Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 7

« 1 11 12 13 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 7

Iwen spróbował spojrzeć wzdłuż korytarza. Nagle uderzył głową w szybę i oparł czoło o jej chłodną powierzchnię.
– Niech to śluza! – zaklął lekko. – Arto, to przeze mnie! Zapomniałem ustawić limit czasu!
– Sam mówiłeś, że to żadne przestępstwo – uspokoił go. – Łapali nas na kradzieżach i jakoś to wytrzymaliśmy. Poza mną i Patrzałką byli tu wszyscy, niektórzy po dwa razy, a policja nic im nie zrobiła. Wypuszczą nas jak tylko zjawią się rodzice. Założę się, że moi będą pierwsi!
– Chyba moi! – Iwen lekko się uśmiechnął, pokazując zęby. Nie byli takimi grzecznymi dziećmi, za jakich ich brali. – Nie wiesz jak oni reagują na takie numery.
Usiedli na pryczy. Arto oparł się o ścianę, podłożył ręce pod głowę i rozmarzył się. Wirtualna bitwa… O ile wszystko stałoby się łatwiejsze! Mogliby tam walczyć, trenować… Symulacja bólu na pewno nie byłaby pełna, ale z walki wychodziliby bez szwanku. Nie musieliby się malować i leczyć zranień, nie potrzebowaliby się włamywać po leki do magazynów… Co tam! Można by zastąpić terminalami całą szkołę! Leżałby w domu, albo w terminalu… lecz wtedy musiałby się uczyć. Wszyscy zostaliby jajcogłowymi. Co by było lepsze? A może dałoby się przesyłać wiedzę prosto do mózgu, jak te obrazy? Jeśli chodziło o maszyny, dorośli nie byli tacy głupi. Mogliby kiedyś coś takiego zrobić. Po co komu wtedy byłaby szkoła?
Pomyślał nad tym, co widział i przeciągnął się z zadowoleniem. Znowu oszukał dorosłych, zobaczył to, co chciał. Lecz obiecał sobie, że więcej tego nie powtórzą. Muszą bardziej uważać, nie tylko na policję. Przypomniał sobie dorosłego z promenady. Siedzieli tam cztery godziny i nie zareagował. Nie chciał, nie mógł czy zwyczajnie o to nie dbał?
• • •
Niemal szturmem Ene wdarła się do aresztu, nie zwracając uwagi na towarzyszącego jej uprzejmego, acz nieustępliwego policjanta. Gdy odebrała wiadomość z początku była zła, na wszystko – na kretyńskie prawa, na męża, za to, że ciągle wysiaduje w pracy, na syna, bo cały dzień włóczy się gdzieś po stacji i na siebie, że nie jest w stanie go upilnować, choć cały dzień siedzi w domu. Potem uznała, że areszt mu się należy. Niedawny powrót w eskorcie Kosiarzy… Była gotowa uznać, że spędzenie tu nocy, czy nawet następnego dnia, nie byłoby surową karą. Na pewno nie wsadzili Arto do celi z prawdziwymi przestępcami. To w końcu tylko areszt. Tylko jak by to na niego wpłynęło? Niech no tylko, na kosmos, nie zacznie się do tego przyzwyczajać! Na koniec po prostu usiadła i zastanowiła się nad wszystkim. Czego mogła oczekiwać, skoro Arto miał ojca ledwie godzinę rano i dwie lub trzy godziny wieczorem? Co by powiedział Wilan, gdyby był w domu?
Teraz doszła do wniosku, że nie ma o co się złościć. To tylko oskarżenie o używanie sprzętu wbrew przepisom, oszukanie komputera i nielegalne wejście do sieci. Sama w młodości wymuszała na terminalach dodatkowe godziny, by spędzić z chłopakami chwilę bezpiecznego seksu. Nie raz miała przez to kłopoty z policją. Arto jest dzieckiem, a dzieci same biorą to, co uważają, że im się należy.
Jeszcze o tym porozmawiamy, obiecała sobie, idąc z policjantem przez korytarz aresztu. Ja, mój mąż i nasz syn. Większość mijanych cel była pusta. Ta, której szukali, nie była daleko.
Widząc ją Arto poderwał się na równe nogi.
– Wygrałem! – zawołał radośnie, lecz na widok jej srogiej twarzy natychmiast spochmurniał. Ładnie, pomyślała ironicznie. Mój syn nie skończył jedenastu lat, jest w areszcie i już mu się tu podoba. Pięknie, po prostu pięknie. Ten Iwen, rozrabiaka, źle na niego wpływa.
Z drugiej strony… Ene dawno nie widziała go tak uradowanego. Śmiał się, po raz pierwszy od kilku lat i nawet zaczął rozrabiać. Jego samodzielność i nienaturalny spokój zawsze ją trochę niepokoiły. Czy rozwijał się prawidłowo? Skąd miała, na wszystkie gwiazdy, wiedzieć jak stacja wpływa na dzieci? Niby żyło się tu tak samo jak w wieżowcach, ale brakowało tu nieba, prawdziwej otwartej przestrzeni, naturalnego, słonecznego światła… Zaraza, poza promenadami nie było tu nawet okien! Dookoła tylko kosmiczna próżnia i sztuczne ciążenie.
Naukowcy, tak rządowi, jak niezależni, często krytykujący tych pierwszych, w jednym byli zgodni – lata życia w takich warunkach nie wywierały wpływu na rozwój dzieci i zachowanie dorosłych, nie powodowały żadnych mierzalnych zmian psychicznych czy fizjologicznych. Jednak Ene instynktownie wyczuwała, że coś tu jest nie tak, choć nigdy nie potrafiła wskazać przyczyny. Dzieci na Ziemi tak się nie zachowywały. Ona tak się nie zachowywała, gdy była w szkole, ani jej koledzy. Władze i lekarze zapewniali, że życie na stacji jest całkowicie bezpieczne, lecz to nie zmieniało ilości wypadków, okresowych wybuchów agresji w szkołach czy aktywności Podziemia. Takie zdarzenia tłumaczono poczuciem zagrożenia płynącego z niebezpiecznego i stresującego środowiska, czyli ze stacji. W końcu żyli w maszynie, nawet jeśli była przystosowana dla ludzi. Dzieci miały prawo jakoś to odreagować. Tylko czym różniła się maszyna na orbicie od maszyny ziemskiego wieżowca?
Stanęła przed nimi. Obaj chłopcy stali się śmiertelnie poważni. Podeszli do szyby i oparli o nią dłonie. Na ich spuszczonych, przepraszających twarzach malowało się poczucie winy.
– Przepraszam – powiedzieli niemal jednocześnie. Rozmawiali przez wbudowany w szybę system przekaźników i membran. Ene założyła ręce. O tak, mieli za co przepraszać. Obaj. Arto stał się trochę zbyt samodzielny. Może nadszedł czas, by to zmienić?
Policjant przyłożył rękę do drzwi. Kontrolka na ścianie zaświeciła się, mechanizm odblokował się z cichym szczękiem i płyty rozsunęły się na boki.
– Artoro Waspers – odczytał z jednego z dwóch trzymanych w ręku identyfikatorów. – Ty możesz iść. Ty zostajesz – pogroził Iwenowi.
Chłopiec posmutniał. Rous jeszcze nie przyszła. Ene zrobiło się go żal.
– Panie oficerze, jeśli nie ma pan nic przeciwko, zabrałabym ich obu – oświadczyła. – Wiem gdzie mieszka Iwen. Nie sądzę, by powinien zostać tu sam.
Policjant spojrzał na chłopców, potem na nią.
– Nie to, że nie chcę, ale nie mogę. Nie zależy mi, by tu siedział, ale takie są przepisy. Muszę go oddać w ręce rodziców.
– Nawet gdyby miał przez to siedzieć do jutra? – oburzyła się. – To w końcu areszt!
Policjant objął palcami brodę i przez chwilę patrzył na chłopców. Wahał się.
– Naprawdę nie mogę – powiedział w końcu. Iwen spuścił głowę.
– Nie martw się, długo tu nie posiedzisz – pocieszył go Arto. Odwrócił głowę do policjanta, spojrzał na matkę – Możemy tu poczekać?
– Chłopcze, to nie hotel, tylko areszt! – policjant kciukiem wskazał na odległe cele. – Tym bardziej nie przechowalnia dla dzieci. Nie trzymamy was tu dla przyjemności.
Ene już rozważała czy nie powinna być bardziej stanowcza, gdy problem rozwiązał się sam. Drzwi na końcu korytarza otworzyły się. Rous szybkim, zagniewanym krokiem ruszyła w ich stronę. Skinęła głową w stronę Ene. Ene niemal teatralnym gestem wskazała na dzieci.
– Znów coś ci strzeliło do głowy? – zdenerwowana bardziej niż Ene, Rous stanęła przed swoim synem – Mało ci problemów? Myślałam, że wreszcie się uspokoiłeś, a tu to…
– Przepraszam – powtórzył Iwen. – Naprawdę.
Policjant odsunął się, pozwalając obu chłopcom wyjść na korytarz.
– Powinny panie bardziej uważać na swoje pociechy – powiedział. – Terminale na stacji nie są przystosowane dla dzieci. Natężenie impulsu jest nastawione na dorosłego człowieka, brak im odpowiednich zabezpieczeń i nie generują standardowego sygnału nierzeczywistości.
Arto stanął przed nim. Wbił wzrok w podłogę.
– Przepraszam, panie oficerze – powiedział. – Już nie będziemy. Zobaczyłem, co chciałem.
– Mam nadzieję – policjant wyglądał na udobruchanego. – Zrozum, to nie jest w pełni bezpieczne. Mogłeś przeładować neurony. Bolała cię głowa, co? Zabić to cię nie zabije, ani nie zamieni w inwalidę, na to nie pozwoli żaden terminal, ale regeneracja u lekarza by cię nie ominęła. Bawcie się z dala od nich – dodał oddając dzieciom identyfikatory.
Tak jakby na stacji dość było miejsc, gdzie dzieci mogłyby się bawić, pomyślała Ene.
– Gdzie mam się zgłosić po rzeczy mojego syna? – spytała.
– To ich pierwszy raz u nas – policjant wzruszył lekko ramionami, spoglądając na Iwena. – Nic nie ukradli, żadnych poważnych kłopotów w przeszłości… Nie wyglądają na przestępców… jeszcze… Nie było potrzeby ich przeszukiwać.
Policjant wyjął z kieszeni niewielki przedmiot, którym pokiwał ostrzegawczo w stronę Iwena. Prosty mikroukład zapętlający. Zdumiewające, że ta sztuczka wciąż była w użyciu. Ene uśmiechnęła się do swoich wspomnień i młodzieńca, który ją tego kiedyś nauczył.
« 1 11 12 13 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.