Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

James Barclay
‹Złodziej Świtu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZłodziej Świtu
Tytuł oryginalnyDawnthief
Data wydania2001
Autor
PrzekładPaweł Pyrka
Wydawca ISA
CyklSaga o Krukach
ISBN83-87376-93-0
Format576s. 115×.175mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Złodziej Świtu

Esensja.pl
Esensja.pl
James Barclay
« 1 2 3 4 5 6 19 »

James Barclay

Złodziej Świtu

Hirad słyszał powolny, głęboki oddech. Smok otworzył paszczę, odsłaniając długie rzędy kłów. Ślina kapnęła na podłogę i natychmiast wyparowała.
Potwór uniósł przednią łapę, wyciągając zakrzywiony pazur. Hirad mimowolnie cofnął się. Przełknął ślinę, czując jak pot oblewa mu plecy. Drżał jak osika.
– O, kurwa – wykrztusił.
Barbarzyńca zawsze wierzył, że umrze z mieczem w dłoni. Jednak w sekundę przed tym jak olbrzymi pazur miał rozszarpać go na strzępy, wydawało się to bezsensownym, wręcz śmiesznym gestem. Miejsce zrodzonego z przerażenia gniewu zajął spokój i wojownik wsunął broń do pochwy. Podniósł wzrok i spojrzał prosto w oczy bestii.
Cios nie nadszedł. Zamiast tego smok cofnął łapę i pochylił olbrzymi pysk w dół i do przodu, zatrzymując się ledwie trzy kroki przed Hiradem. Wojownik poczuł na twarzy gorący, kwaśny oddech.
– To ciekawe – odezwał się smok głosem, który wstrząsnął całym ciałem Kruka. Kolana Hirada w końcu poddały się i wojownik opadł na wyłożoną płytami posadzkę. Poruszał otwartymi szeroko ustami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
– Teraz – powiedział smok – porozmawiamy o kilku sprawach.
Rozdział 2
– Więc kim są ci dragonici? – zapytał Sirendor zniecierpliwionym szeptem.
Ilkar spojrzał w jego stronę.
– To magowie. Mają… coś… no wiesz… wspólnego… ze smokami – powiedział, wykonując bezradny gest ręką.
– Nie, do cholery, nie wiem! Przecież smoki nie istnieją, prawda? To tylko bajki, mity. – Sirendor nadal nie podnosił głosu.
– Tak? No to widzę tam cholernie wielki kawał mitu! – Ilkar wskazał drzwi, strzygąc nerwowo uszami.
– Czy to ma jakieś znaczenie? – wtrącił się Bezimienny. Jego głos, mimo że cichy, zachował swoją niezwykłą moc. – Musimy sobie odpowiedzieć tylko na jedno pytanie.
Trójka Kruków i Denser stłoczeni byli przy uchylonych drzwiach do komnaty smoka. Wrogość odłożono na później. Hirad siedział tyłem do nich, z podciągniętymi nogami i dłońmi opartymi o posadzkę. Łeb smoka znajdował się tuż nad głową barbarzyńcy, olbrzymie cielsko spoczywało na podłodze ze złożonymi skrzydłami. Cała ta sytuacja, rozmiar i niezwykłość zjawiska, wydawały się Ilkarowi niepojęte.
Pomijając fakt, że nie do końca wierzył zapisom w księgach i nauce mistrzów, Ilkar czasami wyobrażał sobie smoki i myślał o nich jako o dużych istotach. Jednak stworzenie siedzące przed Hiradem było tak ogromne, że elf musiał spojrzeć dwa razy, zanim zdecydował, że Sirendor się myli i nie patrzą na sprytną iluzję. A mimo to nadal w pełni nie wierzył.
– Powinien już nie żyć – mruknął Bezimienny, na przemian zaciskając i rozluźniając dłoń na rękojeści miecza. – Dlaczego go nie zabił?
– Wydaje nam się, że rozmawiają – odpowiedział Denser.
– Co takiego? – Ilkar nie był w stanie usłyszeć ani słowa. Według niego po prostu gapili się na siebie. Ale kiedy przyjrzał się dokładniej, wytężając całą bystrość elfiego wzroku, zobaczył, jak Hirad potrząsa głową i prostuje się, by wykonać gest ręką. Barbarzyńca wskazał za siebie i powiedział coś, czego mag nie był już w stanie usłyszeć. Smok przekrzywił głowę i otworzył pysk pełen ociekających śliną kłów. Hirad poruszył się niespokojnie.
– Co to znaczy, że nam się wydaje? – zapytał Sirendor, lecz Denser milczał.
– Później, Sirendorze – powiedział Bezimienny. – Teraz musimy coś wymyślić, żeby go wyciągnąć. I to szybko.
– O czym oni do diabła rozmawiają? – zastanowił się Ilkar. Ponieważ nikt nie odpowiedział, elf spojrzał z powrotem na zupełnie niewiarygodną scenę za drzwiami i jakiś błysk przykuł jego uwagę. Przez chwilę myślał, że to refleks światła na smoczych łuskach, lecz to coś nie było złote. Raczej stalowe lub srebrne.
Wytężył oczy jeszcze bardziej i zobaczył niewielki dysk, może wielkości dłoni, przyczepiony do łańcucha oplątanego wokół jednego z pazurów tylnej łapy. Wskazał go Denserowi.
– Gdzie? – zapytał Xeteskianin.
– Na prawej łapie. Trzeci pazur.
Denser pokręcił głową.
– Dobry wzrok, co? Sekundę. – Denser wymamrotał kilka słów i potarł kciukiem oczy. Potem spojrzał jeszcze raz i zesztywniał.
– Co to jest? I nie próbuj…
– Módl się, aby Hirad zajął go rozmową wystarczająco długo – Xeteskianin przerwał Ilkarowi i znów zaczął mamrotać zaklęcie.
– O czym ty mówisz? – syknął elf. – Co zobaczyłeś?
– Zaufaj mi. Potrafię go uratować. Bądźcie tylko gotowi do ucieczki.
Denser zrobił krok do przodu i zniknął.
• • •
– Zrozum, to dla mnie naprawdę trudne – powiedział Hirad. Smok ułożył głowę na boku i nieznacznie wysunął szczęki. Strużka śliny spłynęła na posadzkę i Hirad odruchowo odsunął nogę.
– Wytłumacz mi – rozkazał smok głosem, który wpadał do ucha i wwiercał się głęboko pod czaszkę.
– Musisz zrozumieć, że nigdy, nawet w najdziwniejszych, pijackich marach nie wyobrażałem sobie, że będę siedział i rozmawiał ze… ze smokiem. – Hirad rozłożył ręce i uniósł brwi. – To znaczy… znaczy… – urwał zmieszany. Smok wydął nozdrza i barbarzyńca znów poczuł na twarzy potężny oddech, tak gorący i kwaśny, że musiał się powstrzymać, by nie zakryć ust i nosa dłonią.
– A teraz? – zapytał smok.
– Teraz jestem absolutnie przerażony – odpowiedział Hirad i dreszcz przebiegł mu po ciele. Na plecach czuł lodowate krople potu, mimo że w komnacie było bardzo gorąco. Płomienie migotały w paleniskach umieszczonych półkoliście wokół legowiska smoka. Sama bestia spoczywała w bajorze wypełnionym czymś, co wyglądało jak mokre błoto.
– Strach jest zdrowy. Tak samo jak umiejętność uznania własnej porażki. Tylko dlatego ciągle żyjesz. – Smok poruszył nieco skrzydłem. – Tak więc zdradź mi tajemnicę. Co tutaj robisz?
– Ścigaliśmy kogoś. Wszedł tutaj.
– Przewidywałem, że nie jesteś tu sam. Kogo ścigaliście?
Barbarzyńca nie mógł powstrzymać uśmiechu. Sytuacja przekraczała ramy jego pojmowania. Choć był pewien, że właśnie rozmawia z istotą znaną tylko z legend, w żaden sposób nie mógł pozbyć się wrażenia, że to wszystko jest jednym wielkim żartem. A przynajmniej, że ma jakieś logiczne wytłumaczenie.
– To był mag. Zabił jednego z moich przyjaciół. Szukamy go. Czy… widziałeś tu kogoś…? – wojownik zaciął się. Tego było już za wiele. – Wybacz mi – powiedział – ale ciągle nie mogę uwierzyć w twoje istnienie.
Smok roześmiał się, a przynajmniej tak wydawało się Hiradowi. Dźwięk huczał mu w głowie niczym fale rozbijające się o skalisty brzeg. Ból spowodował, że zamknął oczy. Kiedy je otworzył, zobaczył olbrzymi łeb kilka centymetrów od swojej twarzy. Bestia dmuchnęła strumieniem gorącego powietrza prosto w oczy barbarzyńcy. Odskoczył do tyłu. Zanim jednak zdążył zastanowić się nad zaskakującą szybkością smoka, ten wykonał krótki ruch głową, uderzając go w szczękę. Cios posłał Hirada na posadzkę kilka metrów dalej, bezbronnego i oszołomionego. Wojownik usiadł i pomasował podbródek. Z głębokiego rozcięcia popłynęła krew.
– A teraz, człowieczku? Czy nadal jest ci trudno we mnie uwierzyć?
– Nie… Raczej nie…
– I nie powinno. Seran we mnie wierzy, choć tym razem najwyraźniej mnie zawiódł. I jestem pewien, że twoi przyjaciele za drzwiami podzielają tę wiarę. – Głos bestii zabrzmiał jeszcze głośniej w głowie Kruka.
Hirad wstał i otrząsając się z zamroczenia podszedł z powrotem do smoka.
– Przepraszam. Nie chciałem cię obrazić – powiedział, czując, jak serce podchodzi mu do gardła. Smok wydał z siebie kolejny dźwięk, przypominający śmiech, lecz bardziej pobłażliwy.
– A jednak poddawałeś w wątpliwość moje istnienie – odpowiedział. – Masz wielkie szczęście, że nie tak łatwo mnie obrazić. Albo raczej, że nie tak łatwo poddaję w wątpliwość… twoje życie.
Hirad rozpaczliwie starał się skupić na myśleniu, lecz sytuacja wydawała się beznadziejna. Prędzej czy później bestia znudzi się zabawą, kłapnie szczęką i…
– To prawda. – Hirad wzruszył ramionami zrezygnowany. – Ale prawdą jest też, że jesteś ostatnią rzeczą, jaką spodziewałem się tu ujrzeć.
– Ach tak… – Rozbawienie smoka odbiło się echem pod czaszką barbarzyńcy. – W takim razie cię rozczarowałem. Czy powinienem przeprosić? – Znowu się roześmiał, choć tym razem ciszej, bardziej refleksyjnie.
Hirad uchwycił lewym uchem delikatny szelest. A zaraz potem ledwie słyszalny głos.
« 1 2 3 4 5 6 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Złodziej czasu
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Listopad 2004
— Tomasz Kujawski, Eryk Remiezowicz

Dzieci, do dzieła!
— Eryk Remiezowicz

Wyścigi z cieniem
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.