Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 6

« 1 6 7 8 9 10 11 »

Alan Akab

Więzień układu – część 6

Co z tego, że miał rację. Nie chciał jej mieć, nie tym razem. Puścił go, zacisnął pięści i uderzył wiszącą obok skrzynkę automatu dozującego wodę. Coś zadudniło w środku. Przez zamkniętą komorę przeleciała struga cieczy, rozlewając się w powietrzu niczym garść koralików. Sekundę później z bocznego otworu wyskoczyło kilka małych, kulistych automatów. Zebrały latającą wodę i znikły wewnątrz skrzynki.
Nie zamierzał mówić Burisowi o obcych modyfikacjach. Mógłby narobić kłopotów. Nie rozumiał, że sprawa już jest przegrana, że walczą z kimś, kto jest lepszy i być może robi takie rzeczy dłużej. Próbując go dorwać Buris może popełnić głupstwo, za które zapłacą obaj.
Oparł rękę o skrzynkę i położył na niej głowę. Zamknął oczy. Tyle starań i wszystko na nic. Zaraza! Gdyby było więcej czasu, gdyby zaczął wcześniej… Jedyną korzyścią, jaką z tego wyniósł była świadomość, że może pracować dwa razy ciężej niż teraz. Bez problemu utrzyma tę robotę przez wiele kolejnych lat.
– Myślałeś, że próbuję cię oszukać? – odwrócił się do milczącego Burisa. – Więc proszę. Załatw reaktor. Wyślij zapotrzebowanie! Zobaczysz co się zacznie dziać.
– Niech to zaraza! – Buris zaklął. Nie wyglądał na takiego co łatwo się poddaje. – Musi być inny sposób…
– Jaki? Taki jak tamtego głupca, który usmażył się w puszce? A może chcesz ryzykować konserwację?
Po wyrazie jego twarzy poznał, że nawet on nie posunie się tak daleko.
– Miałem na myśli inny sposób ucieczki, w tym samym kadłubie.
– Bez reaktora?
– Jeden już mamy – Buris założył ręce.
– Jeden to za mało – Wilan odczepił się od skrzynki automatu i siadł na ławce. – Znasz się na bilansie mocy statku? Jak rośnie jej zużycie wraz z osiąganą prędkością? Znasz charakterystykę krzywej wydajności emitera?
– Trochę.
– Jeśli się podepniemy pod reaktor, emiter nie otrzyma optymalnego poziomu mocy – palcem wykreślił w powietrzu kilka linii, rysując niewidzialny wykres. – Pole zero-inercji też ma swoje natężenie, jak emiter. Im większe przeciążenie, tym więcej energii potrzeba, by je zniwelować. Dokładniej, do podtrzymania samego kokonu zero-inercji potrzeba jej dwa razy tyle, co do przyspieszenia jej zawartości zgodnie z przyspieszeniem statku. Już jedna komora zżera jej dość, a my mówimy o minimum czterech! Reszta urządzeń też potrzebuje energii. Z jednym reaktorem będziemy wolniejsi. Nie osiągniemy poziomu dziewięćdziesięciu ośmiu, ale… Nie liczyłem dokładnie, ale na oko będziemy mieć osiemdziesiąt pięć C. Zwykły, najwolniejszy krążownik wyciąga dziewięćdziesiąt dwa. Jak myślisz, ile minie czasu, nim zauważą, że nas nie ma? Lub naszych dzieci?
Co z tego, że krążowniki są większe. Każdy z nich miał dwa emitery, silniejsze niż ten na pokładzie, każdy zasilany dwoma niezależnymi reaktorami. Według osiągalnych dla niego danych, w Układzie było około dziesięciu krążowników, większość w naprawie, lecz dwa były w pełni sprawne. Nawet jeśli wystartują pół roku po nich, do celu dotrą przed nimi.
Buris nawet się nie zastanawiał nad odpowiedzią.
– Gdy one znikną, będą o tym wiedzieć w jeden dzień. Gorzej im będzie dojść co się stało…
– Długo im zajmie skojarzenie naszego zniknięcia z momentem odczepienia kadłuba? Góra miesiąc, tyle im daję, choć równie dobrze może minąć tydzień. Wtedy to będzie wyścig. Bez drugiego reaktora nie dotrzemy do celu przed nimi. Bez niego… – oparł głowę o ścianę. Zamknął oczy i dokończył z rezygnacją – bez niego oni będą na nas czekać. Dzięki nam Flota będzie miała ćwiczenia w warunkach bojowych. Prawdziwe przechwycenie wrogiej jednostki. To się ich kapitanowie ucieszą.
Przez chwilę panowała cisza.
– Za szybko się podajesz – Buris siadł obok. – To tylko jedna rzecz.
– Czasem wystarczy tylko jedna rzecz. To jest ta jedna.
– Nie wierzę. Nie widzisz tego właściwie. Miałeś plan, wszystko przemyślałeś, pracowałeś przy nim stertę czasu i teraz jesteś tym tak zmęczony, że nie widzisz wyjścia. Ale ono na pewno gdzieś jest! Wciąż mamy dostęp do sprzętu stoczni, wciąż mamy możliwości i nikt wciąż się w tym nie połapał. Stać nas na więcej niż Fila.
Buris przynajmniej miał wiarę. Wilan ją stracił, może chwilowo, a może na dobre. Nie mógł słuchać jak Buris robi sobie złudne nadzieje, gdy tymczasem wszystko będzie tam sobie leżało. Ukryte komory i dokonane modyfikacje dotąd były niezbędną częścią ryzyka. Teraz należało je usunąć.
– Mylisz się. Będzie nam trudniej. Mieliśmy spadki wydajności. Pewnie nadgonimy termin, ale ktoś na górze może sobie zażyczyć zmian personalnych. Proponowałbym ci skupić się nad poprawianiem swoich wyników i zacieraniem śladów. Mamy na pokładzie dwie nielegalne komory inercyjne. Musimy się ich pozbyć.
– Zaraz, zaraz! Ja się jeszcze nie poddaję! Mamy problem tylko z jedną rzeczą. Skupmy się na tym jak ją ominąć zamiast spisywać wszystko na straty, co? Wyobraź sobie, że wszystko idzie zgodnie z planem i one tam mają być…
– Przestań robić ze mnie durnia! – Wilana irytował ten uparty i niczym nieuzasadniony optymizm. – Mamy dwa problemy. Pierwszy to brak komór, drugi to brak reaktora. Pokaż mi nowy reaktor, wtedy przestanę się martwić.
Typowo złodziejska sprawa, pomyślał. Mamy nielegalny towar i brak nam pasera, więc trzęsę się ze strachu przed policją. Świetliście dobre porównanie.
– Dobra, ukryjemy je. To ja je pakowałem, w razie czego wszystko będzie na mnie. Gdzieś widziałem kilka dużych, pustych skrzyń. Zapakuję je do środka i postawię gdzieś z boku. Nawet jak ktoś je otworzy, no to co? Pomyliłem się. Zamiast komór wyniosłem skrzynie ze złomem. Wielka rzecz.
– A jak ktoś sprawdzi komory i pozna, że wszystkie działają?
– Błąd aparatury pomiarowej – wzruszył ramionami. – Albo usterka gdzieś na linii. Zdarza się. Kazałeś zerwać stare przewody i wymienić przekaźniki, więc nikt tego nie sprawdzi.
Właściwie czemu nie. To się mogło udać.
– Też nieźle kombinujesz – przyznał. – Marnujesz swój talent.
– Ja się nie poddam. Może znajdę sposób. Mamy jeszcze trochę czasu.
– Reaktory są tylko w magazynie – przypomniał. – Wyciągniesz je stamtąd, tak aby nikt się nie połapał? Nie – poprawił się. – Najmocniej przepraszam. Jest jeszcze ten na statku, sprawdzony, zaplombowany i zabezpieczony na drogę. I zawsze pozostają pomocnicze reaktory stacji. Spróbujesz wyjąć jeden, tak, by nikt niczego nie zauważył?
Buris spojrzał na niego, zły.
– Mógłbyś sobie nie żartować – sapnął. – Myślę nad poważnymi sposobami.
Wilanowi opadły ręce. Buris nie przyjmował do wiadomości prostej rzeczy – sam pomysł zdobycia reaktora był niepoważny.
– Więc myśl dalej – wstał, zamierzając się wreszcie przebrać. – Powiedz mi jak ci się uda. Zawieszam cały plan. Kombinuj z komorami co chcesz, ale dobrze ci radzę, lepiej rzucić to wszystko w otchłań.
Przebrał się. Buris wciąż siedział i myślał.
– Idę do baru – oświadczył mu na koniec – porozmawiać z chłopakami, jak robiłem to zanim zacząłem zamęczać się po godzinach dla niemożliwego. Możesz dołączyć, ale najpierw zapomnij o reaktorach.
Może nikt nie uzna tego za dziwne, że właśnie wtedy, gdy mamy opóźnienia, ja przestaję do późnych godzin wysiadywać w pracy. A co mi tam, nadrobimy te straty. Kiedy tylko zechcę.
• • •
U wejścia minął się z pośpiesznie wychodzącą osobą. Od razu dostrzegł Lerszena. Siedział przy stoliku w rogu, sam, choć w lokalu było wielu inżynierów z ich zmiany. Niemal na drugim końcu sali zauważył Rubia, wraz z jego zwyczajowymi partnerami barowych dyskusji – Kanderem i Palo. Rubio gestem zaprosił go do siebie. Kiwnął głową, lecz chwilę potem uniósł dłoń, dając znać, że dosiądzie się później. Zignorował zdziwione spojrzenie Rubia i podszedł do Lerszena. Choć zespół wyraźnie go unikał, po ludziach chodziły plotki, że Lerszen rozumie pewne sprawy i nie boi się o nich mówić. Pamiętał o automatach, lecz dziś było mu wszystko jedno.
Lerszen zauważył go dopiero gdy stanął po drugiej stronie stolika. Nic nie zamówił, nic nie pił, po prostu tu siedział, na wpół zamyślony. Jego samotność wyglądała na niechcianą.
– Mogę się dosiąść? – spytał.
– To wolny układ, jak mówią – Lerszen uśmiechnął się smutno i ironicznie.
Wilan usiadł naprzeciwko. Rozejrzał się.
– Może nie powinieneś się trzymać z boku.
– Nie powinienem? To nie ja się trzymam z daleka od innych, tylko inni trzymają się z daleka ode mnie. Nie mogę ich za to winić. To tylko ludzie. Nikt nie przepada za osobami, które są śledzone. To żadna tajemnica. Niektórzy, nawet tutaj, nie lubią ludzi, którym nie podoba się to, gdzie żyją i którzy nie boją się krytykować. Wolność słowa to bardzo niewygodna rzecz dla naszego Rządu.
Zatem Lerszen wiedział. Kosiarze pilnowali go, bo był nowy, czy może, poza zawodową podejrzliwością, mieli jakiś inny, naprawdę dobry powód?
« 1 6 7 8 9 10 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.