na nim siedzi. Anhelo.
Kilku wbiło wzrok w podłogę, nagle zainteresowawszy się czubkami swoich butów. Kilku spojrzało po sobie. Ktoś gwizdnął, cicho, lecz przeciągle.
– No to nieźle. Z takim niewiele możemy zrobić.
– Nowy jest już trupem.
– No chyba. Tu nie pomoże nawet Gwiezdna Flara…
– Nie każdy, kogo dopadł Anhelo zaraz lądował w puszce – Arto spróbował ich uspokoić. – Może zanim oddamy Nowego Ziemi spróbujemy mu pomóc? Będziemy musieli go pilnować. I obserwować Anhela – czy mu się zdało, czy na kilku twarzach zauważył strach? – Jak obaj będą blisko siebie, będziemy ogłaszać alarm… – wzrok Arto natrafił na Kerella. Coś go tknęło. Orfius też był razem z nimi. Rozejrzał się, klnąc się w duchu, że wcześniej o tym nie pomyślał. – Gdzie Nowy? Kto go widział ostatni?
Chłopcy zaczęli się rozglądać. Nowego rzeczywiście nie było, podobnie kilku innych wojowników, lecz na nich nikt nie polował.
– Nie stójcie tak, tylko go znajdźcie! – rozkazał, głośniej, niż zamierzał.
Wszyscy się rozbiegli, niektórzy z wyraźną niechęcią. Zapamiętał ich. Potrzebował wojowników, na których mógł polegać. Ochrona z Gwiezdnej Flary rozglądała się niepewnie, nie wiedząc co robić. To już ich problem. Nie potrafili upilnować Nowego, to niech się martwią jak upilnować innych.
Już chciał odejść, gdy Żimmy go zatrzymał.
– Ty poważnie o tym Nowym? – spytał cicho. – Porywasz się z pięściami na plaszkło!
– Śmiertelnie poważnie. Miałeś go pilnować!
– A widziałeś kiedy i gdzie zniknął? Był z nami jeszcze niedawno. Przegapiłem go, ale to się więcej nie powtórzy. Jednak…
« 1 2 3 4 5 6 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.