Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Orson Scott Card
‹Pamięć Ziemi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPamięć Ziemi
Tytuł oryginalnyThe Memory of Earth
Data wydania20 stycznia 2011
Autor
PrzekładEdward Szmigiel
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklPowrót do domu
ISBN978-83-7648-538-6
Format296s. 142×202mm
Cena32,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Pamięć Ziemi – fragment 2

Esensja.pl
Esensja.pl
Orson Scott Card
« 1 2 3

Orson Scott Card

Pamięć Ziemi – fragment 2

Między bramą zewnętrzną i wewnętrzną, otoczone wysokimi czerwonymi murami i strzeżone z każdej strony miasto Basilika prowadziło swój najbardziej dochodowy interes: targ złota. Właściwie złoto nawet nie przeważało wśród towarów, które tu kupowano i sprzedawano, choć lichwiarzy zeszło się wielu jak zawsze. Na targu złota handlowano wszelkimi drogocennymi artykułami, które były łatwe do przenoszenia, a tym samym łatwe do ukradzenia. Klejnoty, złoto, srebro, platyna, bazy danych, biblioteki, tytuły posiadania, umowy powiernicze, świadectwa o posiadaniu akcji i zaświadczenia o nieściągalnych długach, tym wszystkim tu handlowano i każdy stragan posiadał własny komputer do zgłaszania transakcji miejskiemu rejestratorowi – głównemu komputerowi miasta. Właściwie ciągle zmieniające się obrazy holograficzne na wszystkich komputerach wywoływały dziwny efekt błyskania, tak że gdziekolwiek człowiek by spojrzał, zawsze dostrzegał kątem oka jakiś ruch. Według słów Meba właśnie dlatego lichwiarze i sprzedawcy na targu złota byli przekonani, że ktoś ich zawsze szpieguje.
Gdy tylko przeskanowano tęczówki Nafaia i Issiba przy bramie, niewątpliwie większość komputerów odnotowała ich obecność, wyświetlając na ekranie nazwiska, pozycję społeczną i sytuację finansową. Nafai wiedział, że kiedyś to będzie coś znaczyć, ale w tej chwili nie znaczyło zupełnie nic. Odkąd Meb narobił długów po ukończeniu osiemnastu lat, na wszystkie kredyty dla rodziny Wetchika wprowadzono surowe ograniczenia, a ponieważ kredyt był dla Nafaia jedyną drogą do zdobycia większej sumy pieniędzy, nikt się nim tu nie interesował. Ojciec prawdopodobnie mógłby spowodować zniesienie tych ograniczeń, ale ponieważ załatwiał wszystkie interesy gotówką i nigdy nie pożyczał pieniędzy, ograniczenia nie wyrządzały mu zupełnie żadnej szkody – i ukróciły pożyczki Meba. Nafai przez wiele miesięcy był świadkiem jęków, krzyków, prychnięć i szlochów brata, aż Meb w końcu uświadomił sobie, że ojciec nie ustąpi i nie pozwoli mu na niezależność finansową. Od kilku miesięcy Meb nie robił szumu wokół tej sprawy. Teraz gdy zjawiał się w nowych ubraniach, zawsze utrzymywał, że pożyczali mu je przyjaciele, którzy się nad nim litowali, ale Nafai w to nie wierzył. Meb nadal wydawał pieniądze, jakby miał jakiś kapitał, a ponieważ Nafai nie mógł sobie wyobrazić Meba przy jakiejkolwiek pracy, mógł wyciągnąć jedynie taki wniosek, że Meb znalazł kogoś, kto mu pożyczał akonto jego spodziewanego udziału w majątku Wetchika.
To by było podobne do Meba – pożyczać akonto spodziewanej śmierci ojca. Ale ojciec był wciąż energiczny i zdrowy, miał zaledwie pięćdziesiąt lat. W pewnym momencie wierzycieli Meba zmęczy czekanie i będzie musiał znów ojca błagać o pomoc w wyciągnięciu go z długów.
Przy bramie wewnętrznej była jeszcze jedna kontrola tęczówek. Ponieważ bracia byli obywatelami, a komputery pokazały, że nie tylko niczego nie kupili, ale nawet nie zatrzymali się przy żadnym straganie, nie musieli poddawać ciał skanowaniu w celu ustalenia, czy nie dokonali czegoś, co eufemistycznie nazywano „nieupoważnionym pożyczaniem”. Tak więc wkrótce wkroczyli przez bramę do miasta.
Dokładniej mówiąc, weszli na targ wewnętrzny. Był on równie duży jak targ zewnętrzny, ale na tym podobieństwo się kończyło, gdyż zamiast mięsa i innych produktów do jedzenia, bel tkanin i stosów budulca na targu wewnętrznym sprzedawano wyroby gotowe: ciastka i lody, przyprawy i zioła, pościel i meble, draperie i gobeliny, wykwintnie uszyte koszule i spodnie, sandały, rękawiczki, pierścionki na palce u rąk i stóp, kolczyki oraz egzotyczne błyskotki, zwierzęta i rośliny, które sprowadzono ze wszystkich zakątków świata, ponosząc duże koszty i narażając się na duże ryzyko. Tutaj ojciec oferował swoje najcenniejsze rośliny na straganach czynnych całą dobę.
Żaden z tych kramów nie miał jednak większego uroku dla Nafaia – zobojętniały mu po tylu latach przechodzenia przez targ z drobną sumą w kieszeni. Dla niego liczyły się tylko te, gdzie sprzedawano myachiki: szklane kulki, w których zarejestrowano muzykę, taniec, rzeźby, malowidła; tragedie, komedie i historyjki z życia wzięte, recytowane w formie wierszy, odgrywane w sztukach lub wyśpiewywane w operach; dzieła historyków, naukowców, filozofów, krasomówców, proroków i satyryków; lekcje i pokazy wszelkich dziedzin sztuki i technologii, jakie kiedykolwiek wymyślono; no i oczywiście wielkie pieśni miłosne, z których Basilika słynęła na całym świecie. Były to nieme sztuki erotyczne z muzyką w tle, ciągnące się bez końca, powtarzające się nieustannie i przypadkowo jak samokreatywne rzeźby w sypialniach i prywatnych ogrodach wszystkich domostw w mieście.
Oczywiście Nafai był zbyt młody, by sam mógł kupować pieśni miłosne, lecz widział już niejedną podczas odwiedzin w domach przyjaciół, których matki lub nauczycielki nie odznaczały się tak surowymi zasadami jak Rasa. Pieśni zafascynowały go w równym stopniu muzyką oraz fabułą, jak i erotyką. Na targu poszukiwał nowych dzieł basilikańskich poetów, muzyków, artystów i odtwórców lub dzieł starych, które przeżywały swoją drugą młodość, albo też dziwnych dzieł zagranicznych, w tłumaczeniu lub oryginale. Ojciec wydzielał synom grosze, lecz matka dawała swoim wszystkim dzieciom – synom, siostrzenicom oraz zwykłym uczniom – przyzwoite kieszonkowe na zakup myachików.
Nafai zboczył w kierunku straganu, przy którym jakiś młodzieniec śpiewał niezwykle wysokim i melodyjnym tenorem; melodia nasuwała przypuszczenie, że może to być nowy utwór kompozytorki, która nazywała się Wschód Słońca – lub jednego z jej lepszych naśladowców.
– Nie – powstrzymał go Issib. – Wrócisz tu po południu.
– Możesz iść dalej.
– Jesteśmy już spóźnieni.
– Parę chwil mnie nie zbawi.
– Wydoroślej, Nafaiu – upomniał go Issib. – Każdą opuszczoną lekcję będziesz musiał odrobić.
– I tak nigdy nie nauczę się wszystkiego – stwierdził Nafai. – Chcę wysłuchać pieśni.
– Słuchaj po drodze. A może nie umiesz równocześnie iść i słuchać?
Nafai dał się wyprowadzić z targu. Pieśń szybko ucichła zagłuszona muzyką z innych straganów oraz paplaniną i rozmowami na targowisku. W przeciwieństwie do zewnętrznego targ wewnętrzny nie czekał na farmerów z równiny, tak więc był czynny na okrągło; Nafai wiedział, że połowa ludzi na tym targowisku ma za sobą nieprzespaną noc i kupuje ciastka oraz herbatę na poranną kolację przed powrotem do domu i pójściem spać. Mógł być wśród nich Meb. Przez chwilę Nafai zazdrościł mu wolności życia. Jeśli kiedykolwiek zostanę wielkim historykiem lub naukowcem, czy będę miał taką wolność? – zastanawiał się. Wstawać w południe, pisać do zmierzchu, a potem wypuścić się w basilikańską noc, by obejrzeć tańce i sztuki, posłuchać koncertów lub może recytować fragmenty owoców mojej pracy sprzed zaledwie kilku godzin przed uważną publicznością, wśród której zawrzałoby od dyskusji, sporów, pochwał i krytyki związanych z moim dziełem – jak mogły nużące podróże Elemaka w pyle i brudzie równać się z takim życiem? A potem wrócić o świcie do domu Eiadh i kochać się z nią, ciesząc się z nocnych przygód i triumfów.
koniec
« 1 2 3
19 stycznia 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Napisane ręką apologety
— Jędrzej Burszta

Pamięć Ziemi
— Orson Scott Card

Tegoż twórcy

Zaprogramowany chłopiec
— Agata Rugor

Skoki czasowe i puszczanie bąków
— Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lipiec 2013
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Nadduszo, zlituj się!
— Jędrzej Burszta

Bliski krewny Endera
— Konrad Wągrowski

Żony i mężowie
— Jędrzej Burszta

Kosmiczna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Cudzego nie znacie: Jadą, jadą Mleczną Drogą siostrzyczka i brat…
— Michał Kubalski

Cień…izna
— Jakub Gałka

Ach ten Card!
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.