Szepcząca Chłodem, Strażnik Mrozu, Lodowa Wywerna. Wszyscy oni to członkowie nowej szkoły magii bitewnej. „Tash-Kalar: Wieczny Mróz” wnosi spore ożywienie do walk na legendarnej arenie.
Nadchodzi zima
[Vlaada Chvátil „Tash-Kalar: Wieczny Mróz” - recenzja]
Szepcząca Chłodem, Strażnik Mrozu, Lodowa Wywerna. Wszyscy oni to członkowie nowej szkoły magii bitewnej. „Tash-Kalar: Wieczny Mróz” wnosi spore ożywienie do walk na legendarnej arenie.
Podziękowania dla wydawnictwa Rebel za udostępnienie gry na potrzeby recenzji.
Vlaada Chvátil
‹Tash-Kalar: Wieczny Mróz›
Całkiem niedawno mieliśmy okazję cieszyć się polskim wydaniem tego świetnego tytułu, a już pojawia się do niego rozszerzenie. Zainteresowanych wersją podstawową odsyłamy do naszej recenzji
Tash-Kalar, a tutaj skupimy się na tym, co „Wieczny Mróz” wnosi nowego.
Do zabawy dostajemy zupełnie nową talię istot, odpowiednie dla niej żetony pionów oraz planszę punktacji, wykorzystywaną w trybie Bitwy na śmierć i życie. Dodatek ten wprowadza jednak przede wszystkim nową mechanikę, tzw. efekt Mrozu. Niemal połowa kart posiada oprócz (lub zamiast) zwykłej zdolności, aktywowanej w momencie przywoływania istoty, także taką, którą można przechować w celu późniejszego użycia. Umiejętność taką możemy aktywować w dowolnym momencie naszej tury, co ważne, można posiadać tylko jeden efekt Mrozu naraz. Interesujące jest to, że wystawienie niektórych postaci, jak Twórcy Kryształów czy Iluzjonisty Zimy, niesie z początku dla ich właściciela skutki negatywne. Może to być zamiana piona swojego na cudzego albo awansowanie wrogiej jednostki. Dopiero efekty Mrozu pozwalają sobie tę stratę powetować i to z nawiązką. Oprócz tego dostajemy możliwości zwiększania sobie liczby dostępnych akcji i zmniejszania ich przeciwnikom, cofania kart ze stosu tych odrzuconych czy wykładnia pionów metodą lustrzanego odbicia. Kombinowania jest więc co niemiara.
„Tash-Kalar: Wieczny Mróz” to dla wielbicieli zmagań na arenie pozycja obowiązkowa. Nie wywraca gry do góry nogami, ale nowa mechanika wprowadza znaczny powiew świeżości. Przez swą specyfikę nadaje się raczej dla osób dobrze obeznanych z podstawką, nowicjusz może mieć problemy z odnalezieniem się. Naprawdę trudno orzec, czy nowa talia jest silniejsza czy słabsza od pozostałych. Nie zapominajmy, że „Tash-Kalar” potrafi być dość nieprzewidywalne, cała sztuka w szybkim odnajdywaniu się w sytuacji na stole. Jedyny minus za to, że opakowanie nie jest na tyle zgrabne, by zmieścić się w pudełku głównym. Pozostaje mieć nadzieję, że to nie ostatnie rozszerzenie, które pojawi się do tego naprawdę udanego tytułu.
foto za www.rebel.pl