Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »
Yans: Więzień wiecznoœci
Yans: Więzień wiecznoœci
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić

Byliśmy grupą marzycieli

Esensja.pl
Esensja.pl
Zbigniew Kasprzak, Andre Paul Duchâteau
O „Yansie”, „Halloween Blues”, fantastyce w „Fantastyce” i belgijskiej dominacji z Andre Paulem Duchâteau i Zbigniewem Kasprzakiem rozmawiają Marcin Osuch i Konrad Wągrowski.

Zbigniew Kasprzak, Andre Paul Duchâteau

Byliśmy grupą marzycieli

O „Yansie”, „Halloween Blues”, fantastyce w „Fantastyce” i belgijskiej dominacji z Andre Paulem Duchâteau i Zbigniewem Kasprzakiem rozmawiają Marcin Osuch i Konrad Wągrowski.
Andre-Paul Duchateau (źródło: http://www.tribute2tibet.nl/Brussel/)
Andre-Paul Duchateau (źródło: http://www.tribute2tibet.nl/Brussel/)
Konrad Wągrowski: Pytanie do pana Duchâteau – w Polsce jest pan znany praktycznie tylko z serii „Yans”, natomiast wiem, że ma pan dużo bogatszy dorobek w postaci różnych scenariuszy, o tematyce detektywistycznej i innych. Czy mógłby pan zaprezentować, przybliżyć nam pańską twórczość, czym powinni się zainteresować polscy wydawcy?
Andre Paul Duchâteau: Nie jestem tym zaskoczony, wiem, że dotychczas pojawił się w Polsce tylko „Yans”. Zapewne tylko prawdziwi fanatycy komiksowi, ci którzy interesują się i szperają dużo głębiej niż tylko w aktualnej ofercie rynku frankofońskiego, wiedzą, że jestem autorem między innymi ogromnej, bardzo długiej serii, która trwa od ponad pięćdziesięciu lat. Jest to seria „Ric Hochet”, gdzie tytuł jest swoistą grą słów [od red.: rykoszet]. Przez te, dokładnie pięćdziesiąt trzy lata, wraz z rysownikiem, który nazywa się Tibet, stworzyliśmy razem siedemdziesiąt siedem albumów.
KW: I ta seria jest nadal kontynuowana?
APD: Tak. Ogółem mam na swoim koncie dziesięć różnych serii, mówię oczywiście o tych ważniejszych.
Zbigniew Kasprzak: Jeśli mogę coś wtrącić, wyjść trochę z roli tłumacza, to chciałbym zwrócić uwagę na komiks, nie serię (nazywamy to „one-shot”), który właśnie wychodzi w kolejnej reedycji wydawnictwa Le Lombard: „Terreur” czyli „Terror”. Rzecz jest o rewolucji francuskiej i o Madame Tussauds, tej samej, która założyła Salon Figur Woskowych. Jest to komiks, który Andre Paul napisał dla rysownika mało znanego w Polsce. Rysownika, który nie zrobił oszałamiającej kariery w sensie ilości egzemplarzy sprzedanych, natomiast jest niezwykłą postacią jeśli chodzi o walory artystyczne. Nazywa się René Follet. Komiks ten prezentuje nowatorskie podejście do tematyki rewolucji, był wydany po angielsku, nagradzany na wielu festiwalach, rzecz naprawdę godna polecenia. Swoistą ciekawostką jest to, że ktoś, kto tak jak Andre Paul ma tak wiele dokonań za sobą, zdecydował się stworzyć taką malutką rzecz – i wyszła mu z tego niezwykła perełka, rzecz uniwersalna. Była wydana w wielu krajach świata, miejmy nadzieje, że wkrótce pojawi się w Polsce.
Marcin Osuch: Pytanie trochę bardziej ogólne. Co powoduje, że kraje francuskojęzyczne stanowią ostoję komiksów, że komiksy w krajach takich jak Francja czy Belgia są bardzo ważnym i docenianym elementem kultury?
Zbigniew Kasprzak
Zbigniew Kasprzak
APD: Kraje te, konkretnie Belgia, miały szczęścia, że urodził się tam Herge, który zaczął działalność przed wojna a rozwinął zaraz po niej. Przed nim istnieli tylko twórcy amerykańscy, a on właśnie rozbudził zainteresowanie ludzi komiksami i zachęcił innych do pójścia w jego ślady. Z dzisiejszego punktu widzenia był geniuszem, wywarł ogromny wpływ na wielu twórców, istnieje przecież coś co nazywa się „szkołą Herge”, opierającą się na tej tak zwanej „ligne claire” (czysta linia), która do dzisiaj ma swoich zwolenników. Paradoksalnie, chociaż Francja jest krajem wielokrotnie większym, to jednak właśnie prym i kierunek w rozwoju komiksu wyznaczała przez długi czas Belgia. Oprócz Herge, była jeszcze jedna ważna postać, Fred Franken, twórca sławny na całym świecie. Tworzył głównie komiks humorystyczny, niestety już nie żyje. Zostawił po sobie ogromną spuściznę. Rzeczywiście teraz Francja przejęła od Belgii dominację w dziedzinie komiksu. Francuskie firmy wykupują nasze wydawnictwa. Ale nie zmienia to faktu, że szkoła belgijska promieniowała na całą Europę.
MO: Wróćmy do pańskiej twórczości. Można w niej znaleźć komiksy sensacyjne (przykładowo „Bruce Hawker”), kryminalne, SF. W którym obszarze najlepiej się pan czuje? Czy jest jakaś tematyka, którą pan preferuje?
APD: Przede wszystkim jestem pisarzem, napisałem wiele książek, także scenariuszy. Taka różnorodność powoduje, że trudno jest jednoznacznie wskazać to, co się najbardziej lubi. Ale chyba jednak najlepiej pracuje mi się przy historiach kryminalnych, klimatach „noir”.
ZK: Może polscy wydawcy powinni się zainteresować także powieściami Andre Paula?
KW: Chciałbym jeszcze zapytać o „Hansa-Yansa”. Świat, w którym dzieje się ta seria jest bardzo dynamiczny. Zaczyna się od motywów postapokaliptycznych, opowieści o grupie ocalałych, a potem ten świat się bardzo rozwija, pojawiają się podróże w czasie, inne planety, inne cywilizacje, także elementy fantasy. Czy ten elementy pojawiały się w trakcie pracy nad cyklem, czy też wizja tego świata była na samym początku pracy?
APD: Zdecydowanie opcja pierwsza, czyli na początku całość miała charakter czysto SF, budowana była na bazie świata po kataklizmie, ale w tym wszystkim najważniejsze było nie tło, ale sytuacja uciekinierów, ściganych. I w momencie, gdy nastąpiła zmiana rysownika, uznałem, że to jest dobry moment na zmianę kierunku, a przy okazji, nowy rysownik, Zbigniew Kasprzak, nie będzie tak bardzo obciążony dziedzictwem tego, co było wcześniej.
KW: I stąd więcej elementów fantasy?
Yans: Więzień wiecznoœci
Yans: Więzień wiecznoœci
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
APD: Tak, jednocześnie śledziłem i nawiązywałem do panujących w literaturze trendów. Na początku było więcej Asimova, trochę rosyjskich, radzieckich pisarzy SF, a później więcej fantasy. W moim odczuciu, ten gatunek daje więcej swobody, a ja chciałem się uwolnić od tego, co uważałem za sztywny gorset fantastyki naukowej. Poszedłem w kierunku świata trochę lżejszego, chciałem, aby tej represji, tych ściganych było mniej, no bo ile można?
KW: Seria „Yans” jak wiadomo jest już zamknięta…
ZK: Trochę jest zamknięta, a trochę nie. Nie ma tam definitywnego zakończenia, dlatego bardziej jest zamknięta, bo nic nowego nie powstało. Andre Paul napisał trzynasty scenariusz, który czeka. Natomiast w katalogu naszego wydawnictwa Le Lombard, zapewne pojawiać się będą jakieś kolejne wydania zbiorcze i podobne. Był pomysł zrobienia czegoś na kanwie tego trzynastego scenariusza, ale na razie nie bardzo widzę czas na to, bo pojawił się inny projekt. „One-shot” co prawda, ale wygląda na to, że zabierze mi dwa lata.
KW: Czy możemy liczyć na uchylenie rąbka tajemnicy?
ZK: Bardzo pobieżnie. „Halloween Blues” jest już dla mnie sprawą chwilowo zamkniętą, wykonałem siedem albumów i jest oczywiście perspektywa na kontynuację, ale nie teraz. Również nie czuję się na siłach wracać do „Yansa”. Co prawda powstał ten trzynasty scenariusz, Andre Paul napisał go, nie czekając nawet na dostępność mnie jako rysownika i powiedzieliśmy sobie, że kiedyś może do tego wrócimy. Seria trochę zawisła w próżni, nie szukamy następnego rysownika, bo ja ciągle jestem gdzieś tam rozważany jako naturalny kontynuator. Na razie poszedłem w inną stronę, ale myślę, że „Yans” powinien być kontynuowany. Na razie utknął, ale jest to historia na tyle pojemna, że należy do niego wrócić, w przeciwieństwie do „Halloween Blues” który za założenia miał mieć siedem odcinków z domknięciem na końcu, przez co brak jest pretekstu do powrotu. Ogólnie rzecz biorąc, jestem trochę w niezręcznej sytuacji, bo blokuję trochę tego „Yansa”.
KW: To zostawmy te kwestie i przejdźmy do „Halloween Blues”. Jest to historia w typie czarnego kryminału, z elementami nadnaturalnymi. Czy to znaczy, że pan również w klimatach kryminalnych dobrze się odnajduje? Z naszej perspektywy wspominamy pana jako rysownika SF, chociażby z pierwszych prac w „Fantastyce”.
Prawo Ardelii
Prawo Ardelii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
ZK: Nie zapominajcie panowie o kontekście, w jakim ja wtedy tworzyłem. To były czasy ogromnej ofensywy fantastyki jako takiej. „Fantastyki” jako miesięcznika, który był swoistą pochodnią polskiej SF w latach osiemdziesiątych. Ja wtedy po prostu byłem całkowicie pogrążony w tym nurcie, uwielbiałem fantastykę. Wychowałem się na tej literaturze i wtedy było to nurt tak dominujący, że właściwie nie pozostawiał miejsca na nic innego. Trochę próbowałem uciekać w historię, miałem po drodze kilka przelotnych romansów z tą tematyką, ale ciągle wracałem do fantastyki. I w pewnym momencie, już na Zachodzie miałem przesyt, ale jednocześnie bałem się mocno odejść od tej tematyki, jakby utracić ją na dłużej. Faktem jest, że wtedy w Polsce udział komiksów o tematyce SF był dużo większy niż na Zachodzie. Wtedy pojawił się z propozycją Mythic, scenarzysta uznawany za mistrza historii policyjnych, kryminalnych. Ja, trochę żartując, rzuciłem propozycję, żeby umieścić w tej historii taki pierwiastek fantastyczny, i tak pojawił się motyw ducha. Czyli w świecie racjonalnym pojawia się element irracjonalny. Było to dla mnie bardzo wciągające, klasyczna historia kryminalna umieszczona w klasycznych latach pięćdziesiątych, uzupełniona elementem fantastycznym. Głównego bohatera prześladuje duch własnej żony, który jest przekonany, że to on właśnie, ten bohater, jest mordercą. Wraz ze scenarzystą prowadzimy tę grę z odbiorcą, a całość uzupełniamy dużą dozą humoru. To pozwoliło nam na żonglowanie różnymi motywami, na zmiany stylu. Powstaje mieszanka wybuchowa, ryzykowna ale interesująca dla rysownika i, mam nadzieję, dla czytelnika. Nawet po kolorach widać, że ja nie chciałem żeby to było nudne, jednostajne. Kryminał, ponury, ciemny, czarno-biały jest może dobry na jeden album, ale na dłużej staje się to nudne.
KW: A „Sin City” uważa pan za nużące?
ZK: To jest oczywiście wielkie dzieło. Bardzo lubię, ale to nie jest dla mnie wzór.
MO: A propos kolorów, jak się panu współpracuje z kolorystką?
ZK: Można to pytanie kolorystce postawić…(śmiech)
KW: Już je zadawaliśmy, teraz chcemy poznać pańską wersję.
ZK: Bardzo dobrze się nam pracuje razem. Jest to ogromne ułatwienie. Cała ta zabawa zostaje w rodzinie, i tym większa radość. Ja sobie rezerwuję tylko okładki. Pracuje mi się nawet lepiej niż z sobą samym, bo ja jestem dla siebie przewidywalny. Nie potrafię siebie już zaskoczyć. Z drugiej strony to żona rzuca mi nierzadko wyzwania, proponując inne rozwiązania niż ja sam zakładałem. Często dochodzi do dyskusji, ale tym lepiej, bo po takich starciach końcowych efekt jest po prostu lepszy. Inny punkt widzenia po prostu odświeża, odnawia podejście do całości.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
MO: Pytanie trochę z innej beczki. Jak panu udało się przechować tę pasję do komiksów przez te, jednak ciężkie lata osiemdziesiąte w Polsce. Bo przecież nie wszystkim się to udało. Był też niezwykle utalentowany rysownik, Marek Szyszko, który właściwie po zamknięciu „Relaxu” zniknął. Jak się panu udało przetrwać?
ZK: Zbieg okoliczności. Byliśmy grupą marzycieli, która cały czas myślała, żeby z tego naszego zajęcia zrobić zawód. To zresztą było bardzo źle widziane na Akademii Sztuk Pięknych, przynajmniej w Krakowie. Marek Szyszko robił dyplom z komiksu w Warszawie, w której pod względem stosunku do tej dziedziny panowała odwilż. Natomiast w Krakowie ja byłem tępiony. To było właśnie wtedy, gdy wygrałem konkurs w „Relaksie”, gdy dostałem jakąś pierwszą robotę. Ktoś życzliwy doniósł o tym, że Kasprzak robi komiksy, no i z najlepszego studenta stałem się przykładem do nienaśladowania. Tępiono mnie za ten komiks wszędzie i to spowodowało we mnie bunt, nawet nie pragnienie zemsty, ale chęć odegrania się na zasadzie „ja wam pokażę”. I pokazałem, robię to, co robię, nie wiem czy ktoś to zobaczył, ale teraz to już nie ma znaczenia.
Ale wracając do naszych marzeń zawodowych, to były one w tamtych realiach nie do zrealizowania. Ciskaliśmy się we wszystkie strony próbując robić te komiksy, decyzje zmieniały się jak sinusoida, raz odkręcano kurek, raz zakręcano. W efekcie praktycznie nie mogliśmy się zawodowo wyżyć, tematy też był dalekie od naszych oczekiwań, głównie ze względu na cenzurę. Wszystko było przeciwko nam, została pasja. I w pewnym momencie pojawiła się dla grupy tych najbardziej znanych polskich rysowników propozycja wyjazdu do Szwajcarii na festiwal w Sierre, we frankofońskej części kraju. Był to wtedy jeden z największych festiwali komiksowych w Europie. Tam wystawiał swoje prace Grzegorz Rosiński. Wtedy uwierzyłem, że tworzenie komiksów może stanowić sens tego, co robię, a jednocześnie zaczęliśmy rozmawiać z Grzegorzem. Oczywiście były to rozmowy bardzo wstępne. Zapytał, czy chciałbym to robić, odpowiedziałem, że oczywiście tak. Wtedy odparł: „przyjedź, pójdziemy na ryby i zaczniemy rysować”. Zrobiliśmy piąty album „Yansa” na cztery ręce. Następnie pojechałem razem z Grzegorzem do Belgii, tam u wydawcy Grzegorz zrobił taki mały żart, bo najpierw pokazał plansze jako swoje, a następnie wyjaśnił, jaki był mój udział. Tam nowicjuszowi dają do rysowania jakieś drobiazgi, a w „Yansie” ja od razu rysowałem postacie, oczywiście według projektów Grzegorza, a on zostawił sobie tło i dekoracje. Wydawnictwo zaakceptowało takie podejście, Andre Paul także i w ten sposób przejąłem rysowanie tej serii. A później to już sprawy potoczyły się właściwie same. Powoli budowałem swoją pozycję, stopniowo wybijając się na niezależność.
KW: Dziękujemy bardzo za rozmowę.
koniec
10 grudnia 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »
Jordi Bayarri<br/>Fot. Irene Marsilla, lasprovincias.es

Staram się, żeby to nie były suche, biograficzne fakty
Jordi Bayarri

7 VIII 2023

O pracy nad serią „Najwybitniejsi naukowcy” z Jordim Bayarrim rozmawia Marcin Osuch.

więcej »

Postanowiłem „brać czas”
Zbigniew Kasprzak

29 I 2023

Rozmowa o komiksach i nie tylko, przeprowadzona przez Marcina Osucha i Konrada Wągrowskiego ze Zbigniewem Kasprzakiem. Spotkanie z artystą odbyło się na jesieni zeszłego roku dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Inne recenzje

Kolorowy czarny kryminał
— Marcin Knyszyński

Sypiając z duchem
— Konrad Wągrowski

Dzień bez obrazka to dzień stracony
— Grzegorz Rosiński

Trzy w jednym
— Konrad Wągrowski

Krótko o komiksach: Maj 2003, cz. 2
— Marcin Lorek, Tomasz Sidorkiewicz

Sam przeciwko Agentom
— Tomasz Sidorkiewicz

Tegoż twórcy

Wyłącz ten telewizor!
— Marcin Osuch

Marilyn Monroe, Jaś Sobieski i inni
— Marcin Osuch

Śliczne i superproste
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Gdzie są „Yansy” z tamtych lat?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Klasyka polskiego komiksu
— Maciej Jasiński

Rzadka koniunkcja planet
— Konrad Wągrowski

Santorini, wyspa ognia
— Konrad Wągrowski

Podwodne wykopywanie przybysza z kosmosu
— Konrad Wągrowski

Rozbitkowie ze strumienia nadprzestrzeni
— Konrad Wągrowski

Dwa wcielenia Yansa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Postanowiłem „brać czas”
— Zbigniew Kasprzak

Nie było łatwo
— Zbigniew Kasprzak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.