Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 11

« 1 6 7 8 9 »

Alan Akab

Więzień układu – część 11

Patrzył na Zema. Zem odpowiedział spojrzeniem. Arto podszedł bliżej.
– Gdybyś do mnie nie napisał, sam uwierzyłbym w to, co mówią – powiedział Zem – lecz to nie będzie działać długo.
– Tak długo jak długo Anhelo uzna mnie za martwego – odpowiedział. Uśmiechnął się smutno. – Może nigdy nie pozna prawdy.
– Jeśli ją pozna, twoi towarzysze tego pożałują. Anhelo nie lubi być oszukiwany.
Towarzyszący Zemowi Żółtoskórzy odsunęli się na odległość, z której nie mogli niczego słyszeć. Oni nigdy się nie wahali. Nie interesowało ich o czym rozmawia ich przywódca i dlaczego zadaje się z jakimś młodszakiem.
– Wiesz o tym tylko ty, moja grupa i oni – patrząc mu w oczy skinął głową w kierunku jego obstawy. – Tylko oni widzą mnie żywego. Dla innych jestem martwy.
Zem przymknął oczy, jakby sama myśl, że może ich wydać była dla niego obrazą. Miał mnie chronić, pomyślał Arto, czując gorycz, lecz Kerella nie chciał ocalić.
– Dlaczego? – zapytał z żalem, choć jeszcze minutę temu nie chciał o tym mówić – Dlaczego pozwoliłeś, by Anhelo…
Odkąd pamiętał, takie rzeczy nie robiły na nim wrażenia. Nic nie robiło na nim wrażenia, lecz los Kerella nieodmiennie ściskał mu gardło. Z trudem przełknął ślinę. To nie było to samo co projekcje martwego ciała Herrego. Tamta śmierć go nie obchodziła, lecz ta…
– Przykro mi z powodu twojego towarzysza – twarz Zema zamieniła się w zagadkę – ale na to nikt nie mógł poradzić. Anhelo musi zabijać. Uzależnił się od władzy jaką to daje. On wariuje, młodszaku, powoli odchodzi od zmysłów, lecz wciąż jest bardzo inteligentny i potrafi się maskować. Wie jak zaspokoić swoją żądzę. Im więcej trudności staje na jej drodze, tym większą satysfakcję sprawia mu osiągnięcie celu.
– Więc gdy znikłem ze szkoły…
– …zaspokoił ją na pierwszej osobie, jaka mu się nawinęła i skojarzyła z tobą i tym drugim młodszakiem, planetarianinem. Nie zdołałbyś go powstrzymać, najwyżej zginąłbyś za niego. Może to, co dzisiaj zrobiłeś zdoła go uspokoić. Być może zrobią to inne grupy. Tak dużo ofiar w tak krótkim czasie, to może zaniepokoić dorosłych. Lecz jeśli inne grupy nie zareagują…
Zem umilkł. Arto niemal tego nie zauważył. Próbował zrozumieć dlaczego musiało do tego dojść. Kerell był wymarzonym celem dla Anhela. On i Orfius często oddzielali się od grupy. Orfiusa znało wielu. Handlował ze starszakami; gdyby Anhelo spróbował się do niego dobrać, ktoś mógłby go ocalić. Lecz Kerell był nikim. Wystarczyło ich rozdzielić…
Czy musiał zginąć? Jeśli to wszystko było tylko grą, dlaczego władcy gry nic nie robili? Odpowiedź była tylko jedna – bo tak chcieli! Te zapchlone szczury chciały, by szkoła stała się jeszcze bardziej brutalna i bezwzględna, a on nie rozumiał dlaczego.
Czy inni musieli umierać tylko dlatego, by pozostali wyrośli na lepszych żołnierzy? Najbardziej bolało go to, że, przy całym swoim sprycie, nie potrafił się temu przeciwstawić. Anhelo był bezczelny w tym co robił, bo wiedział. Było mu dobrze z tym, że tamci chcą, by robił to, co robił, że chcieli, by był właśnie taki i korzystał z tego, nie dbając, że władcy gry widzą każdy jego ruch. Jak bezkarnym musiało go to uczynić – i jak zależnym od władców gry! Być może inni mordercy w szkole żyli w strachu, że zostaną wykryci, lecz nie on – i to czyniło go najlepszym. Wiedział, że ci z góry go chronią. Stał się ich narzędziem. Gdyby spróbował się zmienić, pewnie zostałby skasowany, więc musiał to robić dalej, chcąc czy nie chcąc, tyle że on tego chciał. Póki był sprytny, póki nie zwracał na siebie nadmiernej uwagi, jego drobne błędy były maskowane. Anhelo nie był aż tak dobry, by Kosa, czy nawet policja, nie odkryła wszystkiego. Ktoś musiał zacierać za nim ślady, pomagać stać się lepszym.
Kerell zginął, bo tamci spisali go na straty. Gdyby wcześniej nie znienawidził tych bezwzględnych, tajemniczych tyranów, kryjących się za maskami nałożonymi na inne maski, zrobiłby to teraz. Bezsilność i brak możliwości zemsty były tak głębokie, że ledwie powstrzymał się, by z pięściami rzucić się na najbliższą ścianę.
– Ja… muszę go pożegnać – powiedział cicho.
Myślał, że Zem nie usłyszał, lecz starszak odwrócił głowę w jego stronę.
– Postaram się by nikt, kto mógłby cię zdradzić, nie zbliżył się nawet do miejsca pogrzebu – obiecał. – Lecz jeśli ktoś spróbuje to zrobić, będzie to oznaczać, że Anhelo coś podejrzewa.
Bał się, że się o tym dowie. Bał się tym mocniej, że wiedział, iż nic więcej nie zdoła zrobić. Nawet Zem nie ochroni Smoka. Ile mógłby ich pilnować? Miesiąc, dwa? I co potem? Musiał zniknąć. Musiało wyglądać to tak, jak gdyby wtedy zginął.
– Musi w to uwierzyć, na kilka rozjaśnień. Potem zniknę ze stacji – w taki, czy inny sposób, pomyślał. – Mógłbyś… stworzyć fałszywy raport o mojej śmierci? Gdyby brat Resketa puścił go po szkole…
– Zrobię co się da, lecz nie obiecuję, że Anhelo się na to złapie. Jeśli sprawdzi te informacje u źródła, wtedy wszystkiego się domyśli. Masz jakąś swoją projekcję? Coś, co by się dało przerobić na wiarygodnego trupa?
– Przyniosę jak tylko znajdę – obiecał z ulgą.
Zem kiwnął głową. Włożył ręce do kieszeni.
– Pytałeś o maski na pluskwę. Co kombinujesz?
Arto rozejrzał się dookoła. Nie minie wiele czasu nim zjawią się automaty naprawcze, by wymienić uszkodzone perceptory. Nie wątpił, że ich zniszczenie kupi im trochę więcej czasu, lecz jego ilość była ograniczona. Tymczasem on zwlekał, bo nie był pewien czy to wystarczy.
– Nikt nas tu nie usłyszy – zapewnił Zem. – Dopóki zajmują się tym moi ludzie.
Z trudem przekonał się, że Zem wie co mówi. Zresztą, czy to miało jakieś znaczenie? Władcy gry i tak musieliby wiedzieć o tym urządzeniu. To jeszcze nie krzyżowało jego planu. Przecież nie wiedzieli do czego mu ono potrzebne – o ile nie mieli innych sposobów, by go śledzić. Wtedy pokazałby im tylko, że już wie…
Energicznie potrząsnął głową. Gubienie się w takich domysłach prowadziło donikąd, przekonywał się tylko, że nic już nie ma sensu, a w to nie potrafił uwierzyć.
– Naprawdę potrzebuję tej rzeczy – powiedział. – Jeśli naprawdę zależy ci bym przeżył…
– Mówiłem ci, że one nie działają w dokach. Nie uciekniesz.
– Pamiętam o tym.
– Lecicie na wcześniejszy urlop?
Nie odpowiedział.
– Więc akademia…?
Arto z rezygnacją przyjął do wiadomości, że od dziś będzie to druga rzecz o której pomyśli każdy uczeń, który go rozpozna.
– Nie idę do akademii! – odpowiedział twardo. – Nie jestem pierwszakiem, wiem co robię! Proszę, pożycz mi to urządzenie, tylko na jedno rozjaśnienie! Zapłacę…
– To ryzykowne, a my nie potrzebujemy impulsów. Muszę wiedzieć do czego ci to potrzebne. Wtedy mógłbym ci pomóc, także w inny sposób.
Arto sięgnął do dużej kieszeni na udzie. Klucz molekularny idealnie do niej pasował. Zem ze zdziwieniem wziął go do ręki. Ostrożnie zacisnął dłoń na rękojeści.
– Dam to w zamian za pożyczenie tej… maski. Potrzebuję obu rzeczy naraz, ale jutro wieczorem oddam ci obie.
Nie był pewien czy dobrze robi. Pamiętał że będzie potrzebował klucza do ucieczki, lecz to była jedyna rzecz, którą mógł zainteresować Zema. Był pewien, że skoro ojciec zna sposób na wyniesienie tych dyfuzytorów, jeden klucz molekularny nie sprawi mu większej różnicy.
Zem zważył przyrząd w dłoni. Uruchomił, spojrzał na wyświetlacz. Uniósł go w górę i przesunął w dół, celując w ścianę i obserwując zmieniające się cyferki. Wydobył niewielkie urządzenie w kształcie pierścienia, nasunął je na palec, przesunął wzdłuż klucza, schował je i oddał klucz Arto.
– Czy jest bezpieczny? – spytał cicho.
– Mam go od kilku lat i nie trzymam pod reaktorem. Jest czysty, nie ma aktywnych pluskiew.
– To wiem – Zem przymknął na chwilę oczy, zastanawiając się nad propozycją. Kiwnął głową. – Zgoda. Prawdziwe narzędzia są dla nas bardzo cenne.
Z kieszeni wydobył dwie szerokie tarcze, każda ze ściąganym paskiem. Jedna z nich była właściwie siatką, druga – zwartym talerzem.
« 1 6 7 8 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.