WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | 1974 |
Tytuł oryginalny | Nineteen Seventy Four |
Data wydania | 15 lutego 2011 |
Autor | David Peace |
Przekład | Jan Hensel |
Wydawca | Prószyński i S-ka |
Cykl | Wilcze prawo |
ISBN | 978-83-7648-409-9 |
Format | 384s. 130×200mm |
Cena | 36,— |
Gatunek | kryminał / sensacja / thriller |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
1974David Peace
David Peace1974Matka wyrwała ją cioci Madge z garści. Wertowała strony tak długo, aż znalazła nekrologi. Kurwa, kurwa, kurwa. – Jest o tacie? – spytała Susan. – Nie. Pewnie będzie jutro – odpowiedziała, patrząc na mnie tymi smutnymi, bardzo smutnymi oczami. – „Przy narastających obawach o zaginioną dziesięciolatkę z Morley, pani Sandra Kemplay wystąpiła dziś rano z błagalnym apelem o bezpieczny powrót córki”. – Teraz gazetę miała ciotka Edie z Altrincham. Jebane błagalne apele. – „Edward Dunford, korespondent działu kryminalnego na Anglię Północną” – przeczytała ciocia Margaret przez ramię ciotki Edie. – A niech mnie! Wszyscy w pokoju zaczęli mnie zapewniać, jak dumny byłby ze mnie ojciec i jaka to wielka szkoda, że nie ma go tutaj teraz, żeby świętować ten wielki dzień, mój wielki dzień. – Przeczytałem wszystko, co napisałeś o tym facecie Szczurołapie – powiedział wujek Eric. – Dziwny był z niego facet. Szczurołap, w środku gazety, okruchy ze stołu Jacka pierdolonego Whiteheada. – Taa. – Uśmiechałem się i kiwałem głową to w tę, to w tamtą, wyobrażając sobie, że ojciec siedzi w pustym fotelu przy kredensie i czyta ostatnią stronę jako pierwszą. Było poklepywanie po plecach, a potem, na krótką chwilkę, gazeta trafiła prosto w moje ręce. Spojrzałem w dół: Edward Dunford, korespondent działu kryminalnego na Anglię Północną. Nie przeczytałem ani linijki więcej. Cap! – i gazeta znów powędrowała po pokoju. Zobaczyłem siostrę po drugiej stronie, na parapecie. Siedziała z zamkniętymi oczami, z dłońmi na ustach. Otworzyła oczy i popatrzyła prosto na mnie. Chciałem się podnieść, podejść do niej, ale wstała i wyszła z pokoju. Chciałem pójść za nią, powiedzieć: „Przykro mi, naprawdę mi przykro, że to się musiało stać właśnie dzisiaj”. – Wkrótce będziemy go prosić o autograf, nie? – Ciocia Madge się roześmiała, podając mi świeżo zaparzoną herbatę. – Dla mnie zawsze będzie małym Eddiem – stwierdziła ciotka Edie z Altrincham. – Dziękuję – powiedziałem. – Ale sama sprawa nie wygląda zbyt dobrze, co? – podjęła ciocia Madge. – Nie – skłamałem. – To już kilka takich przypadków, prawda? – zauważyła ciotka Edie z filiżanką herbaty w jednej ręce, a moją dłonią w drugiej. – Tak, tak, w ciągu kilku lat. Najpierw ta dziewuszka w Castleford – powiedziała ciocia Madge. – To już kilka lat temu było, prawda. Ale pamiętacie? Nie tak dawno mieliśmy coś takiego u nas, w naszych stronach. – Ciotka Edie napiła się herbaty. – Oj tak, w Rochdale. Pamiętam – potwierdziła ciocia Madge i ścisnęła mocniej spodeczek. – Nigdy małej nie znaleziono – westchnęła ciotka Edie. – Naprawdę? – zapytałem. – I nikogo nie złapali. – Jakoś nigdy nikogo nie łapią – oznajmiła ciocia Madge wszystkim obecnym. – Pamiętam czasy, kiedy takich rzeczy w ogóle nie było. – Ci w Manchesterze byli pierwsi. – Oj tak – mruknęła ciotka Edie, puszczając moją dłoń. – To byli źli ludzie, źli do szpiku kości – wyszeptała ciocia Madge. – I pomyśleć, że policja pozwoliła, by tamta chodziła na wolności jakby nigdy nic. – Niektóre ludziska to jednak głupie są. – Krótka pamięć i w ogóle – powiedziała ciotka Edie, wyglądając przez okno na ogród i deszcz. Edward Dunford, korespondent działu kryminalnego na Anglię Północną, buch w drzwi! Lało jak z cholernego cebra. Autostradą M1 z powrotem do Leeds, na drodze pełno ciężarówek, ruch się ślimaczył. Wyciskałem z vivy sześćdziesiąt pięć mil w deszczu, więcej nie dawało rady. Lokalna stacja radiowa: „Poszukiwania zaginionej uczennicy z Morley, Clare Kemplay, trwają, lecz narastają obawy”… Zerknięcie na zegar upewniło mnie o tym, co już wiedziałem. Czwarta po południu oznaczała, że czas jest przeciwko mnie, że czas jest przeciwko niej, że nie ma czasu na zebranie informacji o zaginionych dzieciach, czyli na sformułowanie pytań na konferencję o piątej. Kurwa, kurwa, kurwa. Zjechałem rozpędzony z autostrady. Rozważałem za i przeciw: czy zadać swoje pytania w ciemno, tu i teraz, o piątej, na podstawie tego, co mówią dwie starsze panie. Dwoje zaginionych dzieci, w Castleford i Rochdale, żadnych dat, tylko domysły. Strzelać? Ryzyk-fizyk… Wcisnąłem guzik, rozgłośnia ogólnokrajowa: sześćdziesiąt siedem osób zwolnionych z „Kentish Times” i „Slough Evening Mail”, lokalna sekcja Krajowego Związku Zawodowego Dziennikarzy rozpoczyna strajk 1 stycznia. Edward Dunford, członek sekcji lokalnej. Do diabła z tym strzelaniem. W oczach stanęła mi twarz detektywa starszego nadinspektora Oldmana, zobaczyłem twarz naczelnego, zobaczyłem piękną południową dziewczynę o imieniu Sophie albo Anna, jak zamyka drzwi mieszkania w Chelsea. Może i łysiejesz, ale do Kojaka to ci, kurwa, daleko. Zaparkowałem na tyłach posterunku przy Millgarth. Właśnie zwijał się targ, w rynsztokach pełno liści kapusty i zgniłych owoców, a ja myślałem. Ryzykować? Nie ryzykować? Ścisnąłem kierownicę i pomodliłem się: NIECH ŻADEN INNY CHUJ NIE ZADA TEGO PYTANIA. Traktowałem to właśnie tak, jako pobożne życzenie. Przy zgaszonym silniku jeszcze jedna modlitwa zza kierownicy. TYLKO TEGO, KURWA, NIE SPIERDOL. Po schodkach i przez dwuskrzydłowe drzwi, z powrotem na posterunku przy Millgarth. Zabłocone podłogi i żółte światło lamp, pijackie pieśni i narwańcy. Błysnąłem legitymacją dziennikarską w dyżurce, a w odpowiedzi sierżant błysnął musztardowym uśmiechem. – Odwołane. Dzwonili z biura rzecznika. – Żartuje pan? Dlaczego? – Nie ma nic nowego. Jutro o dziewiątej rano. – Dobrze. – Czyli żadnych pytań, pomyślałem i wyszczerzyłem zęby. Sierżant się skrzywił. Rozejrzałem się dookoła, otworzyłem portfel. – Ile na począteczek? Capnął mi portfel z ręki, wyłowił piątaka i zwrócił resztę. – Tyle wystarczy, proszę szanownego pana. – No i co? – Nico. – To był pieprzony piątak. – No więc za piątaka powiem ci, że mała nie żyje. – Wstrzymajcie, kurwa, druk pierwszej strony – powiedziałem, odchodząc. – Pozdrowienia dla Jacka. – Idź się walić. – A kto ciebie pokocha? Piąta trzydzieści po południu. Z powrotem w redakcji. Barry Gannon za swoimi pudłami, George Greaves z czołem opartym o biurko, Gaz z działu sportowego nawija gadkę-szmatkę. Ani widu Jacka pierdolonego Whiteheada. Bogu dzięki. Kurwa, gdzie się ten chuj podziewa? Paranoja. W końcu jestem Edward Dunford, korespondent działu kryminalnego na Anglię Północną. I mam to na piśmie w każdym egzemplarzu „Evening Posta”. – Jak poszło? – Kathryn Taylor ze świeżo zakręconymi lokami, ubrana w brzydki kremowy sweter, wstała zza biurka, a potem znowu usiadła. – Jak marzenie. – Jak marzenie? – Taa. Doskonale. – Gęba sama mi się cieszyła. Kathryn zmarszczyła brwi. – Co się stało? – Nic. – Nic? – Wyglądała na zupełnie zagubioną. – Odwołali konferencję. Wciąż szukają. Nic nie mają – powiedziałem, wysypując na jej biurko zawartość kieszeni. – Miałam na myśli pogrzeb. – Aha. – Wziąłem swoje szlugi. Dzwoniły telefony, stukały maszyny do pisania. Kathryn popatrzyła na mój notes na biurku. – I co sądzą? |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Bożonarodzeniowy armagedon
— Sebastian Chosiński
polecam brytyjski miniserial na podstawie cyklu "W roku naszego Pana..." kolejno 1974, 1980 i 1983. master-piece imho