WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Złodziej Świtu |
Tytuł oryginalny | Dawnthief |
Data wydania | 2001 |
Autor | James Barclay |
Przekład | Paweł Pyrka |
Wydawca | ISA |
Cykl | Saga o Krukach |
ISBN | 83-87376-93-0 |
Format | 576s. 115×.175mm |
Cena | 35,— |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Złodziej ŚwituJames Barclay
James BarclayZłodziej ŚwituHirad słyszał powolny, głęboki oddech. Smok otworzył paszczę, odsłaniając długie rzędy kłów. Ślina kapnęła na podłogę i natychmiast wyparowała. Potwór uniósł przednią łapę, wyciągając zakrzywiony pazur. Hirad mimowolnie cofnął się. Przełknął ślinę, czując jak pot oblewa mu plecy. Drżał jak osika. – O, kurwa – wykrztusił. Barbarzyńca zawsze wierzył, że umrze z mieczem w dłoni. Jednak w sekundę przed tym jak olbrzymi pazur miał rozszarpać go na strzępy, wydawało się to bezsensownym, wręcz śmiesznym gestem. Miejsce zrodzonego z przerażenia gniewu zajął spokój i wojownik wsunął broń do pochwy. Podniósł wzrok i spojrzał prosto w oczy bestii. Cios nie nadszedł. Zamiast tego smok cofnął łapę i pochylił olbrzymi pysk w dół i do przodu, zatrzymując się ledwie trzy kroki przed Hiradem. Wojownik poczuł na twarzy gorący, kwaśny oddech. – To ciekawe – odezwał się smok głosem, który wstrząsnął całym ciałem Kruka. Kolana Hirada w końcu poddały się i wojownik opadł na wyłożoną płytami posadzkę. Poruszał otwartymi szeroko ustami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. – Teraz – powiedział smok – porozmawiamy o kilku sprawach. Rozdział 2 – Więc kim są ci dragonici? – zapytał Sirendor zniecierpliwionym szeptem. Ilkar spojrzał w jego stronę. – To magowie. Mają… coś… no wiesz… wspólnego… ze smokami – powiedział, wykonując bezradny gest ręką. – Nie, do cholery, nie wiem! Przecież smoki nie istnieją, prawda? To tylko bajki, mity. – Sirendor nadal nie podnosił głosu. – Tak? No to widzę tam cholernie wielki kawał mitu! – Ilkar wskazał drzwi, strzygąc nerwowo uszami. – Czy to ma jakieś znaczenie? – wtrącił się Bezimienny. Jego głos, mimo że cichy, zachował swoją niezwykłą moc. – Musimy sobie odpowiedzieć tylko na jedno pytanie. Trójka Kruków i Denser stłoczeni byli przy uchylonych drzwiach do komnaty smoka. Wrogość odłożono na później. Hirad siedział tyłem do nich, z podciągniętymi nogami i dłońmi opartymi o posadzkę. Łeb smoka znajdował się tuż nad głową barbarzyńcy, olbrzymie cielsko spoczywało na podłodze ze złożonymi skrzydłami. Cała ta sytuacja, rozmiar i niezwykłość zjawiska, wydawały się Ilkarowi niepojęte. Pomijając fakt, że nie do końca wierzył zapisom w księgach i nauce mistrzów, Ilkar czasami wyobrażał sobie smoki i myślał o nich jako o dużych istotach. Jednak stworzenie siedzące przed Hiradem było tak ogromne, że elf musiał spojrzeć dwa razy, zanim zdecydował, że Sirendor się myli i nie patrzą na sprytną iluzję. A mimo to nadal w pełni nie wierzył. – Powinien już nie żyć – mruknął Bezimienny, na przemian zaciskając i rozluźniając dłoń na rękojeści miecza. – Dlaczego go nie zabił? – Wydaje nam się, że rozmawiają – odpowiedział Denser. – Co takiego? – Ilkar nie był w stanie usłyszeć ani słowa. Według niego po prostu gapili się na siebie. Ale kiedy przyjrzał się dokładniej, wytężając całą bystrość elfiego wzroku, zobaczył, jak Hirad potrząsa głową i prostuje się, by wykonać gest ręką. Barbarzyńca wskazał za siebie i powiedział coś, czego mag nie był już w stanie usłyszeć. Smok przekrzywił głowę i otworzył pysk pełen ociekających śliną kłów. Hirad poruszył się niespokojnie. – Co to znaczy, że nam się wydaje? – zapytał Sirendor, lecz Denser milczał. – Później, Sirendorze – powiedział Bezimienny. – Teraz musimy coś wymyślić, żeby go wyciągnąć. I to szybko. – O czym oni do diabła rozmawiają? – zastanowił się Ilkar. Ponieważ nikt nie odpowiedział, elf spojrzał z powrotem na zupełnie niewiarygodną scenę za drzwiami i jakiś błysk przykuł jego uwagę. Przez chwilę myślał, że to refleks światła na smoczych łuskach, lecz to coś nie było złote. Raczej stalowe lub srebrne. Wytężył oczy jeszcze bardziej i zobaczył niewielki dysk, może wielkości dłoni, przyczepiony do łańcucha oplątanego wokół jednego z pazurów tylnej łapy. Wskazał go Denserowi. – Gdzie? – zapytał Xeteskianin. – Na prawej łapie. Trzeci pazur. Denser pokręcił głową. – Dobry wzrok, co? Sekundę. – Denser wymamrotał kilka słów i potarł kciukiem oczy. Potem spojrzał jeszcze raz i zesztywniał. – Co to jest? I nie próbuj… – Módl się, aby Hirad zajął go rozmową wystarczająco długo – Xeteskianin przerwał Ilkarowi i znów zaczął mamrotać zaklęcie. – O czym ty mówisz? – syknął elf. – Co zobaczyłeś? – Zaufaj mi. Potrafię go uratować. Bądźcie tylko gotowi do ucieczki. Denser zrobił krok do przodu i zniknął. • • • – Zrozum, to dla mnie naprawdę trudne – powiedział Hirad. Smok ułożył głowę na boku i nieznacznie wysunął szczęki. Strużka śliny spłynęła na posadzkę i Hirad odruchowo odsunął nogę. – Wytłumacz mi – rozkazał smok głosem, który wpadał do ucha i wwiercał się głęboko pod czaszkę. – Musisz zrozumieć, że nigdy, nawet w najdziwniejszych, pijackich marach nie wyobrażałem sobie, że będę siedział i rozmawiał ze… ze smokiem. – Hirad rozłożył ręce i uniósł brwi. – To znaczy… znaczy… – urwał zmieszany. Smok wydął nozdrza i barbarzyńca znów poczuł na twarzy potężny oddech, tak gorący i kwaśny, że musiał się powstrzymać, by nie zakryć ust i nosa dłonią. – A teraz? – zapytał smok. – Teraz jestem absolutnie przerażony – odpowiedział Hirad i dreszcz przebiegł mu po ciele. Na plecach czuł lodowate krople potu, mimo że w komnacie było bardzo gorąco. Płomienie migotały w paleniskach umieszczonych półkoliście wokół legowiska smoka. Sama bestia spoczywała w bajorze wypełnionym czymś, co wyglądało jak mokre błoto. – Strach jest zdrowy. Tak samo jak umiejętność uznania własnej porażki. Tylko dlatego ciągle żyjesz. – Smok poruszył nieco skrzydłem. – Tak więc zdradź mi tajemnicę. Co tutaj robisz? – Ścigaliśmy kogoś. Wszedł tutaj. – Przewidywałem, że nie jesteś tu sam. Kogo ścigaliście? Barbarzyńca nie mógł powstrzymać uśmiechu. Sytuacja przekraczała ramy jego pojmowania. Choć był pewien, że właśnie rozmawia z istotą znaną tylko z legend, w żaden sposób nie mógł pozbyć się wrażenia, że to wszystko jest jednym wielkim żartem. A przynajmniej, że ma jakieś logiczne wytłumaczenie. – To był mag. Zabił jednego z moich przyjaciół. Szukamy go. Czy… widziałeś tu kogoś…? – wojownik zaciął się. Tego było już za wiele. – Wybacz mi – powiedział – ale ciągle nie mogę uwierzyć w twoje istnienie. Smok roześmiał się, a przynajmniej tak wydawało się Hiradowi. Dźwięk huczał mu w głowie niczym fale rozbijające się o skalisty brzeg. Ból spowodował, że zamknął oczy. Kiedy je otworzył, zobaczył olbrzymi łeb kilka centymetrów od swojej twarzy. Bestia dmuchnęła strumieniem gorącego powietrza prosto w oczy barbarzyńcy. Odskoczył do tyłu. Zanim jednak zdążył zastanowić się nad zaskakującą szybkością smoka, ten wykonał krótki ruch głową, uderzając go w szczękę. Cios posłał Hirada na posadzkę kilka metrów dalej, bezbronnego i oszołomionego. Wojownik usiadł i pomasował podbródek. Z głębokiego rozcięcia popłynęła krew. – A teraz, człowieczku? Czy nadal jest ci trudno we mnie uwierzyć? – Nie… Raczej nie… – I nie powinno. Seran we mnie wierzy, choć tym razem najwyraźniej mnie zawiódł. I jestem pewien, że twoi przyjaciele za drzwiami podzielają tę wiarę. – Głos bestii zabrzmiał jeszcze głośniej w głowie Kruka. Hirad wstał i otrząsając się z zamroczenia podszedł z powrotem do smoka. – Przepraszam. Nie chciałem cię obrazić – powiedział, czując, jak serce podchodzi mu do gardła. Smok wydał z siebie kolejny dźwięk, przypominający śmiech, lecz bardziej pobłażliwy. – A jednak poddawałeś w wątpliwość moje istnienie – odpowiedział. – Masz wielkie szczęście, że nie tak łatwo mnie obrazić. Albo raczej, że nie tak łatwo poddaję w wątpliwość… twoje życie. Hirad rozpaczliwie starał się skupić na myśleniu, lecz sytuacja wydawała się beznadziejna. Prędzej czy później bestia znudzi się zabawą, kłapnie szczęką i… – To prawda. – Hirad wzruszył ramionami zrezygnowany. – Ale prawdą jest też, że jesteś ostatnią rzeczą, jaką spodziewałem się tu ujrzeć. – Ach tak… – Rozbawienie smoka odbiło się echem pod czaszką barbarzyńcy. – W takim razie cię rozczarowałem. Czy powinienem przeprosić? – Znowu się roześmiał, choć tym razem ciszej, bardziej refleksyjnie. Hirad uchwycił lewym uchem delikatny szelest. A zaraz potem ledwie słyszalny głos. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Złodziej czasu
— Eryk Remiezowicz
Krótko o książkach: Listopad 2004
— Tomasz Kujawski, Eryk Remiezowicz
Dzieci, do dzieła!
— Eryk Remiezowicz
Wyścigi z cieniem
— Eryk Remiezowicz