Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 10

« 1 20 21 22 23 »

Alan Akab

Więzień układu – część 10

– Możesz mi uwierzyć na słowo, to dla nas mniejsze ryzyko niż twoje tajemnicze problemy – kolonista pozwolił, by kotka bawiła się jego palcem. Sam spojrzał na niego – To one mogą ściągnąć dodatkową uwagę.
W to nie wątpił. Jego śmierć, ich śmierć, mogłaby zniszczyć cały plan. Czy tylko to martwiło kolonistę? A może było w tym coś więcej?
– Ryzyko pozostanie.
– Ryzyko będzie zawsze.
– Więc przestańcie traktować mnie jak dziecko! Umiem zachować tajemnicę!
– Jak mam cię traktować? Jak dorosłego? – Zefred się rozsierdził. Lili odskoczyła na bok. – W szkole byłeś kimś, lecz poza nią jesteś nikim! Radzę ci zacząć się do tego przyzwyczajać. Na razie jesteś tylko półproduktem. Wiesz jak kontrolować otoczenie, lecz nie kontrolujesz siebie, a przez to łatwo ulegasz kontroli innych. Jesteś dzieckiem i myślisz jak dziecko. Inaczej oceniasz sytuację. Im prędzej to zrozumiesz, tym lepiej. Nikt nie chce zabierać w podróż twoich zwłok, zwłaszcza twoi rodzice!
Siedzieli chwilę, mierząc się wzrokiem. Arto był zły za potraktowanie go jak zwykłego, głupiego dzieciaka, lecz było mu też wstyd.
Zefred wyciągnął karty pamięci.
– Dziś chciałem ci je dać osobiście – powiedział, jakby to co się przed chwilą zdarzyło nigdy nie miało miejsca. – Zanieś je jutro Iwenowi. Wiem, że będziesz chciał się z nim zobaczyć. Możesz mu je zanieść prosto do domu. Nie wiem czy komputer zwróci na ciebie uwagę, ale to nieważne, o ile nie będziecie tak robić codziennie. Potrafi analizować dane, ale miną całe stulecia nim stanie się tak sprytny jak ludzie.
Wychylił się, podając karty. Arto opuścił stopy na podłogę i sięgnął po nie. Spojrzał na nie – kawałki plastiku rozmiarów połówki identyfikatora. Dając mu je, tu i teraz, kolonista chciał mu pokazać jak bardzo odpowiedzialna jest jego funkcja i że liczy na niego. To działało.
Znów chwilę milczeli. Śmierci nie można maskować. Były tylko trzy powody dla których kolonista mógł tak powiedzieć – nie wiedział o pozorowaniu wypadków, nie chciał straszyć rodziców, lub w jego czasach dzieci się nie zabijały. Wspomniał o zbroi młodszaka z promenady, o Karrosie, o tym jak się czuł gdy kolanem powoli wyciskał z niego życie i jak bardzo pragnął się temu poddać. Nie wyobraził sobie tych rzeczy. One były realne.
Zefred chwilę bawił się z Lili. Obserwował to w milczeniu. Czuł się zdradzony przez ufność z jaką to robiła. Aż dotąd nie lubiła obcych w domu. Jej mógł wybaczyć. Nie wiedziała co się dzieje. Lecz rodzice…
– Obserwowałem cię, gdy jeszcze miałem na to czas – kolonista odezwał się cicho, rozładowując napięcie przedłużającego się milczenia. – Nie od razu zrozumiałem dlaczego pozwalasz się tak bić – na chwilę spojrzał na Arto, obserwując jego reakcję – lecz w końcu to do mnie dotarło. To podświadoma kara za to, że tu jesteś. Twoje poczucie winy…
– Nieprawda! – zawołał. – To podłe kłamstwo!
– Dlatego tak się nim przejąłeś? Jakaś część ciebie musi o tym wiedzieć, inaczej… Znam cię lepiej niż ty siebie. Gdy znajdziesz właściwy klucz do psychiki, wtedy każdy człowiek staje się przejrzysty jak projekcja. Znam wszystkie klucze do twoich myśli. Przywyknij do tego.
Arto odebrało głos. Tyle lat znosił agresję starszaków, traktując ból jako upomnienie, lecz nigdy tak o tym nie pomyślał. Oto najlepszy sposób, by pokazać wyższość – powiedzieć o kimś coś ważnego, czego sam nie wie.
Znów milczeli dłuższą chwilę. Arto się uspokoił. Kolonista dalej bawił się z kotką.
– Chciałbyś spytać o wiele rzeczy – powiedział, nie odrywając od niej oczu. Arto nie widział jego twarzy, lecz odniósł wrażenie, że lekko się uśmiechnął. Kolejny wyważony, udawany szczery uśmiech. – Teraz możesz to zrobić.
Mógł pytać, lecz nie był pewien czy usłyszy prawdę, czy tylko tę część, którą kolonista chciał, by usłyszał. Obaj wciąż się okłamywali i obaj wiedzieli, że tak będzie do końca. Tacy już byli. Tajemnice i kłamstwa były całym ich życiem. Jak to wykorzystać?
– Skąd pan wiedział o Smoku?
Zefred milczał. Nie wiedział czy zastanawia się, czy tak pochłonęła go zabawa z Lili. Nie zwracał uwagi na jej ostre pazury. Zupełnie jak on. Też ich prawie nie czuł.
– Przejrzyj kiedyś archiwa fabularne – powiedział w końcu, ni do kota ni do Arto. – Od chwili gdy człowiek zaczął zapisywać swoje myśli w postaci obrazów, od kiedy pojawiły się jednostki, w rękach których spoczęła decyzja o użyciu broni mogącej zgładzić populację całej planety, przewija się w nich stale ten sam temat. Nieważne czy cofniesz się do czasów Dekady Strachu, konfliktu między Marsem a Ziemią czy do samych początków Ery Kosmosu, wśród zachowanych dzieł zawsze znajdziesz takie, które opowiadają historię o pojeździe wojskowym, w którym ludzie, pozbawieni kontaktu z dowództwem, muszą podjąć decyzję o uwolnieniu lub wstrzymaniu całej potęgi swojej broni. Te historie różnie się zaczynają i różnie kończą. Czasem dowódca stoi na straży zdrowego rozsądku i broni się przed buntem, czasem to buntownicy muszą powstrzymać szaleństwo kapitana, a czasem to dowództwo musi powstrzymać pojazd ślepo wykonujący niewłaściwy rozkaz. Problem jest rzeczywisty. Budujemy coraz potężniejsze bronie i potrzebujemy coraz bardziej opanowanych dowódców, by ją kontrolować, kogoś, kto wiedziałby kiedy jej użyć, a kiedy się powstrzymać. Muszą być ostrożni, lecz nie aż tak, by bać się podjęcia decyzji. Muszą prawidłowo ocenić sytuację, lecz co jest ważniejsze, muszą sprawić, by ludzie ich słuchali. Ich autorytet nie może płynąć wyłącznie z szarży, stanowczości czy utrzymywanej dyscypliny. Podczas wieloletniej podróży, czy na polu bitwy, gdy zdarzy się, że okręt zostaje odcięty od łączności i dowództwa, szarża i dyscyplina nie gwarantują posłuchu oficerów. Możesz spytać dlaczego wobec tego są oficerowie, dlaczego załogi całego okrętu nie stanowią bezmyślni kadeci. Odpowiedź jest taka, że bezmyślność podwładnych jest jeszcze gorsza od sytuacji, gdy każdy z nich ma własny pogląd na sprawę. Dowódca nie może być jedynym mózgiem na okręcie, nawet gdy jest bezgranicznie lojalny przełożonym. To by oznaczało, że okręt myśli tak jak on, ma tylko jeden punkt widzenia i nie przeanalizuje sytuacji pod innym kątem. Fanatyczna lojalność nigdy nie była gwarancją rozsądku, wręcz przeciwnie. Człowiek nie potrafi brać pod uwagę wszystkich możliwości. Potrafimy to robić tylko przez krótką chwilę. Natura przystosowała nas do szybkiego wyboru jednej opcji, do trzymania się jej i obrony swojego punktu widzenia wszelkimi dostępnymi argumentami, także własną rangą. Oficerowie to nie tylko zastępcy, to także doradcy. By nad nimi zapanować, kapitan musi mieć dość rozsądku, by ich wysłuchać i rozważyć ich punkt widzenia, a jednocześnie posiadać dostateczną władzę, by pogodzili się z odrzuceniem ich opinii. Musi mieć autorytet, wzbudzać szacunek. Ty masz taki autorytet. Potrafisz słuchać i myśleć.
Nie odpowiedział. Słowa kolonisty zgadzały się z tym co wiedział, lecz czuł, że to nie wszystko, że coś się nie zgadza.
– Twoja szkoła to tylko gra – kolonista ciągnął dalej, porzucając zabawę z Lili. – Wasze tajemnice to gra. Oszukiwanie pluskiew i czujników to gra. Oszukiwanie strażników w magazynie to też gra, jej kolejny element. Wy o tym nie wiecie, oni o tym nie wiedzą. Dla was i dla nich ta gra to rzeczywistość, w której stawka jest ogromna, zwłaszcza dla przegranych. Lecz ci na górze wiedzą i obserwują, patrzą czego was ta gra uczy i kto gra najlepiej ze wszystkich. Poddają was działaniu niekończącego się stresu, tego samego, jaki towarzyszy żołnierzom żyjącym w stanie ciągłej wojny. Czekają aż staniecie się dokładnie tacy jakimi chcą byście byli, zdolnymi do działania w każdych, nawet najbardziej ekstremalnych psychicznie warunkach. Czasami coś zmieniają, wprowadzają nowy układ gwiazd, nowego żołnierza w drużynie i patrzą jak sobie z tym radzicie. Zwykle tylko patrzą, jak długo gra toczy się po ich myśli.
Każde zdanie Zefreda wywoływało u Arto zimny dreszcz. Nigdy nie pomyślał, że wszystko co robią może być dokładnie tym, czego się od nich oczekuje. Kolonista przekonywał go, że jego umiejętności miałyby służyć Flocie, zdając się zapominać, że Arto nienawidzi Floty. Dlaczego musiał oszukiwać, dlaczego musiał włamywać się do magazynów? Czemu miała służyć ta część gry? Myślał nad tym od kiedy zamknął się w pokoju, lecz do niczego nie doszedł. Zamiast tego zrozumiał bunt Daela, to wszystko co powiedział o nim Zem i dlaczego Zem tak nienawidził pluskwy. Dlaczego był inny.
Miał wiele wątpliwości. Jaki admirał przy zdrowych zmysłach powierzyłby tępemu Mirze, wiecznie odurzonemu narkotykami Eginowi lub aroganckiemu Aristowi dowództwo nad jakimkolwiek okrętem? Arto nie powierzyłby im nawet kontroli nad automatycznym robotem czyszczącym! Większość kapitanów była na to za głupia. A przecież gdzieś nad bezmózgimi pilotami i żołnierzami musi być ktoś, kto myśli, decyduje, wykonuje rozkazy Floty, dopasowując działania do sytuacji… Żimmy mógłby dowodzić najwyżej plutonem. Dert mógłby się nadawać, lecz gdyby musiał wybierać, prędzej powierzyłby dowodzenie Lienowi lub Rejkertowi. Nie oszukiwał się, w ten sposób wybrałby tylko mniejsze zło. Obaj byli inteligentni, lecz brakowało im woli walki i umiejętności podejmowania wykalkulowanego ryzyka. Nie wiedzieliby jak zmusić podwładnych do wykonania rozkazu. Nie wiedzieliby nawet co z nimi zrobić! Nigdy nie nauczyli się współpracować, każde zadanie rozwiązywali sami. Gdyby słowa kolonisty były prawdą, Flocie brakowałoby dobrych kapitanów. Jednak ich miała, zatem, w jakiejś części, to, co mówił musiało być kłamstwem. Nie, nie kłamstwem, poprawił się w myśli. Zefred znów nie mówił mu wszystkiego.
« 1 20 21 22 23 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.