Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

James Barclay
‹Złodziej Świtu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZłodziej Świtu
Tytuł oryginalnyDawnthief
Data wydania2001
Autor
PrzekładPaweł Pyrka
Wydawca ISA
CyklSaga o Krukach
ISBN83-87376-93-0
Format576s. 115×.175mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Złodziej Świtu

Esensja.pl
Esensja.pl
James Barclay
1 2 3 19 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powiesci Jamesa Barclaya „Złodziej Świtu”. Jest to pierwszy tom trylogii „Saga o Krukach”, której ostatni tom zatytułowany „Dziecko Nocy” ukaże się 24 sierpnia nakładem wydawnictwa ISA.

James Barclay

Złodziej Świtu

Zapraszamy do lektury fragmentu powiesci Jamesa Barclaya „Złodziej Świtu”. Jest to pierwszy tom trylogii „Saga o Krukach”, której ostatni tom zatytułowany „Dziecko Nocy” ukaże się 24 sierpnia nakładem wydawnictwa ISA.

James Barclay
‹Złodziej Świtu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZłodziej Świtu
Tytuł oryginalnyDawnthief
Data wydania2001
Autor
PrzekładPaweł Pyrka
Wydawca ISA
CyklSaga o Krukach
ISBN83-87376-93-0
Format576s. 115×.175mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
Dłoń na jej ustach zdusiła krzyk, jaki wydała, budząc się. Obok, na łóżku, leżał w bezruchu Alun. Nad nią, osłonięty ciemnościami nocy, pochylał się napastnik. Dostrzegła tylko zarys szczupłej twarzy i wpatrującą się w nią twardym wzrokiem parę oczu. Dłoń na jej ustach zacisnęła się mocniej.
– Jeśli rzucisz zaklęcie, chłopcy umrą. Jeśli będziesz się opierać i odmówisz współpracy, również zginą. Twój mąż będzie świadkiem, że możemy porwać takich jak ty z każdego miejsca na ziemi, nawet z samego serca miasta kolegium. Pomyśl o tym podczas snu i powstrzymaj gniew, kiedy już się obudzisz. Mamy wiele spraw do omówienia.
Rozszalały natłok myśli przelatywał jej przez głowę przy wtórze łomotu serca. Głupi upór, który skłonił ją do zamieszkania poza bezpiecznymi murami kolegium, zemścił się, sprowadzając zagrożenie na ludzi, których najbardziej kochała. Mężczyzna wspomniał jej synów, wspaniałych bliźniaków, w których pokładała tak wiele nadziei i w których pielęgnowała prawdziwą siłę. Są młodzi i tacy niewinni. Skurczyła się, zmagając się z wizją tego, co ci ludzie mogą zrobić z jej dziećmi. Byli bezlitośni. Ślubowali zagładę wszystkiemu, co w ich oczach było złe i niegodziwe. Nie dostrzegali czystości i magii tego, co tworzyła, i to właśnie zaślepienie czyniło ich tak groźnymi.
A przecież od początku przypominano jej o ostrożności. Mistrzowie kolegium popierali jej pragnienie spokojnego, rodzinnego życia. Ostrzegali jednak przed zbytnim przyzwyczajeniem się do takiego luksusu, szczególnie w czasach, gdy ludzie otwarcie wyrażali swą wrogość wobec kolegium i wszystkiego co reprezentuje. To nadal był eksperyment, a nie zwykła chęć osiedlenia się, przypominali jej, a chłopcy należeli do kolegium i ich rozwój był przede wszystkim obiektem badań.
Jak zwykle jednak miała własne zdanie. W końcu byli przecież jej synami, a Alun również nie chciał mieszkać w kolegium. Teraz przeklinała się za głupotę i zadufanie we własną zdolność do zapewnienia im bezpieczeństwa. Echa zbyt długo ignorowanych ostrzeżeń zamieniły się w łzy bezsilnej złości i spłynęły po jej policzkach.
Zobaczyła drugą rękę mężczyzny, trzymającą skrawek materiału. Przycisnął go do jej twarzy i natychmiast poczuła działanie narkotyku. Broniła się jak zaszczute, schwytane w pułapkę zwierzę. Krótko, desperacko i bez efektu. To był brofen. Zdążyła jeszcze tylko pomyśleć, jak źle będzie się czuła, kiedy znów otworzy oczy.
Rozdział 1
Niebieski błysk przeszył wieczorne niebo, rozdzierając szary całun nisko wiszących chmur i oblewając wrota przełęczy Taranspike ostrym, jasnym blaskiem. Odgłos eksplozji. Krzyki.
Krucy, stojący na murach wewnętrznego zamku kontrolującej przełęcz twierdzy, trzeźwo ocenili sytuację na polu bitwy.
Lewe skrzydło obrońców zostało zdruzgotane. Płonące i poszarpane ciała zalegały na popalonej trawie, wróg zaś nacierał ze zdwojoną siłą na całej linii. Jakby nagle wstąpiły w nich nowe siły.
– Niech ich diabli! – zaklął Bezimienny. – Mamy kłopoty. Uniósł nad głowę zaciśniętą pięść, rozcapierzył palce i zatoczył ramieniem szerokie koło. Stojący na basztach strażnicy z chorągiewkami natychmiast przekazali rozkaz. Z bocznej bramy, w galopie, wypadło pięciu kawalerzystów i mag.
– Spójrz tam! – wskazał Hirad w stronę zniszczonego lewego skrzydła. Piętnastka ludzi przedarła się przez kordon i ignorując bitwę, pędziła w stronę zamkowych murów. – Wchodzimy? – zapytał.
– Wchodzimy – odpowiedział Bezimienny.
– Najwyższy czas – uśmiechnął się Hirad.
– Krucy! – zaryczał Bezimienny. – Krucy, za mną!
Wyszarpnął dwuręczny miecz z pochwy opartej o mur i popędził w dół schodami. Ostatnie promienie słońca zatańczyły na wypolerowanym napierśniku. Szybkość i zwinność, z jaką poruszała się masywna sylwetka wojownika, dla wielu już okazała się fatalnym zaskoczeniem. Gładko wygolona głowa podrygiwała na byczym karku.
Schody biegły ze szczytu murów, wzdłuż ich wewnętrznej strony, wprost na sklepienie wewnętrznego zamku. Stamtąd na dziedziniec prowadziło kręte zejście poprzez jedną z dwóch baszt.
Bezimienny poprowadził pięciu odzianych w skórzane i kolcze kaftany wojowników i maga, którzy wraz z nim tworzyli oddział Kruków, w stronę lewej baszty. Kopniakiem otworzył drzwi, odepchnął strażnika i opierając się o zewnętrzną ścianę, by zachować równowagę, pobiegł w dół, przeskakując co drugi stopień.
Kiedy był w połowie drogi, kolejna eksplozja wstrząsnęła posadami twierdzy.
– Przeszli przez mur. Są na dziedzińcu – powiedział Hirad.
– Jesteśmy prawie na miejscu – odpowiedział Bezimienny. Dolne drzwi baszty były otwarte, lecz Bezimienny biegł tak szybko, że Hirad wątpił, by nawet w przeciwnym razie zdołały powstrzymać pędzącego wojownika. Krucy wyskoczyli na dziedziniec, oblany bursztynowym światłem zachodzącego słońca, i skierowali się w lewy róg placu, gdzie unosił się jeszcze kurz niedawnej eksplozji.
Z chmury kurzu i zwałów gruzu wynurzył się przeciwnik. Zamaskowani wojownicy w skórzanych zbrojach rozbiegli się po dziedzińcu. Za nimi Hirad wypatrzył jeszcze jednego, spokojnie, wydawałoby się, przedzierającego się przez kamienie i pył. Oprócz skórzanego, błyszczącego kaftana, miał na sobie czarny płaszcz, powiewający na wietrze. Niespiesznie palił fajkę trzymaną w ustach i, jeżeli barbarzyńcy nie zawodził wzrok, od czasu do czasu głaskał kota, którego głowa wyglądała zza kołnierza płaszcza.
Za sobą Hirad usłyszał, jak Ilkar, elfi mag z Julatsy, splunął i zaklął – Xetesk. – Zatrzymał się i zerknął przez ramię. Ilkar machnął ręką.
– Ruszaj do walki – powiedział elf. Jego szczupła atletyczna sylwetka była napięta, brązowe oczy zwężone w szparki spoglądały spod grzywki krótkich, ciemnych włosów. – Będę miał na niego oko.
Wrogowie równym krokiem ruszyli w lewo, w stronę kamiennego muru, wzdłuż którego znajdowały się szopy na zboże, opal i narzędzia, ciągnące się od zewnętrznych fortyfikacji do głównego zamku. Bezimienny natychmiast zmienił kierunek, by odciąć przeciwnikom drogę. Hirad zmarszczył brwi, nie mogąc oderwać oczu od samotnego nieznajomego w czarnym płaszczu.
Odgłosy walki spoza murów zamku powoli cichły i Hirad skupił się na nadchodzącej potyczce. Dostrzegłszy Kruków, przeciwnicy ruszyli w ich stronę. Liczebnością przewyższali najemników niemal trzykrotnie. Pięciu z nich pędziło przodem, z wysoko uniesionymi mieczami, pokrzykując. Byli pewni swej przewagi.
– Formuj! – wykrzyknął Bezimienny i Krucy sprawnie, nie przerywając pochodu, zwarli szyk. Jak zawsze, Bezimienny zajął środek lekko przekrzywionego klina, mając po lewej Talana, Rasa i Richmonda, a z prawej Sirendora i Hirada. Z tyłu Ilkar przygotowywał ochronną tarczę.
Bezimienny z każdym krokiem rytmicznie uderzał końcem ciężkiego ostrza o ziemię, a Hirad szukał w oczach przeciwników błysku zrozumienia. Gdy go odnalazł, wyszczerzył zęby w uśmiechu, dostrzegłszy cień wahania w ich krokach.
– Tarcza gotowa – powiedział Ilkar. Nawet teraz, po dziesięciu latach, Hirada przeszył dreszcz, choć przecież, tak naprawdę, niczego nie był w stanie wyczuć. A jednak była tam. Niewidzialna sieć, chroniąca przed magicznymi atakami. Lekki rozbłysk powietrza. Bezimienny wzniósł koniec miecza i sekundę później Krucy przeszli do zwarcia.
Bezimienny uderzył łukiem od prawej do lewej, druzgocząc gardę przeciwnika i rozrąbując jego twarz od podbródka aż do czoła.
Tryskając krwią, mężczyzna odleciał w tył, wpadając na dwóch kompanów i, nie zdążywszy wydać nawet krzyku, umarł.
Z prawej Sirendor przyjął uderzenie przeciwnika na trójkątną tarczę i zatopił miecz głęboko między jego żebrami. Hirad uskoczył przed niezgrabnym ciosem z góry, pochylił się w prawo i pchnął obydwoma rękami w kark przeciwnika. Reszta nie kwapiła się, by wypełnić lukę. Barbarzyńca uśmiechnął się paskudnie i wystąpił do przodu, gestem zachęcając przeciwników do ataku.
Po lewej sytuacja wydawała się mniej jednoznaczna. Ras i Talan wymieniali ciosy z uzbrojonymi w tarcze wrogami, podczas gdy Richmond, zdekoncentrowany, był w defensywie, ciągle jednak zagrażając przeciwnikowi błyskawicznymi, płynnymi uderzeniami.
– Widzę czarodzieja – powiedział. – Z lewej.
Sparował cios wymierzony w brzuch i odepchnął przeciwnika.
– Mam go. – Głos Ilkara skoncentrowanego na utrzymywaniu tarczy brzmiał słabo. – Będzie rzucał.
– Zostawcie go Ilkarowi – wydał rozkaz Bezimienny. Jego ostrze rąbnęło w tarczę napastnika. Mężczyzna zachwiał się.
– Dalej idzie w lewo – powiedział Richmond.
– Zostaw go. – Największy z Kruków rozpłatał podbrzusze wojownikowi przed sobą, a stojący obok Talan dobił swego pierwszego przeciwnika, wychodząc z walki ze zranionym ramieniem.
Wrogi mag wychrypiał słowa zaklęcia. Powietrze zrobiło się nagle gorące i na sekundę obie strony zatrzymały się w pół kroku.
1 2 3 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Złodziej czasu
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Listopad 2004
— Tomasz Kujawski, Eryk Remiezowicz

Dzieci, do dzieła!
— Eryk Remiezowicz

Wyścigi z cieniem
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.