„Krwawa Oberża” to gra karciana, która motyw przewodni zaczerpnęła z faktycznych wydarzeń, mających miejsce w wiosce Peyrebeille we Francji. Właściciele oberży zostali oskarżeni o mordowanie gości i skazani na śmierć. Samo miejsce istnieje i jest teraz atrakcją turystyczną.
Złe uczynki popłacają
[Nicolas Robert „Krwawa Oberża” - recenzja]
„Krwawa Oberża” to gra karciana, która motyw przewodni zaczerpnęła z faktycznych wydarzeń, mających miejsce w wiosce Peyrebeille we Francji. Właściciele oberży zostali oskarżeni o mordowanie gości i skazani na śmierć. Samo miejsce istnieje i jest teraz atrakcją turystyczną.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Nicolas Robert
‹Krwawa Oberża›
Nie da się ukryć, że wybranie historii inspirowanej przelaną krwią dla stworzenia gry planszowej, to ryzykowna decyzja. Jestem przekonana, że wiele osób będzie miało opory przed graniem, bo mechanika skupia się na mordowaniu, okradaniu zwłok i zakopywaniu ciał. Trzeba przyznać, że jest to dość makabryczne.
Generalnie w grze chodzi o zdobycie jak największej ilości pieniędzy, a wygra ten, kto na końcu będzie najbogatszy. Do tytułowej oberży będą napływali goście różnej rangi (od zera do trzech), a każdy z nich będzie miał przy sobie inną ilość gotówki. Dodatkowo większość osób będzie obdarzona specjalnymi umiejętnościami, które gracze będą mogli wykorzystać w grze. W swojej turze, w ramach dostępnych akcji, gracz może zwerbować jednego z gości, aby pomagał mu w niecnych czynach, zamordować go, zakopać ciało nieżywego podróżnego lub zamienić posiadaną na ręce kartę osoby na budynek.
Co te akcje dają? Werbujemy pomocników po to, żeby później pomogli nam w morderstwach i chowaniu zwłok, ewentualnie aby skorzystać z ich zdolności specjalnych. Jeśli gość ma rangę „jeden”, to zwerbowanie go wymaga odrzucenia jednej karty. Tak samo inne czynności – mordowanie, chowanie, zamiana na aneks (aby skorzystać ze zdolności dodatkowych) – też wymagają odrzucenia po jednej karcie. Ranga „trzy” to już trzy potrzebne karty, a analogicznie „zero” nie wymaga ich w ogóle. Zwerbowane osoby mogą nam pomagać w niecnych działaniach. Albo stanie się to po prostu w zwykły sposób – odrzucimy kartę z ręki dla wykonania akcji, albo skorzystamy ze zdolności postaci. Dla przykładu – posiadając osobę, która potrafi werbować, możemy pozyskiwać nowych ochotników nie pozbywając się tej karty (ona automatycznie do nas wraca). Podobnie jest ze zdolnościami pochówku – taka osoba pomoże w czynności i również do nas wróci. Czym innym jest natomiast budowanie aneksu. Jeśli się na to zdecydujemy, to natychmiast otrzymujemy opisany na karcie bonus – na przykład zastrzyk gotówki, możliwość werbowania kolejnych osób mniejszą liczbą kart, dodatkowe pieniądze na koniec gry, itp. Aneksy to też jedyne miejsca, pod którymi można zakopywać zwłoki, więc warto mieć dostateczną ich liczbę.
Aby zarobić na gościu, należy go zamordować i zakopać. Dopiero wtedy dostaniemy to, co miał w kieszeniach. Jeśli tylko zabijemy, a nie zdążymy ukryć ciała i do tego w oberży znajduje się stróż prawa, to nie tylko stracimy potencjalny przychód, ale i zapłacimy karę. Nawet jeśli nie mamy gdzie schować zwłok, to możemy skorzystać z aneksów innych graczy (bez pytania o zgodę), ale wtedy musimy podzielić się przychodami po połowie. Czasami jest to bardzo opłacalne. Można też w ten sposób zablokować komuś miejsce.
W grze należy zachować balans pomiędzy naszymi działaniami, a liczbą kart na ręce. Każda zwerbowana osoba wymaga opłaty za swoją pracę – po jednym franku za pomocnika. Nie jest to więc tani biznes i przez nieuwagę można łatwo pozbyć się pieniędzy. Z pieniędzmi też nie jest tak łatwo – występują one pod postacią toru na małej planszy oraz jako weksle. Na torze można zdobyć maksymalnie czterdzieści punktów (franków). Jeśli chcemy więcej, to musimy te punkty zamienić na weksle – każdy to dziesięć franków. Aby to zrobić musimy stracić jedną kolejkę – poświęcić ją na wymianę. Bez tego nie da się uzyskać większej ilości pieniędzy, ale trzeba to robić rozsądnie i w odpowiednim momencie – tak aby nie zabrakło gotówki i żebyśmy też nie stracili potencjalnych franków tylko dlatego, że dojdziemy naszym pionkiem do końca toru.
„Krwawa Oberża”, pomijając swój mroczny klimat, jest grą bardzo matematyczną. Jak ktoś lubi analizować i sprawdzać różne strategie, to tu będzie miał pole do popisu. Dróg do wygranej jest wiele (można nawet zostać zwycięzcą bez mordowania, czego sama doświadczyłam), trzeba adaptować strategię do pozyskiwanych kart i działań przeciwników. Losowość w grze jest spora, bo nigdy nie wiadomo jacy goście trafią w danej kolejce do gospody. Dodatkowo za ich rozkład w pokojach odpowiada aktualny pierwszy gracz. Ma to znaczenie, gdyż za każdego gościa, który przeżyje noc w naszym pokoju, otrzymamy jednego franka. Kombinowania w grze jest co niemiara, aczkolwiek gdy gracze poznają już postacie (które się powtarzają), to rozgrywka przebiega w niezłym tempie. Na samym początku nowe osoby mogą generować przestoje. Jest to też tytuł, który premiuje trochę osoby znające grę, bo za pierwszym razem trudno jest obrać optymalną strategię. Gra się stosunkowo szybko, co sprawia, że gracze zwykle od razu mają ochotę na kolejną rozgrywkę (mnie się do tej pory nie udało zagrać w „Krwawą Oberżę” wyłącznie raz podczas jednego wieczoru). Do wykonania nie mogę się przyczepić – karty są płótnowane, mają bardzo klimatyczne ilustracje (które swoją drogą na początku niezbyt mi się podobały, ale teraz uważam, że pasują idealnie). Gra się dobrze przy każdej liczbie graczy, aczkolwiek w większym gronie ten tytuł dodatkowo zyskuje. Zasady są proste, ale rozgrywka wymagająca, trzeba solidnie pogłówkować. Z racji tematyki nie polecam do grania z dziećmi, a poza tym jest to pozycja dla każdego, również początkujących.
„Krawa Oberża” jest bardzo ciekawą, wymagającą zaangażowania grą. Jeśli kogoś nie zniechęci mroczny klimat, to zdecydowanie polecam. Rozgrywki są niepowtarzalne i bardzo wciągające, a stosunek ceny do przyjemności z gry naprawdę świetny. Dla mnie ten tytuł to duże zaskoczenie, bo nie sądziłam, że aż tak bardzo mi się spodoba. Naprawdę warto dać jej szansę.