Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Gemmell
‹Nocny Sokół›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNocny Sokół
Tytuł oryginalnyMidnight Falcon
Data wydania3 sierpnia 2004
Autor
PrzekładZbigniew A. Królicki
Wydawca Zysk i S-ka
CyklRigante
ISBN83-7298-596-0
Format524s. 115×183mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Nocny Sokół

Esensja.pl
Esensja.pl
David Gemmell
« 1 2 3 4

David Gemmell

Nocny Sokół

– Te robaki były w borsuku? – spytał wreszcie.
– W pewnym sensie tak. Weź to i gdzieś zakop. Potem obudzimy małego i nakarmimy go.
– Nikomu nie powiem, Vorno. Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna. Daję ci słowo.
– Od jak dawna wiesz?
– W zeszłym roku zobaczyłem, jak rozpaliłaś ogień pstryknięciem palców. Byłem wtedy za oknem. Nikomu nie powiedziałem.
– A dlaczego utrzymałeś to w sekrecie?
– Bo to był twój sekret – odparł. – Pomyślałem sobie, że nie chcesz, by ludzie o tym wiedzieli.
– I miałeś rację. A teraz zakop gdzieś to mięso.
Uśmiechnąwszy się do widocznej w kręgu sceny, Vorna pstryknęła palcami. Krąg znikł, a ona wstała. I zobaczyła jeźdźca na siwym rumaku, zjeżdżającego zakosami po wschodnim zboczu porośniętego lasem wzgórza. – Zuchwały chłopak – szepnęła. Ale radość przepełniała jej duszę, gdy patrzyła, jak młody zbieg przejeżdża przez most i przecina łąkę. Zjechawszy przed jej dom, zeskoczył z siodła i uśmiechnął się szeroko, potrząsając złotymi, lśniącymi w słońcu włosami.
– Mam nadzieję, że masz coś do zjedzenia – powiedział. – Zgłodniałem tak, że zjadłbym konia z kopytami.
– Głupi dzieciaku! – ofuknęła go. – Musiałeś przyjechać akurat tutaj! Chcesz, by znaleźli cię posłani za tobą tropiciele?
– A tam, za wiele się martwisz. Poza tym zostali daleko w tyle i nie wrócą przed nocą. – Znów się uśmiechnął i wprowadził siwego wałacha do stajni. Vorna westchnęła, potrząsnęła głową i weszła do domu. Odciąwszy spory kawał pasztetu, położyła go na talerzu, ten zaś postawiła na stole. Tymczasem Bane wszedł do izby, zamknął drzwi i usiadł. Vorna nalała mu kubek wody, a potem, usiadłszy przy kominku, czekała, aż zbieg skończy posiłek.
W izbie było zimno i w końcu Vorna użyła cicho wyszeptanego zaklęcia. Palenisko buchnęło ogniem, który natychmiast zaczął lizać suche szczapy.
– Nigdy się nie napatrzę na te dziwy – stwierdził Bane, wstając od stołu i siadając naprzeciw Vorny na obitym końską skórą fotelu.
Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Młodzik miał takie same oczy jak jego ojciec, a urodziwe rysy twarzy odziedziczył po matce.
– Jakie masz plany? – spytała go.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Nie mam żadnych. Za to mam mieszek złota. Prezent od kochającego ojca. Ha! Jego uprzejmość głęboko mnie wzruszyła.
– Dla mnie zawsze był uprzejmy – stwierdziła Vorna. – Ale nie będziemy się teraz o to spierali. Za bardzo cię lubię, by patrzeć, jak się złościsz.
– Na ciebie nie umiem się złościć, Vorno – odparł Bane. – Oprócz matki zawsze byłaś moją najlepszą przyjaciółką. Widzę, że Banouin już wyjechał. Myślisz, że wróci?
– To będzie zależało od tego, czy znajdzie to, czego szuka – odpowiedziała głosem, w którym nagle zabrzmiał smutek. Spojrzała w dziwne oczy Bane’a. – I czy pożyje dość długo, aby to znaleźć.
– Czy coś mu grozi? Miałaś wizję?
– Miałam różne wizje, żadna jednak nie dotyczyła mojego syna. Ani ciebie. Myślę, że to miłość do was obu uniemożliwia mi korzystanie z moich mocy. Wiem jedynie, że jedzie na południe, przez spustoszone wojnami ziemie pełne gwałtów i przemocy. On zaś nie jest wojownikiem, o czym ci doskonale wiadomo.
– A owszem, nie jest. Brak mu… sił – dokończył niezręcznie.
– Byłeś mu zawsze dobrym przyjacielem – odezwała się Vorna z uśmiechem.
Na policzkach młodego banity pojawił się rumieniec.
– Wiem, że przeze mnie pakował się tylko w kłopoty, za co nieustannie mnie karciłaś.
Vorna potrząsnęła głową.
– Nigdy nie umiałeś przyjmować pochwał, nawet jako dziecko.
Bane zachichotał.
– Bo nie chwalono mnie dość często, żebym się z tym oswoił. – Podszedłszy do okna, otworzył okiennice i omiótł wzrokiem wzgórza. Z kuźni Nanncumala wciąż dobiegał łoskot młota. – Biedny dziadek – rzekł cicho. – Najpierw żona, potem córka. Zbyt wiele cierpień.
– Wybaczyłeś mu? – spytała Vorna.
– Owszem, wybaczyłem. Niełatwo mu było przyjąć ponownie do domu córkę okrytą niesławą. Myślę, że częściowo mnie obarczał winą za to, co się stało. Ale nigdy nie traktował mnie źle. Na swój sposób okazywał mi nawet przychylność. A kiedy zobaczyłem, jak płakał po śmierci mojej matki, odeszła mnie cała złość, jaką doń czułem. – Odwróciwszy się do Vorny, Bane uśmiechnął się smętnie. – Niełatwo jest nienawidzić człowieka, który kochał osobę kochaną i przez ciebie.
– Dobrze, żeś to zrozumiał – stwierdziła Vorna.
– Niezbyt dobrze mi idzie poznawanie nowych prawd – przyznał zbieg. – Potrafię napisać swoje imię… i słowo oznaczające konia. – Wróciwszy do kominka, usiadł ponownie i oparł jasną czuprynę o zagłówek fotela. – Zawsze lubiłem tę izbę – stwierdził. – Tu jest tak spokojnie. Czuję się pogodzony ze światem.
– Wiem, o co ci chodzi – odezwała się Vorna. – To dobry dom. Jego ściany przechowują wiele szczęśliwych wspomnień.
Bane usiadł prosto.
– Spędziłem trzy noce w twojej dawnej jaskini. W ten sposób zgubiłem pościg. Jak długo tam mieszkałaś?
– Dwadzieścia pięć lat.
– A ja po trzech dniach byłem bliski obłędu. Jak mogłaś żyć na takim pustkowiu?
– Byłam wtedy inną osobą. Młodszą i zgorzkniałą.
– To tam uratowałaś Connavarowi życie – powiedział. – Często o tym myślałem, kiedy się tam kryłem.
– Gdybym tego nie zrobiła, nigdy byś się nie urodził – wytknęła mu. – A ja nie poślubiłabym ojca Banouina. I nie byłoby Banouina. A czymże byłby świat bez was?
– Znacznie nudniejszym miejscem – odparł. – Opowiedz mi o Connavarze i niedźwiedziu.
– Czego chcesz się dowiedzieć? Wszyscy znają tę opowieść.
– Owszem, znają. Ale czy wszystko w niej jest prawdziwe, Vorno? Czy on naprawdę stanął do walki z niedźwiedziem w obronie swego kalekiego przyjaciela? A może miał inny powód?
– Nie miał żadnego innego powodu. Usiłował wynieść Riamfadę poza zasięg niebezpieczeństwa, ale niedźwiedź nadciągnął zbyt szybko. Położył więc przyjaciela na ziemi i stanął do walki z bestią, mając w ręku tylko sztylet. Był wtedy o dwa lata młodszy od ciebie. – Vorna westchnęła. – Bane, nie rób takiej rozgoryczonej miny. Wolałbyś, żeby twój ojciec okazał się tchórzem?
– Może. Nie wiem, Vorno. Gdzie się nie ruszę, ludzie opowiadają o nim legendy. O tym, jak walczył z Morskimi Wilkami, o tym, jak z Żelaznymi Wilkami uderzył na Pantery Kamiennego Grodu pod Cogden, i o oblężeniu obozu w Barrow Hill. Wielki Connavar. Bohater! Jak taki człowiek mógł porzucić moją matkę? Dlaczego dopuścił do tego, by jego syn dorastał bez jednego przyjaznego gestu ze strony ojca?
Vorna odetchnęła głęboko.
– Może sam powinieneś go o to spytać.
– Może kiedyś go spytam.
Przez twarz młodzieńca przemknęła chmura smutku. „Jesteś taki młody” – pomyślała. „Prawie chłopiec”. I wtedy poczuła kolejne ukłucie obawy.
– Co zamierzasz zrobić?
– Co zamierzam? Ha… Będę się drażnił z tymi myśliwymi, aż mnie dopadną. – Uśmiechnął się beztrosko, ona jednak nie spuszczała zeń oczu.
– Powiedz mi prawdę – poprosiła łagodnie. – Jakie masz plany?
– Nie mam żadnych, Vorno. – Westchnął. – Czy uważasz, że matka naprawdę mnie lubiła?
– A cóż to za pytanie? Oczywiście, że cię lubiła. Kochała cię nawet. Dlaczego pytasz o coś takiego?
– Czasami przyglądała mi się dziwnym wzrokiem. Potem wybuchała płaczem i kazała mi iść precz. Raz nawet powiedziała, że byłem powodem wszystkich jej cierpień.
– A tak, potrafiła niekiedy wygadywać głupstwa – stwierdziła Vorna. – Bane, nie ty byłeś przyczyną jej nieszczęść. I nie był nią Connavar. Wszyscy padamy ofiarami własnej natury. Arian nie była ideałem. Ale ciebie kochała. Wiem, że to prawda, ty zaś znasz mnie z tego, iż nigdy ci nie skłamałam.
– Wiem, Vorno. Wczoraj spotkałem tego starego tropiciela, Paraksa. Król go posłał, żeby mnie odnalazł.
– Gdyby ktokolwiek umiał cię znaleźć, to tylko Parax.
– W rzeczy samej – przyznał młodzik. – Przebiegły staruch. I bardzo mądry. Przepowiedział mi przyszłość. No, ale tak czy owak, na mnie już czas. Chciałbym ci podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
Vorna poczuła jeszcze większe obawy. Sięgając swoim talentem, dotknęła jego umysłu. I wyczuła żal, gniew, pustkę i pragnienie śmierci.
– Czekajże! – zawołała, gdy szedł ku drzwiom. – Jeżeli nie masz żadnych planów, jest coś, co mógłbyś zrobić dla mnie!
– Vorno, dla ciebie zrobiłbym wszystko. Wiesz o tym doskonale.
– Znajdź Banouina. Pojedź z nim, dokądkolwiek się uda i chroń go przed niebezpieczeństwami. Wiele będzie dla mnie znaczyła świadomość, że podróżujecie razem – dodała, gdy zatrzymał się w drzwiach.
Bane wyjrzał przez otwarte drzwi.
– A otóż i oni! – powiedział. – Pędzą z wiatrem w zawody. Czas na mnie. – Uśmiechnął się szeroko i Vorna poczuła ulgę, ponieważ znów ujrzała przed sobą dawnego Bane’a, pełnego energii i ożywionego perspektywą ucieczki przed pościgiem. – Nie martw się o Banouina – dodał. – Odnajdę go i będę mu towarzyszył.
– Miałam nadzieję, że tak właśnie zrobisz – stwierdziła. – I dobrze jest usłyszeć taką obietnicę. Teraz zmykaj… a chyżo!
Bane uśmiechnął się szeroko, zawrócił w głąb izby, i uniósłszy ją z ziemi, ucałował w oba policzki.
– Uważaj na siebie – rzekł. – Na tym świecie niewielu jest ludzi, których kocham.
Potem postawił ją na ziemi. Vorna wyciągnęła rękę i poklepała go pieszczotliwie po policzku.
– Jedź już! – ponagliła go.
Chłopiec wybiegł z domu. Vorna stanęła w drzwiach i śledziła go wzrokiem, gdy galopował przez łąkę, a potem przeskoczył przez trzystopowy płot i pomknął ku południowym wzgórzom.
Dwudziestu jeźdźców zawróciło swe konie i pognało za nim.
– Nie złapią go – powiedziała Vorna spokojnym głosem.
koniec
« 1 2 3 4
17 czerwca 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.