Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Orson Scott Card
‹Wezwanie Ziemi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWezwanie Ziemi
Tytuł oryginalnyThe Call of Earth
Data wydania10 maja 2011
Autor
PrzekładEdward Szmigiel
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklPowrót do domu
ISBN978-83-7648-705-2
Format284s. 142×202mm
Cena32,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wezwanie Ziemi

Esensja.pl
Esensja.pl
Orson Scott Card
« 1 5 6 7

Orson Scott Card

Wezwanie Ziemi

– Na pomoc – wymamrotała Kokor. – Chodź szybko. Na pomoc. – Mówiła tak cicho, że prawie sama nie słyszała własnego głosu.
Obring wstał i spojrzał na nią z wściekłością.
– Nie dotykaj jej – rozkazał. – Sam sprowadzę lekarkę.
Wyszedł raźnym krokiem z pokoju. Wykazywał się teraz taką siłą. Nagi jak mityczny bóg, jak imperator Gorayni ze zdjęć – uosobienie męskości – tak wyglądał Obring, kiedy wychodził, żeby poszukać lekarza, który mógłby uratować jego damę.
Kokor patrzyła, jak siostra drapie paznokciami po podłodze, jak szarpie sobie skórę na szyi, jakby chciała tam zrobić dziurę, by móc oddychać. Oczy Sevet wychodziły z orbit, krew ściekała z ust na podłogę.
– Miałaś wszystko – powiedziała Kokor. – Wszystko. Ale nawet jego nie mogłaś mi zostawić.
Sevet bełkotała. Wpatrywała się w Kokor z udręką i panicznym strachem.
– Nie umrzesz – ciągnęła Kokor. – Nie jestem morderczynią. Nie jestem zdrajczynią.
Ale potem przyszło jej do głowy, że Sevet może umrzeć. Ma tyle krwi w gardle, może się zadławić. I wtedy wina spadnie na Kokor.
– Nikt nie może mnie winić. Dziś wieczorem zginął ojciec, a ja przyszłam do domu i zastałam cię z moim mężem, a potem mi dokuczałaś. Nikt mnie nie będzie winić. Mam dopiero osiemnaście lat, jestem jeszcze dzieckiem. A zresztą to był wypadek. Chciałam wydrapać ci oczy, ale chybiłam, to wszystko.
Sevet się zakrztusiła. Zwymiotowała na podłogę. Cuchnęło strasznie. Taki bałagan – wszystko będzie poplamione i odór nigdy nie zniknie. I wszyscy będą winić Kokor, jeśli Sevet umrze. Plama, która nigdy nie zniknie, będzie zemstą Sevet. To jej sposób na wyrównanie rachunków: umrzeć i pozwolić, by Kokor do końca życia nazywano morderczynią.
No cóż, ja ci pokażę! Nie pozwolę ci umrzeć. Właściwie uratuję ci życie.
Tak więc kiedy Obring wrócił z lekarką, Kokor klęczała przy siostrze i robiła jej sztuczne oddychanie. Obring odciągnął ją na bok, żeby zrobić miejsce dla lekarki. I kiedy Bustiya wepchnęła rurkę do gardła Sevet, kiedy na twarzy Sevet pojawił się wyraz udręki, Obring poczuł zapach krwi oraz wymiocin i zobaczył plamy na twarzy i sukni Kokor. Objął ją i szepnął:
– Ty ją naprawdę kochasz. Nie mogłaś pozwolić, żeby umarła.
Kokor przywarła wtedy do niego i załkała.

– Nie mogę zasnąć – oświadczyła nieszczęśliwym głosem Luet. – Jak mogę śnić, jeśli nie mogę spać?
– Mniejsza z tym – powiedziała Rasa. – Wiem, co zrobić. Naddusza nie musi nam mówić. Smelost ma opuścić Basilikę, ponieważ Hushidh ma rację, nie mogę go teraz ochronić.
– Nie wyjadę stąd – oznajmił Smelost. – Już podjąłem decyzję. To moje miasto i poniosę konsekwencje tego, co uczyniłem.
– Czy pan kocha Basilikę? – zapytała Rasa. – Zatem niech pan nie dopuści do tego, żeby ludzie Gaballufixa mieli kozła ofiarnego, na którego mogą zwalić całą winę. Niech pan im nie daje szansy postawienia pana przed sądem i wykorzystania tego jako wymówki, by przejąć kontrolę nad strażą i zrobić z jego zamaskowanych żołnierzy jedyny organ władzy w mieście.
Przez chwilę Smelost patrzył na nią groźnie, po czym skinął głową.
– Rozumiem. Zatem dla dobra Basiliki wyjadę.
– Dokąd? – zapytała Hushidh. – Dokąd możesz go wysłać, cioteczko Raso?
– Oczywiście na północ do Gorayni. Dam panu dość prowiantu i pieniędzy, aby pan tam dotarł. A także list z wyjaśnieniem, jak uratował pan człowieka, który… zabił Gaballufixa. Oni będą wiedzieć, co to znaczy – muszą mieć szpiegów, którzy im donieśli, że Gab usiłował zawładnąć Basiliką, aby zawrzeć sojusz z Potokgavanem. Może Roptat był z nimi w kontakcie.
– Nigdy! – wykrzyknął Smelost. – Roptat nie był zdrajcą!
– Oczywiście, że nie – przyznała uspokajająco Rasa. – Chodzi o to, że Gab był ich wrogiem, a to czyni z pana ich przyjaciela. To minimum, co mogą zrobić: przyjąć pana do siebie.
– Jak długo będę musiał pozostać poza miastem? – zapytał Smelost. – Jest tu kobieta, którą kocham. Mam syna.
– Niedługo. Po śmierci Gaba sytuacja wkrótce wróci do normy. To on był powodem całego zamętu. Teraz znów zapanuje pokój. Oby Naddusza wybaczyła mi, że tak mówię, ale jeśli Nafai go zabił, to zrobił dobry uczynek, przynajmniej dla Basiliki.
Rozległo się głośne pukanie do drzwi.
– Tak szybko! – wykrzyknęła Rasa.
– Nie mogą wiedzieć, że tu jestem – stwierdził Smelost.
– Shuya, zaprowadź go do kuchni i daj mu prowiant. Zatrzymam ich przy drzwiach, jak długo zdołam. Luet, pomóż siostrze.
Ale przed drzwiami nie stali żołnierze Palwashantu, strażnicy miasta czy jacyś inni przedstawiciele władz. Stał tam Vas, mąż Sevet.
– Przepraszam, że niepokoję panią o tej porze.
– Mnie i wszystkich moich domowników – powiedziała Rasa. – Już mi wiadomo, że ojciec Sevet nie żyje, ale wiem, że masz jak najlepsze intencje, przychodząc do…
– Nie żyje? – zapytał Vas. – Gaballufix? To może wyjaśnia… Nie, to niczego nie wyjaśnia.
Wyglądał na przestraszonego i rozgniewanego. Rasa nigdy go nie widziała w takim stanie.
– A więc co się stało? – zapytała Rasa. – Jeśli nie wiedziałeś, że Gab nie żyje, to dlaczego tu jesteś?
– Przyszedł po mnie jeden z sąsiadów Kokor. Chodzi o Sevet. Została uderzona w gardło, prawie umarła. To bardzo poważna rana. Myślałem, że będzie pani chciała ze mną pójść.
– Zostawiłeś ją? Żeby przyjść do mnie?
– Nie byłem z nią – wyjaśnił Vas. – Jest w domu Kokor.
– Dlaczego Sevya miałaby tam być? – Służąca już pomagała swojej pani włożyć płaszcz, aby Rasa mogła wyjść na zewnątrz. – Kokor grała dziś w teatrze, prawda? W nowej sztuce.
– Sevya była z Obringiem – powiedział Vas. Wyszedł z nią na werandę; służąca zamknęła za nimi drzwi. – Dlatego Kyoka ją uderzyła.
– Kyoka ją uderzyła… Kyoka?!
– Nakryła ich razem. W każdym razie tak mi powiedział sąsiad. Obring poszedł nagusieńki po lekarkę, a kiedy wrócili, Sevya była naga. Kyoka robiła jej sztuczne oddychanie. Włożyli Sevet rurkę do gardła i teraz może oddychać, nie umrze. To wszystko, co sąsiad potrafił mi powiedzieć.
– Że Sevet żyje – rzuciła z goryczą Rasa – i kto był nagi.
– Może lepiej by było, gdyby Kokor po prostu ją zabiła, jeśli Sevet ma stracić głos – stwierdził Vas.
– Biedna Sevya – podsumowała Rasa. Ulicami maszerowali żołnierze, ale Rasa nie zwracała na nich uwagi. – W ciągu jednej nocy stracić ojca i głos.
– Wszyscy coś dzisiaj straciliśmy, prawda? – zapytał Vas z goryczą.
– To nie dotyczy ciebie – sprostowała Rasa. – Myślę, że Sevet naprawdę cię kocha, na swój sposób.
– Wiem. Obie nienawidzą się tak bardzo, że zrobią wszystko, by się nawzajem zranić. Ale myślałem, że jest coraz lepiej.
– Może teraz będzie lepiej – stwierdziła Rasa. – Gorzej już być nie może.
– Kyoka też tego próbowała. Dwa razy. Odesłałem ją z kwitkiem. Dlaczego Obring nie mógł być na tyle mądry, by odmówić Sevet?
– Jest mądry – powiedziała Rasa. – Tylko że brakuje mu siły.
Scena w domu Kokor była bardzo wzruszająca. Ktoś posprzątał pokój, pościel nie była już zmięta, lecz gładka z wyjątkiem miejsca, w którym leżała Sevet ubrana w jedną z najskromniejszych koszul nocnych Kokor. Obring też zdążył się ubrać i teraz w kącie pocieszał łkającą Kokor. Lekarka przywitała się z Rasą w drzwiach pokoju.
– Usunęłam krew z płuc – wyjaśniła. – Nie grozi jej śmierć, ale rurki do oddychania nie wolno na razie wyjmować. Wkrótce przyjdzie laryngolog. Może to jeszcze nie koniec jej kariery.
Rasa usiadła obok córki na łóżku i chwyciła rękę Sevyi. Odór wymiocin nadal unosił się w powietrzu, mimo że podłoga była mokra po szorowaniu.
– Cóż, Sevya – szepnęła Rasa – wygrałaś tę rundę czy przegrałaś?
Z oczu Sevet wypłynęły łzy.
Po drugiej stronie pokoju Vas stał nad Obringiem i Kokor. Twarz mu poczerwieniała. Od gniewu? A może miał rumieńce jedynie z powodu wyczerpującego spaceru?
– Obring, ty nędzny draniu! Tylko głupiec szcza do zupy swojego brata.
Obring podniósł na niego wzrok, ukazując wymizerowaną twarz, a potem znów spojrzał na swoją żonę, która rozszlochała się. Rasa znała Kokor wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że choć córka płacze szczerze, stara się przy tym wzbudzić litość. Rasa nie miała dla niej ani krzty współczucia. Dobrze wiedziała, jak jej córki niewiele sobie robiły z klauzuli wyłączności w swoich kontraktach małżeńskich, i nie miała współczucia dla niewiernych ludzi, którzy czuli się urażeni, odkrywając, że ich partnerzy też są niewierni.
Teraz Sevet cierpiała, nie Kokor. Nie było możliwe, by matka przestała zwracać uwagę na Sevet tylko dlatego, że Kokor zachowuje się tak hałaśliwie, a Sevet milczy.
– Jestem z tobą, moja kochana córko – powiedziała Rasa. – To jeszcze nie koniec świata. Żyjesz, a twój mąż cię kocha. Niech na razie to będzie twoją muzyką.
Sevet uścisnęła mocno jej rękę, oddychała płytko i głośno.
– Czy już się dowiedziała o ojcu? – zwróciła się Rasa do lekarki.
– Wie – odparł Obring. – Kyoka nam powiedziała.
– Dzięki Nadduszy, że czeka nas tylko jeden pogrzeb – westchnęła Rasa.
– Kyoka uratowała siostrze życie – wyjaśnił Obring. – Dała jej oddech.
Nie, to ja dałam jej oddech, pomyślała Rasa. Dałam jej oddech, ale, niestety, nie mogłam jej dać rozumu ani sprawić, by zachowywała się przyzwoicie. Nie potrafiłam dopilnować, żeby trzymała się z dala od łóżka siostry, z dala od jej męża. Ale dałam jej oddech. Czy to cierpienie czegoś ją nauczy? Może litości. Lub przynajmniej powściągliwości. Czegoś, co sprawi, że ten incydent przyniesie jakąś korzyść. Czegoś, co sprawi, że stanie się ona moją córką, a nie Gaballufixa, jak to dotychczas było w przypadku obu dziewczyn.
Oby to wszystko wyszło na dobre, modliła się w duchu. Ale potem zastanowiła się, do kogo się modli. Do Nadduszy, której ingerencja spowodowała powstanie tak wielu problemów? Od niej nie uzyskam żadnej pomocy. Teraz jestem zdana na siebie, sama muszę próbować ochronić moją rodzinę i moje miasto w nadchodzącym strasznym okresie. Nie mam ani wpływów, ani władzy, z wyjątkiem siły, która wypływa z miłości i mądrości. Miłości mi nie brakuje. Gdybym tylko mogła być pewna, że nie brakuje mi również mądrości!
Co teraz? Co teraz? – myślał. Potrzebuję mądrości, lecz któż może mną pokierować? Posiadam znacznie większą wiedzę, niż jakikolwiek człowiek może mieć nadzieję kiedykolwiek zdobyć, a jednak porady mogę szukać jedynie w ludzkich umysłach.
Czy to możliwe, aby ludzkie umysły mogły wystarczyć? Żaden komputer nie był zdolny do takiej genialnej dezorganizacji jak ludzki mózg. Człowiek podejmował najbardziej zdumiewające decyzje na podstawie zaledwie strzępków informacji, ponieważ jego mózg łączył je w dziwny i poprawny sposób. Z pewnością istniała możliwość, że można by z ludzi wyłuskać pewną przydatną mądrość.
Z drugiej jednak strony może nie. Ale warto spróbować, prawda?
Za pośrednictwem swoich satelitów główny komputer wysłał obrazy do umysłów ludzi najbardziej podatnych na odbiór jego przekazów. Te obrazy od głównego komputera zaczęły się wplatać we wspomnienia ludzi, zmuszając ich umysły, aby je przyswoiły, dopasowały, rozwikłały. Aby utworzyły z nich dziwne i wywierające ogromny wpływ opowieści zwane przez ludzi snami. Może w ciągu kilku następnych dni, kilku tygodni ich sny ujawnią jakiś związek lub dadzą jakieś wyjaśnienie, które główny komputer mógłby wykorzystać jako pomoc przy podejmowaniu decyzji, jak nakłonić najlepszych spośród ludzi do opuszczenia planety Harmonia i podróży na Ziemię.
Przez te wszystkie lata uczyłem ich, prowadziłem, kształtowałem i ochraniałem, myślał. Czy teraz, pod koniec mojego życia, są gotowi, by uczyć, prowadzić, kształtować i ochraniać mnie? To mało prawdopodobne. Tak mało prawdopodobne. Na pewno będę zmuszony sam o wszystkim zadecydować. A kiedy już to uczynię, na pewno zrobię to niewłaściwie. Może wcale nie powinienem działać. Może wcale nie powinienem działać. Nie powinienem działać. Nie będę. Muszę…
Czekać.
Czekać.
Jeszcze raz, czekać…
koniec
« 1 5 6 7
10 maja 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Żony i mężowie
— Jędrzej Burszta

Tegoż twórcy

Zaprogramowany chłopiec
— Agata Rugor

Skoki czasowe i puszczanie bąków
— Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lipiec 2013
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Nadduszo, zlituj się!
— Jędrzej Burszta

Bliski krewny Endera
— Konrad Wągrowski

Napisane ręką apologety
— Jędrzej Burszta

Kosmiczna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Cudzego nie znacie: Jadą, jadą Mleczną Drogą siostrzyczka i brat…
— Michał Kubalski

Cień…izna
— Jakub Gałka

Ach ten Card!
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.