Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Pierre Christin

Pierre Christin<br> ©Dargaud
Pierre Christin
©Dargaud
ImięPierre
NazwiskoChristin

Nie ma dla mnie wielkiej i małej literatury, wielkiej i małej sztuki...

Esensja.pl
Esensja.pl
Pierre Christin
« 1 2

Pierre Christin

Nie ma dla mnie wielkiej i małej literatury, wielkiej i małej sztuki...

To prawda, tematami stosunkowo poważnymi nie było łatwo zainteresować ani czytelników, ani wydawców i to pomimo tego, że – jak mam nadzieję – humor i akcja zawsze były obecne w moich albumach. Ale ja i moi przyjaciele rysownicy mieliśmy szczęście. Guy Vidal, który do końca prowadził moją serię w wydawnictwie Dargaud, postanowił zagrać w tę grę innowacji i, przede wszystkim, szczodrości i zaakceptował wszystkie moje projekty. I niespodzianka: książce o tak zwanym terroryzmie skrajnej lewicy – „Falangom czarnego porządku” („les Phalanges de l′ordre noir”) – udało się wyprowadzić komiks z kulturowego getta, w którym wciąż się jeszcze znajdował, a to poprzez zaproszenia do programów radiowych i czasopism literackich. Jeszcze większa niespodzianka, również dla mnie, bo wydawało mi się, że blok komunistyczny nikogo nie interesował: „Polowanie” („Partie de chasse”) okazało się ogromnym sukcesem krytycznym i komercyjnym. Oczywiście, we wszystkich przypadkach to wielkiemu talentowi Enkiego Bilala zawdzięczamy, że opowieść tak przekonująco przedstawia się czytelnikowi. Ale liczne reportaże, wywiady i gigantyczna dokumentacja, którą zgromadziłem na temat krajów Europy Wschodniej, pozwoliły nam zdobyć również uznanie specjalistów, niekoniecznie będących fanami komiksu. Zawsze zarówno treść, jak i forma.
„Falangi czarnego porządku” i „Polowanie” ukazały się niedawno w Polsce. Czy sądzi Pan, że historie te oparły się upływowi czasu? Co są one w stanie zaoferować czytelnikowi początku XXI wieku?
Piękno graficzne i, jak sądzę, solidność analizy uczyniły z „Falang” i „Polowania” rodzaj klasycznych komiksów i często jestem zaskoczony, że młodzi czytelnicy wciąż pasjonują się tymi tytułami. Nie mówią one już o sprawach z pierwszych stron gazet, ale nie przestały być aktualne; rozjaśniają historię ostatnich dziesięcioleci i są często uważane za prorocze: obnażyły kłamstwo terroryzmu i zapowiedziały upadek komunizmu, ZANIM uczyniło to wiele innych dzieł.
Ale cóż: są to jednak tylko komiksy i nie sądzę, żebym zmienił świat, po prostu opowiadałem historię, wpisując się w Historię, tak jak wcześniej czyniło to wiele dzieł literackich i graficznych. To powiedziawszy, wydawało mi się, że komiks zdolny jest być sztuką z prawdziwego zdarzenia. Dowiodła tego jego ewolucja przez późniejsze lata, od „Mausa” Arta Spiegelmana po „Persepolis” Marjane Satrapi.
Nie ma dla mnie wielkiej i małej literatury, wielkiej i małej sztuki, albo raczej takie rozróżnienia nie mają dla mnie znaczenia. Komiksy, włączając w to te, nad którymi pracowałem, należą do domeny rozrywki. Ale nie jest to w żaden sposób niekompatybilne z refleksją i nie ma najmniejszego powodu, by w ten sposób nie przekazywać wartości, w które się wierzy. Te wartości, powiedzmy demokratyczne i socjalne, wydają mi się równie istotne – i równie zagrożone – na początku tego wieku, jak na końcu ubiegłego.
Komiksy tego rodzaju nie są popularne z drugiej strony Atlantyku. Jaka jest, Pańskim zdaniem, tego przyczyna?
Między komiksami europejskimi i amerykańskimi comics jest tyle różnic, co między francuskim kinem autorskim a hollywoodzką maszynerią. Poza tym robienie komiksów jest we Francji doceniane, w Stanach Zjednoczonych – nie bardzo. Trudno wyobrazić sobie w USA profesora uniwersytetu i jednocześnie scenarzystę, prawda? We Francji nie jest to bardzo powszechne, ale, paradoksalnie, więcej prestiżu daje robienie komiksów niż posiadanie doktoratu! Jeśli chodzi o tematykę, to odzwierciedlone są tu różnice ideologiczne, które dzielą obie strony Atlantyku. Z jednej strony, nieustająca walka Dobra ze Złem. Z drugiej… hmm… powiedzmy, że rzeczy są bardziej zniuansowane lub złożone, a także bardziej intymne.
Dlaczego porzucił Pan „Legendy współczesności” na początku lat osiemdziesiątych?
Jakkolwiek chciałem pisać o pewnych problemach, które wydawały mi się ważne, to nie chciałem zostać moralizatorem, który wypowiada się o wszystkich najważniejszych tematach swoich czasów. Z Enkim Bilalem pracowaliśmy też nad innymi książkami, nie będącymi komiksami, ale raczej ilustrowanymi opowieściami, np. „Zapomniana gwiazda Laurie Bloom” („l′Etoile oubliée de Laurie Bloom”) o Los Angeles i „Krwawiące serca” („Cours sanglants”), zbiór prasowych rozmaitości z kilku stolic, które razem odwiedziliśmy. I nad jego pierwszym filmem, „Bunker Palace Hôtel”, do którego napisałem scenariusz i który w pewnym sensie przepowiadał upadek takich dyktatorów jak Ceaucescu czy Saddam Hussein.
Jak dziś układa się Panu współpraca z Enkim Bilalem?
Pierre Christin i Annie Goetzinger<br/>© Dargaud
Pierre Christin i Annie Goetzinger
© Dargaud
W pewnym sensie nasza współpraca zakończyła się w roku 2001 publikacją „Sarkofagu, projektu Muzeum Przyszłości” („Sarcophage, projet pour un Musée de l′Avenir”), ilustrowanej książki, ukazującej katastrofę w Czarnobylu jako przerażającą metaforę dzisiejszego stanu rzeczy. Jak mielibyśmy pójść dalej? Póki co grywamy razem w tenisa w piątki rano i rozmawiamy o różnych swoich projektach… To, co w Enkim cenię na równi z artystą, to przyjaciela. Jest w nim specyficzny rodzaj czarnego humoru i dużo uprzejmości, podobnie jak u wielu innych moich przyjaciół z Europy Wschodniej. To mi bardzo odpowiada.
Jak wygląda Pański warsztat pracy? Czy zależy on od rysownika? Czy bierze Pan aktywnie udział w pracy rysowników?
Uważam się za scenarzystę „na miarę": każda historia jest wymyślona w zależności od rysownika, z którym chcę współpracować, i od zamierzonej dramaturgii. Szczerze powiedziawszy, lubię wszystkie gatunki, na przykład kryminały – aktualnie pracuję nad „Agencją Hardy” („Agence Hardy”) z Annie Goetzinger -, komiksy polityczne, jak „Noc nielegalnych” („la Nuit des clandestins”) z Danielem Ceppi, przygodowe, np. „les 4x4” i „Canal Choc” („Kanał Szok”) z młodym Philippe′em Aymond, a nawet humor, w albumie „Lekcje profesora Bourremou” („les Leçons du professeur Bourremou”) z François Boucqiem.
Moje scenariusze są bardzo wypracowane i powstają etapami. Najpierw synopsis, czyli historia opowiedziana na kilku stronach. Później storyboard (découpage), strona po stronie i obrazek po obrazku. Wszystkie elementy obrazu są opisane. Wszystkie dialogi są obecne. Wszystkie wyrazy twarzy są wyspecyfikowane. Zawartość wszystkich pól narracji jest podana. Następnie dużo pracuję z rysownikiem. Niektórzy, na przykład Mézieres, sugerują wiele zmian… które akceptuję lub nie. Inni – nie. Bilal potrafi zrobić Bilala ze wszystkiego. Annie Goetzinger generalnie myśli tak, jak ja. Poza nielicznymi wyjątkami, współpraca z rysownikami układała mi się prawie zawsze pomyślnie.
Co Pan robi podczas tworzenia scenariuszy? Słucha Pan muzyki, pije dobre wino, je arbuzy?
Tak, to prawda, przecież dlaczego nie wykonywać tej pracy w przyjemny sposób? Zresztą, najczęściej wyglądam, jakbym NIC NIE ROBIŁ. Spaceruję, jeżdżę rowerem, podróżuję statkiem, chodzę po górach, odwiedzam dalekie miasta, gram na pianinie, czytam gazety, kupuję książki, gotuję, piję wino (czerwone), spotykam się z przyjaciółmi, żyję z ludźmi, których kocham. Ale w rzeczywistości CIĘŻKO PRACUJĘ. Cały czas – niewielkie notatniki, skrawki papieru, na których zapisuję pomysły, w pociągu, metrze, nawet w samochodzie (to niebezpieczne)… Dużo czytania dokumentacji. Wielka biblioteka, pełna dziwnych dzieł na dziwne tematy.
Kiedy wreszcie jestem gotowy, siadam do komputera. Zdarza się, że idzie bardzo szybko: dwa-trzy tygodnie na 46-stronicowy album. Ale może też iść powoli: „Polowanie” było trudne do napisania. Kiedy w „Pilote” zaczęły być publikowane pierwsze odcinki, trwały właśnie wydarzenia w Gdańsku, zastanawiano się nad ewentualną interwencją sowiecką itp. Niektóre odcinki „Valériana” też są bardzo złożone, na przykład „Niespokojne czasy” („Par des temps incertains”), nasz ostatni album, który przywołuje wszystkie paradoksy czasoprzestrzenne całej serii. W takich przypadkach zamykam się w moim górskim domu w okolicach Rouergue i uparcie pracuję, aż będzie skończone.
Z którym rysownikiem pracowało się Panu najlepiej? Z którym rysownikiem, który nigdy dla Pana nie rysował, chciałby Pan kiedyś pracować?
Lubiłem pracować ze wszystkimi rysownikami, którzy chcieli pracować ze mną, nawet z tymi, z którymi współpraca nie była kontynuowana, bo nasze światy były zbyt odległe, jak na przykład Jacques Tardi. W komiksie jest pełno ludzi bardzo miłych i sympatycznych (co innego literatura, kino i przede wszystkim TELEWIZJA, okropni goście!). Naprawdę, jest bardzo mało wyjątków…
Ponieważ nie mogłem pracować ze wszystkimi, których ceniłem (album to dużo pracy dla rysownika: przynajmniej rok, czasami więcej), z pomocą mojego wydawcy, Dargaud, stworzyłem kolekcję niewielkich książek ilustrowanych: „Korespondencje Pierre′a Christin” („les Correspondances de Pierre Christin”), co pozwoliło mi zaprosić do współpracy nad krótkimi historiami ludzi, których bardzo podziwiałem, na prykład Maxa Cabanes′a, Jacquesa Ferrandeza i Jean-Claude′a Denis. Wśród tych, z którymi dopiero zamierzam współpracować, są inni wspaniali artyści i przyjaciele: André Juillard, Miguelanxo Prado…
Czy nigdy nie kusiło Pana, żeby samodzielnie narysować komiks?
W żadnym wypadku: nigdy nie brałem pod uwagę możliwości, żeby samemu zilustrować mój scenariusz. Za bardzo podoba mi się to, co wyłania się spod ołówków moich rysowników. Poza tym nie podoba mi się zbytnio mój sposób rysowania (który odnosi sukces tylko wśród małych dzieci z mojej rodziny, a i to tylko do piątego roku życia).
Jakie zmiany w świecie komiksu dostrzega Pan od początku swojej kariery? Co Pan o nich sądzi?
Jak wszystko, aktualna ewolucja komiksu ma swoje dobre i mniej dobre strony.
Najpierw to, co mniej dobre: ciągle ta tendencja do powtarzania, do samo-kopiowania, do mnożenia w nieskończoność dominujących modeli. Jest to często dobrze zrobione technicznie, ale nieciekawe. Sukcesy wydawnicze pchają w kierunku nadprodukcji. A ponieważ miejsce magazynów zajęły albumy, młodzi rysownicy są często pod zbyt silną presją komercyjną.
To, co dobre: fantastyczna odnowa tematyki i styli graficznych, ludzie tacy jak Lewis Trondheim, Joann Sfar, Manu Larcenet i wielu innych; wciąż dużo humoru, wciąż przygoda; i coraz więcej utalentowanych rysowniczek, co jest dobrą rzeczą. Komiks naprawdę należy do francuskiego życia artystycznego i przyciąga wielu uzdolnionych twórców, którzy w innych krajach na pewno skierowaliby się ku innym formom sztuki.
W ostatnich latach nowe technologie (komputery, Internet) wywierają coraz większy wpływ na komiks. Co Pan o tym sądzi? Jaki inne zmiany szykuje Pańskim zdaniem komiksowi XXI wiek?
Komputer to jeden z wielu środków technicznych. Ale to, co się liczy, to pomysł, historia, rysunek, kolor, montaż, ruch i osobisty styl, któremu zawdzięczamy ten niepowtarzalny urok komiksu. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. A co do zmian, jakie niesie przyszłość… Gdybym je znał, byłbym raczej wydawcą i milionerem, a nie scenarzystą (i nie milionerem)!
Jakich rad udzieliłby Pan młodym scenarzystom i rysownikom? Jakie warunki musi spełniać komiks, by odniósł sukces we Francji?
Myślę, że dla młodych scenarzystów i rysowników bardzo ważne jest, żeby opanowali klasyczną narrację i styl komiksowy. Nieuzasadnione eksperymenty graficzne są szkodliwe. Brak scenariusza też. Istnieje gramatyka komiksu europejskiego (która zresztą nie jest taka sama, jak gramatyka amerykańskich comics albo japońskich mang), którą trzeba znać, żeby być zaakceptowanym przez wydawców, a nawet przez fanziny
Ale – i nie przeczy to w żadnym wypadku temu, co wyżej – trzeba mieć pomysły i odnaleźć własny styl, wymyślać nowe tematy i sposoby ich przedstawienia. Komiks to wiele pracy i często mija wiele lat, zanim odniesie się sukces. Potrzeba więc cech charakteru, które są równie ważne, jak umiejętności techniczne: cierpliwość, chęć pracowania z innymi, a także akceptacja samotności i długotrwałego wysiłku.
Jeśli ktoś tego wszystkiego nie lubi, niech się lepiej zajmie reklamą lub telewizją, tam zarabia się o wiele więcej i dużo szybciej!
Nad czym pracuje Pan w tej chwili?
Jak wszyscy scenarzyści, mam w toku kilka opowieści, z których część wymieniłem wyżej: albumy komiksowe, książki ilustrowane, powieść, a także wznowienia starych tytułów. Próbuję się też nauczyć niemieckiego. Nie interesuję się WYŁĄCZNIE komiksem, lubię też zajmować się dziennikarstwem, powieściopisarstwem, podróżami i wieloma innymi rzeczami…
I wciąż mam ochotę opowiadać historie, tak jak wtedy, kiedy byłem młody (niestety, młody już nie jestem…)
koniec
« 1 2
1 listopada 2003
Wywiad z Pierrem Christinem - Berlin, wrzesień 2003.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »
Jordi Bayarri<br/>Fot. Irene Marsilla, lasprovincias.es

Staram się, żeby to nie były suche, biograficzne fakty
Jordi Bayarri

7 VIII 2023

O pracy nad serią „Najwybitniejsi naukowcy” z Jordim Bayarrim rozmawia Marcin Osuch.

więcej »

Postanowiłem „brać czas”
Zbigniew Kasprzak

29 I 2023

Rozmowa o komiksach i nie tylko, przeprowadzona przez Marcina Osucha i Konrada Wągrowskiego ze Zbigniewem Kasprzakiem. Spotkanie z artystą odbyło się na jesieni zeszłego roku dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.