Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

James Barclay
‹Złodziej Świtu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZłodziej Świtu
Tytuł oryginalnyDawnthief
Data wydania2001
Autor
PrzekładPaweł Pyrka
Wydawca ISA
CyklSaga o Krukach
ISBN83-87376-93-0
Format576s. 115×.175mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Złodziej Świtu

Esensja.pl
Esensja.pl
James Barclay
« 1 2 3 4 19 »

James Barclay

Złodziej Świtu

– Kryć się! – wykrzyknął mag. Budynki wzdłuż tylnego muru eksplodowały, posyłając w powietrze chmurę wirujących odłamków i połamanych desek, które rozleciały się po całym dziedzińcu.
Chaos.
Kawałek deski uderzył Hirada w stopę, wytrącając go z równowagi. Upadł do przodu, starając obrócić się na plecy. Z lewej strony Bezimienny ledwie zachwiał się, kiedy siła wybuchu uderzyła go w plecy. Jego miecz z piorunującą siłą uderzył w bok stojącego z przodu przeciwnika, całkowicie przecinając kręgosłup.
– Tarcza poszła! – wrzasnął Ilkar. Wstrząs detonacji rzucił nim o ziemię, niszcząc koncentrację. Natychmiast jednak zerwał się na równe nogi. – Zajmę się magiem.
– Mam go! – Richmond, który niemal przewrócił się na swojego przeciwnika, szybciej odzyskał równowagę i pchnął prosto w brzuch wojownika. Zwrócił się w stronę maga.
– Zostań! – ryknął Bezimienny. – Richmond, trzymaj linię!
Hirad spoglądał prosto w oczy wojownika, który właśnie miał go zabić. Ten, ledwie dowierzając szczęściu, machnął mieczem w stronę bezbronnego barbarzyńcy. Cios nie doszedł celu, zamiast tego uderzając z brzękiem w trójkątną tarczę. Hirad zobaczył parę nóg i szybkie uderzenie miecza w górę, prosto w szyję swego prześladowcy. Sirendor schylił się i pomógł barbarzyńcy wstać.
Richmond zdołał odbiec tylko kilka kroków, kiedy zorientował się, jak fatalny błąd popełnił. Ras, związany z jednym przeciwnikiem, nie wiedział, że jego lewa flanka została zupełnie odsłonięta. Wykorzystując sytuację, kolejny z wrogów szybko obszedł swego kompana i zatopił miecz w boku Kruka.
Ras zacharczał i upadł, trzymając się za zranione biodro, mokre już od przesiąkającej przez zbroję krwi. Upadł wprost pod nogi Talana, na tyle mocno, by wytrącić przyjaciela z rytmu. Talan, który właśnie sparował jeden z ciosów, nie miał żadnej możliwości uchronić się przed kolejnym.
– Jasna cholera! – warknął Bezimienny. Ustawił miecz poziomo przed Talanem, przyjmując obydwa ciosy wymierzone w Kruka. Jednocześnie z całej siły kopnął jednego z atakujących w krocze.
Richmond z powrotem rzucił się do walki. W tym samym czasie Talan ustawił się nad leżącym Rasem i szybkim pchnięciem przebił pierś drugiego przeciwnika. Potem wyrwał ostrze, pozwalając padającemu wrogowi udusić się własną krwią.
Stojący z tyłu Ilkar mógł tylko patrzeć, jak xeteskiański mag biegnie w stronę części muru odsłoniętej po wybuchu drewnianych zabudowań, zatrzymuje się, odwraca w jego stronę, posyła mu uśmiech i, wypowiedziawszy jedno słowo, znika.
Ilkar zacisnął zęby i skierował swą uwagę w stronę walczących. Ras leżał nieruchomo, skulony. Bezimienny rozrąbał właśnie kolejnego przeciwnika, a po jego prawej Sirendor i Hirad także mordowali z wytrenowaną skutecznością. Jedynie cięcia Richmonda przypominały gwałtowne machnięcia cepem, a postawa ciała zdradzała kłębiące się w nim uczucia. Ilkar ruszył do przodu, ogniskując manę potrzebną do rzucenia zaklęcia. To wystarczyło. Zobaczywszy go, ci z wrogiego oddziału, którzy jeszcze trzymali się na nogach, odskoczyli i rozpoczęli odwrót.
– Zostaw ich – powiedział Bezimienny, widząc, że Hirad szykuje się do pościgu. Barbarzyńca zatrzymał się i patrzył na przeciwników, uciekających przy wtórze drwin dochodzących z murów. Słychać też było głośne okrzyki radości, bowiem dźwięk rogów na całym polu bitwy nawoływał oddziały wroga do odwrotu.
Dla Kruków jednak to zwycięstwo miało gorzki smak.
Na dziedzińcu panowała cisza, wszelkie okrzyki milkły, w miarę jak obrońcy zwracali wzrok na środek placu, by zobaczyć coś, co niewielu kiedykolwiek widziało. Hirad rozejrzał się i zobaczył, że wszyscy prócz niego i Ilkara są pochyleni nad ciałem Rasa. Dołączył do nich.
Otworzył usta, by zadać pytanie, ale powstrzymał słowa cisnące się na wargi. Ras leżał z rękami ciągle zaciśniętymi na paskudnej ranie i nie oddychał.
– Cały dzień siedzimy na tyłkach i teraz to – warknął Hirad. – Nigdy więcej roboty jako rezerwy.
– Myślę, że to nie czas ani miejsce na taką rozmowę – cicho odpowiedział Bezimienny, spoglądając na gromadzący się powoli tłum.
– A czemu nie? – Hirad poderwał się tak gwałtownie, że mięśnie zagrały mu pod skórzanym kubrakiem, a warkocz miedzianych włosów podskoczył na karku. Z trzaskiem wepchnął miecz do pochwy. – Ile jeszcze potrzebujemy cholernych dowodów? Po dniu spędzonym na murach nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, kiedy dochodzi do walki.
– Jest tu paru takich, którzy się z tobą nie zgodzą – wypalił Bezimienny, wskazując na leżące ciała wrogów.
– Straciliśmy trzech ludzi w ciągu dziesięciu lat, za każdym razem w kontrakcie, którego nie powinniśmy byli przyjmować. Powinniśmy się wynajmować do walki, a nie do siedzenia w miejscu i przyglądania się, jak to robią inni.
– Ten kontrakt to spore pieniądze – wtrącił Ilkar.
– Powiedz to Rasowi! – wykrzyknął Hirad
– Ja… – Ilkar urwał i przyłożył dłoń do czoła. Jego oczy nabrały nieobecnego wyrazu. Druga ręka ścisnęła ramię Bezimiennego.
– Rozmowa i Czuwanie będą musiały poczekać. Mag jest ciągle w pobliżu – powiedział Ilkar. Krucy zerwali się na nogi gotowi do działania.
– Gdzie? – warknął Hirad. – Już jest trupem.
– Nie widzę go – odpowiedział mag. – Rzucił Płaszcz-Ukrycia. Ale jest w pobliżu. Czuję ognisko many.
– Wspaniale! – odezwał się Sirendor. – Siedzimy jak na strzelnicy! – Mocniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza.
– Nie ma obawy. Musi rozproszyć Płaszcz, zanim znowu coś rzuci. Ciekaw jestem tylko, czego on tu szuka. – Twarz Ilkara była napięta w pełnym skupieniu.
Hirad rozejrzał się bacznie, zatrzymując wzrok na murach twierdzy. Kłębiące się chmury przyspieszyły nadejście wieczoru i okolica skąpana była w szarym półmroku. Zaczął padać niewielki deszcz. Wszystko wokół ucichło i setka oczu wpatrzona była w Kruków i ciało, które otaczali. Twierdza Taranspike zamarła i nawet zwycięscy żołnierze, wracający z pola, milkli, wkraczając na dziedziniec.
Krucy zaczęli powoli rozchodzić się, poszerzając krąg. Ilkar stał osobno, nie spuszczając oka z odcinka muru, przy którym zniknął Xeteskianin.
– Jak mógł nas nie trafić tamtym zaklęciem? – zastanowił się Talan, wskazując na kawałki drewna i rozsypane wszędzie ziarno. – Miał nas jak na dłoni.
– Nie mógł – odpowiedział Ilkar. – Dlatego też…
Xeteskianin pojawił się nagle przy zamkowym murze, z dłońmi opartymi o kamienie budowli. Palce poruszały się badawczo i w pewnej chwili część muru wsunęła się do środka i w lewo, odsłaniając ciemny korytarz. Mag wślizgnął się do środka i przejście natychmiast się zamknęło.
Ilkar podbiegł do muru i zaczął dokładnie badać jego powierzchnię. Reszta drużyny otoczyła go w oczekiwaniu.
– No, otwierajże! – ponaglił Hirad. Elf spojrzał na niego, nerwowo poruszając spiczastymi uszami.
– Potrafisz to otworzyć? – zapytał Talan.
Ilkar pokiwał głową.
– Tak, ale muszę rzucić zaklęcie. Inaczej nie znajdę przycisków.
Odwrócił się z powrotem do muru, a Krucy odsunęli się, by dać mu więcej miejsca. Ilkar zamknął oczy i wypowiedział krótką inkantację, jednocześnie poruszając palcami po kamiennej ścianie. Czuł, jak smugi many owijają się wokół jego dłoni. Jeden po drugim, palce odnajdywały punkty nacisku.
– Mam – powiedział w końcu. Nie minęło nawet pół minuty.
Bezimienny pokiwał głową.
– Bardzo dobrze – powiedział. – Ty jednak – tu wskazał na Talana – zostajesz, żeby opatrzyć ranę, zaś ty – wycedził w stronę Richmonda – rozpocznij Czuwanie i zastanów się, co uczyniłeś.
Na chwilę zapadła cisza. Talan rozważał sprzeciw, lecz strużka krwi na ramieniu i pobladła twarz wskazywały, że rana była dość poważna. Richmond podszedł do ciała Rasa, pociągając nosem i powstrzymując łzy cisnące się do błękitnych oczu. Pochylił się i ukląkł obok martwego Kruka, z dłońmi opartymi na wbitym w ziemię mieczu. Skłonił głowę i znieruchomiał; tylko długie, związane w kucyk blond włosy lekko poruszały się na wietrze. To właśnie on, Talan i Ras dołączyli do Kruków już jako zgrany i szanowany zespół cztery lata temu, po bitwie, w której oddział po raz pierwszy stracił dwóch członków.
Bezimienny podszedł do Ilkara.
– Ruszajmy – powiedział.
– Tak jest – odpowiedział elf i pchnął. Kamienna ściana cofnęła się, otwierając przejście. – Pozostanie otwarte – powiedział Ilkar. – Xeteskianin musiał je zamknąć od środka.
Na końcu ciemnego korytarza dostrzegli słabe, migoczące światło. Bezimienny wsunął się do środka, zaraz za nim weszli Hirad i Sirendor. Ilkar zamykał pochód. Nagle usłyszeli gwałtownie urwany okrzyk przerażenia i naglący głos, a zaraz potem szuranie butów. Bezimienny przyspieszył kroku.
« 1 2 3 4 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Złodziej czasu
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Listopad 2004
— Tomasz Kujawski, Eryk Remiezowicz

Dzieci, do dzieła!
— Eryk Remiezowicz

Wyścigi z cieniem
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.