W krainie jaskiniowców
[Nikolay Pegasov „Dinopody” - recenzja]
Gry blefu to popularna gałąź karcianek. Wesołe, wymagające umiejętności przewidywania i odgadnięcia intencji współgraczy, znakomicie sprawdzają się na spotkaniach towarzyskich. Sprawdźmy jak na tym tle wypadają „Dinopody”.
Podziękowania dla wydawnictwa Factory of Ideas za przekazanie gry na potrzeby recenzji.
Nikolay Pegasov
‹Dinopody›
W grze wcielamy się w jaskiniowców polujących na dzikiego zwierza. Jako, że czasy niedzisiejsze, naszymi ofiarami będą padać mamuty, tygrysy szablozębne czy gigantyczne myszy. Cel jest prosty – pozbyć się ich wszystkich jak najszybciej z ręki. Ale jak to zrobić?
W zależności od liczby chętnych, a tych może być od dwóch do siedmiu, otrzymujemy początkowo określoną liczbę kart, tak by każdy miał po równo. Przy mniejszym gronie część gatunków odkładana jest do pudełka. Każdą z kart oznaczono cyfrą informującą, ile kopii danego zwierza kryje się w talii. Wśród nich znajduje się także pięć kartników dodatkowych, tytułowych dinopodów, które to posiadają specjalne właściwości.
Rozpoczynający rozgrywkę, wygłaszając kwestię „Stado w zasięgu wzroku!”, wybiera z ręki od jednej do czterech kart, kładąc je zakryte na stole. Musi przy tym oznajmić jaki typ zwierząt został wyłożony, co nie musi jednak być zgodne z prawdą. Kolejna osoba może krzyknąć „Mylisz się!” sprawdzając prawdomówność poprzednika lub stwierdzić, iż „Jest ich więcej!” i dołożyć ponownie od jednej do czterech kart tego samego typu. W pierwszej sytuacji należy odkryć jedną z wyłożonych kart. Jeśli faktycznie jest na niej dany zwierz, sprawdzający musi wziąć całe stado na rękę, w przeciwnym wypadku robi to sprawdzany. Nieco inaczej sprawa ma się w momencie odsłonięcia dinopoda. W zależności od jego odmiany odkrywający będzie zmuszony m.in. wybrać, komu przekaże stado, rozdać je graczom zgodnie ze wskazówkami zegara lub zabrać je samemu. Dinopody niosą więc dla łowców zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki, a ich umiejętne zagrywanie stanowi klucz do sukcesu. By rozgrywka nie ciągnęła się w nieskończoność, istnieje jeszcze jedna ważna zasada. Jeśli w którymkolwiek momencie gracz będzie posiadał wszystkie karty jednego typu, musi je natychmiast odrzucić, oznajmiając, iż dany gatunek jest już wymarły.
„Dinopody” to gra dla szerokiego grona odbiorców. Można ją traktować zarówno jako pozycję rodzinną, jak i typowo imprezową. Zasady są na tyle proste, że poradzi sobie i pięciolatek, co nie znaczy jednak, że będzie grać w pełni świadomie. Dorośli mimo wszystko potrafią oszukiwać na wyższym poziomie. Mimo tego dzieci będą się bawić równie dobrze co starsi, szczególnie, że zwierzaki zostały przedstawione w bardzo radosny, karykaturalny sposób. Jedna partia trwa przeważnie około dziesięciu minut. Z racji tego, iż jest tylko jeden zwycięzca, a nagrody za drugie czy trzecie miejsce przyznawane nie są, pozostali zawsze odczuwają potrzebę odegrania się. Odradzam granie we dwie osoby, właściwie mija się to z celem, niewiele lepiej jest przy trzech. Dopiero powyżej zabawa nabiera rumieńców. Przy stole panuje zawsze wesoła atmosfera, bo jak tu się nie uśmiechnąć, gdy ktoś dokłada do stada szóstego łosia, choć wszyscy przecież dobrze wiedzą, że w talii jest ich tylko cztery. „Dinopody” raczej nie staną się głównym daniem wieczoru, natomiast jako przerywnik lub wprowadzenie powinny się sprawdzić. Są proste, pogodne i dają okazję do przechytrzenia znajomych.