Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Gemmell
‹Nocny Sokół›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNocny Sokół
Tytuł oryginalnyMidnight Falcon
Data wydania3 sierpnia 2004
Autor
PrzekładZbigniew A. Królicki
Wydawca Zysk i S-ka
CyklRigante
ISBN83-7298-596-0
Format524s. 115×183mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Nocny Sokół

Esensja.pl
Esensja.pl
David Gemmell
« 1 2 3 4 »

David Gemmell

Nocny Sokół

Sen był tak przerażająco realny, że Parax chciał wyciągnąć rękę, by pocieszyć króla pogrążonego we wstydzie i żalu. I oto wizja znikła – zastąpił ją widok kępy drzew, łagodnie kołyszących się na wietrze. I wtedy – a trwało to nie dłużej niż jedno uderzenie serca – łowca ujrzał stojącą w pobliżu kobietę o twarzy osłoniętej chustą. Wspierała się na sękatym kosturze. Spomiędzy drzew wyfrunęła wielka, czarna wrona, która spoczęła na jej ramieniu. Parax znieruchomiał z przerażenia. Zrozumiał, że patrzy na budzącą powszechny lęk Morrigu, boginię Seidhów, niosącą nieszczęście i śmierć.
Obudził się z okrzykiem przestrachu. Czuł, że serce głośno łomoce mu w piersi. Spojrzał pomiędzy drzewa, ale nie zobaczył ani zawoalowanej kobiety, ani czarnej wrony. Nagle poczuł woń skwierczącego na ogniu bekonu i pomyślał, że wciąż śni. Odwróciwszy głowę, ujrzał przykucniętego przy ognisku człowieka, który trzymał nad płomieniami patelnię o długiej rączce. Nieznajomy spojrzał nań ponad ogniem i uśmiechnął się szeroko.
– Miałeś zły sen, starcze – stwierdził spokojnie. Zapadał zmrok i wiał chłodny wiatr. Parax przysunął się do ognia i otulił wątłe ramiona zieloną opończą. Zmierzył młodzieńca bacznym spojrzeniem. Nieznajomy nie nosił brody, a długie jasne włosy miał związane na karku. Z prawej skroni zwisał mu cienki warkocz, na modłę Morskich Wilków. Młodzian miał na sobie jasnozieloną myśliwską koszulę, brązową skórzaną kurtkę bez rękawów, bryczesy z koźlej skóry i sięgające kolan buty do konnej jazdy. Nie nosił miecza, ale mięso na patelni obracał długim myśliwskim nożem z jasnej stali.
– Ty jesteś Bane, wygnaniec – stwierdził Parax.
– A ty jesteś Parax, królewski łowca.
– Owszem, i jestem z tego dumny.
Bane zaśmiał się.
– Ludzie mówią, że jako tropiciel nie masz sobie równych.
– Owszem, tak mówią – zgodził się stary.
– To już przeszłość – odparł młodzik z ponurym uśmiechem. – Cały czas cię obserwowałem. Przez ostatnie dwa dni trzy razy przeciąłeś mój trop. Za trzecim razem zostawiłem ci wyraźny ślad, a tyś go przeoczył.
Parax pochylił się ku młodemu człowiekowi. Teraz wyraźnie widział jego oczy – jedno złocistobrązowe, drugie zielone. Takie same, jakie miał jego ojciec. Wygląda na więcej niż siedemnaście lat… jest twardszy i mądrzejszy, niż powinien być w swoim wieku.
– Zamierzasz mnie zabić? – spytał Bane’a.
– A chcesz tego?
– Byłaby w tym jakaś poetycka sprawiedliwość – stwierdził Parax. – Kiedy po raz pierwszy los mnie zetknął z twoim ojcem, był mniej więcej w twoim wieku. Tropiłem go od wielu dni, razem z grupą wojowników Perdii. Był bardzo przebiegły… Zabił siedmiu łowców i robił wszystko, co mógł, żebym zgubił trop. Jak na młodego człowieka był nad podziw zręczny. Tropiłem go po skałach i po wodzie. Raz prawie mnie przechytrzył. Jego ślad znikł pod gałęzią dębu. Wciągnął się na nią i przeszedłszy po konarze, przeskoczył na sąsiednie drzewo. Ale wtedy nie byłem stary i niedołężny. Znalazłem go.
– Więc dlaczego cię nie zabił?
Parax wzruszył ramionami.
– Nie pojąłem tego wtedy, nie pojmuję i teraz. Podzieliliśmy się posiłkiem, a potem odjechał i przyłączył się do armii Kamiennego Grodu. Do czasu naszego następnego spotkania zyskał już sławę zabójcy króla Perdii, ja zaś trafiłem w niewolę i miałem pracować w kopalniach. Poznał mnie i uratował. A teraz siedzę tu z jego synem. No to jak będzie? Zabijesz mnie?
– Staruszku, nie żywię do ciebie urazy – stwierdził Bane. – Zamierzam darować ci życie.
– To lepiej podziel się ze mną tym bekonem – odparł Parax. – Inaczej padnę z głodu.
– Oczywiście. W końcu to twoje zapasy. – Myśliwskim nożem Bane odciął spory kęs bekonu i podsunął go staremu. Przez chwilę jedli w milczeniu. Bekon był smaczny, ale nieco przesolony i Parax ruszył do strumienia, aby ugasić pragnienie wodą.
– Jak ci się udało umknąć łowcom? – spytał po powrocie do ogniska.
– To nie było trudne. Właściwie wcale nie chcieli mnie znaleźć. Nie mogę powiedzieć, żebym miał im to za złe. Większość z nich to żonaci mężczyźni, którzy nie zamierzali zostawić po sobie młodych wdów.
– Sprytny z ciebie sukinsyn – stwierdził kąśliwie Parax.
– Istotnie. Ponadto dobrze władam nożem i mieczem. Brałem już udział w bitwach, Paraksie. Dwukrotnie przeciwko morskim rabusiom i trzy razy z norvijskimi banitami. – Niedbałym gestem klepnął grubą złotą bransoletę na lewym nadgarstku. – Sam stryj Braefar nagrodził mnie tym za odwagę. Powinien mi ją wręczyć król – ale to byłoby dla niego zbyt kłopotliwe.
Parax usłyszał gniew w słowach młodzieńca i postanowił zmienić temat.
– Dlaczego więc pozwoliłeś, bym cię znalazł?
Bane parsknął śmiechem.
– Nie znalazłeś mnie, Paraksie. To ja znalazłem ciebie. Żal mi cię, stary. Utrata dawnych umiejętności musi być przykra.
– Owszem, jest. Choć wątpię, czy pożyjesz dostatecznie długo, żebyś sam się o tym przekonał. Powiedz wreszcie, dlaczego zdecydowałeś się na to spotkanie?
Młodzieniec nie odpowiedział od razu. Zaniósł patelnię do strumienia, umył ją i wytarł do sucha trawą, a potem na powrót wetknął w juki starego. Dopiero wtedy wyciągnął się przy ognisku.
– Byłem ciekaw, to wszystko. Wiedziałem, dlaczego tropią mnie ludzie stryja Braefara. Po co jednak posłano za mną królewskiego łowcę? A także, dlaczego nie jechałeś z innymi, którzy mnie ścigają?
– Król nie pragnie twojej śmierci – stwierdził Parax.
Bane zaśmiał się drwiąco.
– Czyżby? Mój ojciec nie chce mnie zobaczyć na marach. Jakież to wzruszające. Przez całe moje życie nigdy się do mnie nie odezwał – wyjąwszy jeden raz, gdy zwyciężyłem w Wyścigu Beltine. „Dobrze się spisałeś”. Przez siedemnaście lat życia usłyszałem od ojca tylko te trzy słowa. I teraz mam uwierzyć, że mu na mnie zależy?
– Nie wiem, czy mu na tobie zależy. Prosił mnie, bym cię odnalazł, i dał sakiewkę złota, którą mam ci przekazać.
– Sakiewkę złota? Co za łaskawość! – Bane splunął w płomienie.
– Jest dobrym człowiekiem – odparł łagodnie Parax.
– Ostrożnie, staruszku – ostrzegł go Bane. – Nie jestem człekiem przesadnie skłonnym do wybaczania. W ciągu ostatnich pięciu dni zabiłem dwóch ludzi. Trzeci nie obciąży zbytnio mojego sumienia.
– O ile wiem, oni obrazili twoją zmarłą matkę, a potem, gdy wymłóciłeś ich pięściami, zaczaili się na ciebie przy drodze. Sąd z pewnością znalazłby okoliczności łagodzące.
– I co, ta sakiewka złota ma mi kupić przychylność sędziów?
– Nie… – przyznał Parax. – Przyda ci się, gdy już opuścisz ziemie Rigante. Zabici przez ciebie ludzie byli krewniakami wodza Fiallacha. Więzy krwi każą mu szukać zemsty na tobie. A król nie chce, aby stała ci się krzywda.
Bane parsknął śmiechem pełnym prawdziwej wesołości.
– Chcesz powiedzieć, że nie chce śmierci wuja Fiallacha.
– Nawet jeżeli tak myśli, to powiedział, że nie chce twojej krzywdy – uciął Parax.
– Cenię lojalność – stwierdził Bane. – Choć nieczęsto jej doświadczałem, jednak bardzo ją sobie cenię. Z tego względu daruję ci życie i wezmę to złoto. – W jego głosie zabrzmiały nagle twardsze nutki i zimny gniew. – Ale może wcale stąd nie wyjadę. Może zostanę i zmierzę się z Fiallachem. I poderżnę mu gardło na oczach króla.
Parax milczał przez chwilę.
– Rzadko zdarza mi się widzieć tyle gniewu w człowieku – odezwał się wreszcie. – To mnie smuci, Bane. Fiallach jest zawzięty. Jest też wielkim wojownikiem, ale co ważniejsze, jest żonaty z siostrą twojej matki. Uważasz, że dusza matki się uraduje, kiedy zobaczy swego szwagra zabitego ręką jej syna?
– Nie, na pewno nie – przyznał młodzik, nagle zapominając o gniewie. Parax znów ujrzał smutek w jego oczach. W tej chwili, gdy górę nad nim wzięła łagodniejsza część jego natury, Bane wyglądał znacznie młodziej. – Pozwolę mu żyć – stwierdził wreszcie. – Czy znałeś moją matkę?
– Nie. Ale wiedziałem o niej.
– I cóż takiego wiedziałeś? – spytał Bane chłodno.
– Znam całą historię, chłopcze. Była pierwszą miłością Connavara, ale wyszła za innego, kiedy doszły ją wieści, że twój ojciec jest umierający. I nie znalazła szczęścia w tamtym związku.
– Nie próbuj mnie zwodzić, stary draniu! Nie znalazła szczęścia w małżeństwie, bo Connavar wziął ją siłą i spłodził mnie! A potem ją porzucił. I nigdy już się do niej nie odezwał. Zniszczył jej życie. Umarła w smutku i ze złamanym sercem. Oto i cała historia!
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.