Koń jaki jest, każdy widziczyli o definicji komiksu
1. Po co komu definicja? No właśnie. Po co nam definicja komiksu? Przecież wszyscy wiedzą, czym jest komiks. Szkoda tracić czas. Trudno nie przyznać, że w powyższej opinii coś jest. Większości ludzi absolutnie nic nie przyjdzie z definicji komiksu. To normalne. Sądzę jednak, że istnieje grupa, dla której zajmowanie się tym zagadnieniem ma całkiem sporo sensu. Nie będę tutaj tej grupy nazywał ani charakteryzował. Myślę, że Czytelnik po lekturze tego eseju sam zdecyduje, czy do owej grupy należy. Tym sposobem (przynajmniej tymczasowo) odparłem zarzut, że zajmuję się zagadnieniem nikomu niepotrzebym. Mogę zatem przejść do rzeczy. Oto dlaczego – moim zdaniem – potrzebujemy zastanowić się nad kwestią definicji komiksu:
2. „Gatunek współczesnej kultury masowej” Dla rozgrzewki chciałbym podać dwie definicje słowa „komiks”. Pierwsza pochodzi z sześciotomowej Encyklopedii Powszechnej PWN, której kolejne tomy były wydawane w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych: „Gatunek współczesnej kultury masowej, typ publikacji rozrywkowej zamieszczanej w gazetach lub stanowiącej osobną broszurę. Pierwsze komiksy w prasie amerykańskiej końca XIX w. Historyjka obrazkowa opatrzona tekstem (ograniczonym do wypowiedzi bohaterów), o charakterze sensacyjnym, czasem humorystycznym (niekiedy przeróbka dzieła literackiego). Najbardziej znani bohaterowie komiksu: Superman, Batman, Asterix, James Bond, w Polsce: Funky, Koval, Tytus, Romek i Atomek.” Druga definicja, ze Słownika Terminów Lierackich, wydania z roku 2000: „Komiks – fabuła opowiedziana za pomocą serii obrazków rysunkowych wspomaganych wątłym tekstem słownym; rysunek przedstawia bohaterów w wyraźnie zarysowanej sytuacji, tekst zaś ogranicza się tylko do ich wypowiedzi wmontowanych w rysunek w formie tzw. „dymka”. K. przedstawiają na ogół historie sensacyjne, bywają także przeróbkami dzieł klasycznych. Zrodzone w XIX w., stanowią szczególnie charakterystyczną formę współczesnej kultury masowej.” Niejednej osobie te definicje mogą wydawać się całkiem w porządku. Jednak lista ich uchybień i nieścisłości jest długa: Określenia „kultura masowa”, „publikacja rozrywkowa” odbierają komiksowi możliwość mówienia o sprawach poważnych w sposób nietrywialny. Są to określenia wartościujące, które nie powinny występować w tego typu definicjach. Twierdzę bowiem, że komiks to rodzaj sztuki, charakteryzujący się pewnym sposobem przekazywania treści, nie zaś rodzaj publikacji rozrywkowej. „zamieszczanej w gazetach lub stanowiącej osobną broszurę” – gdyby dopisać tutaj słowo „często”, byłoby to bardziej zgodne z prawdą. Wyraz „broszura” sugeruje, że jest to wydawnictwo niezbyt grube i w miękkich okładkach, co np. w świecie komiksu francuskiego jest bardzo rzadko zgodne z prawdą. Jako jaskrawy kontrprzykład można podać „Comix 2000” mający ponad dwa tysiące stron… „Pierwsze komiksy w prasie amerykańskiej końca XIX w.” – autor najwyraźniej przeoczył prekursorów komiksu takich jak Topffer, Busch albo Christophe. Nie wspominając tu o tym, że niektórzy znawcy komiksu widzą jego początki w średniowieczu lub nawet wcześniej. „tekst ogranicza się tylko do wypowiedzi bohaterów wmontowanych w rysunek w formie tzw. „dymka"” – istnieje mnóstwo komiksów, w które tekst jest wmontowany na inne sposoby, np. pod obrazkiem albo w ramce komentującej wydarzenia, stwarzającej nastrój itp. „historyjka obrazkowa o charakterze sensacyjnym, czasem humorystycznym (niekiedy przeróbka dzieła literackiego)” – czyżby nie istniały komiksy fantasy, science-fiction, historyczne, graphic novels traktujące o tematach poważnych, komiksy edukacyjne, komiksy dla dzieci? Generalnie rzecz biorąc, umieszczenie w definicji rodzaju sztuki dokładnego określenia, jakie treści ów rodzaj sztuki może przedstawiać, wydaje mi się dziwne. Jak widać, autorzy zacytowanych wyżej definicji wcisnęli komiks w tak ciasny gorset, że zupełnie go zdeformowali. Próbowali ulepić z gliny dzbanek, ale za mocno ścisnęli obrabiany materiał i z dzbanka została jedynie nieforemna gliniana bryła. Sądzę, że może to być wynikiem, iż te dwie – oraz inne, im podobne – definicje zostały napisane przez laików – osoby, dla których komiks jest tak naprawdę obcy. Jest to zresztą kolejnym powodem, dla którego warto, aby tym tematem zajęło się również środowisko, które obrazkowe historie traktuje na poważnie. Wydaje mi się bowiem, że komiks naprawdę można zdefiniować lepiej. 3. Jak zatem pisać o koniu? Jakie powinny być cechy dobrej definicji? Przede wszystkim, powinniśmy starać się oddzielić „formę” od „treści”. Wyobraźmy sobie formę jako szklany dzbanek, treść zaś – to, czym go wypełnimy [patrz przypis pod tekstem]. Teraz relacja staje się oczywista – do tego samego dzbanka możemy wlać lub wsypać bardzo różne substancje. Z drugiej strony, tę samą wodę możemy wlać do wielu naczyń, nie tylko do dzbanka. Komiks, którego definicji szukamy, jest właśnie dzbankiem, zdolnym pomieścić najróżniejsze treści, np. westerny lub alternatywne seriale polityczne. Mamy też różne inne „naczynia”, np. powieść lub film i każdy z nich może być docelową formą wybranej treści. Definicje słownikowe, które wymieniłem wyżej, mieszają treść z formą, czyli twierdzą, że komiks to pewien dzbanek wypełniony określonym rodzajem substancji. Nie tylko treść powinna być wydzielona z definicji – również wszelkie uściślenia dotyczące „języka” komiksu, czyli sposobu osiągania zamierzonego efektu. Na przykład tekst może w komiksie być obecny na wiele różnych sposobów, nie tylko pod postacią dymku. Dalej, dobra definicja powinna zawierać w sobie wszystko to, co przeciętny człowiek może uznać za komiks. Jednocześnie powinna ona być przydatna w określaniu granicy między komiksem a innymi rodzajami sztuki. Jednym słowem, definicja musi sobą objąć wszystkie dzbanki, wygladające w sposób oczywisty jako dzbanki, i powinno z niej jasno wynikać, czym się dzbanek różni od nocnika. Definicja powinna też być jak najbardziej ścisła, aby uniknąć nieporozumień i jałowych dyskusji. 4. Koń… Przejdźmy wreszcie do rzeczy. Kiedy zacząłem się zastanawiać nad kwestią definicji komiksu, przyszło mi do głowy, że język polski w zasadzie taką definicję posiada sam z siebie. O komiksach mówi się często: „historyjka obrazkowa”. Zamieńmy „historyjka” na „historia”, żeby było mniej infantylnie. Określenie „historia obrazkowa” wydało mi się całkiem rozsądnym kandydatem na definicję komiksu. |
Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.
więcej »W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.
więcej »Wiosna w pełni także na rynku komiksowym. Jest z czego wybierać i aż strach pomyśleć, co będzie się działo w maju.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Drugi numer "Zeszytów Komiksowych"
— Błażej
Polak w Glénat!
— Błażej
Mega-wystawa Franquina we Francji
— Błażej
Odgrzewane danie
— Błażej
Mangi dla dorosłych z Castermana
— Błażej
Schuiten twórcą scenografii podczas Expo
— Błażej
Kriss de Valnor powraca!
— Błażej
Chory na talent
— Błażej
Moebius przegrał proces
— Błażej