WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | 1974 |
Tytuł oryginalny | Nineteen Seventy Four |
Data wydania | 15 lutego 2011 |
Autor | David Peace |
Przekład | Jan Hensel |
Wydawca | Prószyński i S-ka |
Cykl | Wilcze prawo |
ISBN | 978-83-7648-409-9 |
Format | 384s. 130×200mm |
Cena | 36,— |
Gatunek | kryminał / sensacja / thriller |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
1974David Peace
David Peace1974Zdjąłem marynarkę, wziąłem jej kawę i zapaliłem papierosa – wszystko jednym płynnym ruchem. – Że mała nie żyje. Słuchaj, czy szef ma teraz jakieś spotkanie? – Nie wiem. Nie wydaje mi się. A co? – Chciałbym, żeby załatwił mi wywiad z George’em Oldmanem. Na jutro rano, przed konferencją. Kathryn wzięła mój notes i zaczęła nim kręcić między palcami. – Miałbyś fart. – Pogadasz z Haddenem? Lubi cię – powiedziałem, zabierając jej notes. – Żartujesz? Potrzebowałem faktów, żelaznych, kurwa, faktów. – Barry! – zawołałem nad głową Kathryn, przekrzykując telefony i stukot maszyn. – Mogę zamienić z tobą słówko, jak będziesz miał chwilkę? Barry Gannon zza fortecy pudeł z materiałami: – Skoro już musisz. – Fajnie. – Nagle zdałem sobie sprawę, że Kathryn patrzy na mnie. Wyglądała na złą. – Mała nie żyje? – Krwawe kawałki dobrze się sprzedają – powiedziałem, podchodząc do biurka Barry’ego i nienawidząc samego siebie. Odwróciłem się. – Proszę cię, Kath. Wstała i wyszła. Kurwa mać. Zapaliłem następnego szluga, od poprzedniego. Barry Gannon, chudzielec, samotnik z obsesją, wszędzie zabazgrane notatkami papierzyska. Przykucnąłem przy jego biurku. Barry Gannon gryzł końcówkę długopisu. – No więc? – Nierozwiązane sprawy zaginionych dzieci. Jedna w Castleford, a druga w Rochdale… chyba. – Tak. Tę w Rochdale musiałbym sprawdzić, ale ta dziewczynka w Castleford zaginęła w 1969 roku. Lądowanie na Księżycu. Nazywała się Jeanette Garland. Coś mi dzwoniło. – I nigdy jej nie znaleźli? – Nie. – Barry wyjął z ust końcówkę długopisu. Patrzył mi w oczy. – A policja w ogóle coś ustaliła? – Wątpię. – Dzięki. To ja już lepiej pójdę. – Nie ma za co. – Puścił do mnie oko. Wstałem. – Jak tam Dawsongate? – A chuj wie. – Barry Gannon, nieuśmiechnięty, spuścił wzrok na papiery i zapiski. Znowu gryzł końcówkę długopisu. Kurde. Załapałem sugestię. – Dzięki, Barry. Byłem w połowie drogi do własnego biurka, kiedy Kathryn ze skrytym uśmiechem wróciła do redakcji, a Barry krzyknął: – Idziesz później do Press Clubu? – Jeżeli się wyrobię z tym wszystkim. – Jak przyjdzie mi do głowy coś jeszcze, to powiem ci w Press Clubie. Raczej z zaskoczeniem niż z wdzięcznością: – Dzięki, Barry. Doceniam to. Kathryn Taylor, ani śladu uśmiechu: – Pan Hadden zobaczy się ze swoim korespondentem działu kryminalnego na Anglię Północną punktualnie o siódmej. – A kiedy ty zechcesz się spotkać ze swoim korespondentem działu kryminalnego na Anglię Północną? – W Press Clubie, jak przypuszczam. Jeśli muszę. – Uśmiechnęła się. – Musisz – odparłem, puszczając do niej oko. W głąb korytarza, do archiwum. Przestarzałe wiadomości. Przez metalowe szuflady do pudeł. Tysiące martwych jętek jednodniówek. Wziąłem rolki, usiadłem przed ekranem i zacząłem przewijać mikrofilm. Lipiec 1969 roku. Film śmigał mi przed oczami: Oddziały Specjalne Policji Ulsteru, Bernadette Devlin, Wallace Lawler i projekt ustawy In Place of Strife. Wilson, Wilson, Wilson. Jakby Teda Heatha w ogóle nie było. Lądowanie na Księżycu i Jack pierdolony Whitehead byli wszędzie. A ja w Brighton, dwa tysiące lat świetlnych od domu. Stęskniony. Jest! Zabrałem się do pisania. – No więc przekopałem się przez materiały archiwalne, rozmawiałem z paroma znajomymi, zadzwoniłem do Manchesteru i myślę, że jest coś na rzeczy – powiedziałem, pragnąc, żeby naczelny wreszcie podniósł wzrok znad stosu cholernych zdjęć z gry „znajdź piłkę”, które leżały na biurku. Bill Hadden wziął lupę i zapytał: – Rozmawiałeś z Jackiem? – Nie było go w pracy. – Bogu dzięki. Poprawiłem się na siedzeniu i wyjrzałem przez okno, dziesięć pięter nad ziemią, na czarne Leeds. – To co właściwie masz? – Hadden gładził się po srebrzystej brodzie i patrzył przez lupę na zdjęcia. – Trzy bardzo podobne sprawy… – A w telegraficznym skrócie? – Trzy zaginione dziewczynki. Jedna ośmioletnia i dwie dziesięciolatki. W roku 1969, potem w 1972, no i wczoraj. Wszystkie zaginęły bardzo blisko od swoich domów i w odległości kilkunastu mil jedna od drugiej. To jak powtórka morderstw w Cannock Chase. – Miejmy nadzieję. – Też trzymam kciuki. – To był z mojej strony sarkazm. Przepraszam. – Ach tak. – Znowu poprawiłem się w siedzeniu. Hadden nadal wpatrywał się przez lupę w czarno-białe zdjęcia. Spojrzałem na zegarek po ojcu. Wpół do dziewiątej, psiakrew. – Co pan o tym sądzi? – Nie kryłem irytacji. Hadden podniósł czarno-białą fotografię jakichś piłkarzy. Jednym z nich był Gordon McQueen, który właśnie skakał do krzyżyka. Piłki nie było. – Grałeś w to kiedyś? – Nie – skłamałem. Nie podobało mi się, że tak sobie ze mną pogrywa. – „Znajdź piłkę” – powiedział redaktor Bill Hadden – jest głównym powodem, dla którego kupuje naszą gazetę trzydzieści dziewięć procent mężczyzn z klasy robotniczej. Co o tym sądzisz? Albo „tak”, albo „nie”, tylko bez tej gadki-szmatki. – Ciekawe – skłamałem znowu, myśląc coś, kurwa, przeciwnego: że trzydzieści dziewięć procent mężczyzn z klasy robotniczej robi sobie jaja z ankieterów. – To co tak naprawdę o tym myślisz? – Hadden patrzył znowu na zdjęcia. Zupełnie mnie zażył, zbaraniałem. – O czym? Podniósł znowu wzrok. – Naprawdę myślisz, że to może być ten sam sprawca? – Tak. Tak właśnie myślę. – Dobra. – Hadden odłożył lupę. – Detektyw starszy nadinspektor Oldman jutro się z tobą spotka. Ale nie oczekuj od niego podziękowań. Panika przed jakimś pieprzonym porywaczem dzieci jest ostatnią rzeczą, jakiej by sobie życzył. Poprosi, żebyś nie pisał o tym artykułu, ty powiesz, że zgoda, a on będzie sprawiał wrażenie wdzięcznego. A wdzięczny detektyw starszy nadinspektor to ktoś, kogo powinien mieć każdy korespondent kryminalny na Anglię Północną. – Ale… – Podniosłem rękę i głupio się z tym poczułem. – Ale potem przekopiesz się dokładnie przez cały materiał o tych dziewczynkach z Rochdale i Castleford. Przeprowadzisz wywiady z ich rodzinami, jeżeli oczywiście zechcą się z tobą spotkać. – Dlaczego? Przecież… Bill Hadden się uśmiechnął. – Puścimy to w dziale ludzkim, „pięć lat po” czy jakoś tak. Dzięki temu potem, jeśli się okaże, że miałeś rację, nie obudzimy się z ręką w nocniku. – Rozumiem – powiedziałem ze świadomością, że dostałem wymarzony prezent na święta, tylko że w złym kolorze i rozmiarze. – Ale nie naciskaj jutro na George’a Oldmana – podjął Hadden, podsuwając okulary wyżej na grzbiet nosa. – Nasza gazeta ma doskonałe stosunki z naszymi nowymi Siłami Policji Metropolitalnej Yorkshire Zachodniego. Wolałbym, żeby dalej tak było, zwłaszcza teraz. – Oczywiście. Zwłaszcza teraz? – pomyślałem. Bill Hadden rozparł się w wielkim skórzanym fotelu i założył ręce za głowę. – Wiesz równie dobrze jak ja, że jutro ta sprawa może rozejść się po kościach, a nawet jeśli tak się nie stanie, to do świąt i tak będzie skończona. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Bożonarodzeniowy armagedon
— Sebastian Chosiński
polecam brytyjski miniserial na podstawie cyklu "W roku naszego Pana..." kolejno 1974, 1980 i 1983. master-piece imho