Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dennis L. McKiernan
‹Smocza Zguba›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSmocza Zguba
Tytuł oryginalnyDragondoom
Data wydania20 czerwca 2004
Autor
PrzekładJoanna Wołyńska
Wydawca ISA
CyklMithgar
ISBN83-7418-021-8
Format480s. 115×175mm
Cena28,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Smocza Zguba

Esensja.pl
Esensja.pl
Dennis L. McKiernan
« 1 5 6 7

Dennis L. McKiernan

Smocza Zguba

Rozdział 5
Czarny Kamień
Najdłuższa noc, 3E8
[Wiele stuleci temu]
Głęboko pod potężnymi pasmami gór Rigga powietrze wypełniające starą krasnoludzką warownię Czarny Kamień drżało z oczekiwania. Ponury dwunastodniowy post zbliżał się ku końcowi i miało się rozpocząć radosne dwunastodniowe święto. Cheol – Zimowe Święto – zaczynało się w połowie najdłuższej, najmroczniejszej nocy, i wtedy to wysokie jaskinie wypełniały się jasnym światłem i zgiełkiem.
Był to uświęcony czas odrodzenia nie tylko dla Châkka – krasnoludów z Czarnego Kamienia – ale dla wszystkich Châkka na całym Mithgarze: w Czerwonych Jaskiniach i Północnej Sztolni, w Błękitnej Hali, Kwarcowych Wzgórzach i Wietrzniku, w Kacharze i olbrzymim Kraggen-cor, wszędzie tam, gdzie mieszkały krasnoludy.
Dwanaście dni temu odłożyli swoje narzędzia i ustała wszelka praca. Kilofy i motyki nie wyrywały już cennej rudy ze ścian, wózki zatrzymały się, ogień pod paleniskami wygasł, piece ostygły, tygle sczerniały. Młoty i kowadła umilkły, żarna nie obracały się, świdry nie wierciły. Kuchnie zamarły, rożny się nie kręciły, a w kotłach nic nie kipiało. Wszystko ustało: wydobywanie, kucie, wypalanie, kształtowanie, obracanie, pieczenie, gotowanie… wszystko.
Przez dwanaście dni w jaskiniach panował bezruch. Châkka rozmyślali nad krasnoludzkim honorem, życiem i śmiercią, nad swą dumną historią i duchami szanowanych przodków. Przez dwanaście dni i nocy życiem każdego z nich rządziło głębokie zamyślenie nad sensem bycia krasnoludem, i tylko wojna albo inne straszliwe zagrożenia byłyby zdolne oderwać ich od tego.
W tym czasie bajarze zbierali młodych i opowiadali im o stworzeniu, celu życia i śmierci. A oto jak brzmiały ich słowa:
* * *
– Kiedy Adon stworzył Mitheor, był on zielony i piękny. W wodach pływały ryby, ziemię przemierzały różne zwierzęta, w powietrzu fruwały ptaki. Deszcz i słońce, dzień i noc, księżyc i gwiazdy, góry i rzeki, trawa na równinach, gorące piaski pustyni i jałowe pustkowia śniegu i lodu – wszystko to było częścią planu Adona i wszystko to było cudowne.
– Ale Elwydd spojrzała na dzieło swego ojca i zobaczyła, że w tym świecie nie ma żadnych ludów, więc swą delikatną dłonią stworzyła je. To właśnie ona przywiodła na ten świat wszystkich, małych i dużych, w tym ludzi i Châkka.
– Co się zaś tyczy celów życia stojących przed każdym ludem, Elwydd nie wyjawiła ich, choć każdemu z nich jakiś wyznaczyła. Pozwoliła, aby każdy lud wybrał swoją własną drogę, która zaprowadzi go do ukrytego celu.
– Wiemy, że Châkka dostali od niej krainy leżące pod górami oraz władzę nad ogniem i kamieniem… Odtąd kamień i ogień rządzą naszym życiem i pomagają nam po śmierci, bo dzięki oczyszczającemu ogniowi i kamieniowi nasze dusze są wolne… Wolne, aby wędrować wśród gwiazd, dopóki nie nadejdzie czas, żeby zacząć następny cykl: odrodzić się, żyć, umrzeć i znów przemierzać pustkę nad nami.
– A gdy nasze dusze chodzą tak wśród gwiazd, dotykają ich cudownego piękna i poznają ich błyszczące tajemnice. Gdy się odradzamy, nie pamiętamy już ich sekretu, ale mimo to gwiazdy pozostają wspaniałe, nawiedzają nasze sny. Wszystko, co robimy, wszystko, co tworzymy, to jedynie nieudolna próba odtworzenia ich cudowności, ponieważ wierzymy, że Elwydd dała Châkka takie oto zadanie: dotknąć gwiazd.
– Tak więc Adon stworzył Mitheor… ale to Elwydd, jego córka, umieściła na tym świecie ludy. Dała im zadania, które mają wykonać, i zagadki, które powinni rozwiązać…
… Tak oto powiadali bajarze.
* * *
Przez dwanaście dni i nocy Châkka pościli i rozmyślali. Ale ta doroczna wyprawa w głąb siebie dobiegała już końca, ponieważ wraz z Zawołaniem do Gwiazd, które odbywa się w połowie najdłuższej nocy, kończy się kontemplacja i post, a zaczyna dwanaście dni hulanek i ucztowania. A kiedy z kolei te dwanaście dni dobiegnie końca, krasnoludy znów rozpalą ogień w piecach, zaczną wydobywać rudy, wytapiać metale, polerować szlachetne kamienie, znów pełną parą ruszy wykuwanie broni, odlewanie zbroi, tworzenie klejnotów, robienie narzędzi; jednym słowem, Châkka znów zaczną pracować.
Najdłuższa noc już zapadła i wszystkie sale wypełnił zapach soczystych pieczeni, świeżego chleba, rzadkich przypraw i ciast. Rozpoczęły się przygotowania do uczty.
W Czarnym Kamieniu – znanym jako klejnot krasnoludzkich sztolni, ponieważ wydobywano tu srebro, złoto i kamienie szlachetne – DelfLord Bokar obserwował, jak Châkka zaczynają się zbierać w wielkiej zachodniej sali. Zbliżała się północ.
Potem Bokar wyszedł przez furtkę na zewnątrz i wciągnął w nozdrza czyste górskie powietrze zimowej nocy. Skinął głową strażnikom i pomaszerował w stronę szerokiego dziedzińca. Stanął pośrodku, podniósł głowę i spojrzał na konstelacje w górze.
Nadszedł czas.
Na znak Bokara zdjęto wielkie kłody zamykające bramę fortecy. Potężne skrzydła otwarły się na boki, uderzając z hukiem w kamienne ściany.
Na dziedziniec wylało się żółte światło, a do sztolni wpadło zimne powietrze, powodując, że niektórzy aż się wzdrygnęli. Zebrali się tu wszyscy: starzy i młodzi, zdrowi i chorzy, kobiety i mężczyźni; przyniesiono nawet ułomnych, aby mogli wraz z wszystkimi czcić tę świętą noc.
Na kolejny znak Bokara wszyscy Châkka wylegli na zewnątrz, w jasną noc, pod błyszczące gwiazdy. Nawet gdyby niebo było zachmurzone albo szalała śnieżyca, Châkka i tak opuściliby sztolnię, aby wpatrywać się w niebiosa, gdyż była to noc Zawołania do Gwiazd i nic nie mogło powstrzymać krasnoludów przed wyznaniem wiary… Ale ta noc była kryształowo przejrzysta, doskonała, a nad ich głowami unosił się księżyc w pełni.
Gdy już wszyscy się zgromadzili, Bokar wspiął się na kamienny piedestał pośrodku dziedzińca. Oczy wszystkich krasnoludów spoczęły na nim, dlatego nikt nie dostrzegł wielkiej, złowieszczej sylwetki, która przemknęła przez tarczę księżyca i szybko rozpłynęła się na tle czarnego nieba.
DelfLord uniósł twarz i ramiona ku rozgwieżdżonym niebiosom i zaczął wypowiadać litanię. Zgromadzeni Châkka odpowiadali mu niczym chór kantorowi, zaś echo niosło ich głosy między zboczami gór Rigga.
Elwydd
Lol an Adon…
[Elwydd,
Córko Adona,
Dzięki ci składamy
Za Twe czułe dłonie,
Które dały nam
Życiodajny oddech.
Niech to będzie
Złoty rok,
Niech Châkka
Sięgną gwiazd.]
Bokar opuścił ramiona, i gdy echo już przebrzmiało, zapadła pełna skupienia cisza. Słychać było jedynie cichutkie szemranie wody pod lodem.
Wreszcie DelfLord odchrząknął, a wtedy wszystkie twarze ponownie zwróciły się ku niemu. Jeszcze raz spojrzał na gwiazdy w górze, jeszcze raz zadumał się nad tym błyszczącym, nieruchomym wzorem, w którym tylko pięciu wędrowców kierowało się na sobie tylko znane szlaki. „Jakie przeznaczenie można dziś odczytać z waszej głębi?” pomyślał. „Jakie znaki skrywa wasze światło?” Pokręcił głową, aby odgonić podobne myśli, a ponieważ niebo już pociemniało, krzyknął:
– Oto, Czarny Kamieniu, środek nocy! Niech się zacznie zimowe święto Cheolu!
Radosny okrzyk wzbił się w niebo i krasnoludy odwróciły się, aby wejść z lodowatej zimowej nocy do czekających na nich ciepłych, przyjaznych sal fortecy.
Ale ich okrzyk zagłuszył ochrypły, ogłuszający ryk.
Uderzenia potężnych skórzastych skrzydeł powaliły Châkka na kolana.
Olbrzymi, pokryty łuskami potwór runął na krasnoludy zgromadzone na dziedzińcu przed bramą.
* * *
Przyleciał Sleeth… a był straszliwy.
* * *
W rękach Châkka natychmiast znalazły się obosieczne topory bojowe, ale olbrzymie szpony podobne do szabli zadawały ciosy, rozrywały i szarpały. Potężne szczęki zamykały się z głośnym kłapnięciem, miażdżyły i masakrowały, niszczyły ciała i zbroje. Oddziały Châkka cofnęły się, aby się przegrupować, ale smok raz i drugi machnął potężnym ogonem i zniszczył ich, starł w proch.
A potem z pyska Sleetha buchnęły kłęby paskudnej piany. Tam, gdzie spadła, gotował się kamień, topił metal i zwęglało się ciało, choć nie płonął ogień. Sleeth był bowiem lodowym smokiem, pozbawionym przez Adona ognia, a mimo to jego oddech był zabójczy, bo ział trucizną. Krasnoludy umierały, na próżno łapiąc powietrze, a ich płuca płonęły, zanim jeszcze padli martwi na kamienie.
Broń krasnoludów nie czyniła smokowi żadnej krzywdy; ich topory odbijały się od jego pokrytych łuską boków, a Sleeth natychmiast zabijał wszystkich Châkka, którzy desperacko próbowali zadawać mu ciosy. Dziesiątkował ich, gdy próbowali przedrzeć się do potężnej bramy prowadzącej do Czarnego Kamienia, aby zatrzasnąć ją i pozostawić smoka na zewnątrz.
Młody czy stary, zdrowy czy chory, kobieta czy mężczyzna, ojciec, matka, dziecko – nie miało to dla smoka żadnego znaczenia, mordował wszystkich. Zabijał zębami, szponami, ogonem, palącymi i trującymi wyziewami. Śmierć zawitała do Czarnego Kamienia: Châkka padali setkami, wznosząc okrzyki rozpaczy. Tylko kilkudziesięciu z nich udało się uciec, reszta mieszkańców sztolni padła ofiarą smoka. Nikt, żaden krasnolud, nie zdołał przedrzeć się do fortecy.
Kiedy już wszystkie krasnoludy zginęły albo uciekły z okrzykiem przerażenia w lodowatą ciemność, Sleeth zaryczał triumfalnie głosem przypominającym ocieranie się o siebie potężnych brązowych sztab. A gdy echo obudziło się wśród szczytów i odbijało jego ryk od górskich zboczy, smok wyrwał swymi potężnymi szponami bramę z zawiasów, a potem rzucił się w głąb Czarnego Kamienia, aby zrobić sobie tam legowisko, swój skarbiec. Wślizgnął się do sali, w której czekała uczta z okazji Zimowego Święta – posiłek, którego nie tknął żaden krasnolud Châkka…
* * *
… Minęło tysiąc sześćset lat.
koniec
« 1 5 6 7
28 maja 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kolejne świata ratowanie
— Jarosław Loretz

Krótko o książkach: Listopad 2002
— Tomasz Kujawski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz, Joanna Słupek

„Podróż” na podróż
— Jarosław Loretz

Krótko o książkach: Październik 2002
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.