Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 9

« 1 8 9 10 11 12 »

Alan Akab

Więzień układu – część 9

Zem znów ruszył przed siebie.
– Taka jest szkoła. Tego nienawidził w niej Dael. To o wiele bardziej skomplikowane niż myślimy. On zdawał się coś z tego rozumieć, dlatego zaczął ode mnie. Stałem się jego pierwszym eksperymentem.
– Eksperymentem? W jakim sensie?
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– W takim, jakim widzisz. Zawdzięczam mu swoje umiejętności, a przez to moją pozycję w szkole, tak jak ty. Trenował mnie i powstrzymał przed zmianą w wyrzutka, a pewnie i w beksę. Przekonał mnie, że mogę i potrafię walczyć. Na tym polegał jego eksperyment: chciał sprawdzić czy jajcogłowy może się stać prawdziwym wojownikiem. Kto wie, może gdyby je ja, nie wpadłby na ten wariacki pomysł? Dziś myślę, że on po prostu musiał spróbować. Tak bardzo starał się zmienić szkołę, że w końcu znalazł na nią sposób.
Zmienić szkołę? Zdumiał się. Tak, to mogło być wyjaśnieniem zagadki. Dael walczył z dorosłymi. Był inny niż inni. Sprawił, że Arto został dobrym kapitanem. Nie wiedział jak, choć to na nim odbył się ten eksperyment. Czy to samo chciał zrobić ze szkołą?
– Było nas już sześciu, gdy Dael wybrał dwunastu młodszaków, każdego z innej klasy – ciągnął Zem. – Ty byłeś jednym z nich. Mieliście zostać kapitanami, których potrzebował. Z nami mu nie wyszło. Twierdził, że byliśmy już za starzy, zbyt przywykli do szkoły. My byliśmy eksperymentem, młodszaku, wy mieliście być właściwym planem. Uczył was, a my staliśmy się obserwatorami. To wy mieliście zmienić szkołę, przejść przez nią jak ożywczy podmuch świeżego powietrza przez korytarz, dając młodszakom nowy wzór do naśladowania. Współpraca zamiast walki. Był jednak pewien warunek. Jeśli zmiana miała być trwała, wasza współpraca musiała powstać sama z siebie, bez jego pomocy. Żaden z was nie mógł wiedzieć ani o nas, ani o pozostałych.
Arto zadrżał. Więc się nie mylił. Zem był dziwny, w taki sam sposób jak on. I takich jak ja jest dwunastu, pomyślał. Kim oni są? Czy ich znam? Jeśli są kapitanami, to na pewno. Muszę ich znać. Potem o to zapytam. Muszę zapytać.
– Niestety, los chciał inaczej. – Zem mówił dalej. – Dael nie zdążył otworzyć wam oczu. Byliście za mali, a on odszedł za szybko. Nie poznaliście szkoły takiej, jaką on widział, ani jaką chciał ją zobaczyć. Gdy już zaczynaliście coś rozumieć, gdy Dael zaczął do was docierać, gdy niemal byliście gotowi… – pokiwał głową.
– Wtedy zginęli jego rodzice – odpowiedział za niego.
– Głupi wypadek – Zem przytaknął. – Mógł zdarzyć się każdemu. Gdyby był wtedy z nimi, skończyłby tak samo. Może to byłoby nawet lepsze, dla niego, dla nas, dla was… lecz przeżył i miał czas, by zadecydować. Nim odszedł, zostawił was pod naszą opieką. To był błąd.
Arto przypomniał sobie coś z ich ostatniej rozmowy. Czy Dael nie powtarzał zawsze, że będzie go uczyć? Lecz ani słowem nie wspomniał, że byli inni…
– Dael was uczył. Uczył ciebie. Dlaczego ty nas nie uczyłeś?
– Nigdy nie miałem tej wiary co on. Nikt z nas jej nie miał. A gdy odszedł… gdy zrobił to z własnej woli, niektórzy z nas poczuli się zdradzeni. Nie myśleliśmy o jego planie, nie w taki sposób, w jaki on by chciał byśmy myśleli – uśmiech Zema był dziwnie gorzki, jak grymas. – Minął rok, Dael milczał i zrozumieliśmy, że więcej się nie odezwie. Wtedy zaczęliśmy go nienawidzić. Dael ostrzegał, że każde dobre uczucie, jak przyjaźń czy miłość, łatwo zmienia się w nienawiść i gniew. Nie wierzyłem mu, lecz tak się stało, a ja nawet nie dostrzegłem kiedy. Zostawił nas niekompletnych, na wpół obudzonych, otworzył nam oczy, lecz nie wyjaśnił co widzimy. Zostaliśmy sami, słabi przez wiedzę, jaką nam przekazał. Wolność, uczucia, przyjaźń…
Zem stanął. Oparł się plecami o ścianę. Pochylił głowę. Mówił z trudem, niemal z wysiłkiem. Arto ledwie zauważył, że ich ochrona się zatrzymała i odwróciła do nich plecami. Całą swoją uwagę skupił na Zemie.
Na jego oczach Zem, wielki wojownik, jeden z władców szkoły i przywódca Żółtoskórych, zaczął się zmieniać. Mówił i wyglądał jak zwykły jajcogłowy czy słabeusz. Ten widok go przerażał. Po niedawnym uczuciu bezpieczeństwa nie został nawet ślad.
– Nie wiem który z nas wpadł na ten chory pomysł – Zem mówił bardzo cicho. Arto musiał podejść bliżej, by go słyszeć. – Może nawet ja sam. Jeśli tak było, tej winy nie zmażę z siebie nigdy. To było jak… jak jakieś szaleństwo, zbyt wyrachowane na rozpacz. Postanowiliśmy, że zniszczymy jego plan, tak jak pomagaliśmy go rozpocząć. Tyle czasu starałem się to zrozumieć… – pokręcił głową. Długie, proste włosy rozwiewały się na boki. – Czasami, gdy dziecko dostanie coś, co staje się dla niego cenne, a potem to coś nagle się zepsuje, wtedy chce to zniszczyć, z czystej złośliwości, aby kogoś zmartwić lub zwrócić na siebie uwagę. Niektórzy z nas mogli poczuć zazdrość, że wy byliście dla niego ważniejsi. Zbyt łatwo uwierzyliśmy, że bez niego to się nie uda. Zdradziliśmy go. Ja go zdradziłem. Obiecałem was chronić, a tymczasem…
Coś powoli wkradało się do świadomości Arto, jakieś przeczucie, jeszcze nie zdefiniowane, zbyt zamazane, by je rozpoznać, choć już przerażało swoim kształtem. Umysł na własną rękę składał elementy, zanim świadomie spróbował się nad tym zastanowić. Jakaś jego część już wiedziała, co Zem stara się mu powiedzieć, lecz nie potrafiła – lub nie chciała – przekazać tego do jego rozumu; czaiła się tylko gdzieś na krawędzi świadomości, ostrzegając. Świadomość była skupiona na słowach Zema, lecz reszta…
Arto obawiał się zagłębiać w tę układankę. Chciał poczekać do chwili, gdy Zem skończy o niej mówić, lecz Zem nagle zamilkł.
– Nie rozumiem… – bał się odezwać, lecz musiał. Zesztywniał gdy Zem szybkim ruchem chwycił go za ramiona i przyklęknął, patrząc mu w oczy.
– Myślisz, że ja to rozumiem? – powiedział przez zaciśnięte zęby. Mówił szybko, sycząc jakby słowa sprawiały mu ból. – Myślisz, że łatwo mi o tym mówić? To był błąd, tak, lecz byliśmy zbyt mali, głupi i ślepi, aby to zrozumieć. Wierzyliśmy, że znaleźliśmy sposób na to, by zranić tego, kto zranił nas, bez zastanawiania się nad tym, że Dael wcale tego nie chciał, że mogliśmy zostać zranieni tylko dlatego, że on nas takim uczynił. Jak łatwo przyszło nam posunąć się tak daleko! Jak… jak to było możliwe? Jak słaba była ta granica, do dzisiaj nie rozumiem, nie wiem…
Arto przestał oddychać. Bał się poruszyć jakimkolwiek mięśniem. Zem przerażał go bardziej niż Anhelo. Przecież wiem o czym mówi, powiedział sobie, ale nie chcę wiedzieć. Podświadomość szeptała, że jednak rozumie i nie może kłamać samemu sobie, lecz Arto nie chciał zgadywać. Chciał, musiał to usłyszeć.
Oczy, w które patrzył nie były w Zemie jedyną rzeczą zabarwioną przez krew. Zem musiał ujrzeć jego strach i wątpliwości. Puścił go, niemal odepchnął od siebie i wstał, pełen gniewu.
– Powinieneś się mnie bać, młodszaku, o tak, lecz nie teraz, tylko wtedy. Jeszcze się nie domyśliłeś? Herry, Herry był jednym z was, a Anhelo jednym z nas!
Układanka mówiła prawdę. Od morderstwa się zaczęło i na morderstwie musi się skończyć – to przemknęło mu przez głowę – moim morderstwie, na mnie. Łańcuch zdarzeń, proste włókno, początek i koniec. U Anhela wszystko się odwróciło; jego uczucia stały się zaprzeczeniem, wyrosłym z nienawiści. Arto był inny i to go drażniło, bo kiedyś był taki sam. Wolał zabić niż przyznać, że to, co łączyło Iwena z Arto było tym samym, co kiedyś łączyło Anhela z Daelem. Sny, jego sny – dlaczego tak często był w nich Anhelo? Dlaczego Dael był w pobliżu, gdzieś obok, lub tuż za rogiem?
Zem zamknął oczy, skrzyżował ręce na piersi i odetchnął. Arto stał i czekał. Czy Zem kiedykolwiek podzielił się z kimś tą potworną tajemnicą? Jego emocje były potężniejsze, groźniejsze. Wierzył, że Zem nie chciał go skrzywdzić, lecz jeśli Arto potrafił rzucić się bez powodu na Charko, czy Zem, ten prawdziwy Zem, nie mógłby się nagle rzucić na niego?
Przerażony, bezwiednie cofnął się krok do tyłu.
– Taki potwór jak Anhelo nie rodzi się sam, młodszaku. My odebraliśmy ten poród. Byłem razem z nim, gdy to zrobił. Wszyscy byliśmy – czy czerwone oczy mogą się zamienić w plastal? – W jednej minucie Herry stał tam, ufny, bo pamiętał, że Dael był naszym… towarzyszem. Tak bardzo nam wierzył, że gdy Anhelo kazał mu zdjąć zbroję, nawet nie zapytał po co. On… patrzył na nas jak na Daela, a chwilę potem to, co z niego zostało leżało na dole. Anhelo go popchnął, a my patrzyliśmy. Herry uderzył głową w barierkę i spadł. Nie wiedział co się dzieje, nie miał szansy zrozumieć.
Spojrzenie czerwonych oczu stało się jeszcze twardsze. Już i tak były wąskie, teraz zwęziły się jeszcze bardziej. Arto drżał, lecz nie spuszczał z niego wzroku, w obawie przed tym, co mógłby z nim zrobić. Milczał, lecz nawet gdyby chciał, nie mógłby wydusić słowa.
« 1 8 9 10 11 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.