Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Postanowiłem „brać czas”

Esensja.pl
Esensja.pl
Zbigniew Kasprzak
Rozmowa o komiksach i nie tylko, przeprowadzona przez Marcina Osucha i Konrada Wągrowskiego ze Zbigniewem Kasprzakiem. Spotkanie z artystą odbyło się na jesieni zeszłego roku dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.

Zbigniew Kasprzak

Postanowiłem „brać czas”

Rozmowa o komiksach i nie tylko, przeprowadzona przez Marcina Osucha i Konrada Wągrowskiego ze Zbigniewem Kasprzakiem. Spotkanie z artystą odbyło się na jesieni zeszłego roku dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.
Marcin Osuch: Panie Zbigniewie, gdy spotkaliśmy się ostatni raz trzynaście lat temu, był pan u szczytu swojej kariery. Nie twierdzę, że obecnie pan już pan na tym szczycie nie jest, ale jak pan widzi dzisiaj swoją sytuację, co się zmieniło z perspektywy tych trzynastu lat?
Zbigniew Kasprzak: Nie nazwałbym tego sławą, może mówmy o popularności. To chyba lepsze słowo, „sława” mnie przeraża i krępuje. Popularność wynikająca z rozpropagowania naszej twórczości, czyli komiksów. Jestem bogatszy o jakąś tam skromną „produkcję”, która powstała od tamtego momentu. W moim odczuciu nie zmieniło się dużo, ale może się za bardzo przyzwyczaiłem do pewnego status quo, które od jakiegoś czasu zakradło się w moje życie. Dość stabilnie to wszystko wygląda, aczkolwiek to, co da się zauważyć, to że coraz rzadsze są kolejne premiery komiksów, których jestem współautorem.
MO: Z czego to wynika?
ZK: Postanowiłem „brać czas”. Przepraszam, to kalka z francuskiego. Postanowiłem mieć więcej czasu dla siebie. W pewnym momencie, w wieku 51 lat chyba zbyt ambitny byłem, zbyt dużo pracy na siebie wziąłem i pojawiły się kłopoty zdrowotne. To było dokładnie przy tym one-shocie o Marylin. O jeden album za dużo w ciągu roku. No cenę swoją zapłaciłem. Oczywiście im częściej się publikuje, tym lepiej dla popularności, dla pieniędzy, dla wydawcy, ale ja też muszę mieć z tego przyjemność i teraz pracuję w swoim rytmie. Daję się teraz także wciągać w trochę inne rewiry niż tylko komiksowe. Zdarza mi się robić regularnie storyboardy, projekty postaci, projekty dekoracji, do zamówień z różnych instytucji. Jest to działalność rysownika z doświadczeniem. Jeśli trzeba sprzedać jakiś koncept artystyczny, na przykład taki ogromny europejski projekt kosmiczny „Galileo”, czy „Copernicus”, to jest tam dużo rzeczy do pokazania wizualnie.
MO: Czyli jest też dużo miejsca na rzeczy niekoniecznie związane z komiksem?
ZK: Dokładnie tak. Natomiast przydatny jest sam język komiksu, tym bardziej że to jest Belgia, obszar frankofoński. Oni się odwołują do tego. Decydenci są wychowani w duchu komiksu i im jest łatwo zaakceptować taki projekt. A często są to wydarzenia o charakterze happeningowym, połączone z animacjami. I w takich różnych projektach często zwracają się do twórców komiksowych - nie tylko do mnie oczywiście - z propozycjami o zorganizowanie tego od strony graficznej, żeby to było proste, jasne, zrozumiałe.
Konrad Wągrowski: Można powiedzieć, że bycie rozpoznawalnym twórcą komiksowym otwiera wiele drzwi.
ZK: Dokładnie tak. To właśnie robota komiksowa czyni nas rozpoznawalnymi, chociaż coraz częściej także te wspomniane projekty są wciągane do portfolio, ich elementy są pokazywane na wystawach poszczególnych twórców. Mnie to sprawia dużą frajdę, właśnie ta możliwość wykorzystania tego doświadczenia komiksowego w innych obszarach. A i na stronę finansową tych przedsięwzięć nie można narzekać.
MO: Wracając do komiksu, przez długi czas był pan postrzegany jako rysownik specjalizujący się w tematyce sf, a później pojawiły komiksy historyczne jak „Podróżnicy” i „Bez twarzy”, czy też „Halloween blues” na pograniczu horroru i kryminału. Jak się pan odnajduje w tych niefantastycznonaukowych klimatach?
ZK: Ja zawsze byłem chłopcem dość kapryśnym i miałem taką potrzebę zmieniania tematyki, wybiegania w różnych kierunkach. Interesowało mnie wszystko, od historii, poprzez astronomię właśnie do fantastyki i jeszcze gdzieś zataczałem kółka przez archeologię. Jak to u dzieci, czy też później u młodych ludzi, marzyły mi się różne profesje. Chciałem być pisarzem, groziła mi polonistyka, gdybym się nie dostał na ASP. Gdzieś w wieku szesnastu lat to już tak bardziej precyzyjnie wiedziałem, że chcę być plastykiem. Wracając do fantastyki, Polska chyba wtedy była przypadkiem wyjątkowym na skalę światową, jeśli chodzi o zainteresowanie fantastyką. Mówię oczywiście o lata mojej młodości, czyli przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, to tutaj tak to wybuchło, że trudno było znaleźć inny kraj europejski, w którym tak dużo się w tej tematyce działo. I wszyscy byliśmy tym przesiąknięci. Ale w pewnym momencie nastąpił w moim przypadku przesyt. Zwłaszcza gdy zorientowałem się, że pojawiają się dzieła wtórne, że jedni czerpią od drugich. Dotyczyło to szczególnie tematyki fantasy. Bo jeśli chodzi o sf, zwłaszcza Lema, to na nim się wychowałem, oraz jeszcze w pamięci utkwiła mi trylogia dwóch autorów, z których jeden był inżynierem, a drugi pisarzem.
KW: Boruń i Trepka, „Kosmiczni bracia”?
ZK: Tak. I Borunia, który przelotnie miał coś wspólnego z Fantastyką, miałem okazję poznać i wyrazić swój zachwyt. Ponieważ czytałem to jako dzieciak, gdzieś tam w latach pięćdziesiątych.
MO: Wracając do pańskich komiksów, które z tych starszych, tworzonych w PRL-u darzy pan największym sentymentem?
ZK: Czyli przechodzimy do tych dwóch antologii wydanych przez Egmont? Pierwszy to był ten nieco naiwny „Regenerit”, czyli takie raczej pseudo-science-fiction. Natomiast jeśli miałbym wskazać ten najbardziej zapadający mi w pamięć, chociaż czytelnikom może się to nie spodobać ze względu na przesadne mieszanie gatunków, to jednak zdecydowanie „Człowiek bez twarzy”. Było to dla mnie znakomita zabawa z Andrzejem Krzepkowskim, który jednak za szybko nas opuścił.
MO: To pytanie może nieco w drugą stronę, czy ma pan jakieś komiksowe marzenie, które chciałby pan spełnić, zrealizować?
ZK: Cały czas. Może słowo „marzenie” jest zbyt mocne, ale jakieś tam pomysły do realizacji są. I być może dlatego coraz bardziej się skłaniam ku dosyć dużemu ryzyku, czyli stworzenia komiksu według mojego własnego pomysłu. Myślę, że jeśli ja to zrobię z przekonaniem, to znajdę paru scenarzystów, których udałoby się przekonać do podchwycenia takiego konceptu. A jeśli nie uda mi się nikogo takiego znaleźć, to być może spróbuję sam to napisać.
KW: A o jakim kierunku tematycznym pan myśli? Klasyczne sf, czy coś innego?
ZK: Niekoniecznie, co prawda sf nadal mnie pociąga, ale do głowy przychodzą mi bardzo różne rzeczy, nawet polityczne. Nie chciałbym tutaj tego mocno rozwijać, bo to mogłoby zostać postrzegane jako pewna obietnica. Kilka razu już znalazłem się w takiej sytuacji, że coś tam powiedziałem, a później byłem z tego rozliczany.
KW: Przy okazji pisania naszej książki („Kolorowe zeszyty” – przyp. red.) mocno przejrzeliśmy te wszystkie rzeczy z lat osiemdziesiątych. Niektóre wiązały się z naszymi wspomnieniami, na inne patrzyliśmy bardziej na świeżo i przychodzi mi do głowy takie odnośnie dylogii „Gość z kosmosu” i „Zbuntowana”, które scenariuszowo są nieco naiwne, ale mnie zachwyciła warstwa graficzna. Jest strasznie fajna wizja przyszłości, bardzo szczegółowa. Czy może pan coś powiedzieć o inspiracjach? Może jakieś filmowe?
ZK: Pewnie były, ale chcąc być uczciwym, nie mogę przywołać z pamięci, co to było. Może „Odyseja kosmiczna”? Wtedy jako młody człowiek to chłonąłem wszystko jak gąbka. Nie zapominajmy też, że było wtedy dużo udanych periodyków, chociażby taki „Przegląd Techniczny”. Tych inspiracji było bardzo dużo i trudno jest mi tak wskazać coś jednoznacznie.
MO: Dziękujemy za rozmowę.
koniec
29 stycznia 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »
Jordi Bayarri<br/>Fot. Irene Marsilla, lasprovincias.es

Staram się, żeby to nie były suche, biograficzne fakty
Jordi Bayarri

7 VIII 2023

O pracy nad serią „Najwybitniejsi naukowcy” z Jordim Bayarrim rozmawia Marcin Osuch.

więcej »

Funky Koval - alter ego Taty
Paulina Kędziora, Patrycja Polch-Lizukow

18 XI 2022

W tym miesiącu mija czterdzieści lat od ukazania się na łamach Fantastyki pierwszego odcinka „Funky’ego Kovala”, przez wielu uważanego za najlepszy polski komiks sf wszech czasów. Z tej okazji publikujemy wywiad z córkami Bogusława Polcha rysownika całej serii, Pauliną Kędziorą i Patrycją Polch-Lizukow.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż autora

Byliśmy grupą marzycieli
— Zbigniew Kasprzak, Andre Paul Duchâteau

Nie było łatwo
— Zbigniew Kasprzak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.