WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Pamięć Ziemi |
Tytuł oryginalny | The Memory of Earth |
Data wydania | 20 stycznia 2011 |
Autor | Orson Scott Card |
Przekład | Edward Szmigiel |
Wydawca | Prószyński i S-ka |
Cykl | Powrót do domu |
ISBN | 978-83-7648-538-6 |
Format | 296s. 142×202mm |
Cena | 32,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Pamięć Ziemi – fragment 2Orson Scott Card
Orson Scott CardPamięć Ziemi – fragment 2Tak więc choć droga między domem ojca i miastem się nie zmieniła, Nafai chodził nią teraz odwrotnie. Podróż w obie strony nie odbywała się z miejskiego domu Rasy na wieś i z powrotem; teraz wiodła z wiejskiego domu Wetchika do miasta. Mimo że w mieście miał właściwie więcej swoich rzeczy – wszystkie książki, papiery, przybory i zabawki – i spędzał tam często trzy lub cztery noce w ciągu ośmiodniowego tygodnia, jego dom był teraz u ojca. I to było nieuniknione. Żaden mężczyzna nie mógł twierdzić, że cokolwiek w Basilice jest naprawdę jego własnością; wszystko otrzymywał w formie prezentu od kobiety. A z powodu jeziora nawet taki mężczyzna jak ojciec, który miał wszelkie podstawy do tego, żeby czuć się bezpiecznie z wieloletnią partnerką, nigdy nie mógł się czuć w Basilice jak u siebie w domu. Głęboka rozpadlina w sercu miasta – bez niej miasta w ogóle by nie było – zajmowała połowę obszaru Basiliki i żadnemu mężczyźnie nie wolno było tam chodzić, żadnemu nie wolno było nawet zapuścić się do otaczającego ją lasu dostatecznie daleko, by ujrzeć lśniącą wodę. Jeżeli lśniła. O ile Nafai wiedział, rozpadlina była taka głęboka, że światło słoneczne nigdy nie docierało do lustra wody jeziora w Basilice. Żadne miejsce nie może nigdy być domem, jeżeli jest tam zakątek, do którego nie wolno chodzić, myślał. Żaden mężczyzna nie jest naprawdę obywatelem Basiliki. A ja staję się kimś obcym w domu matki. Dawniej Elemak często opowiadał o miastach, w których wszystko było własnością mężczyzn, gdzie mężczyźni mieli wiele żon, a żony nie mogły decydować o odnawianiu swoich kontraktów małżeńskich; istniało nawet jedno miasto, gdzie w ogóle nie zawierano małżeństw, a każdy mężczyzna miał prawo posiąść każdą kobietę i nie mogła odmówić, chyba że była już w ciąży. Nafai zastanawiał się jednak, czy któraś z tych opowieści jest prawdziwa. Bo dlaczego kobiety miałyby godzić się na takie traktowanie? Czy to możliwe, że kobiety z Basiliki były o wiele silniejsze od kobiet mieszkających gdzie indziej? Czy może tutejsi mężczyźni byli słabsi lub bardziej bojaźliwi od mężczyzn z innych miast? Nagle odpowiedź na to pytanie stała się pilną potrzebą. – Issya, czy kiedykolwiek spałeś z kobietą? Issib nie odpowiedział. – Po prostu zastanawiałem się nad tym – wyjaśnił Nafai. Issib wciąż milczał. – Usiłuję pojąć, cóż takiego wspaniałego jest w kobietach z Basiliki, że mężczyzna taki jak Elya ciągle tu wraca, a mógłby przecież zamieszkać w jednym z tych miejsc, gdzie mężczyźni dyktują warunki przez cały czas. Teraz Issib odpowiedział. – Po pierwsze, nie ma takiego miejsca, gdzie mężczyźni dyktują warunki przez cały czas. Są tylko miejsca, gdzie mężczyźni udają, że dyktują warunki, a kobiety, że im na to pozwalają, tak jak tutaj kobiety stwarzają pozory, że dyktują warunki, a mężczyźni udają, że im na to pozwalają. Była to interesująca myśl. Nafaiowi nigdy nie przyszło do głowy, że może sytuacja nie była jednoznaczna. Ale Issib jeszcze nie skończył. Nafai chciał go wysłuchać do końca. – A po drugie? – Po drugie, Nyef, matka i ojciec kilka lat temu znaleźli dla mnie cioteczkę i szczerze mówiąc, nie jest to aż taka rewelacja. Nie to Nafai chciał usłyszeć. – Meb chyba uważa, że tak. – Meb jest bezmózgowcem – stwierdził Issib. – Chodzi tam, dokąd go prowadzi najbardziej wystająca część ciała. Czasem oznacza to, że podąża za swoim nosem, ale zwykle nie. – Jak było? – Przyjemnie. Była bardzo miła. Ale nie kochałem jej. – Issib wydawał się trochę tym zasmucony. – Czułem, jakby to było coś, co mi robiono, a nie coś, co robiliśmy razem. – Czy to z powodu… – Mojego kalectwa? Częściowo chyba tak, choć w zamian nauczyła mnie, jak dawać przyjemność, i powiedziała, że poszło mi zaskakująco dobrze. Dla ciebie będzie to prawdopodobnie takie przyjemne jak dla Meba. – Mam nadzieję, że nie. – Matka powiedziała, że najlepsi mężczyźni nie czerpią aż tak dużej przyjemności z uprawiania miłości z cioteczkami, ponieważ nie chcą odbierać przyjemności jak lekcji, chcą ją otrzymywać dobrowolnie, z miłości. Ale z drugiej strony, powiedziała, najgorsi mężczyźni też nie lubią swojej cioteczki, bo nie znoszą, gdy nie oni, lecz ktoś inny jest panem sytuacji. – Ja nawet nie chcę cioteczki – rzekł Nafai. – W takim razie jak się czegokolwiek nauczysz? – Chcę się nauczyć razem z moją partnerką. – Jesteś romantycznym idiotą – stwierdził Issib. – Nikt nie musi uczyć ptaków czy jaszczurek. – Nafai ab Wetchik mag Rasa, sławny jaszczurczy kochanek. – Kiedyś widziałem, jak para jaszczurek to robi przez całą godzinę. – Nauczyłeś się jakichś dobrych technik? – Jasne. Ale można je zastosować tylko pod warunkiem, że jest się zbudowanym jak jaszczurka. – To znaczy? – Mają go długości mniej więcej połowy swojego całego ciała. Issib się roześmiał. – Wyobraź sobie kupowanie spodni! – Wyobraź sobie zawiązywanie sandałów! – Trzeba by owijać rzemyki wokół pasa. – Albo supłać je na ramieniu. Rozmawiając tak, szli przez targ, gdzie ludzie właśnie zaczynali otwierać stragany, bo wkrótce mieli przybyć farmerzy z równiny. Ojciec utrzymywał kilka kramów na targu zewnętrznym, choć żaden z farmerów z równin nie miał ani pieniędzy, ani wyrafinowania, by chcieć kupić roślinę, której utrzymanie przy życiu wymagało wiele zachodu, a niedającej plonów wartych tego wysiłku. Jedynymi nabywcami tych roślin na targu zewnętrznym byli klienci z samej Basiliki lub, rzadziej, bogaci cudzoziemcy, którzy pobieżnie oglądali stragany na targu zewnętrznym w drodze do lub z miasta. Podczas nieobecności ojca nadzór nad montowaniem wystaw przypadał Rashgallivakowi, który oczywiście był już na miejscu i ustawiał rośliny z chłodnej strefy klimatycznej w oziębianej gablocie. Pomachali mu rękami, choć Rashgallivak nawet nie skinął głową na znak, że ich rozpoznał. Taki właśnie był Rash – przychodził z pomocą, jeśli go potrzebowali w jakiejś krytycznej sytuacji, ale w tej chwili jego zadanie polegało na rozstawieniu roślin, poświęcił więc tej czynności całą uwagę. Nie było jednak pośpiechu. Najwięcej roślin sprzedawali późnym popołudniem, kiedy Basilikanie szukali imponujących prezentów dla swych partnerek czy kochanek lub podarunków mogących pomóc w podbiciu serca osoby, do której się zalecali. Meb kiedyś zażartował, że ludzie nigdy nie kupują egzotycznych roślin dla siebie, ponieważ z ich utrzymaniem jest tylko kłopot. Kupują je na prezent, bo sporo kosztują. – Idealnie nadają się na prezent, bo są piękne i imponujące dokładnie tak długo, jak długo trwa romans – zwykle około tygodnia. Potem roślina więdnie, chyba że obdarowane ciągle płacą nam, abyśmy przychodzili ją pielęgnować. Tak czy inaczej ich uczucia do rośliny są takie jak uczucia do kochanka, który im ją dał. Albo czują ciągłą irytację, ponieważ on się jeszcze wokół nich kręci, albo niesmak na wyblakłe wspomnienie obmierzłej przygody. Jeżeli jakaś miłość zapowiada się na stałe uczucie, kochankowie powinni kupić sobie drzewo. Właśnie wtedy, gdy Meb zaczął w ten sposób rozmawiać z klientami, ojciec odsunął go od straganów. Niewątpliwie na to właśnie Meb liczył. Nafai rozumiał pragnienie wymigania się od pomocy w prowadzeniu interesu. W nudnej pracy polegającej na sprzedawaniu kapryśnych kwiatów nie było nic zabawnego. Jeżeli zakończę naukę, pomyślał, będę musiał codziennie wykonywać jedną z tych wstrętnych prac. I to mnie do niczego nie doprowadzi. Po śmierci ojca Elemak zostanie Wetchikiem i nigdy mi nie pozwoli na poprowadzenie karawany, co jest jedynym interesującym aspektem tej pracy. Nie chcę spędzić całego życia w cieplarni, suszarni czy chłodni, przeszczepiając, hodując i rozmnażając rośliny, które więdną niedługo po ich sprzedaniu. Nie ma w tym nic wzniosłego. Targ zewnętrzny kończył się przy pierwszej bramie, której skrzydła były zawsze otwarte; Nafai zastanawiał się, czy w ogóle jeszcze można je zamknąć. Nie miało to większego znaczenia – tej bramy strzeżono najstaranniej, ponieważ była najruchliwsza. Każdemu przechodniowi skanowano tęczówkę oka i sprawdzano jego tożsamość na liście obywateli i osób uprawnionych. Jako synowie obywateli, Issib i Nafai sami też byli formalnie obywatelami – mimo że nie wolno im było posiadać nieruchomości w mieście – a po osiągnięciu pełnoletności mieli zagwarantowane prawo do głosowania. Tak więc strażnicy traktowali ich z szacunkiem. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Zaprogramowany chłopiec
— Agata Rugor
Skoki czasowe i puszczanie bąków
— Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Lipiec 2013
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski
Nadduszo, zlituj się!
— Jędrzej Burszta
Bliski krewny Endera
— Konrad Wągrowski
Żony i mężowie
— Jędrzej Burszta
Kosmiczna sielanka
— Beatrycze Nowicka
Cudzego nie znacie: Jadą, jadą Mleczną Drogą siostrzyczka i brat…
— Michał Kubalski
Cień…izna
— Jakub Gałka
Ach ten Card!
— Konrad Wągrowski