Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Peace
‹1974›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł1974
Tytuł oryginalnyNineteen Seventy Four
Data wydania15 lutego 2011
Autor
PrzekładJan Hensel
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklWilcze prawo
ISBN978-83-7648-409-9
Format384s. 130×200mm
Cena36,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

1974

Esensja.pl
Esensja.pl
David Peace
« 1 2 3 4 5 »

David Peace

1974

Narastające obawy, błagalne apele.
Zaparkowałem przed domem matki przy Wesley Street w Ossett za dziesięć dziesiąta, zastanawiając się, dlaczego Rollersi nie nagrali własnej wersji The Little Drummer Boy, i pomyślałem, że trzeba to zrobić, i to zrobić dobrze.

Do słuchawki:
– Okej, przepraszam. Przelećmy jeszcze raz przez pierwszy akapit i będzie gotowe. Od początku: Przy narastających obawach o zaginioną dziesięciolatkę z Morley, pani Sandra Kemplay wystąpiła dziś rano z błagalnym apelem o bezpieczny powrót córki, Clare… Od nowego akapitu: Clare zaginęła w drodze ze szkoły w Morley do domu wczoraj po południu, a intensywne poszukiwania zorganizowane wieczorem przez policję nie przyniosły dotąd żadnych wskazówek co do miejsca pobytu dziewczynki… Okej. A później leci tak jak do tej pory… Dzięki, kochana… Nie, wtedy będę już po wszystkim i będę mógł myśleć o czymś innym… Do zobaczenia, Kath. Pa!
Odłożyłem słuchawkę i zerknąłem na zegarek po ojcu.
Dziesięć po dziesiątej.
Przeszedłem przez korytarz do salonu i pomyślałem, że zrobione, i to zrobione dobrze.
Susan, moja siostra, stała przy oknie z filiżanką herbaty, patrzyła na ogród za domem i mżawkę. Ciocia Margaret została usadzona przy stole, z filiżanką herbaty przed sobą. Ciocia Madge siedziała w bujanym fotelu z filiżanką herbaty na kolanach. Nikt nie siedział w fotelu ojca przy kredensie.
– Wszystko już załatwiłeś? – zapytała Susan, wciąż odwrócona do okna.
– Taa. Gdzie mama?
– Na górze, kochanieńki, szykuje się – powiedziała ciocia Margaret i wstała, biorąc filiżankę i spodek. – Nalać ci świeżej herbatki?
– Nie, dziękuję, nie trzeba.
– Samochody wkrótce przyjadą – powiedziała ciocia Madge do nikogo w szczególności.
– To ja pójdę i się przygotuję.
– Dobrze, kochanieńki. Idź, idź. A ja zaparzę ci herbatki, żebyś miał, jak zejdziesz. – Ciocia Margaret przeszła do kuchni.
– Myślisz, że mama skończyła już w łazience?
– Może ją sam zapytaj? – powiedziała siostra do ogrodu i deszczu.
Po schodach na górę, po dwa stopnie naraz, jak w przeszłości. Wysram się, ogolę, wezmę prysznic i będę gotów. Pomyślałem sobie, że szybkie walenie konia i mycie byłoby lepsze, i nagle zacząłem się zastanawiać, czy ojciec może mi teraz czytać w myślach.
Drzwi do łazienki były otwarte, a te do matki zamknięte. Na łóżku w moim pokoju leżała świeżo wyprasowana biała koszula, a obok czarny krawat ojca. Włączyłem radio w kształcie okrętu, David Essex obiecywał, że zrobi ze mnie gwiazdę. Spojrzałem na swoją twarz w lustrze szafy i zobaczyłem matkę, która stanęła w drzwiach ubrana w różową halkę.
– Wyłożyłam ci czystą koszulę i krawat na łóżku.
– Taa, dzięki, mamo.
– Jak poszło dziś rano?
– W porządku, rozumiesz.
– Mówili o tym w radiu, na samym początku.
– Taa? – Stłumiłem ciekawość i cisnące się pytania.
– Nie wygląda to najlepiej, co?
– Nie – powiedziałem, chociaż wolałbym skłamać.
– Widziałeś matkę?
– Taa.
– Biedaczka – westchnęła i zamknęła za sobą drzwi.
Usiadłem na łóżku, na koszuli. Wlepiłem wzrok w plakat Petera Lorimera na drzwiach.
Dziewięćdziesiąt mil na godzinę, pomyślałem.

Kondukt trzech samochodów przetoczył się przez Dewsbury Cutting, przez udekorowane zgaszonymi lampkami świątecznymi centrum miasteczka, a potem powoli pod górkę.
Ojciec zajął pierwszy samochód. Matka, siostra i ja siedzieliśmy w następnym, a ostatni był wypchany ciotkami, prawdziwymi i przyszywanymi. W dwóch pierwszych samochodach nikt się nie odzywał.
Kiedy dotarliśmy do krematorium, przestało już padać, ale wiało tak, że przemarzłem na kość, gdy stałem przed wejściem i między uściskami dłoni żonglowałem szlugiem, który wcześniej za chuja nie chciał mi się zapalić.
Mowę pogrzebową wygłosił wielebny, który zastępował rodzinnego wikarego. Ten ostatni był zbyt zajęty osobistą walką z rakiem. Na tym samym oddziale, który ojciec opuścił w środę nad ranem. Superzmiennik uraczył nas wspomnieniem o człowieku, którego nie znał ani on, ani my, i z mojego ojca zamiast krawca zrobił stolarza, a ja siedziałem tam, wkurzony tym brakiem warsztatu i myślałem sobie: pierdolona stolarka na mózg mu, kurwa, padła.
Wbiłem wzrok przed siebie, w trumnę stojącą o trzy kroki dalej. Wyobraziłem sobie mniejszą białą skrzynię i Kemplayów w czerni. Zastanawiałem się, czy wikary też spartoli kazanie, kiedy ją wreszcie znajdą.
Spuściłem wzrok na swoje knykcie, które z czerwonych zrobiły się białe, gdy zaciskałem dłonie na zimnej drewnianej ławce. Zobaczyłem zegarek ojca wystający spod mankietu i poczułem na rękawie dotyk ręki.
W ciszy krematorium oczy matki błagały o krztynę spokoju, bo człowiek przynajmniej się stara, a szczegóły nie zawsze są najważniejsze. Obok niej moja siostra z makijażem tak rozmazanym, że prawie go nie było.
A potem nie było i ojca.
Schyliłem się i położyłem modlitewnik na ziemi. Pomyślałem o Kathryn. Może zaproponuję jej drinka, jak już opiszę popołudniową konferencję prasową. Może wrócilibyśmy znowu do jej chaty. Tak czy siak, nie ma mowy, żebyśmy wrócili do mojej, nie dziś wieczorem w każdym razie. A potem pomyślałem: Nie ma, kurwa, mowy, żeby zmarli czytali ludziom w myślach.
Na dworze znowu stanąłem do żonglerki papierosem między uściskami dłoni, upewniając się, że wszyscy kierowcy znają drogę do domu matki.
Zabrałem się ostatnim wozem i znów siedziałem w milczeniu, w takim stanie, że nie kojarzyłem ani twarzy, ani imion. Przeżyłem chwilę paniki, gdy kierowca wybrał inną trasę do Ossett; byłem przekonany, że dołączyłem do złej grupy pieprzonych żałobników. Ale potem pojechaliśmy znowu przez Dewsbury Cutting, a wszyscy pasażerowie zaczęli się do mnie nagle uśmiechać, jakby myśleli zupełnie to samo co ja.

Po powrocie do domu najpierw obowiązki.
Telefon do redakcji.
Nic.
Brak wieści to złe wieści dla Kemplayów i Clare, a dobre dla mnie.
Dwadzieścia cztery godziny coraz bliżej, tik-tak.
Dwadzieścia cztery godziny znaczące, że Clare nie żyje.
Odłożyłem słuchawkę, zerknąłem na zegarek po ojcu i zastanowiłem się, jak długo muszę dotrzymywać towarzystwa krewnym i znajomym.
Niech będzie godzina.
Przeszedłem znów przez korytarz, wreszcie dziennikarz piszący pod nazwiskiem, który przynosi jeszcze więcej śmierci do domu zmarłego, jak drewno do lasu.
– No więc facetowi z Południa zepsuło się na wrzosowiskach auto. No to zawraca polną drogą, zachodzi na najbliższą farmę i puka do drzwi. Otwiera mu stary farmer, a Południowiec pyta: Czy wie pan, gdzie jest najbliższy warsztat? Stary farmer mówi, że nie. Więc Południowiec pyta: Czy zna pan drogę do miasta? A farmer, że nie. Więc Południowiec mówi: Jakoś cholernie mało pan wie, co? A stary na to: Może i tak, ale to nie ja się zgubiłem!
Wujek Eric zabawia towarzystwo, dumny, że opuścił Yorkshire tylko raz w życiu, żeby bić się z Niemcami. Wujek Eric, którego widziałem, jak zabija łopatą lisa. Miałem wtedy dziesięć lat.
Przysiadłem na poręczy pustego fotela ojca, myśląc o mieszkaniach z widokiem na morze w Brighton, o południowych dziewczynach, które mają na imię Anna albo Sophie, i o niedopasowanym poczuciu synowskiego obowiązku, które teraz jest w połowie zbędne.
– Założę się, że cieszysz się, że wróciłeś, co, chłopcze? – Ciocia Margaret puściła do mnie oko i wepchnęła mi w dłonie filiżankę herbaty.
Siedziałem tak na środku zatłoczonego pokoju, próbując językiem oderwać biały chleb, który przykleił mi się do podniebienia, zadowolony, że mogę przepłukać czymś smak ciepłej i słonej szynki, chociaż wolałbym whisky. I znowu myślałem o ojcu, o człowieku, który w osiemnaste urodziny zgłosił się do wojska na ochotnika.
– A niech mnie, patrzcie tylko na to!
Byłem kilometry i lata stąd, kiedy nagle uświadomiłem sobie, że zbliża się mój moment. Poczułem na sobie wzrok wszystkich obecnych.
Ciocia Madge machała gazetą, jakby polowała na jakąś muchę plujkę.
A ja na poręczy fotela czułem się jak ta mucha.
Młodsi kuzyni poszli po słodycze i wrócili z gazetą, moją gazetą.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

21 I 2011   19:40:24

polecam brytyjski miniserial na podstawie cyklu "W roku naszego Pana..." kolejno 1974, 1980 i 1983. master-piece imho

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Bożonarodzeniowy armagedon
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.