Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacek Dukaj
‹Interversum›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułInterversum
Autor
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

Interversum

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Jacek Dukaj

Interversum

Kiedyś odkrywał w ten sposób granice wulgarności w języku. (Jeszcze wcale nie tak dawno temu). Teraz wymacywał w ciemności masywną bryłę Gry.
W trzecim tygodniu gipsu wymyślił następny cel: pieniądze. Chciał mieć między innymi rower – rodzicom zawsze brakowało, nawet nie bardzo miał śmiałość nalegać, wiedział, że by się tym ośmieszył, jeśli nie w ich, to we własnych oczach. Ale – pieniądze…! Gdy tylko pomyślał, od razu zaczął pożądać. (Sztucznie wyindukowane marzenie). Trzeba wykorzystać Grę; na tym wszak polega – na wykorzystywaniu. Czyż nie?
Sposób nasunął mu się w pierwszym skojarzeniu: toto-lotek. Jeden zakład tygodniowo, to nie wyjdzie drogo; poprosi rodziców, będą mu posyłać.
Po krótkim zastanowieniu uznał, że liczby nie mają znaczenia. Co zatem ma? Tu zaczynały się ciemne sztuczki Gry.
Do najoczywistszego rozwiązania podchodził z największą podejrzliwością. Jakże wielka musiałaby być ta przewaga sumy dobrych uczynków? Wszak tylu ludzi gra na loteriach… Nie, nie o to tu idzie. Zatem o co?
Rozważał rzecz tak często, tak obsesyjnie, że drogi, jakimi tu docierał do swych wniosków, plątały mu się w retrospekcjach, nakładały jedna na drugą, w końcu już nie wiedział, skąd wzięło się w nim dane przekonanie, pozostawała ślepa wiara, że to jedyna odpowiednia droga. A raczej nie wiara, nie, w istocie coś w jego przekonaniu zupełnie odmiennego: coś na kształt estetycznego przeczucia, osobliwego zmysłu symetrii. Im bardziej swędziała go noga, tym głębiej zapadał w mroczne spirale krzywych skojarzeń. Jakoś sprzęgły się w nim obie masochistyczne przyjemności: darcie paznokciami skóry pod gipsem oraz licytacja w Grze.
Tylko pod pewnym kątem widziany obraz oddaje w pełni harmonię swej kompozycji. Gracz zważył szczęście i nieszczęście i rzucił kośćmi. Przestał walczyć z irytującym pieczeniem ogipsowanej skóry. Nie jadł tego, co mu najbardziej smakowało – choć rodzice starali się mu dogodzić jak nigdy i wyraźnie się dziwili; jadł i pił rzeczy jedynie co najmniej nieprzyjemne w smaku. Pilnował się, by nie oglądać telewizji, a już na pewno – filmów i programów, które pragnął był obejrzeć. Na co miał ochotę – tego sobie tym mocniej odmawiał. Gdy chciał skłamać, mówił prawdę; gdy chciał rzec prawdę – łgał. W każdej rozmowie stawiał się w jak najgorszym świetle. Był z natury skryty i chował przed światem wiele wstydliwych sekretów; teraz je ujawniał po kolei, od najboleśniejszych poczynając.
Podsłuchał rozmowę rodziców: zastanawiali się, czy nie zasięgnąć porady psychologa. (To był akurat czas, gdy psychologia zaczynała wchodzić w modę). Przyznał im się, że podsłuchiwał. Powiedział, że nie potrzebuje psychologa. Nic mu nie jest. Ponieważ to też był sekret, i też groźny, i też bał się Gracz jego ujawnienia – opowiedział im o Grze. Opowiedział im o brzdącu spod trzepaka i o butach.
Zaczynał już podejrzewać, że cena może się okazać nazbyt wysoka, ale w tym tygodniu trafił czwórkę. Wygrana nie była wielka – lecz stanowiła pierwszą oznakę zyskiwanej przewagi. Zresztą to już w coraz mniejszym stopniu szło o pieniądze i ten rower. Jak Syzyf, któremu głaz się wymyka u szczytu – Gracz przegranej po prostu już by nie zniósł. Nie mógł odpuścić.
Matka się sprzeciwiła dalszemu hazardowi: ani ona, ani ojciec nie będą już dla Gracza posyłać kuponów; to jest chore, gdy tylko noga się zrośnie, pójdzie do psychologa. Zaczął zatem wykorzystywać kolegów z klasy, odwiedzających go weekandami z zeszytami do przepisania. Gra toczyła się nadal.
Odwiedził go także wuj. (Zapewne zadzwonili po niego).
– Próbujesz się targować z Panem Bogiem?
Normalnie Gracz wybrałby łagodną spiralę banałów, ale ponieważ Grał, odparł zgodnie z niebezpieczną prawdą.
– Ja nie wiem, czy to Bóg. Nie wiem, czy istnieje.
– Nie wierzysz w Niego? – spytał ksiądz, który już nie mierzwił mu włosów i nie uśmiechał się porozumiewawczo.
– W ogóle nie rozumiem. Co to znaczy. Albo wiem, albo nie wiem. Albo podejrzewam, przeczuwam, a nie jestem pewien. Wiem, że mnie noga swędzi. Wiem, że jest piątek. Nie wiem, czy wygram. Nie wiem, która godzina, ale dowiem się, jak popatrzę na zegarek. Przypuszczam, że znowu będzie padać. Przeczuwam, że jesteś na mnie zły. A w co wierzę? Ja nie rozumiem.
– Nie wierzysz, że mama i tata i ja chcemy dla ciebie jak najlepiej?
– To wiem.
– Nie wierzysz, że wyleczysz się z tego złamania?
– Na to mam nadzieję.
– Nie masz nadziei na istnienie Boga?
– Ty masz?
– Ja wierzę. Ja wiem.
– Wiesz?
– Nie mogę się oprzeć. – Wuj nacisnął z góry płasko ułożoną dłonią, jakby gniótł blok twardego powietrza. – Prześwietla mnie. Nawet wątpiący czasami czują. Nigdy się nie wahasz w swojej niewierze?
– Ale to przecież nie jest tak, że ja wierzę w Jego nieistnienie...! Ja nie wiem.
– Ja też przez lata nie wiedziałem. Ale wierzyłem. Nawet teraz ta wiedza nie byłaby możliwa bez wiary.
– Nie rozumiem takiej wiedzy. Nie rozumiem takiej wiary.
– A musisz rozumieć?
– A jakże inaczej?
– Słyszałeś o Einsteinie?
– Jasne.
– Wiesz, kim on był?
– Fizykiem. Genialnym.
– Skąd wiesz, że genialnym?
– Poodkrywał jakieś wielkie prawa.
– Rozumiesz te prawa? Rozumiesz naturę tych odkryć? Więc skąd wiesz, że był genialny?
– Wszyscy to wiedzą.
– Wierzysz zatem, że mówią o nim prawdę. Wierzysz, że ja mówię prawdę?
– Nie wiem. Ja…
– Wierzysz, że mówię prawdę? Posłuchaj mnie: Bóg jest.
Gracz wił się pod spojrzeniem wuja jak przypiekany.
– Możliwe – mruknął.
Wuj westchnął, odchylił się na krześle do tyłu, założył nogę na nogę. Nie patrzył już na Gracza, krążył spojrzeniem powyżej.
– Czasami przewlekle chorzy – zaczął – przeważnie ludzie starsi, gdy nazbyt długo żyją z bólem… Jest taki moment… Uzależniają się od niego. Coś pęka i przekroczony zostaje próg, przeskakują zwrotnice w mózgu. Ból zaczyna cię koić. Jest ciepły, otula cię, chroni od świata, od wszystkiego, co nie jest bólem. Oddajesz mu się cały. Nawet ciało jest jakby zadowolone. Rodzi się lęk przed zmianą stanu, końcem bólu. Ból daje bezpieczeństwo, spokój, uwalnia cię od czasu. Stanowi jedyną kategorię, opisuje więc również przyjemność. Jeśli chcesz doświadczyć ułomnego substytutu tego przejścia, chwyć kiedyś gołymi palcami szklankę z wrzątkiem. Nie u dołu, ale z góry, tak, że gorąco podchodzić będzie stopniowo. Najpierw się sparzysz. Po dwóch-trzech sekundach przestaniesz odczuwać temperaturę, zostanie ból palców. Jeśli teraz nie odejmiesz dłoni i utrzymasz szklankę przez dalsze kilkanaście sekund – a nie każdy to potrafi – poznasz pierwszy cień owej przyjemności.
– Mnie noga już prawie w ogóle nie boli – burknął Gracz.
– Nie miałem na myśli nogi – rzekł wujek.
Obsesja rosła. Już zgoła fizycznie czuł wychylanie się szal. Ostatnio pod choinkę dostał był zegarek, bardzo elegancki, z siedmioma wskazówkami na trzech tarczach, koledzy zazdrościli. Któregoś ranka rzucił go na podłogę i zmiażdżył gipsem.
Gracz to czuł, czuł wyraźnie. Jakby stał przy otwartym na oścież oknie, a orzeźwiający wiatr spod zachodzącego słońca wiał mu prosto w płuca. Lekkość, wielkie upojenie, ciało karmi się pejzażem. Przestał się odzywać. Przestał czytać. Już nawet nie pamiętał o rowerze i nie bardzo czekał losowań.
Wtedy nastąpiło owo przejście, o którym opowiadał był wujek. Gracz zatracił ostrość rozróżnienia szczęścia i nieszczęścia i zachwiał się na osi. W którą stronę wiatr wieje? To, co odpychało, przyciągało; to, co przyciągało, odpychało. Rankiem zajadał się ulubionymi surowymi marchewkami, by wieczorem pościć w jadle i słowach. Noc zastawała go w połowie transformacji, ni to dziecko, ni wampir. Zastygał, niczym na zbyt wcześnie wykonanej fotografii: w drodze do pozy. Nawet sny miewał jakieś takie niedośnione, roztopiona plastelina nadziei i lęków. I co właściwie mu się śniło… Zasypiał jakby mdlał: głowa ciężka od krwi, upadek w gorąc, kończyny bezwładne. Łuuumm. I długa ciemność. Rankiem mówili mu, że krzyczy przez sen.
Któregoś razu matka aż się rozpłakała.
– O co ci chodzi, co ty robisz, co znowu sobie ubzdurałeś, chcesz ten rower, dobrze, załatwimy jakoś, no odezwij się, co z tobą, proszę cię.
– Ale znowu nie był pewien, czy cieszą go te łzy, czy też sprawiają mu przykrość. W którą stronę wyciągnąć rękę. Po co. Ku czemu. Przez co. Natłok sprzecznych interpretacji.
Dwa dni po zdjęciu gipsu trafił szóstkę. Nazajutrz zapadł na ciężkie zapalenie opon mózgowych. Ze śpiączki wyszedł po trzech miesiącach.
• • •
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

08 V 2012   16:24:56

Kiedy ta książka się ukaże, wie ktoś?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz

Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek

Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj

Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka

Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka

Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech

Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska

Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz

Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.