WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Interversum |
Autor | Jacek Dukaj |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
InterversumJacek DukajInterversumZuchwały władca sekretnych synergii, siedemnastoletni mistyk pragnień nieziszczonych… jakże się potem wstydził swego samozadowolenia. Klara mu wyznała, że było to niczym uderzenie fali gorąca pod dotykiem bioenergoterapeuty. Kolana się pod nią uginały i tchu jej brakowało, i traciła poczucie równowagi. Gracz zdjęła pycha. Może rzeczywiście? Kto wie. Powinien był znać – on najlepiej – cenę spełnienia. Przecież dostrzegał kątem oka tę ciemną płachtę, aksamitny płaszcz bestii, zawsze w ruchu, mnący się w zielonkawe fałdy. Czasami widać go wyraźniej: w wieczornym refleksie na szybie wystawowej, w benzynowej kałuży, w oglądanym z ukosa ekranie telewizyjnym, w oku konającego. Palec Drugiego Gracza; a może kolor szachownicy. Czuł to przecież; zawsze czuł. Powinien się był spodziewać. Potem, na drzwiach swego gabinetu, zawiesi tabliczkę z Trzema Prawami:
Twarz Klary falsyfikowała je w jego oczach wszystkie razem i każde z osobna. Dotyk jej rzęs na skórze dowodził wiecznotrwałości każdej chwili; nic we wszechświecie nie ginie. Jej śmiech – otwarty, przeponowy śmiech Klary – wynagradzał Graczowi wszystkie strachy, przeszłe i przyszłe. Powolne przebudzenie w jej ciepłych objęciach usprawiedliwiało całe życie, włącznie z tą stroną śmierci, która do niego przynależy. Raz jeden dane mu było tak się obudzić i pomyślał wtedy, niezdarnie zagarniając w dłoń czarne loki: szczęście. Klarę z kolei obudził jego szloch i drżenie łóżka. Rozespana, obróciła głowę. Nocowali w mieszkaniu jej ciotki, która leżała w szpitalu na nerki; za uchylonym oknem powietrze trzeszczało od kolorów porannego słońca, wszystkie ptaki maja śpiewały i ćwierkały w jaskrawej zieleni starych drzew międzygrobnych (ciotka mieszkała przy cmentarzu). Poza tym wielka cisza. – No? Spojrzał na nią, mrugając. Uśmiechnęła się, taki był odruch między nimi. Wyciągnął rękę i przesunął opuszkiem palca po jej dolnej wardze. Klara przez koc zahaczyła go za udo prawą nogą, ale się wywinął. – Będę musiał być bardzo ostrożny – rzekł niepewnie. – Może gdybyśmy się już nigdy więcej nie spotkali… – A, ty znowu swoje. – Oczywiście wiedziała: pierwszą z szeregu jego nieostrożności było opowiedzenie jej o Grze. – Może gdybym jakoś zrównoważył… – To jest paranoja, zdajesz sobie sprawę? – Ziewnęła. – Istnieje chyba nawet taka jednostka chorobowa: mania prześladowcza połączona z megalomanią i nerwicą… Zracjonalizowana forma anhedonii. – Skąd ty znasz takie słowa? – Z filmów Woody’ego Allena. Jak byłeś mały, pewnie uciekałeś od cukierków i zajadałeś się szpinakiem, co? Mam rację? – Trąciła go łokciem. – Nic nie poradzę, gdy ktoś jest zupełnie ślepy – westchnął. – Ale nie boję się o siebie; to przecież dotyczy każdego. Poszukał chusteczki, wydmuchał nos. Potem położył się na boku przy Klarze, twarz w twarz, tak że miał ją na ciepły szept ćwiercią oddechu, taka była ich mudra prawdy. – Po prostu starasz się wyprzedzić strach. – Pocałowała go. – Jeśli się wystarczająco długo czeka, przypadek potwierdzi każdą paranoję. Zaprzeczył drobnym ruchem oczu. – Ty po prostu nie wyczuwasz tego głębszego wzorca. Prekursorów teorii chaosu też miano za szaleńców. – A twórz sobie teorie jakie chcesz, tylko mi tu nie wyskakuj z jakąś separacją. – Usiłuję zapanować… – Nad kim? Patrz na mnie. – Nad sobą. Nad swoim losem. I nad twoim losem. – W jaki sposób? Samodzielnie skazując się na najgorsze, żeby potem móc sobie wmówić, że to był twój własny wybór? – Ciii. Chcę tylko zminimalizować szkody. No, już, zapomnij, nieważne. – Przysięgnij. – Co? – Tu go zaskoczyła; nigdy dotąd nie żądała żadnych przysiąg, nie wymuszała obietnic i nie pytała o przyszłość dalszą niż następny tydzień. – Przysięgnij, że nie posuniesz się w tej swojej grze do żadnego szaleństwa, że przynajmniej mnie wcześniej zapytasz. No. Już. – Ale co… – No i gdzie patrzysz? – Trzepnęła go w ucho. – Roją ci się jakieś prewencyjne masochizmy, myślisz, że nie widzę? – Boże, Klara, to nie jest takie proste… – Przysięgaj, przysięgaj. – Nie. – Co? – Nie. Sorry. Nie obiecam. Spojrzenie jej szeroko otwartych oczu, tak jasnych, tak poważnych, wiązało twarz Gracza w formie nie dopuszczającej żadnych sztucznych grymasów, ochronnych min. Klara przypatrywała mu się w zamyśleniu. Pośliniła kciuk i, oparłszy ciężar dłoni na jego skroni, przygładziła mu lewą brew. Pocałował ją w przedramię. Dmuchnęła mu w rzęsy, opuścił powieki, tak przyjmował jej oddech. – Czego mogę się spodziewać? – spytała. (Wszystko to były szepty i półszepty). – Nieszczęścia. W istocie to on spodziewał się nieszczęścia, i to wręcz czegoś na miarę apokaliptycznej hekatomby, zagłady całego swego świata. Precedensy były mu doskonale znane – dociekał był przeróżnych wzorców, po kolei testując algorytmy. Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu, co śmierci czekają na próżno, szukają jej bardziej niż skarbu w roli; cieszą się, skaczą z radości, weselą się, że doszli do grobu. Człowiek swej drogi jest nieświadomy, Bóg sam ją przed nim zamyka. Oraz: Płacz stał mi się pożywieniem, jęki moje płyną jak woda, bo spotkało mnie, czegom się lękał, bałem się, a jednak to przyszło. Nie znam spokoju ni ciszy, nim spocznę, już wrzawa przychodzi. Bał się, a jednak przyszło! Bał się, a jednak przyszło! On czyni cuda niezbadane, nikt nie zliczy Jego dziwów. Nie widzę Go, chociaż przechodzi; mija, a dostrzec nie mogę. Kto Mu zabroni, choć zniszczy? Kto zdoła powiedzieć: „Co robisz?”. Jakże ja zdołam z Nim mówić? O siłę chodzi? To mocarz. O sąd? Kto da mi świadectwo? On i prawym zamknie usta, mam słuszność, a winnym mnie uzna. Na jedno więc wychodzi, prawego ze złym razem zniszczy. Jeśli nie On – to kto właściwie? Ale czy Graczowi szło o sprawiedliwość? On inaczej czytał to słowo, z innej perspektywy. Tak mianowicie je tłumaczył: „reguły gry”. Jest myśl, co mnie tak przeraża, że drżę na całym ciele: Czemuż to żyją grzesznicy? Wiekowi są i potężni. (Gdyby Stalin umarł niemowlęciem, też poszedłby do nieba? Gdzie konkretnie przebiega linia realizacji zysków?) Jeden umiera szczęśliwy, ze wszech miar bezpieczny, beztroski. Drugi zaś kończy w boleści i szczęścia nigdy nie zaznał. A w ziemi leżą razem, obydwu pokrywa robactwo. • • • Tak zatem po pół roku przyznawał już nawet przed samym sobą, iż jest to miłość; wobec tego rozpoczął Grę w jej obronie. Na początek powiedział Klarze, że jej nie kocha, nigdy nie kochał. Nie dało to rezultatu, nazbyt dobrze go przez ten czas poznała: wiedziała, że to Gra. Z tego sprzeciwu samej ofiary przed jej ratunkiem zrodziło się w Graczu przeczucie kształtu zastawionej nań pułapki. (Bez wysiłku już postrzegał głębokie symetrie losu). Tak, jak to widział, miał teraz trzy wyjścia: równomiernie rozłożyć zagrożenie (w praktyce rzecz prawie niewykonalna, podświadomość go zdradzi, był pewien); faktycznie odwrócić wektory (pamiętał i bał się tego, to niebezpieczna operacja na żywej psychice, nie do przewidzenia, co ostatecznie da na wyjściu, najprawdopodobniej nie będzie potem w stanie zatrzymać procesu); lub sprowokować przedwczesne uderzenie, by dopełnić symetrię mniejszym kosztem. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz
Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek
Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj
Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka
Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka
Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech
Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska
Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz
Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk
Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Kiedy ta książka się ukaże, wie ktoś?