Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

James Barclay
‹Dziecko Nocy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDziecko Nocy
Tytuł oryginalnyNightchild
Data wydania24 sierpnia 2004
Autor
PrzekładMichał Studniarek
Wydawca ISA
CyklSaga o Krukach
ISBN83-88916-13-0
Format512s. 115×175mm
Cena34,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Dziecko Nocy

Esensja.pl
Esensja.pl
James Barclay
« 1 2 3 4 5 16 »

James Barclay

Dziecko Nocy

– Jak przebudzenie prawdziwych ponadkolegialnych umiejętności, tak? Jakoś się tego nie boję. – Denser uśmiechnął się. – Jeśli tak się stanie, będziemy mieli co uczcić.
– Uważaj, Denser – ostrzegł go Vuldaroq. – Balaia to nie jest miejsce dla następnego Septerna. Ani teraz, ani nigdy. Świat się zmienił.
– Dordover ma prawo mówić tylko za siebie, nie za całą Balaię. A tymczasem Lyanna może pokazać wam drogę naprzód. Nam wszystkim.
Vuldaroq prychnął.
– Naprzód? Powrót Jedności to krok w tył, mój xeteskiański przyjacielu, ale na szczęście jedno utalentowane dziecko nie może być zapowiedzią takiego kroku. Samotne dziecko jest pozbawione mocy. – Stary Dordovańczyk zagryzł wargi.
– Tylko wtedy, jeśli powstrzymacie ją od uświadomienia sobie swoich zdolności. – Nagle jego głos przeszedł w szept. Denser zrobił krok w tył, jego usta przez chwilę pozostawały otwarte. – A więc to o to chodzi, prawda? Na upadek wszystkich bogów, Vuldaroq, jeśli spadnie jej chociaż jeden włos z głowy…
Vuldaroq podniósł się z krzesła.
– Nikt nie zamierza jej skrzywdzić, Denser. Uspokój się. Jesteśmy Dordovańczykami, a nie Łowcami Czarownic. – Ruszył w stronę drzwi. – Znajdź ją i sprowadź tutaj, Denser. I to szybko. Uwierz mi, to ważne dla nas wszystkich.
– Wyjdź stąd – wysyczał Denser.
– Pozwól, iż przypomnę ci, że to moja Wieża – warknął Vuldaroq.
– Wyjdź stąd! – wrzasnął Denser. – Nie masz pojęcia, z czym igrasz! Ani trochę.
Usiadł z powrotem na krześle.
– Wręcz przeciwnie, sądzę, że mam całkiem spore pojęcie. – Vuldaroq jeszcze przez chwilę stał w komnacie, nim wytoczył się na zewnątrz.
Denser nasłuchiwał, jak jego ciężkie kroki cichną w głębi wyłożonego drewnem korytarza. Rozłożył list, którego nie znaleźli w komnatach Erienne, choć nie został dokładnie ukryty. Denser wiedział, że tam będzie, zaadresowany do niego. I wiedział, że go nie znajdą, podobnie jak jej samej.
Ponownie przeczytał list i westchnął. Minęło już cztery i pół roku od chwili, kiedy wszyscy razem stali na polach wokół wieży Septerna, a mimo to Krucy pozostawali jedynymi ludźmi, którzy mogli mu pomóc, mimo iż byli uszczupleni. Erienne zniknęła, a Thraun najprawdopodobniej wciąż biega z wilczym stadem po lesie Thornewood. Pozostał Hirad, z którym pokłócił się rok temu i od tamtej pory nie utrzymywał kontaktu, Ilkar, który pracował w ruinach Julatsy, no i oczywiście Ten Najważniejszy.
Denser uśmiechnął się. Wciąż był ich filarem. Pomyślał, że gdyby leciał całą drogę, mógłby za dwa dni znaleźć się w Korinie u Bezimiennego. Wieczerza we Wronim Gnieździe i wypita z wojownikiem szklaneczka czerwonego wina z Blackthorne to miła perspektywa.
Postanowił, iż wyruszy z Dordover o świtaniu, i sięgnął po pierścień, by rozpalić ogień i ogrzać komnaty Erienne. Jego uśmiech zblakł. Tak wiele jest do zrobienia. Dordovańczycy nie przestaną szukać Lyanny, nie mógł więc ryzykować, że znajdą ją pierwsi. Biorąc pod uwagę treść listu, było to mało prawdopodobne, ale nie mógł mieć całkowitej pewności. A poza tym nie wiedział także, czy jego córce nie zagrożą także ludzie, do których Erienne zwróciła się o pomoc.
Było również coś jeszcze. Dręczyło go coś poważnego, ale nie mógł wyciągnąć tego z podświadomości. Miało to jakiś związek z Przebudzeniem.
Silny podmuch wiatru załomotał oknami i znikł, zanim właściwie się pojawił. Denser zadrżał, po czym zaczął ostrożnie przekopywać się przez papiery zgromadzone na biurku.
• • •
Korina wrzała życiem. Tego lata handel udał się doskonale, a zmiana pory roku nie przyniosła wielkich strat poza malejącą liczbą wędrowców i robotników, którzy zaczęli odpływać na południowy kontynent, podążając za ciepłem.
Po dwóch latach pogłosek o kolejnych bitwach, rosnących podatkach i najeździe Wesmenów, które pojawiały się od czasu zakończenia wojny, do opuszczonych doków i na place targowe Koriny wróciło życie, każdy handlarz był zdecydowany wycisnąć nawet najmniejszy grosz zysku. Dni targowe trwały dłużej, z każdym przypływem w dzień i w nocy do portu zawijało więcej statków, zajazdy zaś, karczmy i noclegownie nie widziały takiego najazdu od czasu najlepszych dni Sojuszu Handlowego Koriny. Oczywiście na ziemiach baronów znów w najlepsze zaczęły się swary i drużyny najemników ponownie mogły liczyć na zyski. Lecz tym razem był to interes bez udziału Kruków.
Wronie Gniazdo, położone na skraju głównego placu targowego Koriny, trzeszczało w szwach od samego rana, kiedy to podawano śniadania, do późnego wieczoru, gdy po prosiakach z rożna zostawały już tylko kości i chrząstki.
Bezimienny zamknął drzwi za ostatnim pijakiem i odwrócił się, by spojrzeć na bar. W jednym z małych luster zawieszonych na słupach dostrzegł swoje odbicie. Krótko ostrzyżone włosy nie mogły ukryć siwizny pasującej do koloru jego oczu, lecz linia szczęki nadal pozostała tak samo wyrazista, a ciało skryte pod białą koszulą i ciemnobrązowymi spodniami utrzymało się w dobrej formie dzięki regularnym niczym modlitwy ćwiczeniom. Trzydzieści osiem lat. Nie czuł tego, lecz już nie walczył. Miał ku temu powody.
Straż właśnie obwieściła pierwszą godzinę nowego dnia, lecz miną jeszcze dwie, zanim przejdzie przez drzwi własnego domu. Miał nadzieję, że Diera miała z Jonasem lepszą noc. Chłopiec cierpiał na kolkę i często w nocy marudził.
Uśmiechnął się, podchodząc do baru, na którym Tomas postawił dwa parujące cebrzyki wody z mydłem i położył szmaty i mop. Najszczęśliwsze chwile, pomyślał, to stanąć w nocy nad kołyską nowo narodzonego syna i potem obudzić się u boku Diery, kiedy słońce wpada przez okno ich sypialni. Przyciągnął sobie zydel i usiadł, z hukiem opierając ręce na barze. Tomas wynurzył się zza niego z butelką likieru z czerwonych winogron z Południowych Wysp i dwoma małymi kieliszkami. Nalał do obu. Choć zaczynał pięćdziesiąty rok życia, jego oczy wciąż błyszczały żywo pod okapem brwi, a szczupła sylwetka była krzepka i wyprostowana.
– Za kolejną udaną noc – rzekł, wręczając Bezimiennemu kieliszek.
– I mądrą decyzję o zatrudnieniu dwóch osób dodatkowej obsługi. Zdjęli mi ciężar z pleców.
Dwaj mężczyźni, przyjaciele od ponad dwudziestu lat i od ponad tuzina współwłaściciele Wroniego Gniazda, stuknęli się kieliszkami i wypili. Jedna kolejka na noc. Taka była umowa, która obowiązywała ich od jakichś czterech lat. Żaden z nich nie przeoczyłby tego po całym wieczorze wspólnej pracy, tak samo, jak nie mogliby zapomnieć o oddychaniu. W końcu robili to dla uczczenia tych wspaniałych chwil zwyczajnego życia, o które Bezimienny walczył wraz z Krukami przez ponad dekadę.
Bezimienny potarł podbródek, czując pod ręką jednodniowy zarost. Spojrzał w stronę ozdobionych znakiem Kruków drzwi prowadzących na zaplecze, obecnie rzadko już używanych.
– Coś cię gryzie, co? – zapytał Tomas.
– Tak – odrzekł Bezimienny – ale to nie to, o czym myślisz.
– Doprawdy? – Tomas uniósł pytająco brwi. – Wiesz, nigdy nie mogłem tego zrozumieć. Założyłeś tę knajpę i do tego prowadzisz ją ze mną niemal od zawsze.
– Nigdy nie sądziłeś, że tego dożyję, co? – Bezimienny uniósł cebrzyk i szmatę.
– Nigdy w to nie wątpiłem. Lecz ty jesteś podróżnikiem, Sol. Wojownikiem. Masz to we krwi.
Tylko Tomasowi i Dierze Bezimienny pozwalał używać swojego prawdziwego imienia, imienia Protektora, ale kiedy go tak nazywali, czuł, że się martwią. Bo prawda była taka, że on nigdy nie osiadł tak do końca. Wciąż jeszcze miał robotę do zrobienia w Xetesku: badania nad uwolnieniem Protektorów, które Ciemne Kolegium powinno dalej prowadzić. Miał także przyjaciół, których chciałby znowu zobaczyć. A poza tym, choć starał się kierować rozsądkiem, nie mógł zaprzeczyć, że czasem czuł zmęczenie nie kończącą się rutyną i wtedy pragnął wyjechać z mieczem na plecach i poczuć, że znowu żyje.
To go martwiło. A jeśli tak naprawdę on nigdy nie chciał osiąść i jego mgliste pragnienia zmienią się w niedalekiej przyszłości w coś bardziej konkretnego? Dobrze, że przynajmniej nie czuje chęci walki na pierwszej linii, a to już jest coś. A przecież trafiały się propozycje. Bardzo wiele propozycji.
Uśmiechnął się do Tomasa.
– Już nie. Teraz raczej macham mopem niż mieczem.
– Zatem co cię gryzie?
– Denser przybywa. Czuję to. Jak zwykle.
– Och. Kiedy? – Tomas zmarszczył brwi.
Bezimienny wzruszył ramionami.
– Wkrótce. Naprawdę niedługo.
W drzwiach prowadzących do gospody pojawił się Rhob, syn Tomasa. W ciągu ostatnich kilku lat nerwowy dzieciak wyrósł na silnego, rozsądnego młodzieńca. Jego zielone oczy błyszczały w twarzy o wysokich kościach policzkowych, pod krótko przyciętymi włosami. Umięśniona postać była efektem wielu lat fizycznej pracy przy koniach, siodłach i powozach, dobry charakter zaś stanowił dokładne odbicie osobowości ojca.
« 1 2 3 4 5 16 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dzieci, do dzieła!
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Wyścigi z cieniem
— Eryk Remiezowicz

Złodziej czasu
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.